David Trisha - Ten nieznośny rudzielec.pdf

(619 KB) Pobierz
McTavish and twins
107027815.004.png
TRISHA DAVID
Ten nieznośny
rudzielec
107027815.005.png 107027815.006.png 107027815.007.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W Australii czekał dziadek i farma, lecz w Ameryce żyło się znacznie
bezpieczniej!
Tylko na ostatnim odcinku drogi Erin O'Connell musiała czterokrotnie
wykonywać prawdziwe akrobacje. Raz omijała węża, dwa razy kangura i raz
tłustego wombata, zabawnego zwierzaka, który przypomina wprawdzie z
wyglądu małego niedźwiadka, lecz jest, podobnie jak kangur, rodowitym
australijskim torbaczem.
Za piątym razem błyskawiczny manewr kierownicą już nie wystarczył.
Wziąwszy dość ostry zakręt, Erin O'Connell była zmuszona wcisnąć do
oporu pedał hamulca i wzbijając w powietrze potężny tuman pyłu, gwałtownie
zatrzymać swój rozpędzony wehikuł, czyli niewielką terenową furgonetkę z
pokaźną przyczepą na holu.
Przed sobą, na samym środku drogi, ujrzała bowiem... dwójkę dzieciaków
w białych, marynarskich ubrankach.
Dzieci - z wyglądu mniej więcej sześciolatki, chłopiec w białych
spodenkach, dziewczynka w białej spódniczce - szły z naprzeciwka, dźwigając
wspólnie, każde za jeden uchwyt, ogromną podróżną torbę.
Na widok wyskakującego zza zakrętu i hamującego nagle z piskiem opon
samochodu, ze stoickim spokojem zeszły na pobocze i kontynuowały
wędrówkę.
Nie przerwały jej nawet wówczas, kiedy pobladła ze zdenerwowania Erin
O'Connell wyskoczyła z szoferki i wykrzyknęła:
- Hej, wy! Nie pomyśleliście, że ktoś może na was najechać?
Żadnej odpowiedzi. Dwójka niezwykłych wędrowców szła dalej, taszcząc
torbę i nie spoglądając w stronę Erin.
- Przystańcie na chwilę! Zaczekajcie! - zawołała.
- 1 -
107027815.001.png
Dzieci zatrzymały się i postawiły na ziemi torbę, nie wypuszczając jednak
z rąk jej uchwytów.
- Dlaczego idziecie samym środkiem drogi i narażacie się na
niebezpieczeństwo? - odezwała się Erin nadal zasadniczym, choć już nieco
łagodniejszym tonem. - Kierowca jakiejś większej i szybszej ciężarówki mógłby
nie zdążyć wyhamować! I co by wtedy z was zostało?
Brak odzewu, jeśli nie liczyć jednoczesnego, jak na komendę,
melancholijnego spojrzenia dwu par tak samo błękitnych oczu. Dzieciaki były
do siebie kropka w kropkę podobne.
- Jesteście bliźniakami? - spytała Erin, zmieniając temat na mniej
drażliwy.
Równoczesne skinięcie dwu jednakowo jasnowłosych główek. I nadal
uparte milczenie.
- Wiozę tam czarnego konia - poinformowała malców Erin, wskazując na
przyczepę. - Muszę sprawdzić, czy nic mu się przypadkiem nie stało w czasie
gwałtownego hamowania.
Podeszła do przyczepy, wspięła się na wystający z tyłu wąski podest i
przez ażurowe w górnej części drzwi zajrzała do środka.
Jej czworonożny ulubieniec, kary, nie pierwszej młodości już koń, był
wprawdzie lekko spłoszony, ale nic poza tym na szczęście mu nie dolegało.
Zerknęła na stojące nieruchomo na poboczu drogi dzieciaki.
- Chcecie go zobaczyć? - zapytała.
Melancholijne spojrzenie dwu par jasnoniebieskich oczu w stronę
przyczepy. Potakujący skłon dwu płowych czupryn.
I cisza.
Erin otworzyła drzwi przyczepy i wsunęła się do środka. Pieszczotliwie, z
prawdziwą czułością pogładziła konia po nosie i opuściwszy specjalną
pochylnię, wyprowadziła go na drogę.
- 2 -
107027815.002.png
- Ma na imię Paddy - przedstawiła wierzchowca dzieciakom. - Bardzo
często ze mną podróżuje.
- Czy nic mu się nie stało, proszę pani? - zapytała z powagą i troską w
głosie dziewczynka.
- Nie uderzył się przy hamowaniu? - uzupełnił pytanie siostry chłopiec.
Usłyszawszy z ust dzieci pierwsze słowa, Erin uśmiechnęła się i
odetchnęła z ulgą.
Nabrała nadziei, że uda jej się dowiedzieć, kim są mali wędrowcy, skąd
idą, dokąd zmierzają i jak można im pomóc. Było bowiem rzeczą aż nadto
oczywistą, że w jakiś sposób pomóc im trzeba i w żadnym wypadku nie wolno
zostawić ich samych na drodze.
- Mój Paddy to bardzo mądry koń, więc wie, jak się zachować na szosie,
żeby nie zrobić sobie krzywdy - odezwała się Erin mentorskim z lekka tonem. -
Nie jest taki bezmyślny, jak niektóre dzieciaki!
Dwie dziecięce buzie zaczerwieniły się ze wstydu dokładnie w tym
samym momencie.
- My... przepraszamy... - wykrztusiła dziewczynka.
- My nie chcieliśmy... - dodał chłopiec.
- Rozumiem, w porządku - pojednawczym tonem odezwała się Erin. -
Paddy też chyba nie ma pretensji. Jestem Erin O'Connell - przedstawiła się. -
Mój dziadek ma farmę niedaleko stąd, właśnie jedziemy tam z Paddym z wizytą.
A wy dokąd się wybieracie?
Cisza.
- Może was podwieźć? Milczenie.
- Mieszkacie tu gdzieś w pobliżu? Brak odpowiedzi.
- Nie umiecie mówić? - zniecierpliwiła się Erin.
- Umiemy! - odezwały się równocześnie wyraźnie oburzone posądzeniem
o niemotę dzieciaki.
- Więc w takim razie powiedzcie mi chociaż, jak się nazywacie!
- 3 -
107027815.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin