Metoda Indian Hopi.docx

(15 KB) Pobierz

Metoda Indian Hopi




Indianie Hopi, czyli Spokojni Ludzie, w liczbie ok. 6500 mieszkają w rezerwacie w stanie Arizona. Kultywują stare obrzędy, które polegają na kontaktach z dobrymi duchami przodków. Oddziaływanie duchów na ciało fizyczne jest poprzedzone rytuałami, które m
ają za zadanie oczyszczenie ciał niewidzialnych otaczających organizm. Niektóre z nich udostępniają szerszemu ogółowi, np. zabiegi świecowania uszu.Metoda ta była znana już w czasach starożytnych w Egipcie, Chinach, Indiach, Tybecie oraz w Ameryce.
W tamtym okresie świecowanie uszu było znane na obszarach wschodniej Polski. Świece były produkowane pojedynczo w sposób chałupniczy, na potrzeby chorych członków rodziny. Do tego wyrobu stosowano papier lub kawałek lnianego materiału. Papier był nacieran
y, a materiał lniany nasączany podgrzanym woskiem i kitem pszczelim. Nie dodawano ziół i olejków eterycznych.Podobnym zabiegiem jak świecowania
jest stosowanie konch (lejków). Dawniej był to wyłącznie rytuał zastrzeżony do inicjacji przywódców duchowych.
Dziś konchowaniu może poddać się każdy. Wykonywać go może osoba przeszkolona w tym zakresie i posiadająca dyplom mistrza, gdyż do tej sztuki pomocy ludziom potrzebne są wysokie umiejętności sterowania energią.
Mistrz konchowania umie oczyszczać aurę, likwidować blokady energetyczne, a przez to regulować przepływ energii w całym organizmie.
Olsztyński naturoterapeuta Adam Wiśniowiecki został uzdrowiony przez sławnego Tybetańczyka dra Włodzimierza Badmajeffa, gdy miał zaledwie pięć lat. Potem Wiśniowiecki jako dorosły mężczyzna, mając świadomość swego daru uzdrawiania, zaczyna pomagać cierpią
cym bliźnim.Wspomina te początki:
- Byłem młodym człowiekiem, nie wierzyłem w żadne uzdrawianie, ale znajomy udowodnił mi tajemnicze właściwości tych niekonwencjonalnych metod. Zacząłem się uczyć i kształtować swoją osobowość. Rzuciłem palenie papierosów i picie alkoholu. Dbałem o higieni
czny tryb życia. W roku 1986 wyjechał do USA, gdzie doskonalił swoje umiejętności uzdrawiania, a także niósł pomoc chorym. W ramach Towarzystwa Biocenotycznego szkoli swoich następców. Najlepsi z nich uruchomili gabinety w Nowym Jorku i Chicago.
Tam go nazwano
człowiekiem ostatniej nadziei
W roku 1988 Wiśniowiecki odwiedził Kanadę, gdzie również przywracał zdrowie chorym. Także przygotowywał naturoterapeutów, pragnących poświęcać się ludziom chorym.
W roku 1989 uczestniczył w Toronto w spotkaniu uzdrowicieli, wróżbitów i szamanów. Tam poddał się zabiegowi świecowania uszu wykonanemu przez indiańskiego szamana.
Tak zapamiętał tamto spotkanie: - W czasie zabiegu czułem rozchodzące się gdzieś wewnątrz głowy miłe ciepło i delikatną wibrację powietrza. Słyszałem ciche, jakby pochodzące z dużej odległości trzaski. Przez chwilę miałem wrażenie, że siedzę przy rozpalon
ym kominku. Ogarnęła mnie dziwna lekkość, radośćÉ (W podobny sposób opisuje swoje doznania większość osób, które poddały się wspomnianej terapii). Byłem zainteresowany efektem
tego szokującego na pierwszy rzut oka zabiegu. Najbardziej zastanawiał mnie fakt, że z moich zupełnie zdrowych uszu wydobyło się sporo różnych zanieczyszczeń. Nabyłem więc partię świec i zacząłem doświadczenia na sobie i swoich znajomych.
Mimo wieloletniej praktyki, stosowania różnych metod terapeutycznych nie umiałem sobie poradzić z dręczącymi wielu ludzi szumami w uszach i głowie, chronicznymi stanami zapalnymi zatok, niedosłyszeniem i katarem.
Dzięki nowo zdobytej wiedzy
mogłem pomóc w dolegliwościach, wobec których zarówno oficjalna, jak i naturalna medycyna była najczęściej bezradna. I oto okazało się, że stara indiańska metoda jest tym brakującym ogniwem.
Nawiązałem serdeczny kontakt z indiańskimi szamanami. Zostałem wtajemniczony w recepturę i produkcję świec za przekazanie im wiedzy o energetyzowaniu ludzi przy pomocy kryształów. Udało się mi to po części chyba i dlatego, że Polska nie stanowi dla nich ż
adnej konkurencji. Sporo trudu kosztowało mnie skompletowanie odpowiednich materiałów. Od jakości surowców bowiem zależy efekt końcowy. Musiałem np. zdobyć wosk dziewiczy, czyli piękny, jasny, szlachetny, bez najmniejszych zanieczyszczeń, który nigdy przedtem nie był używany. Do wytwarzania świec stosuje się miód o ściśle określonym składzi
e. Na szczęście znam się na tym, bo mój ojciec, któremu w dzieciństwie często asystowałem, był pszczelarzem.Świecowanie metodą Indian
bezpośrednio uzdrawia układ słuchowy. W sposób pośredni przynosi ulgę w dolegliwościach całej głowy i gardła. Pomocne jest też chorym na jaskrę, padaczkę, chorobę Parkinsona, a nawet w schizofrenii.
Adam Wiśniowiecki jest także cenionym bioenergoterapeutą. Tajemnice uzdrawiania za pomocą bioenergii tak wyjaśnia:
- Chore organy promieniują nieco inaczej niż zdrowe. Jest to radiacja o znaku plus. Natomiast bioenergoterapeuta, dotykając chorego, oddziałuje swym promieniowaniem o znaku minusowym. Tym minusem niejako neutralizuje chore pole. A potem organizm, który po
siada cudowne właściwości regeneracji, leczy się już sam. Moja rola to tylko interwencja, czasem bardzo skuteczna.Adam Wiśniowiecki
stwierdza: - Energia, która leczy, nazywa się bioenergią. Dziś nikt już nie wątpi, że jest ona zjawiskiem fizycznym, bo udało się ją sfotografować. Zdjęcie takie udało się wykonać Rosjaninowi Kirlianowi, który fotografował sylwetki ludzi o silnym polu ele
ktrycznym zmiennym, o dużej częstotliwości. To, co ukazało się na zdjęciach, wyglądało jak płomienne linie sił wokół głowy i sylwetki. Wcześniej wykonywano zdjęcia w podczerwieni. Okazało się, że człowiek ma nad głową świecącą aurę. Rośliny też mają taką świecącą otoczkę. Nasuwają się skojarzenia z ikonografią ze świętymi w aureolach. Przecież Biblia jest pełna opowieści o cudownych uzdr
owieniach, święci trzymają ręce na głowach klęczących.
- A jak wyglądają nasze aury?
- Stefan Ossowiecki widział aurę gołym okiem. Ja natomiast wiem, że moja aura jest większa od przeciętnej. Wolałbym tego nie nazywać charyzmatem. Silne pole bioenergetyczne to jest to, co pozwala mi pomagać ludziom. Są liczne dowody na to, że w starożytności lekarze rekrutowali się spośród ludzi uzdolnionych radiestezyjnie. Czyż inaczej mogliby leczyć?
- Czy wielu ludzi posiada takie zdolności?
- Chyba jakieś 20 proc. ludności, czyli co piąty człowiek. A drugie tyle może w tym kierunku podkształcić się. Zauważyłem, że ludzie związani ze sztuką mają też predyspozycje na radiestetów.
- Dość często mówi się, że żyły wodne znajdujące się pod budynkami powodują choroby nowotworowe u ludziÉ
- Niestety, jest to prawda. Podobnie żyły wodne oddziałują na rośliny; drzewa rosnące na wodach zwanych ciekami też noszą widoczne ślady nowotworowych narośli. Nie bez podstaw mówi się w polskich przysłowiach ludowych o szczęśliwym domu, gdzie bocian wije swe gniazdo, bo tam nie ma chorobotwórczych cieków wodnych. Trzeba wiedzieć, że Ziemia w pewnych określonych miejscach promieniuje szkodliwie. Podobnie zresztą, jak i kosmos. Jest nawet hipoteza, że szkodliwość żył wodnych to nic innego, jak odbite promieniowanie kosmiczne gamma. Faktem jest, że w czasie zaćmienia Słońca różdżka zupełnie nie funkcjonuje. Inni twierdzą, że szkodliwe promieniowanie to wynik obecności w wodach podziemnych pierwiastków metali. Ponadto jest jeszcze zwykłe promieniowanie naszej planety, które wydziela jej powierzchnia. Ale nie cała, lecz liniowo. Te linie przebiegają zgodnie z kierunkami południków i równoleżników, tworząc jakby dwumetrowe prostokąty. Przecięcia owych linii są szkodliwe dla żywych organizmów.Tekst i fot.: Bogdan Nowak
Adres bioterapeuty, zielarza, radiestety i psychotronika:
Adam Wiśniowiecki
ul. Bałtycka 19/1
10-135 Olsztyn
tel. (089) 534-02-53

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin