hymny.doc

(829 KB) Pobierz
DIES IRAE

DIES IRAE

 

 

 

Trąba dziwny dźwięk rozsieje,

 

ogień skrzepnie, blask ściemnieje,

 

w proch powrócą światów dzieje.

 

Z drzew wieczności spadną liście na

 

Sędziego straszne przyjście,

 

by świadectwo dać Psalmiście...

 

 

 

A ty, psalmisto Pański, nastrój harfę swoją

 

już na ostatni ton!

 

 

 

Grzech krwią czarną duszę plami...

 

Bez obrońcy staniem sami -

 

któż zlituje się nad nami?

 

 

 

Kyrie elejson!...

 

O Boże! Ty bądź naszą łaską i obroną!

 

Kyrie elejson!

 

 

 

O Głowo, owinięta cierniową koroną,

 

gasnącym wieki wieków spojrzyj na nas okiem!

 

O spojrzyj na nas z tej głuszy,

 

która swym tchnieniem głębokiem

 

ogarnia światów bezmiary,

 

a którą ty wypełniasz swych bólów ogromem,

 

o Głowo, owinięta cierniową koroną.

 

Żałobna drogo nieochybnej kary,

 

broczącej we łzach i przy jęków wtórze

 

w ten pozbawiony końca

 

Pańskiego gniewu dzień,

 

w którym w pożarach spokojnego słońca

 

szatańskim chichotem płoną

 

świeże, niezwiędłe róże

 

grzechu i winy!

 

 

 

Na ich purpurze

 

osiadł posępny i siny

 

tej Konieczności cień,

 

z której przepastnej głębiny,

 

z łona, pełnego niweczących tchnień,

 

nad boskiej woli złomem

 

wyrosły zabójcze kwiaty

 

w Pańskiego gniewu nieskończony dzień...

 

 

 

A Ewa jasnowłosa, matka gwiazd i ziemi,

 

upaja się ich wonią, schylona nad niemi.

 

Kyrie elejson!

 

Przez ciebie w proch nicości wracają Twe światy,

 

o Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!

 

 

 

Od twego drzewa oderwany liść,

 

pędzi duch ludzki i naprzód, i wstecz,

 

niby garść kurzu, porwana cyklonem:

 

przed nim i za nim płomienisty miecz

 

iskrzy się ostrzem czerwonem;

 

przed nim i za nim wstają z swych cmentarzy

 

upiory wieków, naznaczone sromem

 

winy i grzechu,

 

i klną, i bluźnią, i płaczą,

 

jęczą i syczą, i dyszą

 

nieustającą rozpaczą,

 

od szaleńczego zamierają śmiechu

 

w ten Pańskich gniewów nieskończony dzień...

 

 

 

O Głowo, owinięta cierniową koroną,

 

Ty, co rozpierasz swej męki ogromem

 

pierś Konieczności! O Głowo,

 

której źrenice, jako dwie pochodnie

 

dogasające, płoną

 

nad krętą, pustą, nieskończoną drogą

 

i gasną, gasną, a zgasnąć nie mogą,

 

zawrzyj, swe oczy nad nami,

 

nie patrz na boleść i zbrodnię!...

 

 

 

Jedno jest tylko w przestworzach widomem,

 

jedno w zachodniej płomienieje zorzy

 

nad płomiennymi falami

 

wiekuistego Żywota

 

i nigdy w ciemnię grobu się nie złoży,

 

i nigdy ciężkich stóp swych nie poruszy,

 

by iść i iść, i iść

 

poza granice duszy -

 

jedno jest tylko Jednem,

 

grzmiącym miedzianą surmą archanioła

 

ponad pokoleń pokoleniem biednem

 

w Pańskiego gniewu nieskończony dzień:

 

wielki, wszechmocny Ból.

 

 

 

O Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!

 

Niech łaska Twoja winy nam odpuści...

 

A ty swe skronie tul

 

do zimnych opok, do strzaskanych grani,

 

do sterczących smutnie nad gardłem czeluści,

 

i płacz...

 

 

 

Surma jęczy, surma woła!

 

Giną w chmurach wirchów czoła;

 

wałem mżących mgieł dokoła

 

nieznany oddech miota,

 

jakieś potworne, dzikie kształty tworzy

 

i po dolinach rozpędza ich stada,

 

i znów je skupia w przepastnej otchłani,

 

i ku niebiosom wyrzuca ich kłąb,

 

i w jakieś czarne rozsnuwa całuny

 

ten niewidzialny, dreszcz budzący Tkacz,

 

i ciężką, mokrą tą przędzą pokrywa

 

wszystko, co jest...

 

O biada!...

 

 

 

Biada!... Pierś światów, przed chwilą tak żywa,

 

kona pod strasznym ciężarem...

 

Olbrzymy świerków padają strzaskane;

 

las się położył na skalisty zrąb;

 

węże kosówek, wyprężywszy ciała

 

w kurczach śmiertelnych, drętwieją bezwładne;

 

wrzos na granitów podścielisku szarem

 

spełznął na wieki;

 

kozice stromą oblepiły ścianę

 

i patrząc trwożnie w bezmierny, daleki,

 

w ten nieskończony chaos mgieł i cieni,

 

runęły w żlebny grób...

 

Rozkrzyżuj silne ramiona

 

i paznokciami wpij się w twardy głaz,

 

i odwróć oczy od onej przestrzeni,

 

w której rozsadza horyzontów krańce

 

ta Głowa, w cierń uwieńczona!

 

 

 

Nie patrz, gdzie siadła jasnowłosa Ewa,

 

wygnana z raju na wieczysty czas,

 

mająca zbrodnię u swych białych stóp,

 

wieczyście żarta płomienistą żądzą

 

winy i grzechu...

 

O duszo, pełna miłości,

 

a którą nieustanne szarpią niepokoje!

 

Pańskiego gniewu zwalił się już dzień!

 

Trombita Sądu nad tobą rozbrzmiewa

 

piorunną mocą archanielskich tchnień

 

w Pańskiego gniewu nieskończony dzień...

 

 

 

Niechaj mnie sądzą,

 

niechaj mnie karzą -

 

tak, mnie, Adama, com na barki swoje

 

zabrał z Ogrodu to nadludzkie brzemię

 

przygniatającej winy

 

i wieki wieków pnę się z tym ciężarem

 

ku wiekuistej wyży,

 

i zbladłą nie śmiem odwrócić się twarzą

 

tam, ku tym zmrokom, co zaległy ziemię,

 

tam, ku piekielnej przełęczy,

 

na której siadła jasnowłosa Ewa

 

z padalcem grzechu u swych białych stóp...

 

 

 

Miliardy krzyży,

 

opromienione okręgami tęczy,

 

z padolnych Styksów powstają głębiny

 

w Pańskiego gniewu nieskończony dzień

 

i rosną, rosną w jakiś straszny las,

 

co wierzchołkami swych bolesnych drzew

 

przeszywa wszystkie mgły

 

i wszystkie blaski, które lśnią nad mgłami,

 

wypływające z Wszechmocy Istnienia.

 

 

 

O Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!

 

Twojego gniewu nadszedł wielki czas,

 

głos już zagrzmiał hiobowy,

 

niebios walą się posowy,

 

z owiniętej cierniem Głowy

 

rzeką i morzem płynie ciepła krew,

 

w rzekę i morze krwi jej ból się zmienia...

 

 

 

W świątyni bożej zamilkł święty śpiew,

 

już się zasłona rozdarła na dwoje,

 

mur się już wali i skała już pęka...

 

A krew w tych morzach, w tych czerwonych rzekach,

 

ścięła się w ciemny lód...

 

 

 

Kyrie elejson!

 

 

 

Ogromna, niesłychana, wiekuista męka,

 

z nie przygasłymi oczyma,

 

milcząca, cicha i jak zmierzch pobladła,

 

na wklęsłych skroniach siadła,

 

na wpółotwartych powiekach

 

i na wydętych piersiach tych olbrzymich ciał,

 

które do krzyży przybiła

 

nielitościwa Dłoń...

 

W kleszczach je swoich trzyma,

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin