Multiwersum #2 Ognie piekiel tom I - EVANS DAVID WEBER LINDA.txt

(594 KB) Pobierz

DAVID WEBER LINDAEVANS

Multiwersum #2 Ognie piekieltom I

KSIEGA PIERWSZA

Tytul oryginalu: HELL HATH NO FURY Tlumaczenie: Grzegorz Komerski

Dla Megan, Morgana i Mikey Paula, ktorzy dzielnie wytrzymuja ze swoim tata. Widzicie? Ja naprawde nad czyms pracowalem!

Dla Davida i Aubrey, dla Boba iSusan

oraz dla tych wszystkich ludzi,

ktorzy podtrzymuja mnie na duchu

kiedy nie mam juz serca do niczego.

PROLOG

Pionowa szczelina w klifie wygladala na waska jak ostrze zyletki. Kazdy, najszerszy nawet przejazd kolejowy przypominalby nieznaczna cieniutka kreske, gdyby wydarto go urwistej, wysokiej na ponad trzy tysiace stop przepasci.Darcel Kinlafia dobrze o tym wiedzial. Przejezdzal juz tedy w druga strone - przez to, co autorzy przewodnikow i geografowie nazywali Szczelina Traisum - w przeszlosci. Niemniej byl to widok z rodzaju tych, jakie nie mogly spowszedniec nikomu, nawet ludziom najbardziej obytym z podrozami pomiedzy wszechswiatami.

Z tego wlasnie powodu, wygramolil sie jakis czas temu ze swojego siedzenia w roztrzesionym, nieznosnie klekocacym, tak zwanym "wagonie pasazerskim" i wyszedl na pomost. Stad, z przodu pojazdu, widok mial znacznie lepszy niz z okna. Pociag rozpoczal wlasnie swa dluga na cztery mile wspinaczke ku szczelinie. Darcel stal z rekami na poreczy i uniesiona glowa, i przygladal sie jednemu z najbardziej spektakularnych obrazow, jakie mogla zgotowac oczom czlowieka przyroda. Portal pomiedzy wszechswiatami Traisum i Karys byl jednym z najmniejszych, jakie do tej pory odkryli Sharonianie. Scislej rzecz ujmujac, mial on jedna z mniejszych powierzchni uzytkowych.

Wavid Weber i Linda Evans

Teoretycy utrzymywali bowiem, ze w istocie portal ten byl duzo wiekszy, z tym, ze wieksza jego czesc znajdowala sie w obu wszechswiatach pod powierzchnia ziemi, nad ktora wystawala jedynie gorna czesc jego okraglej tarczy. Ponadto tereny znajdujace sie po jego obu stronach roznily sie od siebie... bardzo wyraznie. W Karys, portal wychodzil na to, co w rodzimym wszechswiecie Darcela Kinlafii byloby arpathianskim miastem Zaithag; po stronie Traisum nieco na zachod od miasta Narshalla, w Shurkhal, znajdowaly sie Gory Ithal.

Dlatego wlasnie widok byl tu tak niezwykly. Zaithag lezalo zaledwie siedemset stop nad poziomem morza, podczas gdy gorskie grzbiety na zachod od Narshalli, wznosily sie na wysokosc ponad czterech tysiecy szesciuset stop... i traf chcial, ze w Traisum jedna z takich gor portal przecial dokladnie w polowie.

Wiekszosc ludzi, ktorzy po raz pierwszy w zyciu mieli okazje patrzec przez portal od strony Karys, odczuwala zaburzenie orientacji i zawroty glowy. Do podobnych obrazow ani ludzkie oko, ani tym bardziej umysl nie byly przyzwyczajone; idealnie pionowy, szklisty i gladki klif wysoki na ponad pol mili w swym najnizszym miejscu i szeroki na cztery i pol mili.

Korzystny zbieg okolicznosci stanowilo to, ze wszechswiat Karys lezal dalej od Sharony niz Traisum. To pozwalalo ekipom inzynierow Kolei Trans-Temporalnych podejsc do portalu od strony zboczy gory Karys, a nie wprost z jej serca. Sam portal znajdowal sie w pewnej odleglosci na wschod od szczytu, co sprawialo, ze gdy patrzylo sie z kierunku Karys, klif byl kilkaset stop nizszy i podejscie do niego wymagalo pokonania o trzy lub cztery mile krotszej trasy, niz od strony Traisum. Pracownicy KTT juz dawno przyzwyczaili sie mierzyc z niemal niewykonalnymi przedsiewzieciami budowlanymi, przy ktorych przekopanie Wielkiego Kanalu Ternathii czy Kanalu Nowofarnalijskiego wygladalo na niedzielny spacerek, ale to, z czym mieli do czynienia tutaj, stanowilo granice nawet dla ich mozliwosci. Prace nad wydarciem gorze tego waskiego

Ognie Piekiel9

przesmyku, zabraly im dlugie lata (i tak wiele ton dynamitu, ze Kinlafia nawet nie probowal sobie tej ilosci wyobrazic), podczas ktorych nie mozna bylo podjac zadnych powazniejszych prob eksploracji wszechswiatow, lezacych w dolnej czesci lancucha. Szczelina ciagnela sie na piec mil i gleboka byla na tysiac osiemset stop w miejscu, gdzie wylot po stronie Ka-rys spotykal sie ze szczytem rampy od drugiej strony. W gorze wycieto droge, szeroka na cztery pasy ruchu, po dwa w kazda strone. Nie trzeba dodawac, ze podjazd byl bardzo stromy.

Lokomotywa zaczela sapac jeszcze bardziej halasliwie niz do tej pory. Wspinajac sie pomiedzy skalami, parowy silnik musial pracowac bardzo ciezko. Bijacy z jej komina pioropusz dymu unosil sie ku gorze, dodajac swieze warstwy brudu i sadzy do osadu, ktory juz pokrywal wysokie skaly. Kinlafia uslyszal piekny zew ostrzegawczego gwizdka.

Zostal na pomoscie jeszcze przez chwile i popatrzyl ponad dachem wagonu pasazerskiego na waski pas rozzarzonego blekitu nieba, zawieszonego wysoko nad soba. Odetchnal nieco glebiej, wrocil do srodka i ponownie zapadl w swoje siedzenie.

"Juz niedaleko" - pomyslal. - "Teraz juz naprawde bardzo niedaleko. Przynajmniej do konca tego etapu."

* * *

Niecale dwie godziny pozniej, Kinlafia wyjrzal z okna wagonu. Pociagiem zatrzeslo i caly sklad zatrzymal sie przy wtorze ostrego pisku hamulcow oraz przeciaglego syku pary.Bylo goraco i mimo milej przerwy na wzgledny chlod, ktory panowal podczas przejscia przez Szczeline Traisum, otwarte okna wagonu - ktorymi zdazyly juz wyparowac ostatnie resztki wilgoci - jedynie pomagaly w przeksztalceniu jego wnetrza w calkiem sprawna saune. Niemniej dla Kinlafii ta czesc podrozy i tak stanowila stanowcza odmiane

losu na lepsze, po wyczerpujacej konnej wycieczce przez pustynie w Failcham, ktorej piaski rozciagaly sie tam, gdzie na Sharonie znajdowaly sie miasta Yaranhk i Judaih.

Bedac pracujacym dla Zarzadu Portali Glosem - a takze licencjonowanym Ogarem Portali - Kinlafia widzial o wiele

10David Weber i Linda Erans

wiecej zakatkow multiwersum niz wiekszosc Sharonian. Ale, nawet komus z jego doswiadczeniem, dopiero taka podroz jak ta uswiadamiala rozmiar przedsiewziecia, jakim bylo badanie i zasiedlanie wielu replik macierzystego wszechswiata ludzkosci. W normalnych okolicznosciach podobna wyprawa unaoczniala rowniez glupote wszelkich miedzyludzkich konfliktow. Majac do dyspozycji tak niewiarygodna ilosc przestrzeni i zasobow naturalnych, kazdy byl w stanie znalezc dla siebie miejsce, w ktorym mogl zaczac zyc na wlasna modle, nie zagrazajac przy tym interesom, czy wolnosci innych. A takze nie drazniac nikogo postepowaniem niezgodnym z odmiennymi od swoich, przekonaniami.

"A jednak tak sie nie dzieje" - pomyslal telepata, zdejmujac walizke z polki zawieszonej nad siedzeniami. - "Po czesci zapewne z powodu gleboko zakorzenionej w ludziach krnabrnosci. Wiekszosc z nas uwaza przeciez, ze to ten drugi powinien sie wyprowadzic i szukac szczescia gdzie indziej. No, a ostatnio pojawil sie jeszcze problem tych przekletych Arkanian."

Na chwile zacisnal mocniej szczeke. Jego brazowe oczy przybraly mroczny, ponury wyraz. Jednak po chwili, wysilkiem woli opanowal nerwy, rozluznil ramiona i gleboko odetchnal. Dlugie tygodnie spedzone w uciazliwej podrozy, pozwolily mu nabrac na tyle dystansu do morderstwa Shaylar, ze byl w stanie przyznac racje ksieciu koronnemu Janakiemu. Darcel Kinlafia wiedzial, ze nigdy nie wybaczy rzeznikom z Arkany zmasakrowania cywilnego zespolu badawczego, a zwlaszcza zabojstwa Shaylar Nargry-Kolmayr. Nie widzial nawet powodu, dla ktorego mialby probowac komukolwiek wybaczac. Janaki nie mylil sie jednak, co do tego, ze istnieje roznica pomiedzy odmowa przebaczenia winowajcom, a budowaniem reszty zycia wylacznie na fundamencie nienawisci. Na nienawisci nigdy nie mozna zbudowac niczego trwalego. Jesli czlowiek pozwoli jej zbyt gleboko wrosnac we wlasna dusze, jesli da sie jej zanadto zawladnac samym soba, zdolna jest unicestwic kazdego rownie skutecznie, co wystrzal z karabinu lub pistoletowa kula.

Ognie Piekiel

11

"To samo moze przytrafic sie rowniez calej cywilizacji" - pomyslal chmurnie. - "Pan 'Mow mi Janaki' co do tego takze sie nie pomylil. Poza tym, znam przeciez wielu Sharonian,

ktorych tez nie chcialbym miec za krewnych. Nie, nie - badz uczciwy Darcel - znasz wielu Sharonian, ktorych chetnie ujrzalbys na czyjejs liscie 'do odstrzalu'. A zatem - z logicznego punktu widzenia - musza rowniez istniec jacys Arkanianie, tak samo, jak obywatele Sharony, przerazeni perspektywa miedzywszech-swiatowej wojny. Moze jedynie pojawic sie niejaki problem z dotarciem do nich."

Prychnal rozbawiony cierpkim humorem ostatniej mysli, troche tylko - co stwierdzil z niejakim zaskoczeniem - zabarwionym gorycza towarzyszaca mu od tak dawna. Choc jednak nieco bardziej, niz tylko troche. Tak czy inaczej, te rozdzierajace, nieokielznane spazmy wscieklosci i gniewu, ktore targaly nim za kazdym razem, kiedy myslal o masakrze na Polanie Powalonych Drzew, stracily juz wiele ze swej pierwotnej agresywnosci.

"Podkapitan Yar mowil, ze tak bedzie. Trzeba bylo go posluchac."

FCinlafia zapamietal sobie, by przeslac Delokhanowi Yarowi pozdrowienia siecia Glosow. Czul, ze to najdrobniejsza z rzeczy, jakie mogl zrobic dla sluzacego w kompanii kapitana chan Tesha Uzdrowiciela, ktory tak wiele czasu i wysilku poswiecil na zmuszenie telepaty do przyznania, ze zycie - mimo wszystko - toczy sie nadal. Co prawda, rany takie jak te zadane jego duszy przez mordercow Shaylar nie znikna nigdy, ale z czasem sie zabliznia, przeksztalcajac w cos, z czym dorosly czlowiek potrafi sobie radzic, nie uciekajac przy tym, w bezdenne grzezawisko depresji i odmowy jakiegokolwiek uczestnictwa w sprawach tego swiata. A w jego wlasnym przypadku...

-Witamy w Forcie Salby.

Kinlafia drgnal. Glos kierownika pociagu wyrwal go z zamyslenia. Mimo swojego arpathiansko brzmiacego nazwiska, Irnay Tarka byl Uromathianinem. Pochodzil z niepodleglego krolestwa Eniath. Pracowal w Kolejach Trans-Temporalnych

12David Weber i Li...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin