paleoindianie.odt

(21 KB) Pobierz

              Rozprzestrzenienie się Paleoindian po Amerykach Obu.

                            Czyli słów kilka o teoriach zasiedlenia Nowego Świata.

 

              „Ten artykuł omówi trasy, ścieżki i korytarze Amerykańskiego krajobrazu, z których mogła korzystać ludność paleoindiańska podczas swoich wędrówek – które zaowocowały zasiedleniem obu kontynentów tzw. Nowego Świata.” Takimi słowy rozpoczyna się artykuł, na podstawie którego przygotowałam niewielką prezentację – i postaram się omówić kilka pomysłów dotyczących migracji ludności w paleolicie, obowiązujących w archeologii. Ponadto artykuł ten rozważa także przyczyny ruchu ludnościowego, o których nie omieszkam nie wspomnieć.

              Pierwsze pomysły pojawiły się już w XVI w – imć Acosta – który jako pierwszy zaproponował, że rdzenna ludność ameryk przywędrowała właśnie z Azji. Większość tez dotyczących tychże migracji zakłada przejście (już w Ameryce) z Alaski w kierunku południowym, często właśnie wzdłuż brzegu Pacyfiku. Najnowsze, podobno skrupulatne i wyrafinowane (sophisticated) badania dopuszczają możliwość, że nie tylko jedna ścieżka była używana do przejścia międzykontynentalnego, że przejść było wiele – że był to proces długotrwały i skomplikowany.

              PIERWSZY MODEL kolonizacji Ameryk pojawił się już w latach 40, a jego autorem był Arthur Sauer. Wziął on pod uwagę w swoich rozważaniach cały szereg dostępnych mu danych o środowisku, jakie paleolityczni ludzie zastali w Ameryce, zwrócił uwagę na ukształtowanie terenu, oraz zasoby naturalne – zwierzynę (biotic resourses). Założył, że pierwsi paleoindianie przeszli przez cieśninę Beringa. Wykluczał możliwość przejścia przez zachodni brzeg Ameryki Południowej – z powodu istniejących tam pustyń (np. w Peru) i generalnie trudnego terenu. Chodziło o to, że jako pierwszy zwrócił uwagę na dosyć oczywistą rzecz – na ukształtowanie terenu, które może ułatwiać lub uniemożliwiać podróż, oraz na zasoby. Słowem: możliwą ścieżkę i cel podróży.

             

              Dopełnieniem tego modelu były badania P. S. Martina, dotyczące sposobu rozprzestrzeniania się ludności po zasiedlanych terenach. Stwierdził, że zasiedlenie nowych terenów miało podłoże demograficzne – z badań nad paleodemografią wynika, że nastąpił ponad 3% wzrost populacji, który popychał młodsze pokolenia (chociaż, penwie nie tylko młodsze) do opuszczania dotychczas penetrowanych terenów celem znalezienia dogodniejszych. Za przyczynę tego wielkiego ruchu ludności przyjął powód demograficzny. Martin wysunął pomysł, że ludność przemieszczała się niejako „frontalnie”, ławą, w głąb kontynentu amerykańskiego ( na południe). Na pewno po części miał rację – czy chodziło mu jednak o to, że ludziska coraz dalej od punktu wejścia zakładali swoje osady? Pojawia się tutaj pojęcie „tethering effect” - w wolnym tłumaczeniu – efekt przywiązania. Chodzi tutaj o prostą zależność grupy ludności koczowniczej od surowców jej potrzebnych. Widzę tutaj pewne podobieństwo do nowszej teorii „leap-frog” dotyczącej przemieszczania się Indian po kontynencie,  czym opowiem za chwil kilka.

              Trzeba się zająć sposobem uzyskania danych potrzebnych do analizy tematu.

              Którędy szli?

              Jasnym jest, że (średnio) dawne grupy ludzkie zapewne nie miały dużych predyspozycji do podróżowania. Możemy się zatem spodziewać, że podczas swoich wędrówek wybraliby najłatwiejsze do przejścia trasy. Voila! Mamy więc metodę – odnaleźć na mapie najłatwiejsze szlaki, którymi można było pieszo się przemieszczać – unikać gór, bagien, wykorzystywać doliny, płaskowyże, brzegi rzek, jezior i oceanu. Wszystko byłoby pięknie i płynnie – gdyby nie to, że niedawno zdaliśmy sobie sprawę ze zmian, do jakich doszło przez ostatnie 12 tysięcy lat. Dane uzyskane z badań geologicznych zapewne są cząstkowe... Co robić?

 

„Analythical Methods”

              Trzeba przyjąć następujące założenia: Indianie, podróżując, wybierali najłatwiejsze do przejścia drogi, osadzali się na terenach, gdzie znaleźli wystarczającą ilość surowców (kamiennych i biologicznych), po czym, gdy dochodziło do przeludnienia terenu lub wykorzystania surowców lub przemieszczenia zwierzyny, na którą polowali – przenosili się wedle tego samego schematu.

              Teraz należy zbadać teren. Do tego amerykńascy naukowcy uzbrojeni zostali w bazę danych GTOPO30 oraz HYDRO1k. Pierwsza baza danych to siatka o oczkach 1km x 1km, rozłożona na teren Ameryk. Druga – to badania nad dawną hydrosferą ameryk – dające różne informacje o ciekach wodnych. Podobne bazy danych są stworzone dla niektórych terenów Europy – a i powstają nawet dokładniejsze narzędzia, o rozdzielczości 30m lub nawet większej. To wszystko jest nadal usprawniane i ulepszane, m.in. poprzez dodawanie kolejnych danych i korelację ze zdjęciami satelitarnymi, uzupełniane danymi dotyczącymi wegetacji et cetera.

              DEM – digital elevation models – to informacje dotyczące wysokości bezwzględnej punktów – z dokładnością około 160 m (+- 30) wzwyż oraz 90% przedziałem ufności.

              A co to ma do archeologii? Otóż to - dane wprowadzone do bazy można zmieniać. Wartości liczbowe odpowiadające kolejnym stokom górskim zostały wyciągnięte z bazy danych DEM przy pomocy metody nazwanej po angielsku "avarage maximum technique", co można przetłumaczyć na "technika średniego maksimum", co oczywiście nic nie tłumaczy. Proces polega na przemieszczaniu, zmianie sąsiadujących ze sobą ośmiu komórek z GTOPO30 (każda komórka to 1 km kw. terenu w rzeczywistości), czyli: podwyższając wartość komórki w środku, automatycznie podwyższają się wartości kwadratu o bokach 3x3. W ten sposób powstaje "upłynniony" kształt terenu. Powstaje seria danych – o wysokiej wartości (czyli niekorzystne do przejścia) i o niższej wartości (leatst-cost pathways). Podstawą takiej „cyferkowej” mapy jest „roughness layer” - taka właśnie, można to nazwać macierz – zawierająca pierwotne, procentowe dane o nachyleniu terenu  w danych punktach – część DEM programu GTOPO prowadzonego przez EROS. Podczas przeróżnych badań geologicznych uzyskuje się cząstkowe dane dotyczące dawnego ukształtowania terenu; dzięki temu systemowi zmiany danych w DEM można uzyskać bardzo prawdopodobny obraz terenu z interesującego nas okresu.

 

              I tak, na podstawie: rozmieszczenia reprezentatywnych stanowisk archeologicznych, informacji z GIS-u (baza danych GTOPO30), dostępnych map dotyczących rozmieszczenia lodowców (drenaże – odwierty geologiczne), jezior i cieków wodnych, a także poziomu morza, zasięgu szelfu etc, powstała mapa obu Ameryk sprzed 12 tysięcy lat. A na niej – siatka najłatwiejszych do przebycia dróg między stanowiskami.

Trzeba pamiętać że przy tej analizie wzięli byli naukowcy pod uwagę łatwość, z jaką można ścieżkę przebyć, a nie faktyczną odległość między stanowiskami. Wynika to z prostego założenia – indianie najprawdopodobniej nie mieli pojęcia o tym, dokąd idą, nie zdawali sobie sprawy z celu swojej podróży – bah, z pewnością nie mieli go jakoś szczegółowo umiejscowionego na mapie świata.

 

              „Rezultaty analizy <<najłatwiejszych ścieżek>>”

              Analizy uzyskanych informacji były przeprowadzane w 4 aspektach ujmujących punkt wejścia na kontynent: w zachodniej Alasce w korytarzu wolnym od lodu, u ujścia rzeki Columbia wzdłuż północno – zachodniego brzegu Pacyfiku, w przesmyku Panamskim w kier. południowym oraz północnym.

              Analiza drogi migracji polega na wyznaczeniu punktu wejścia na kontynent i późniejszej migracji głównej grupy ludności poprzez wygodne dla nich tereny (łatwe do przejścia, bogate w zasoby  etc.) oraz odłączania się kolejnych grup – przemieszczających się w kierunku wybranych stanowisk archeologicznych. Trzeba tutaj powiedzieć, że niektóre z tych ścieżek odbiegają od tradycyjnie przyjętego modelu: dolina, brzeg rzeki etc., ponieważ nie wszystkie te drogi były najprostrze do przejścia.

 

              Analiza pierwsza - „ice-free coridor entry”.

              Korytarz międzylodowcowy otworzył się prawadopodobnie około 14 000 BP. Punktem wyjścia tejże analizy będzie miejsce na Alasce – niedaleko Norton Sound. Tutaj należy wspomnieć o Souerze – i jego koncepcji przejścia brzegiem morza. Jak widać – komputer nie przewiduje takiej możliwości. Taka ścieżka nigdy nie należała do zbioru „lest-cost”, nawet po usunięciu lodowca. To nie powinno oznaczać, że ludzie nią nie przechodzili – w szczególności jeśli korzystali z łodzi -  to tylko wskazówka, że istniały łatwiejsze go przejścia tereny.

              Wyznaczona trasa biegnie tak: Yukon River, Kotzebue Bay, później po północnych obrzeżach Alaski, a potem na południe, korytarzem, wzdłuż rzeki MacKenzie. Droga zakręca nagla przy wytopiskowym jeziorze Peace Lake, później powraca na wschód – wzdłuż południowych granic lodowca Laurentydzkiego (Leurentide ice sheet) i granic jezior jemu towarzyszących. W ten sposób dochodzimy do High Plains. Główna ścieżka dalej posuwa się na południe, aż do Missouri River, której dolina doprowadza wędrowców do Missisipi. Stamtąd prosto już i szybko do zatoki meksykańskiej. Potem ścieżka prowadzi wzdłuż brzegu, aby skręcić niego w głąb przesmyku Tehuantepec, skąd przenosi się na zachodni brzeg – wybrzeże Pacyfiku, i kontynuuje się dalej na południe. Dociera do jeziora Nicaragua, gdzie znówże zmienia faworyzowany brzeg – na wschód – do rzeki San Juan. Aż do granicy Panamy / Kolumbii. Jeszcze należy wspomnieć o dodatkowych ściżekach – zasiedlających całą amerykę północną. To jest pierwsza, rozważana w tym artykule możliwość – wejście paleoindian przez Alaskę.

 

              „Analiza druga: northwest coast entry”.

Drugą możliwością jest następująca propozycja: wejście od storny Pacyfiku. Pomysł zapewne wziął się od pytania: a co, jeśli korytarz był niebezpieczny i nieprzejezdny, lub w ogóle zamkm       xnięty? Punkt wejścia leży na brzegu Pacyfiku, u ujścia rzeki Kolumbia. Ludzie dostaliby się tam dzięki krótkim rejsom po zatokach wzdłuż brzegu. Główna ścieżka w tym przypadku biegnie poprzez Great Plains aż po Missouri, gdzie powtarza się wspomniany wcześniej schemat. Obydwa różną się sposobem przejścia przez zachodnią część kontynentu. Dodatkowe ścieżki – do punktów oznaczonych numerami 3, 4, 5 oraz  13, 14 – tutaj występuje duża możliwość ruchu północ – południe. Różnica jest oczywiście spowodowana innym punktem wejścia na kontytnent. Ponadto przejście przez ice-free coridor w kierunku północnym wskazuje na hipotezę odwrotnej migracji – o której nic nie wiem, ale można zajrzeć do CLARK 1991, lub YESNER 1996.

 

              Analiza trzecia – isthmus of Panama moving south.

              Teraz omówimy trochę południowej Ameryki. Ścieżka wcale nie idzie brzegiem Pacyfiku: odskakuje od niego już na samym początku, niedaleko Caracas, a potem sunie równo na południe wzdłuż wschodnich stoków Andów. Drugorzędne trasy różnią się od proponowanych przez Sauera'a. np. ścieżka prowadząca do jaskini Guitarrero (nr 5) i do Tagua-Tagua & Monte Verde. Podróżowanie przez Andy na linii wschód – zachód było raczej uniemożliownioe przezlodowce pokrywające znaczną część Andów. Ciekawostką jest propozycja kolonizacji doliny Amazonki od jej źródeł do ujścia – nie odwrotnie, naokoło.

             

              „Analiza czwarta: isthmus of Panama moving north”

              Istnieje też hipoteza, jakboy ludziska płynące wzdłuż brzegu Pacyfiku osadziły się dopiero przy przesmyku panamskim. (Monte Verde – 12 500 BP – wcześniej niż w North Am.). Chociaż demograficzne dane zaprzeczają mObydwa różną się sposobem przejścia przez zachodnią część kontynentu. ożliwości istnienia ludzi w ameryce południowej, bez ich becności w amerce północnej – o ile oczywśicie nie poruszali się brzegiem, lub zasiedlanie terenów przebiegało w bardzo wyolbrzymionym trybie „frog pattern” - o tym za chwilę.

              A jeśli chodzi o północną Amerykę – ścieżki niewiele się różnią od proponowanych w analizie 1. Tak naprawdę, żeby określić czy rzeczywiście Indianie poruszali się z południa na północ, należałoby przeprowadzić analizy materiałów z narzędzi, ich stylistyki etc., aby się dowiedzieć czy np. kamienie na południu są z północy, czy z głębszego południa.

 

              Implications from Demographic and Archeological Analyses.

 

Czyli badanie kolejnych ważnych rzeczy: wielkości populacji, średniej wielkości grupy, wzrostu demograficznego, zasięgu danej grupy, momentu w którym się rozłączała grupa na dwie etc. Tabela1 pokazuje hipoteryczne tempo zasiedlenia kontynentu przez grupę 25 ludzi. Po 100 latach będzie ich 2 razy węicej, licząc, że para rodziców ma jedno dziecko. (rzut na ekran) po 1000 latach – będzie ich ponad 25 tysięcy. Jeżeli jedna grupa składała się z 25 ludzi, któży zajmowali około 491 km2, to z obliczeń wynika że po 1700 latach liczba terenu zajmowanego prze te grupy byłaby większa od powierzni obu kontytnentów.

Oczywiście to są szacunki matematyczne, więc nie można brać ich dosłownie.

To wskazywałoby, że kontynenty były zasiedlone całkiem szybko. W tym najmniej licznym przypadku (grupa 25 ludzi, dzieląca się raz na 268 lat na dwie grupy po 50 osób, zasięg rgupy – 25 km kw.) zasiedlenie trwałoby 4500 lat, lub mniej, biorąc pod uwagę dżungle, lodowce, jeziora, o których nie wiemy.

Problemy jeśli chodzi o te obliczenia: nierealistyczne jest to, że w każdych środowiskach ludzie namnażali się podobnie, że dzielili się dokładnie po 268 latach et cetera. Ponadto wskaźniki demograficzne mogły był znacznie niższe, niż nam się to wydaje a i były zróżnicowane wewnętrznie (grupy o zaawansowanej technologii i o niezaawansowanej)

              Interesujące jest to, że około 12 000 BP obserwuje się nagły, wielki wzrost liczby stanowisk archeologicznych, co do tej pory było uważane za argument przemawiający za szybkim zasiedleniem nowego świata.  Jak się dostali tam tak szybko (np. California – 12 000 BP, Monte Verde – 12 500)?

 

STRING OF PEARLS – to model zasiedlenia, jak na rysunku, polegający na tym, że grupy zajmowały dany teren o danym, okrągłym kształcie. Jeśli jedna „perełka” przeludniała się, następowało rozłączenie i migrujący ludzie tworzyli swoją własną „perłę”. I tak dalej, i tak dalej. Jedna perła to byłoby 400 km średnicy – na obydwie ameryki perełek byłoby 54, co przy założeniu że grupy dzieliły się raz na 100 lat – da nam około 5400 lat zasiedlania Ameryk.

 

LEAP FROG MODEL – model żabich skoków?  - zakłada bardziej nieregularne i szybsze przemieszczanie się grup. Gdy nastepuje rozdzielenie, nowa grupa ucieka daleko od pierwotnej, w poszukiwaniu najwygodniejszego miejsca do zasiedlenia. Model wygląda tak, że poszczególne perełki są od siebie oddalone o drogi wyznaczone metodą „least-cost pathways”, zostawiając między sobą dużo nieużywanych terenów. Miałoby to też związek z poszukiwaniem nowych surowców, po wyczerpaniu starych. Możliwe także jest poszukiwanie sumy: surowców naturalnych kamiennych, a także biologicznych – flora, fauna – i do tego odpowiednich wanuków temperaturowych et cetera.

 

 

 

 

              W swojej pracy podparłam się następującym artykułem:

D.G. Anderson, J.C. Gilliam, Paleoindian Colonization of the Americas: implications from an examination of physiography, demography and artifact distribution., American Antiquity, Vol. 65, No. 1 (Jan., 2000), pp. 43-66.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin