Rozdział 16.pdf

(147 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Rozdział 16
ALICE
Przemierzałam puste ulice Pheonix. Było już dobrze po północy, ale ja nie miałam siły ani
ochoty wracać do hotelu. Przed oczami cały czas miałam pusty wyraz twarzy Bells i tego jak
bardzo cierpiała. Miałam bujną wyobraźnie ale tego co działo się w życiu Belli nie mogłam
sobie wyobrazić. Tego nawet logicznie nie dało się wyjaśnić, a co dopiero żyć w takim
świcie. Przez błąkanie w myślach i zastanawianie się nad losem małej istotki nie zauważyłam
że zaczęło padać.
– Cholera, jestem przemęczona do suchej nitki.– nie ma jak gadać do siebie.
Ale coś w tym było, samotne nocne spacery zawsze dają dużo do myślenia. Ciekawe dlaczego
swoją drogą. Z ponownego topienia się w myślach wyrwał mnie dzwoniący telefon. Kto do
diaska dzwoni do mnie po północy. Na wyświetlaczu wyświetlił mi się numer Emmeta. No
tak ten to ma wyczucie czasu.
– Emmet czy ty chociaż raz w swoim żuciu nie możesz do mnie zadzwonić o normalnej porze
a nie o północy?– chyba trochę przesadziłam
– Boże Alice zamieniasz się w swojego brata, on tez tak zawsze odbierał od mnie telefonu.–
nie wiem kiedy, ale po policzkach pociekły mi łzy. Emm miał racje zamieniałam się w
Edwarda, ale tak bardzo mi go brakowało.– Halo! Alice jesteś tam?
– Tak, tak, przepraszam. Zamyśliłam się.– nawet gorzej niż zamyśliłam trafiłam w martwy
punkt mojej świadomości gdzie zaczynam za dużo myśleć i za bardzo tęsknić.
– Alice obudziłem cię czy co? Halo Alice mówię do ciebie?– szlak co się ze mną dzieje?
– Tak Em przepraszam. Po prostu ja też tęsknie za nim.
– Wiem Alice, ale ja właśnie w tej sprawie do ciebie dzwonię. Bo widzisz. Był u mnie
komendant Swan, tak Alice ojciec Belli i powiedział, że mają pewność że Edwarda i Jacoba
nie było w tym samolocie, że oni nie weszli na pokład.– chyba przestałam oddychać. Jak to
nie weszli na pokład. To znaczy że oni żyją, że wciąż jest nadzieja, że nie straciłam
braciszka?
– Em jak to nie weszli na pokład? To w takim razie gdzie oni są, gdzie ich wcięło? Nic z tego
nie rozumiem. Rozmawiałeś z Esme? Co ona powiedziała? Możesz mi to wyjaśnić? Jak to…
– Al. weź wyluzuj ja nawet już nie pamiętam twojego pierwszego pytania, mój mózg nie ma
takiej pojemności.– no tak cały Em.
– Dobrze Em przepraszam. Po kolei. Jak to nie weszli na pokład samolotu?
– Nie wiem Al, ale komendant powiedział mi że na ich miejscach w samolocie siedziały dwie
zupełnie inne osoby. Na początku myśleli że to oni bo komputer nadal miał ich
zarejestrowanych jako Edward i Jacob, na twoim miejscu nikt nie siedział. Dopiero niedawno
otrzymali dokumenty z lotniska w Pheonix, które robiło porządek po katastrofie i odkryli że
to nie byli oni. Ty nie zdarzyłaś na samolot więc oni tak jakby do niego nie wsiedli. Jakieś
zrządzenie losu jakby coś im nie kazało tam wsiadać. Tylko teraz nie rozumiem co się z nimi
stało. Nie dali znaku życia. Al. ja nic nie rozumiem jestem na to za głupi, moim mózgiem był
Ed.– biedny Misiak przecież on jest jak dużo dziecko.
– Em spokojnie, daj mi to w głowie jakoś poukładać. Skoro nie wsiedli do samolotu to znaczy
że żyją. Czy rozmawiałeś z Esme?– może mam coś wie więcej
– Tak rozmawiałem, ale powiedziała że nie wie nic więcej niż ja i że mam zadzwonić do
Ciebie a ona pojedzie do szpitala do Carslie’a i z nim porozmawia.
– Dobrze Em. Jedź do mojego domu i tam poczekaj na Esme jak coś będziecie wiedzieć to daj
mi znać, a ja nie wiem… Może coś wymyślę. Znasz mnie Em czasami mam przebłyski
inteligencji.– coś wymyślę tylko nie mam pojęcia co.
–Al, kocham Cię jak siostrę wiesz o tym nie?– temu to się na uczucia i miłosne wyznania
zebrało.
– Tak Em wiem, ja ciebie też. Zrób to co mówiłam. Musze kończyć.
– Dobranoc Al.
Nigdy w swoim życiu nie miałam takiego mętliku w głowie. Nie wsiedli na pokład, ich tam
nie było, żyją, ale ich nie ma. Co to jest do cholery jakiś kiepski kryminał? Lekka mżawka
zamieniła się w ulewę a ja wyglądałam jak po kąpieli w ciuchach. Droga do hotelu dłużyła mi
się niemiłosiernie. Szare, smutne otoczenie wcale nie poprawiało mi nastroju, a mówi się że
Pheonix to takie otwarte, ciepłe i pełne radości miasto. Teraz wydawało się smutne, tak jak ja.
W małych uliczkach stały pełne kontenery śmieci czekające na poranny wywóz, w niektórych
uliczkach metalowe drzwi były pootwieranie a z wewnątrz które otwierały dochodziła głośna
muzyka, która pokazała że niektórzy wciąż się świetnie bawią. W kolejnym zakamarku na
mokrej brudnej betonowej wylewce siedziała przemoknięta dziewczyna do której właśnie
podchodziły koleżanki. Pewnie żeby ją pocieszyć. Dla mnie to wszystko stało w miejscu. Nie
wiedziałam co myśleć a ni co robić. Wchodząc do holu hotelowego napotkałam wzrok
recepcjonisty, który chyba chciał coś powiedzieć, ale widząc mój stan ugryzł się w język
skłonił lekko głowę i zajął się swoimi sprawami.
Wchodząc do windy przeszła mnie dziwna fala dreszczu i zrobiło mi się cholernie zimno.
Nagle winda stanęła światło zaczęło migotać a ja dostałam gęsiej skórki.
– Co się dzieje do cholery jasnej? Nadusiłam alarm, ale nic się nie działo, nawet się kontrolka
na panelu nie zapaliła, zaczęłam panikować.
– Pomocy!– krzyknęłam, ale to bardziej pewnie brzmiało jak głupia odzywka z horroru.
Nagle winda trzasnęła i powoli zaczęła jechać do góry. Gdy zatrzymała się na moim piętrze
szybko z niej wysiadłam i obiecałam sobie że od jutra chodzę schodami. Mój pokój hotelowy
przypominał trochę większy apartament w dobrej lokalizacji Nowego Yorku. Lubię luksus,
ale to chyba dlatego że wychowywał mnie Carslie i nadopiekuńcza Esme, mimo wszystko i
tak ich kocham. Włączyła muzykę a z głośników wydobyły się ciche dźwięki Two Steps
From Hell, a ja rozpoznałam w nich ulubioną melodię Edwarda. Boże teraz wszystko będzie
mi go przypominało. Dlaczego on lubił taką dobijająca muzykę, mimo że miał gust muzyczny
jak mógł słuchać takich smętów. Nie zastanawiając się dłużej zdjęłam przemoczone ubrania i
poszłam pod ciepły prysznic. Łazienka wyglądała stylowo. Błękitne kafelki przypominające
ocean, piaskowe płyty na podłodze, wszystko uwieńczone stylową dużo kabiną prysznicową
po prawej stronie od wejścia, zgrabną umywalką pod którą stała mała szafka idealnie pasująca
do całego pomieszczenia. Po lewej stronie stała toaleta a za nią kwadratowa pufa, na której
można było pozostawić ręcznik i rzeczy na przebranie. Brak przepychu a jednak idealnie
pasowała do całego apartamentu.
Nie zastanawiając się dłużej otworzyłam szklane drzwi pod prysznica i odkręciłam ciepłą
wodę. Strumień wody pomału oblewał moje obolałe i przemarznięte przez deszcz ciało, a ja
się trochę uspokoiłam i stwierdziłam że mój mózg w końcu może racjonalnie myśleć, a to
rzadkość. Nie wiem ile spędziłam czasu na powolnej kąpieli ale jak wychodziłam z łazienki
zauważyłam że ciężkie chmury, które sprowadziły deszcz są już daleko za Pheoinx a niebo
zrobiło się czyste i bez skazy. Ubrana w mięciutki szlafrok usiadłam na łóżku i pełna
rezygnacji opadłam na poduszki, marząc o chwili spokojnego snu, który nadszedł
zadziwiająco szybko.
Obudził mnie tępy i nieprzyjemny dźwięk telefonu stacjonarnego znajdującego się na
drewnianym stoliczku koło łóżka.
– Hallo?– odebrałam zaspanym głosem.
– Witam panno Alice, prosiła pani aby informować jeśli ktoś z ośrodka będzie chciał się z
panią skontaktować.
– Tak. Czy ma pan jakąś konkretną informację na temat stanu mojej znajomej?
– Niestety nie. Otrzymałem tylko informacje że może się tam pani udać.– boże jakie to
wszystko było zakonspirowane, jakby nie mogli mu z góry powiedzieć ze Bella się obudziła.
– Dobrze dziękuję, jeśli mogłabym prosić o duże mocne Espresso byłoby super.
– Ależ oczywiście za chwilę zostanie dostarczona do pani apartamentu. Życzę miłego dnia.–
czasami mam wrażenie, że cała obsługa hotelowa jest aż za nad to uprzejma. Tacy
przesłodzeni tez nie robią dobrego wrażenia. Odłożyłam słuchawkę i kładąc się na plecach
zaczęłam myśleć jak będzie wyglądało moje kolejne spotkanie z Bellą. Mam jej powiedzieć,
że może jednak wcale nie straciła swojej miłości, a ja barat. Ale co się wtedy stanie jak to
będzie jednak prawdą. Nie chce jej zniszczyć do końca i tak już bardzo dużo przeszła.
Stłumione pukanie do drzwi wyrwało mnie z kolejnego ciągu myśli.
– Proszę wejść.– drzwi otworzyły się i do pokoju wjechał wózek z moją kawą i sałatką
owocową. Pominę fakt, że nie miałam ochoty na jedzenie.
– Dziękuję.– dałam pracownikowi napiwek a sama zamykając za nim drzwi chwyciłam kawę
do ręki i poszłam wybrać rzeczy na spotkanie z Bellą. Po dziesięciu minutach wybieranie
stwierdziłam, że mimo tak wielkiej walizki nadal nie mam się w co ubrać. niestety musiała
wystarczyć czarna spódniczka z wysokim stanem i czerwona bluzka z dekoltem. Owszem
teoretycznie mam żałobę, ale przecież oni żyją. I tego się trzymajmy. Do ego wysokie
czerwone szpilki i byłam gotowa do wyjścia. Wszystko pięknie ładnie, ale jeszcze makijaż nie
żebym nie ,mogła się pokazać na ulicy bez, ale lubię wyglądać dobrze. Podkład, trochę różu,
delikatna szminka i trochę cienia do powiek. Teraz było idealnie.
BELLA
Wiecie jak się czuje człowiek któremu ciągle się coś wmawia, do czegoś przekonuje?
Zaczyna w to szczerze wierzyć i nie dopuszcza do siebie myśli, że może mogłoby być
zupełnie inaczej. Ja się właśnie tak czuje, jakby ktoś zrobił mi pranie mózgu i zostawił. Żyje
jak w jakieś złej bajce, a tak nie chce. Ciągłe awantury, wmawianie że nie ma ze mną
kontaktu, tabletki, zastrzyki, iluzja snu, ale to wszystko jedna wielka ściema w której gram
główną rolę. Tutaj czas staje w miejscu. Chciałabym aby to się skończyło. Mamo
przepraszam, ale ja nie chce tu być. Po tym co powiedziała Alice nie mam po co żyć. jedyna
osoba na której ma zależało odeszła. Zostawiła mnie… a ja… ja… ja nic nie czuje. jestem
pusta. Zniszczona… Moje życie już nie istnieje.
ALICE
Wchodząc do szpitala po całym ciele przeszły mnie ciarki. Jestem zdrowa a takie miejsca
mnie przerażają, no chyba że leczy się tutaj takie coś jak zbyt duża radość z zakupów. Mimo
wszystko te białe ściany, ludzie w kaftanach, pozamykani w pustych pokojach to… To
wszystko jest straszne, ale ja muszę dojść do innego pomieszczenia. Muszę być przy niej,
muszę jej pomóc… Stanęłam przed drzwiami do oddziału dla „beznadziejnych przypadków”.
Drzwi otworzyła mi ta sama krępa i wredna baba którą opierdoliłam wczoraj.
– Witam panią panno Cullen. Pani przyjaciółka się obudziła, aczkolwiek nie mamy z nią
żadnego kontaktu. – gdy to mówiła już szła w kierunku pokoju w którym znajdował się Bella,
byłam coraz bardziej zdenerwowana a ciężkie powietrze unoszące się w tym budynku wcale
mi nie pomagało. – Proszę bardzo, ale cudów się proszę nie spodziewać.
– Już raz zwracałam pani uwagę na stosunek jaki ma pani do Belli, mam załatwić że pani
praca się tu skończy w ciągu pięciu minut? – posłałam jej ostre spojrzenie i weszłam cicho to
sali Belli.
Ten sam cholerny pokój, był straszny. Odwróciłam wzrok w kierunku łóżka. Bells leżała na
boku twarz błyszczała od łez, które spływały z przymkniętych oczu. Mimo wszystko, mimo
bólu, była piękna, idealna. Bałam się odezwać, nie wiedziałam co mam jej powiedzieć.
– Bella? Śpisz? – powiedziałam cicho w razie gdyby spała. Podobno w czasie snu ludzie
znajdują się w swoim własnym świecie, nie chciałam wiedzieć jak wygląda jej. Po minucie
otworzyła oczy, widok był przerażający. Pusty mętny wzrok, pełen bólu.
– Alice? Co ty tutaj robisz? Nie musisz się o mnie troszczyć. Ja…
– Cii… Bells. Nie muszę, ale chce ci pomóc.
– Oni nie żyją? – zbiła mnie z tropu tym pytaniem, zaczęłam się denerwować, pociły mi się
ręce. W tym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam przepraszająco na Bells i
wyciągnęłam telefon z torebki. Nie patrząc nawet na numer odebrałam.
– Hallo.
– Alice! Alice! – narwany Em, jak zwykle
– Niedźwiedziu uspokój się i nie drzyj się do tego telefonu. Co się stało? Jesteś
podekscytowany jak mrówka gdy ma okres.
– Al. jesteś tak samo zabawna jak miś koala po zażyciu eukaliptusa. – skąd on bierze te teksty
– Dobrze już. Co się stało?
– Dowiedziałem się czegoś ważnego – jego głos nagle spoważniał, to nie wróżyło nic dobrego
– Tak? Em powiedz co się dzieje. Jestem u Belli.
– Byłem u jej ojca powiedział że 10 minut po odlocie rzekomego samolotu ktoś próbował się
skontaktowac z telefonu Edwarda, ale nagle urwał się sygnał i zniknęli. Al. ja myślę że ktoś
im utrudnia kontakt z nami i dotarcie do Belli i przepraszam, że to powiem, ale jedyną osobą
która chciała żeby on się znalazła tam gdzie jest to…
– Tata. – nogi odmówiły mi posłuszeństwa, czułam jak po drzwiach osuwam się na dół, nie
wiedziałam co mam myśleć. On nie mógł by tego zrobić. Nie mógł.
– Al.? Jesteś? – też był zdenerwowany
– Jestem. Em zadzwonię do Ciebie jak wrócę do hotelu. – nie czekając na jego odpowiedz
rozłączyłam go i zamknęłam oczy żeby się uspokoić. Zupełnie zapomniałam że jestem w
pokoju z Bellą, dopóki jej cichutki głosik nie wyrwał mnie z transu.
– Wszystko w porządku? – martwiła się, sama była w takim położeniu a nie innym a martwiła
się czy ze mną jest ok.? Masakra
– Tak. Nie. Nie wiem. Przepraszam Cię. Wracając do naszej rozmowy. Przepraszam że
sprawiłam ci ból przychodząc tutaj wczoraj, nie powinnam, ale chciałam żebyś wiedziała.
– Więc to prawda, on… NIE!!! – z jej gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Krzyk bólu,
smutku, załamania. Miałam jej powiedzieć że może jednak żyją? Co jeśli jednak nie.
– Do drzwi zaczęła się dobijąć wredna piguła.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin