Kurland Lynn - Przeklęci.pdf

(1444 KB) Pobierz
(Microsoft Word - Kurland Lynn - Przekl\352ci0)
Lynn Kurland
PRZEKL Ħ CI
Prolog
Zamek Seakirk, Anglia, 1260
- Niech ci ħ diabli, człowieku! - krzykn Ģ ł Kendrick z Artane. - Nie wiesz, kim jestem?
Kochanek Matyldy popatrzył na niego ironicznie.
- Wiem doskonale. To bez znaczenia. Nie ma tu twego wszechpot ħŇ nego ojca, nie
uratuje ci ħ .
- Zapłacisz za to głow Ģ . - Kendrick parskn Ģ ł pogardliwie. Jego jasnozielone oczy
błyszczały z w Ļ ciekło Ļ ci. - Nie prze Ň yjesz roku, gdy ojciec odkryje, co zrobiłe Ļ . - Szarpn Ģ ł
ła ı cuchy, którymi przykuty był do wilgotnego muru.
Ryszard wzruszył ramionami.
- Mo Ň e pomy Ļ li, Ň e dopadły ci ħ wilki albo jacy Ļ zbóje. Mo Ň liwo Ļ ci jest wiele.
- B ħ dziesz przeklinał ten dzie ı , Ryszardzie. Ju Ň ja si ħ o to postaram...
Ryszard wykrzywił si ħ w u Ļ miechu i podniósł kusz ħ .
- Ciesz ħ si ħ , Ň e tak dyskretnie przywiozłe Ļ złoto na posag Matyldy. Dzi ħ ki tobie
stałem si ħ do Ļę zamo Ň ny.
- Czekaj! - zawołał Kendrick. - Matylda musi przy tym by ę . Chc ħ patrze ę jej w oczy,
kiedy twoja strzała przeszyje mi serce.
Ryszard roze Ļ miał si ħ .
- Oczywi Ļ cie. Przyjdzie z przyjemno Ļ ci Ģ - powiedział i skin Ģ ł na giermka, który
pognał schodami na gór ħ .
Kendrick nie odrywał wzroku od Ryszarda. Nie mógł uwierzy ę w wydarzenia
ostatnich kilku godzin.
Czy to mo Ň liwe, Ň e wczorajszego wieczoru z tak lekkim sercem przekroczył bramy
zamku, uszcz ħĻ liwiony, Ň e król podarował mu ten maj Ģ tek i lady Seakirk za Ň on ħ ? Czy Ň by
zaledwie wczoraj spojrzał na Matyld ħ , oczarowany jej urod Ģ , i wyczytał na jej twarzy
najpierw wyraz nienawi Ļ ci, a potem satysfakcji, gdy do wielkiego hallu wszedł ze swymi
stra Ň nikami. Ryszard z Yorku? Kendrick powalił w walce wielu wrogów, ale z tak mał Ģ
garstk Ģ swoich ludzi u boku nie miał najmniejszych szans na zwyci ħ stwo. I teraz stał przykuty
ła ı cuchami do muru, czekaj Ģ c na niechybn Ģ Ļ mier ę .
Matylda schodziła ze schodów; kiedy ich oczy si ħ spotkały, przekl Ģ ł w duchu swoj Ģ
głupot ħ . Dlaczego był tak Ļ lepy? Powinien był od razu przejrze ę jej zdradzieckie sztuczki:
nie Ļ miałe trzepotanie rz ħ sami, chytre przeinaczanie sensu słów i unikanie szczerej rozmowy. I
ten u Ļ miech... Przeszył go dreszcz. Jej u Ļ miech bardziej go zmroził ni Ň lodowaty mur za
plecami.
Potrz Ģ sn Ģ ł głow Ģ , przeklinaj Ģ c własn Ģ naiwno Ļę . Okazał si ħ takim głupcem, Ň e chyba
zasłu Ň ył na to, co go czeka. Przeniósł wzrok na Ryszarda i wyzywaj Ģ co patrzył swemu
zabójcy prosto w oczy. Czekał.
Strzała ze Ļ wistem przeci ħ ła powietrze.
1
San Francisco, lipiec 1995
Jak dobrze by ę znowu w domu. Genevieve postawiła walizk ħ na chodniku, oparła
teczk ħ z dokumentami na kolanie i z przyjemno Ļ ci Ģ westchn ħ ła na widok swego biura.
Tabliczka ze znakiem firmowym wygl Ģ dała wspaniale, ro Ļ linki w oknach uginały si ħ od
kwiatów, a uchylone drzwi zapraszały klientów do Ļ rodka.
Tak, to było miejsce, dok Ģ d ch ħ tnie przychodzili wła Ļ ciciele domów ze zdj ħ ciami
swoich zrujnowanych posiadło Ļ ci. Przychodzili w nadziei, Ň e z pomoc Ģ jakiej Ļ magicznej siły
wal Ģ ce si ħ budynki wróc Ģ do dawnej Ļ wietno Ļ ci. I ka Ň dy z nich, bez wyj Ģ tku, wychodził st Ģ d
zadowolony. Genevieve była Ļ wietna w swym fachu i umiała dobra ę sobie równie
kompetentnych współpracowników. Klientów jej firmy nigdy nie spotykało rozczarowanie.
Wniosła baga Ň do hallu i roze Ļ miała si ħ widz Ģ c ogromny powitalny transparent „Witaj
w domu, Gen" zawieszony nad drzwiami jej gabinetu. Biurko zastawione było kwiatami, a
pod sufitem wisiały p ħ ki balonów.
- Niespodzianka!
Pracownicy obskoczyli j Ģ ze wszystkich stron i kiedy wyl Ģ dowała w swoim fotelu, w
jedn Ģ r ħ k ħ wcisn ħ li jej talerzyk z tortem, a w drug Ģ kieliszek ponczu. Wszyscy pytali
jednocze Ļ nie:
- Widziała Ļ jakie Ļ gwiazdy filmowe?
- Co powiedzieli na projekt?
- Przywiozła Ļ nam co Ļ ?
Genevieve roze Ļ miała si ħ patrz Ģ c na to wszystko. Jak dobrze znów by ę w Ļ ród
przyjaciół. Z prawej strony stała Kate, z któr Ģ najdłu Ň ej pracowała - w Ļ ród zakurzonych
płócien w starych domach potrafiła wygrzeba ę dzieła słynnych mistrzów. Obok Peter, Ļ wietny
cie Ļ la, nieoceniony konserwator i odtwórca najdrobniejszych nawet detali. Angela, jak zwykle
chora z niecierpliwo Ļ ci, gdy mowa była o prezentach, sterczała nad ni Ģ z lewej strony, z
podniecenia ledwie panuj Ģ c nad sob Ģ .
Genevieve powiedziała z u Ļ miechem:
- Je Ļ li chodzi o gwiazdy, to widziałam tylko Wielk Ģ Nied Ņ wiedzic ħ . Projekt ich
zachwycił, a prezent dla ciebie, Angelo, jest w walizce. - Spróbowała tortu przygl Ģ daj Ģ c si ħ
całej trójce. - Czy to was satysfakcjonuje?
- Chc ħ zna ę wszystkie szczegóły - powiedział Peter. - Ale widz ħ , Ň e musimy odło Ň y ę
to na pó Ņ niej. Angelo, odbierz ten telefon. Gen, id ħ dzi Ļ po południu do Marphych. Nie
objadaj si ħ tortem. Czekolada ci szkodzi.
- Tak, tatku - odpowiedziała z min Ģ grzecznej dziewczynki, i kpi Ģ co skin ħ ła mu głow Ģ
na po Ň egnanie.
- Ja te Ň znikam. - Kate ruszyła do drzwi. - Musz ħ załatwi ę sprawy zwi Ģ zane z twoj Ģ
podró ŇĢ do Carmel. Nie zapomniała Ļ chyba?
- Nie, oczywi Ļ cie... Dzi ħ ki, Ň e pami ħ tała Ļ .
- Po to tu jestem - powiedziała z u Ļ miechem. - Ciesz ħ si ħ , Ň e ju Ň wróciła Ļ . Jutro
zrobimy sobie dług Ģ przerw ħ na lunch i wszystko mi opowiesz.
Genevieve skin ħ ła głow Ģ i z westchnieniem oparła si ħ wygodnie w fotelu. Pomy Ļ lała,
Ň e Ň ycie jest zbyt pi ħ kne, by było prawdziwe. Po o Ļ miu latach ci ħŇ kiej pracy jej firma była w
pełnym rozkwicie. Czego wi ħ cej mogła sobie Ň yczy ę ?
Rozejrzała si ħ po gabinecie. No, mo Ň e przydałby si ħ jaki Ļ rycerz w l Ļ ni Ģ cej zbroi.
Mo Ň e on wyzwoli j Ģ z tego otaczaj Ģ cego zewsz Ģ d bałaganu.
W obronnym odruchu zamkn ħ ła oczy. Firma „Dreams Restored", cho ę urocza,
mie Ļ ciła si ħ w niewielkim biurze, wci Ļ ni ħ tym mi ħ dzy inne male ı kie butiki w pewnym
artystycznym zak Ģ tku San Francisco. Małe biuro było Ļ wietne ze wzgl ħ du na stosunkowo
niski czynsz, lecz przestała si ħ tym cieszy ę , kiedy stało si ħ za ciasne. Na biurku pi ħ trzyły si ħ
próbki materiałów, wzory deseni na tekturkach i fotokopie formularzy podatkowych z 1991
roku. Na podłodze wokół biurka mo Ň na było znale Ņę wszystko, od gipsowych odlewów
gzymsów, po ksi ĢŇ ki na temat Ļ redniowiecznej architektury. Teraz pełno tu było jeszcze
kwiatów i balonów. Na pozostałych biurkach panował wzgl ħ dny porz Ģ dek. Mo Ň e ten rycerz
przytaszczyłby kilka segregatorów, je Ļ li ju Ň miały si ħ na co Ļ przyda ę .
- Gen, telefon do ciebie na drugiej linii. Jaki Ļ adwokat z wybitnie brytyjskim
akcentem. - Angela była pod wielkim wra Ň eniem. - Mo Ň e to kto Ļ z rodziny królewskiej?
A wi ħ c rycerstwo nadci Ģ ga. Genevieve roze Ļ miała si ħ ze swoich bzdurnych my Ļ li.
- B ħ dziesz pierwsz Ģ osob Ģ , która si ħ o tym dowie.
- W ka Ň dym razie nie odrzucaj oferty pracy. Jestem pewna, Ň e Buckingham Pal Ģ ce
dobrze płaci.
Genevieve podniosła słuchawk ħ .
- Słucham, Genevieve Buchanan.
Usłyszała chrz Ģ kni ħ cie m ħŇ czyzny po drugiej stronie.
- Och, panno Buchanan, moje nazwisko Bryan McShane. Jestem przedstawicielem
firmy „Maledica, Smythe i de Lipkau", z siedzib Ģ w Londynie. Przyleciałem na kilka dni do
San Francisco i chciałbym si ħ z pani Ģ spotka ę . W sprawie słu Ň bowej.
- W sprawie słu Ň bowej?
Kto, na Boga, chciałby j Ģ skar Ň y ę ? I za co? Za wypaczon Ģ podłog ħ w kuchni czy
nierówno uło Ň one kafelki? Mógł umkn Ģę jej jaki Ļ drobiazg, ale zwykle stosowała si ħ
skrupulatnie do planów zaakceptowanych przez klientów. Traktowała swoj Ģ prac ħ bardzo
powa Ň nie.
- Chodzi o spadek - powiedział m ħŇ czyzna zni Ň aj Ģ c głos, jakby obawiał si ħ , Ň e kto Ļ
podsłuchuje. - Sprawa wymaga osobistej rozmowy, panno Buchanan. Znajdzie pani dla mnie
czas dzi Ļ po południu?
- Panie McShane... - powiedziała powoli - chyba z kim Ļ mnie pan myli. Nie mam
rodze ı stwa, a moi zmarli rodzice równie Ň byli jedynakami. Nie mam Ň adnych krewnych.
- Panno Buchanan, zapewniam, Ň e odziedziczyła pani spadek i jest on do Ļę poka Ņ ny.
Jest pani ostatnim Ň yj Ģ cym bezpo Ļ rednim potomkiem Matyldy z Seakirk. Rodney, ostatni
hrabia Seakirk, zmarł niedawno, a mnie polecono zawiadomi ę pani Ģ o spadku.
- Kto?... Czy jest pan pewien?
- Hrabia Seakirk. I tak, jestem pewien. Drobiazgowo zbadałem t ħ spraw ħ . Kiedy
mogłaby pani spotka ę si ħ ze mn Ģ , by o tym porozmawia ę ?
Genevieve potrz Ģ sn ħ ła głow Ģ .
- Przecie Ň on musi mie ę tysi Ģ ce potomków...
- Niestety, wszyscy pozostali albo zmarli, albo z innych powodów nie s Ģ w stanie
przej Ģę dziedzictwa.
- Nie s Ģ w stanie?
Pan McShane milczał dłu Ň sz Ģ chwil ħ .
- Obł ħ d jest plag Ģ tej rodziny, panno Buchanan.
Genevieve poczuła si ħ zaintrygowana, mimo Ň e wi ħ zy rodzinne nie kojarzyły jej si ħ
najlepiej i w gł ħ bi duszy wolała nie mie ę do czynienia ze swymi przodkami. Niestety, tego
popołudnia była ju Ň zaj ħ ta. Obiecała pa ı stwu Campbellom, Ň e obejrzy ich posiadło Ļę w
Carmel. Przytrzymała słuchawk ħ ramieniem, si ħ gaj Ģ c po stert ħ dokumentów, które musiała
teraz uporz Ģ dkowa ę .
- Przykro mi, panie McShane - westchn ħ ła - ale dzi Ļ po południu to niemo Ň liwe. Czy
mógłby pan przysła ę mi poczt Ģ dokumenty do przejrzenia?
- Niestety, otrzymałem polecenie, by omówi ę t ħ spraw ħ z pani Ģ osobi Ļ cie. Mo Ň e pod
koniec tygodnia?
Przyznała w duchu, Ň e ten adwokat jest człowiekiem upartym. To stawało si ħ
naprawd ħ ciekawe. My Ļ l o odziedziczeniu jakiego Ļ bibelotu po szlachetnie urodzonym
przodku zacz ħ ła j Ģ coraz bardziej intrygowa ę . Co to mo Ň e by ę ? I jak Ģ histori ħ ma ten
przedmiot? A je Ļ li to jaki Ļ skarb sprzed wieków?
- A wieczorem? - nalegał McShane.
- Dobrze - odparła, ku własnemu zaskoczeniu. W ko ı cu mo Ň e postara ę si ħ wróci ę na
Ņ n Ģ kolacj ħ . Podała panu McShanowi nazw ħ jednej z restauracji w centrum miasta i
odło Ň yła słuchawk ħ .
Mo Ň e to jaki Ļ ciekawy klejnot. Skromna zawarto Ļę jej skrzynki depozytowej w banku
wzbogaciłaby si ħ o kosztowny drobiazg. Podpisze dokumenty potwierdzaj Ģ ce odbiór spadku i
na tym sprawa si ħ zako ı czy.
Restauracja wydała jej si ħ bardziej hała Ļ liwa ni Ň zwykle. Sztu ę ce pobrz ħ kuj Ģ ce o
chi ı sk Ģ porcelan ħ , gulgot trunków nalewanych do kieliszków, odgłosy Ň ucia, przełykania,
dyskretnego odkasływania, czkawki. Zauwa Ň yła zaczerwienienie wodnistoniebieskich oczu
Bryana McShane'a, zmarszczki wokół jego zaci Ļ ni ħ tych ust i Ň ałosny brak owłosienia na
czubku głowy. A przede wszystkim sposób, w jaki jego palce nerwowo przemykały po
sztu ę cach i kryształowym kieliszku do wina. Zupełnie jak trzepoc Ģ ce skrzydełka motyla,
który boi si ħ zazna ę spoczynku, by co Ļ , na czym usiadł, nie o Ň yło nagle i go nie po Ň arło. Ten
dziwny stan wyostrzonej Ļ wiadomo Ļ ci ogarn Ģ ł j Ģ , gdy usłyszała szokuj Ģ c Ģ wiadomo Ļę .
- Zamek? - powtórzyła przez Ļ ci Ļ ni ħ te gardło.
- Zamek. - Pan McShane skin Ģ ł głow Ģ , poprawiaj Ģ c rozedrgan Ģ dłoni Ģ w ħ zeł krawata.
- Seakirk szczyciło si ħ kiedy Ļ posiadaniem klasztoru i renom Ģ naj Ļ wietniejszego dworu na
wybrze Ň u zwanym dzi Ļ Northumberland. Opactwo jest obecnie w ruinach, ale zamek
zachował si ħ w prawie nienaruszonym stanie. Czeka jedynie na szlif nowej wła Ļ cicielki.
Genevieve zwil Ň yła usta, czuła wci ĢŇ jednak tak Ģ sucho Ļę , Ň e si ħ gn ħ ła po swój
kieliszek z wod Ģ i dwoma rykami opró Ň niła jego zawarto Ļę . Zamek? Nie, to chyba sen. Takie
rzeczy nie zdarzaj Ģ si ħ w prawdziwym Ň yciu.
- Pan Ň artuje, prawda? - wydusiła.
McShane potrz Ģ sn Ģ ł głow Ģ .
- Zamek nale Ň y do pani, panno Buchanan. Aby prawnie wej Ļę w jego posiadanie, musi
pani tylko tam zamieszka ę .
Genevieve z wysiłkiem opanowała wymykaj Ģ ce si ħ spod kontroli emocje. Oparła
dłonie o stół i odsun ħ ła si ħ odrobin ħ z krzesłem. Potrz Ģ sn ħ ła gwałtownie głow Ģ .
- Nie mog ħ ... - Znów potrz Ģ sn ħ ła przecz Ģ co głow Ģ , na wypadek, gdyby jej słowa nie
okazały si ħ do Ļę przekonuj Ģ ce.
- Prosz ħ si ħ nie spieszy ę - powiedział McShane. - Kilka dni namysłu pomo Ň e pani
podj Ģę decyzj ħ . Czy wspomniałem ju Ň , Ň e wraz z zamkiem odziedziczyła pani poka Ņ n Ģ
fortun ħ ?
- Słucham?
Pan McShane wyci Ģ gn Ģ ł z kieszeni chusteczk ħ do nosa i przetarł okulary, które nagle
zapotniały.
- Panno Buchanan, konto bankowe, które na pani Ģ czeka, jest tak poka Ņ ne, Ň e w Ģ tpi ħ ,
by była pani w stanie do ko ı ca Ň ycia wyda ę jedn Ģ dwudziest Ģ tej sumy. Ma pani do
dyspozycji wi ħ kszy maj Ģ tek, ni Ň mo Ň e sobie pani wyobrazi ę , i całkowit Ģ swobod ħ , jak zechce
pani go spo Ň ytkowa ę . Mo Ň e na odnowienie zamku? - Wło Ň ył okulary z powrotem na nos i
utkwił w niej wzrok.
- Och, nie... - j ħ kn ħ ła, Ļ ciskaj Ģ c kraw ħ d Ņ stołu. - To nie mo Ň e by ę prawda.
- Wspaniała fortuna, je Ļ li wolno mi wyrazi ę swoj Ģ opini ħ . Okazja nie do pogardzenia.
Genevieve usilnie starała si ħ zachowa ę resztki zdrowego rozs Ģ dku.
- Nie mog ħ tak po prostu zostawi ę pracy - powiedziała przypominaj Ģ c sobie, ile
wysiłku kosztowało j Ģ zbudowanie firmy. - Czy zdaje pan sobie spraw ħ , ile lat zaj ħ ło, by
przekona ę ludzi, Ň e jestem artystk Ģ w swoim zawodzie, a nie tylko dekoratork Ģ wn ħ trz? Mam
klientów w całych Stanach.
Nareszcie zacz ħ ły jej wraca ę władze umysłowe.
- Kocham swoj Ģ prac ħ - ci Ģ gn ħ ła z przekonaniem. - Odkrywanie oryginalnego
charakteru budowli, zdejmowanie nakładanych latami warstw starej farby pobudza moj Ģ
wyobra Ņ ni ħ . Spodziewa si ħ pan, Ň e porzuc ħ to wszystko, Ň eby sp ħ dzi ę reszt ħ Ň ycia w zamku,
który mo Ň e znienawidz ħ od pierwszego wejrzenia?
- Ale Ň , panno Buchanan, co mogłoby podziała ę bardziej twórczo ni Ň restaurowanie
wspaniale zachowanego trzynastowiecznego zamku? - Popatrzył na ni Ģ błagalnie. - Prosz ħ
tylko pomy Ļ le ę o tych ogromnych pieni Ģ dzach i cudownych antykach, które mogłaby pani za
nie kupi ę . Poza tym, mogłaby pani przecie Ň kontynuowa ę działalno Ļę zawodow Ģ w Anglii.
Och, ta Ň elazna logika prawników. Genevieve poczuła, Ň e jej niewzruszone
postanowienie zaczyna chwia ę si ħ w posadach. Musi st Ģ d uciec - szybko, zanim zrobi co Ļ ,
czego pó Ņ niej b ħ dzie Ň ałowa ę . Praca była dla niej całym Ň yciem. Wielkim wysiłkiem
zbudowała swoj Ģ firm ħ z niczego. Była to jedyna rzecz, jak Ģ stworzyła całkowicie sama, bez
niczyjej pomocy. To wa Ň niejsze ni Ň pieni Ģ dze i stan posiadania.
- Panie McShane, niestety musz ħ odmówi ę .
- Ale... - Jego ruchliwe palce zerwały si ħ do rozpaczliwego lotu. - Je Ļ li nie przyjmie
pani zamku, dostanie go jeden z dalekich krewnych zmarłego hrabiego. Z pewno Ļ ci Ģ nie tego
pani pragnie.
Genevieve wstała.
- Musz ħ ju Ň i Ļę - powiedziała z rozpaczliw Ģ min Ģ , odwróciła si ħ i wybiegła z
restauracji.
Pół godziny pó Ņ niej weszła do swojego mieszkania. Odruchowo zamkn ħ ła za sob Ģ
drzwi i w ciemno Ļ ci oparła si ħ o nie plecami. Upu Ļ ciła torb ħ na ziemi ħ . Po chwili na podłodze
znalazł si ħ te Ň Ň akiet.
Odepchn ħ ła si ħ od drzwi i ruszyła korytarzem licz Ģ c po omacku kolejne drzwi. Drugie
na prawo. Poło Ň yła r ħ k ħ na klamce, powoli j Ģ przekr ħ ciła, weszła do pokoju i zamkn ħ ła za
sob Ģ drzwi. Dopiero teraz si ħ gn ħ ła do kontaktu. Blade, złotawe Ļ wiatło wypełniło
pomieszczenie, przep ħ dzaj Ģ c cienie w k Ģ ty i szpary.
Genevieve usiadła na podłodze i zapatrzyła si ħ w to, co wypełniało pokój. Zamki.
Zamki wszelkich rozmiarów, kształtów i barw. Papierowe zamki, które sama kleiła, zamki z
puzzli, które pieczołowicie konstruowała, prosto ciosane drewniane twierdze, które
własnor ħ cznie wystrugała. Były tu te Ň kupione przez Genevieve repliki autentycznych, lecz
nie istniej Ģ cych ju Ň budowli, po których zostały jedynie te wygl Ģ daj Ģ ce jak zabawki makiety.
U Ļ miechn ħ ła si ħ lekko. Ten pokój był czym Ļ w rodzaju Ļ wi Ģ tyni, miejscem, gdzie
lubiła si ħ zamyka ę , kiedy Ň ycie jej dopiekło. Bez wzgl ħ du na prawd ħ historyczn Ģ na temat
Ļ redniowiecza, dla niej zamek oznaczał poczucie bezpiecze ı stwa, schronienie przed
nawałnicami zewn ħ trznego Ļ wiata, miejsce pełne bliskich sobie ludzi, Ļ miechu i miło Ļ ci.
A teraz podarowano jej zamek.
Czy Bryan McShane jest przebran Ģ wró Ň k Ģ ? Zakr ħ ciło jej si ħ w głowie. Jak to by było
mie ę na własno Ļę domostwo przesi Ģ kni ħ te tak bardzo histori Ģ , przez wieki znaczone Ň yciem
wielu pokole ı ? Czy przywracaj Ģ c pierwotn Ģ form ħ byłaby w stanie ogołoci ę to miejsce z
warstw czasu, Ļ ladów, które pozostawili po sobie kolejni mieszka ı cy? Chyba jednak nie
chciałaby tego. Przywróciłaby dawny kształt architekturze i wn ħ trzom, miesi Ģ cami szukaj Ģ c
odpowiednich drobiazgów wystroju. To uciele Ļ nienie marze ı ka Ň dego znawcy. Ale nie tylko
architektura j Ģ interesowała.
W szkole podstawowej, kiedy inne dziewczynki bawiły si ħ lalkami, ona marzyła o
smokach i rycerzach. W szkole Ļ redniej, gdy kole Ň anki martwiły si ħ o makija Ň i chłopców,
ona marzyła o smokach, rycerzach i ich Ļ redniowiecznych twierdzach. Na studiach, kiedy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin