Adwentowy kalendarz.doc

(110 KB) Pobierz
Do jutra -adwentowy kalendarz

Do jutra -adwentowy kalendarz

 

 

 

 

Czekoladka pierwsza.



Drogi Harry,

Wesołych Świąt! Dziś jest pierwszy dzień grudnia i pierwszy dzień moich listów do Ciebie. Będę pisać każdego dnia w tym miesiącu, a ostatniego chciałbym porozmawiać z Tobą osobiście. Widzisz, mówią, że cokolwiek robisz, gdy zaczyna się Nowy Rok, będziesz to robić przez każdy następny jego dzień. Chciałbym, byś był częścią mojego życia w przyszłym roku i co rok.
Po pierwsze, pomyślałem, że chciałbym Ci pomóc mnie poznać. Teraz, gdy wojna się skończyła, czuję, że każdy ma szansę być sobą. Kimś, kim chce być, a nie tym, kim inni oczekują, że będzie. Nowy Rok naprawdę jest nową szansą dla całego czarodziejskiego świata.
Dziś chciałbym się podzielić swoim bardzo wczesnym świątecznym wspomnieniem. Myślę, że miałem wtedy około czterech lat. Moja mama dała mi kalendarz adwentowy, małą skrzynkę z malutkimi szufladkami. W każdej z nich znajdowała się miniaturowa zabawka lub słodycz dla mnie. To było takie podniecające budzić się każdego ranka i móc biec do mamy i taty, gdzie mogłem otworzyć nową szufladkę. Mój tata udawał rozdrażnienie, ale raz przyłapałem go na uśmiechaniu się do mnie z czułością, kiedy myślał, że nikt nie patrzy.
Do jutra...

Ja

 

 

 

 

Czekoladka druga.



Drogi Harry,

Mam nadzieję, że spodobał Ci się mój pierwszy list i zawarta w nim historia. Dla mnie było to dobre wspomnienie i chciałem się z Tobą nim podzielić.
Muszę przyznać, że mój dom jest piękny. Duży udział w jego uroku ma otoczenie. Moja mama zawsze była dumna ze swoich ogrodów. Są ogromne, jasne i pełne kolorów - jako dziecko często odnajdywałem w nich spokój. Jednym z moich ulubionych elementów jest bluszcz, który porasta ściany w pobliżu drzwi. W każdą przerwę świąteczną, kiedy wracałem do domu i oglądałem rodzinny bluszcz, czasem przyprószony śniegiem, odczuwałem błogość powrotu do domu.
W Boże Narodzenie było najlepiej, ponieważ rodzice nie pozwalali demonom wojny przekraczać progów naszego domu. Powroty na wakacje to już zupełnie inna historia, ale w przerwie świątecznej byłem bezpieczny. Mogłem odpoczywać i być szczęśliwym, być młodym i nie dorastać zbyt szybko. Czuję, że mogę Ci to wszystko powiedzieć, ponieważ Ty, jak nikt inny, zrozumiesz.
Do jutra...

Ja

 

 

Czekoladka trzecia



Drogi Harry,

Czy wiesz, co o Tobie pamiętam?
Cóż, tak naprawdę mnóstwo rzeczy. Pamiętam pierwszy raz, kiedy Cię zobaczyłem, ale zdecydowanie bardziej te następne. Pamiętam, jak Cię obserwowałem i marzyłem, by móc być tak blisko Ciebie, jak Twoim przyjaciele, Ron i Hermiona.
Myślę, że pamiętam wszystko.
Ale to jedno wspomnienie jest bardzo dobre. Na naszym czwartym roku, kiedy obaj zostaliśmy w szkole z okazji Balu Bożonarodzeniowego, jadłeś babeczki na świątecznej uczcie. Usłyszałem wtedy, jak mówisz przyjaciołom, że nigdy nie jadłeś ich przed przybyciem do Hogwartu i zastanawiałem się dlaczego właściwie – przecież my jedliśmy je każdego roku w moim domu. Tak jak i większość rodzin, jak sądzę.
Zatem dlaczego to dobre wspomnienie? Myślę, że to przez to niesamowite szczęście i zdumienie w Twoich oczach, które zobaczyłem z tak zwykłego powodu. Nie uśmiechasz się wystarczająco często, Harry. Przeszliśmy przez tak wiele, a Twoje radości można by zliczyć na palcach. Nawet teraz uśmiechasz się zdecydowanie mniej niż powinieneś.
Szczęście dobrze na Tobie wygląda, Harry. Zamierzam się postarać i przynieść Ci go tyle, ile tylko będę mógł. To moje postanowienie noworoczne.
Do jutra…

Ja

 

 

Czekoladka czwarta



Drogi Harry,

Podobają Ci się dotąd moje listy? Myślę, że tak, ponieważ wczoraj na Twojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy tylko dostałeś kolejny. Lubię myśleć, że potrafię sprawić, by Twoje oblicze rozjaśniła choćby niewielka radość.
Pewnego razu, mama pozwoliła mi zaprosić kilku przyjaciół podczas ferii. Poobrywaliśmy zwisające z okapu ogromne sople i urządziliśmy sobie za ich pomocą bitwę na miecze. Tata wrócił do domu akurat w momencie, kiedy jeden z chłopców zdołał zranić mnie w ramię ostrą końcówką sopla. Ojciec zaciągnął mnie do środka i nawrzeszczał na mnie nawet nie tyle za urządzenie bijatyki, co przede wszystkim za nieubranie płaszcza. Rzucił na mnie uzdrawiające zaklęcia, a potem, kiedy byłem już przekonany, że z pewnością mnie ukarze, tylko przycisnął mnie mocno do siebie i powiedział, jak bardzo się przestraszył, widząc mnie krwawiącego.
Oczywiście, pomyślałem sobie, że jest niemądry – przecież, mimo wszystko, to było tylko głupie zadraśnięcie. Teraz jednak, gdy spoglądam w przeszłość, jestem wdzięczny za to wspomnienie. Mój ojciec naprawdę mnie kochał, kimkolwiek był.
Do jutra…

Ja

 

 

Czekoladka piąta



Drogi Harry,

Na drugim roku jeden z chłopaków z mojego dormitorium zagrał nam parę świątecznych kawałków, które znał z mugolskiej szkoły. Pewna piosenka przykuła moją uwagę. Mówiła o pieczonych kasztanach i gościu, nazywanym Dziadkiem Mrozem, który kąsał ludzi w twarz. Piosenka wydała mi się intrygująca, więc kiedy wróciłem do domu, zmusiłem mamę i tatę, by dostarczono mi owych pieczonych kasztanów. Jak zwykle spełnili moją zachciankę i skrzaty domowe przygotowały je dla mnie.
Rodzicie byli zupełnie zdegustowani.
Nawet teraz jest to dla mnie zabawne wspomnienie. Patrzeć na dostojną twarz mojego ojca, kiedy je kasztany, na sposób w jaki moja matka delikatnie wypluwa swoją porcję do serwetki… Nigdy tego nie zapomnę.
Do jutra…

Ja

 

 

Czekoladka szósta



Drogi Harry,

Moja mama zawsze bardzo lubiła chrześcijańskie tradycje. Z pozoru nie byliśmy religijni, ale myślę, że wiara w coś, czego nie da się zobaczyć, a jednocześnie coś dobrego i czystego była dla niej kojąca. Sądzę, że było to bardzo potrzebne, w czasach, kiedy wojna szalała wokół nas.
Jedną z rzeczy, na którą nalegała, było ustawienie w ogrodzie szopki naturalnych rozmiarów. Zajęła się tym, kiedy miałem około pięciu lat. Iluż ta jej szopka przysporzyła mi problemów! A raczej, jeśli mam być z Tobą szczery, a przysięgam, że tego właśnie chcę… to ja przysporzyłem problemów jej. Pierwszego roku jej powstawania mama opowiedziała mi historię dzieciątka Jezus. Nie byłem nią zbytnio zainteresowany i chciałem, by weszła do środka i pobawiła się ze mną, ale ona tylko mówiła i mówiła. W końcu zacząłem robić się zły. Matka nie powinna mówić o tym Jezusie, jakby uważała, że jest taki ważny – to ja byłem jej dzieckiem, nie ten bachor, Jezus!
Opowieść tak ją wciągnęła, że nie zauważyła mojej złości, dopóki nie wyzwoliłem po raz pierwszy niekontrolowanej magii i nie podpaliłem szopki. Szybko ugasiła ogień i nareszcie zabrała mnie do środka.
Do jutra…

Ja

 

 

Czekoladka siódma



Drogi Harry,

Och, ta bożonarodzeniowa szopka! Mimo ubiegłorocznej klapy, moja mama znów do tego wróciła. Pewnego popołudnia postanowiłem wyjść się pobawić na mojej małej miotle, która unosiła jedynie parę metrów nad ziemię. Pamiętam, jak ojciec sadzał mnie na swojej, kiedy jeszcze nie miałem własnej i jak zabawne było to dla mnie, toteż zdecydowałem być dobrym chłopcem i zabrać dzieciątko Jezus na przejażdżkę. Wydawało mi się to jedynym sposobem zadośćuczynienia, po tym, jak podpaliłem szopkę w zeszłym roku.
Myślę, że świetnie się bawił, dopóki nie przeleciałem nad nie całkiem zamarzniętym stawem i nie wziąłem zbyt ostrego zakrętu. Byłem zmuszony mocno złapać miotłę i straciłem kontrolę nad biednym Jezusem. Naprawdę się przeraziłem, kiedy odkryłem, że mama ma tego wieczora gości, ponieważ wspominała, że z niecierpliwością czeka na pokazanie im swojej szopki. Zanim więc wyszli do ogrodu, zawołałem skrzata domowego i kazałem mu położyć się w żłóbku na miejscu dzieciątka Jezus.
Mama podeszła, by odwinąć kocyk i pokazać anielską twarz swojego Jezuska. Wyobraź sobie jej zdziwienie, kiedy Zgredek wyskoczył znienacka. Pisnęła, odskoczyła do tyłu, potknęła się o ławkę i wylądowała prosto na tyłku. Byłem ukryty za drzewami i tak strasznie chciało mi się śmiać z mojej opanowanej mamy siedzącej jedynie na swoich czterech literach we własnym ogrodzie. Wiedziałem, że znalazłbym się przez to w tarapatach, więc uciekłem najszybciej jak potrafiłem i ukryłem się pod swoim łóżkiem.
Ale mama właściwie nigdy nic mi nie powiedziała. Sądzę, że wystarczająco upokarzającym było dla niej upaść na oczach swoich sztywniackich znajomych i pewnie nie miała ochoty przyznawać się do porażki jeszcze przede mną i ojcem. Za to następnego dnia nowe dzieciątko Jezus pojawiło się w żłóbku.
Do jutra…

Ja

 

 

 

Czekoladka ósma



Drogi Harry,

Szopka uzyskała swój ostateczny kształt, kiedy miałem siedem lat. Mama jeszcze raz spróbowała opowiedzieć mi wtedy historię narodzin Jezusa i tym razem wspomniała o Trzech Mędrcach, którzy przynieśli w prezencie złoto, kadzidło i mirrę. W porządku, złoto rozumiem, ale po co, do diabła, pozostałe rzeczy?

W przypływie dobrej woli, uczyniłem kolejny wysiłek, by zadowolić dzieciątko Jezus i zdecydowałem być lepszy od rzekomych mędrców. Skoro byli tacy mądrzy, to dlaczego przynieśli temu bardzo ważnemu dzieciakowi takie marne prezenty? Zabrałem mamie jej najlepszą jedwabną szatę i owinąłem ją wokół głowy, starając się wyglądać jak oni. Wziąłem jej ulubione perfumy, futrzaną torebkę i nieco rodowej biżuterii Blacków. Uważałem te rzeczy za znacznie bardziej odpowiednie na prezent dla nowonarodzonego króla niż nieco badziewnego zielska.
Muszę przyznać, że matka nie była zbytnio podekscytowana odnalezieniem swoich kosztowności w błotnistym śniegu. Kiedy tego roku święta dobiegły końca, szopka zniknęła i już nigdy więcej się nie pojawiła.
Do jutra…

Ja

 

 

 

Czekoladka dziewiąta



Drogi Harry,

Kiedy miałem osiem lat, w moje ręce dostało się zdjęcie Świętego Mikołaja z paroma elfami, robiącymi zabawki. Zacząłem wtedy marudzić, że nasze skrzaty domowe są do nich zupełnie niepodobne, więc ojciec, zmęczony moim mówieniem o tym na okrągło, dał im przebranie na świąteczny poranek. Oczywiście wywołało to straszne zamieszanie, ponieważ wszystkie skrzaty pomyślały, że zostały zwolnione. Ojciec musiał wyjaśniać i wyjaśniać, że to nie prawda, i że to ja po prostu chciałem zobaczyć je w tych strojach.
W końcu się zgodziły i pokazały się w moim pokoju w Boże Narodzenie w szpiczastych butach, zielonych, pasiastych uniformach i idiotycznych kapeluszach. Mimo całego mojego wcześniejszego gadania, ich widok strasznie mnie przeraził i krzyczałem dopóki mój tata nie wpadł do pokoju i ich nie wyprowadził.
Chyba właśnie zaczynam zdawać sobie sprawę, jakim byłem trudnym dzieckiem.
Do jutra…

Ja

 

 

 

Czekoladka dziesiąta



Drogi Harry,

Opowiedziałem Ci już parę wspomnień z dzieciństwa. Myślę, że nadszedł czas, aby podzielić się kolejnym dotyczącym Ciebie. Tak, jak już mówiłem, pamiętam każdy szczegół dotyczący Ciebie.

To jedno powinno być dla Ciebie ciekawe. Pamiętasz piąty rok, kiedy otrzymałeś te wszystkie anonimowe świąteczne kartki na tydzień przed feriami, opisujące rzeczy, które Twój wielbiciel w Tobie lubi? Cóż, to byłem ja. Z tego co mi wiadomo, nigdy ich nie rozszyfrowałeś, i tak było lepiej. Teraz jestem gotowy, by powiedzieć Ci, kim jestem. Jednak dopiero pod koniec miesiąca.
Pamiętasz, co wtedy napisałem?
Kocham sposób, w jaki Twoje oczy błyszczą, gdy jesteś szczęśliwy lub zły.
Kocham Twój śmiech. Sposób w jaki wypełnia pomieszczenia i sprawia, że każdy w pobliżu Ciebie ma ochotę się śmiać, również.
Kocham Twój uśmiech, to jak dosięga oczu i rozświetla całą Twoją twarz.
Kocham Twój wygląd w stroju do Quidditcha, pokazujący Twoje boskie ciało, które ukrywasz przez resztę czasu.
Kocham dźwięk Twojego głosu i wyobrażam sobie jego brzmienie, gdy wypowiadasz moje imię.
Kocham sposób, w jaki latasz – ta naturalna gracja, i, najlepsze z wszystkiego, ta euforia na Twojej twarzy.
Kocham to, jak bardzo dbasz o swoich przyjaciół. Chciałbym być jednym z nich.
Podtrzymuję to wszystko, Harry. Chcę być tym, kto sprawia, że Twoje oczy błyszczą, kto wywołuje uśmiech na Twojej twarzy, kto sprawia, że się śmiejesz. Chcę widzieć Cię w stroju od Quidditcha i bez niego. Chcę słyszeć, jak wypowiadasz moje imię. Właściwie, pragnę być je krzyczał. Chcę latać z Tobą, by dzielić radość bycia wysoko ponad ziemią. I z wszystkich sił pragnę być Twoim przyjacielem, a nawet kimś więcej.
Pragnę wszystkiego, co jest cząstką Ciebie.
Do jutra…

Ja

 

 

 

Czekoladka jedenasta



Drogi Harry,

Kiedy byłem mały, ojciec po skończeniu ubierania choinki brał mnie na barana, pozwalając umieścić na jej szczycie gwiazdę. Pewnego roku przebywał poza miastem, więc mama i ja przystroiliśmy ją bez niego, pomijając gwiazdę. Mama powiedziała, że tata mi z nią pomoże, kiedy wróci, ale do tego czasu pozostały jeszcze całe, długie dwa dni!
Oczywiście to mi nie odpowiadało. Postanowiłem, że sam wdrapię się na drzewko i umieszczę gwiazdę tam, gdzie jej miejsce. Nie minęła chwila, a już leżałem na podłodze przygnieciony choinką, z ozdobami rozrzuconymi dosłownie wszędzie. Od tej pory ojciec zaczął lewitować gwiazdę na szczyt.
Może jednak powinienem przemyśleć całe to przedsięwzięcie… możliwe, że wszystko, co właśnie robię, jest ugruntowywaniem Cię w przeświadczeniu, że nie chciałbyś wychowywać ze mną dzieci w obawie, że będą takie jak ja.
Do jutra…

Ja

 

Czekoladka dwunasta



Drogi Harry,

Razem ze skrzatami zwykłem robić pergaminowe śnieżynki. Też je robiłeś? Składasz kawałek pergaminu i wycinasz drobne wzorki w ten sposób, że gdy go rozkładasz, wygląda jak płatek śniegu. Kiedy wycinałem je za pierwszym razem, skrzaty domowe dały mi mugolskie nożyczki i zrobiłem takich setki. Zużyłem cały swój pergamin i gdy skończyłem, poszedłem do biurka taty i wyciąłem jeszcze więcej z jego papierów.
Ups.
Jestem pewny, że domyślasz się, iż tata nie był zachwycony, kiedy przyszedł do domu i znalazł śnieżynki, zrobione ze swoich służbowych dokumentów, rozlepione po całym jego biurze. Odebrał mi nożyczki i zabronił używać ich kiedykolwiek więcej.
Ale następnego wieczoru przyniósł mi ogromny stos pergaminu i z użyciem tnących czarów zrobiliśmy razem całą górę śnieżynek. Nigdy tego nie zapomnę.
Do jutra…

Ja

 

 

 

Czekoladka trzynasta


Drogi Harry,

Na pierwszym roku w Hogwarcie moi rodzice kazali mi zaprosić tę okropną dziewczynę na ferie. Nie mogłem jej znieść, zresztą wciąż nie mogę. Zgodnie z tradycją Starych Rodzin, moi i jej rodzice negocjowali w sprawie aranżacji naszego małżeństwa, które miałoby dojść do skutku, gdy oboje osiągniemy pełnoletniość. To byłaby wspaniała więź między dwoma starymi i potężnymi rodzinami, bla, bla, bla.
Ja nie miałem zamiaru nic w tym kierunku robić. Ona natomiast była zachwycona. Nauczyła się idiotycznego zaklęcia, które sprawiało, że jemioła pojawiała się nad moją głową w każdym przejściu, przez jakie przechodziliśmy. Oczywiście wcale nie chciałem jej całować, uważałem, że dziewczyny są obrzydliwe. Sądziłem, że to przez to, że mam jedenaście lat, ale wciąż tak uważam, więc może nie o to chodziło.
Zostaliśmy zmuszeni do pokazywania się razem, i oczekiwano ode mnie, że będę zabierać ją na różne imprezy, ale wciąż jej nie lubiłem. Starałem się wyperswadować to rodzicom, ale wciąż mówili mi, że przedyskutujemy tę sprawę w późniejszym terminie. Teraz jednak, kiedy nie żyją, termin ten nigdy już nie nadejdzie. Szczęśliwie, nic dłużej mnie nie zmusza, bym ją poślubił, co czyni mnie wolnym i pozwala walczyć o moją prawdziwą miłość.
Do jutra…

Ja

 

 

 

Czekoladka czternasta



Drogi Harry,

Pamiętam Bal Bożonarodzeniowy na naszym czwartym roku. Bogowie, jak ja się o ciebie bałem podczas tych wszystkich wydarzeń! Muszę przyznać, choć czuję się z tym idiotycznie, że pragnąłem być tą osobą, którą musiałeś uratować przed trytonami. Być tym jednym, którego cenisz… byłbym w siódmym niebie.
Ale wróćmy do Balu. Zobaczyłem, jak wchodzisz, wyglądając niedorzecznie przystojnie w swoich wyjściowych szatach, i zastanawiałem się, jak by to było przetańczyć z Tobą całą noc. Zauważyłem, że odtańczyłeś tylko obowiązkowy taniec z którąś z bliźniaczek Patil, do którego byłeś zmuszony, a resztę czasu przesiedziałeś na uboczu. Wielka szkoda! Chciałem wziąć Cię w ramiona, poczuć Twoją bliskość. Tej nocy miałem bardzo miły sen.
Zastanawiam się, czy jeśli dasz mi szansę, kiedy to się skończy, zatańczysz ze mną?
Do jutra…

Ja

 

 

 

 

Czekoladka piętnasta



Drogi Harry,

Na piątym roku, w noc poprzedzającą nasz wyjazd do domu na ferie, ta potworna dziewczyna, o której opowiadałem Ci poprzednio, próbowała namówić nas na zagranie w Prawdę lub Wyzwanie. Wiedziała, że nienawidzę tej gry i przekupiła mnie łykiem fantastycznego drinka, którego nazywała likierem jajecznym. Powiedziała, że jeśli zagram, dostanę wszystko, co zechcę. Obmyśliłem sobie, że nic złego się nie wydarzy, jeśli się nie upiję, więc zagrałem.
Cóż, oszczędzę Ci krwawych szczegółów, w każdym razie wsypała mi do drinka coś o nazwie „Bailey’s” i porządnie się nawaliłem. Skończyłem nie tylko uzewnętrzniając się przed całym moim domem, ale również zrobiłem striptiz dla kilku osób. Kazali mi, nazywając to numerem końcowym, pocałować Snape’a – i właśnie zamierzałem opuścić dormitorium, by wykonać to zadanie, kiedy jakaś miła duszyczka powstrzymała mnie i zapewniła, że gra skończona. Następnego ranka czułem się tak zażenowany, że poważnie myślałem o użyciu Obliviate wobec każdego, kto brał w tym udział.
Niechaj będzie to dla Ciebie przestrogą. I dla mnie też, przed pozwalaniem tej harpii na przebywanie w pobliżu mojego drinka.
Do jutra…

Ja

 

 

 

 

 

Czekoladka szesnasta



Drogi Harry,

Wiedziałeś, że moi rodzice pobrali się w Wigilię? Cóż, głupie pytanie, oczywiście, że nie. Ale zrobili to i Święta zawsze były dla nich wyjątkowe. W każdą Wigilię opowiadali mi o swoim ślubie, co było ciekawe, kiedy byłem mały i nudne, kiedy dorastałem, ale stanowiło tradycję. O tym jak byli ubrani, że mama miała we włosy wpięty ostrokrzew, a tata nosił go w klapie. O przysięgach, jakie złożyli, obrączkach, którymi się wymienili. Słyszałem o tym tyle razy, że mógłbym to namalować tak, jakbym widział to na własne oczy.
Nie opowiedzą mi o tym w tym roku i odkryłem, że jest mi z tego powodu smutno. Słuchałbym tych opowieści codziennie, gdyby mogło to przywrócić mi moich rodziców. I przyznam, że coraz bardziej zaczynam doceniać romantyzm ich historii, kiedy myślę, jak bardzo marzę o własnej, takiej która znaczyłaby dla mnie tak wiele, bym chciał wciąż do niej wracać. Wiem, brzmię jak jakaś cholerna dziewczyna, ale tak bardzo pragnę dla nas opowieści, którą w przyszłości moglibyśmy torturować nasze dzieci.
Chcę mieć z Tobą dzieci, Harry. Tyle, ile tylko będziesz chciał, pod warunkiem, że będą mieć Twoje oczy, Twój uśmiech i Twoją niewyobrażalną dobroć.
Do jutra…

Ja

 

 

 

Czekoladka siedemnasta



Drogi Harry,

Zawsze uważałem, że to nieco dziwne, iż Święty Mikołaj potrzebuje reniferów, by jego sanie latały. Mam na myśli fakt, że człowiekowi, który ma w sobie tyle magii, iż potrafi jednej nocy objechać cały świat, wciąż zatrzymując się w kolejnych domach na przerwę i pochłaniając niedorzeczne ilości ciasteczek i mleka, z pewnością wystarczyłoby użycie czaru lewitacji.
Pewnego wieczoru przy kolacji tata miał służbowego gościa i mężczyzna zapytał mnie, czy jestem gotowy na przyjęcie Mikołaja i jego reniferów. Sądzę, że miałem wtedy około siedmiu lat i byłem na etapie papugowania wszystkich interesujących nowych słów, które zasłyszałem od innych. Moja odpowiedź brzmiała: „tak, jestem bardzo podekscytowany, choć zastanawia mnie, jak Mikołaj może lubić latać z reniferami srającymi mu na głowę cała noc”.
Zostałem uziemiony i od tej pory nie wolno było mi się pojawiać na żadnych oficjalnych kolacjach przez dobre parę lat.
Do jutra…

Ja

 

 

 

 

Czekoladka osiemnasta



Drogi Harry,

Śniłeś mi się ostatniej nocy i kiedy wstałem, by napisać do Ciebie dzisiejszy list, nie mogłem przestać o tym myśleć. Muszę się z Tobą nim podzielić, ponieważ nie potrafię wyrzucić go z myśli.
Znajdowałem się w dużym pokoju. Światła były pogaszone, jedynie ogromna choinka świeciła pośrodku. Od kominka, znajdującego się w pobliżu drzewka, emanowało przyjemne ciepło. Pojawiłeś się tam i od razu mnie spostrzegłeś, więc podszedłeś i pocałowałeś delikatnie i powoli. Zaczęliśmy ściągać z siebie ubrania część po części, dopóki nie byliśmy nadzy, a potem położyłeś mnie na pledzie przy kominku. Kochaliśmy się z pasją, i pamiętam doskonale tę grę choinkowych światełek oraz migoczących płomieni, których cienie tańczyły na Twojej złotej skórze.
Najlepszy jednak z tego wszystkiego był moment, kiedy podszedłeś do mnie, przygarnąłeś do siebie i powiedziałeś, że kochasz mnie ponad wszystko. Bogowie, tak bardzo pragnę, żeby ten sen się spełnił, że mam ochotę płakać ze strachu, iż to nigdy się nie stanie.
Proszę, Harry, błagam, pragnij mnie. Chyba umrę, jeśli nie będziesz.
Do jutra…

Ja

 

 

 

Czekoladka dziewiętnasta



Drogi Harry,

Widziałeś kiedykolwiek Christingle? To pomarańczowa kula oznaczająca świat, z opasającą ją czerwoną wstęgą, symbolizującą poświęcenie, jakie Chrystus poniósł dla nas. Posiada cztery małe szpikulce owoców i słodyczy, reprezentujące cztery pory roku i odpowiadające im owoce Ziemi, oraz świecę stojącą na szczycie, oznaczającą Jezusa, światłość świata.
Myślę, że tradycja jest czymś bardzo ważnym podczas Świąt. Jak wygląda to u Ciebie? Chciałbym z Tobą dzielić Twoje zwyczaje. A ty byłbyś skłonny dzielić ze mną moje? Z całych sił pragnąłbym też, i jest to dla mnie zdecydowanie ważniejsze, żebyśmy stworzyli swoje własne tradycje. Coś, co będziemy robić każdego roku. Może moglibyśmy wybierać razem choinkę i przynosić ją do domu, a może mogłyby to być jakieś drobne rytuały związane z jej ubieraniem. Na przykład w każde Święta dawalibyśmy sobie jakąś ozdobę, symbolizującą rok, który właśnie spędziliśmy razem. Cokolwiek, co chcielibyśmy robić, by uczynić nasze wspólne Święta czymś wyjątkowym.
Posłuchaj mnie tylko, gadam, jakbyś już dawno zdecydował, że dasz mi szansę. Myślę, że moje pełne wiary nastawienie wynika z tego, że nie zniósłbym myślenia o tym wszystkim w inny sposób.
Do jutra…

Ja

 

 

 

Czekoladka dwudziesta



Drogi Harry,

Zwykle uwielbiałem pakowanie prezentów. Każdego roku spędzałem z mamą całe popołudnie, starając się przekonać, komu uda się stworzyć paczkę ozdobioną w najbardziej wyszukany sposób. Nawet tata w tym uczestniczył, ale szybko się denerwował, ponieważ mama nalegała na używanie, czegoś, co nazywała „taśmą”. Śmieszne, taka taśma, jest zrobiona na bazie szkockiej! Polizałem ją raz, ale w ogóle nie przypominała w smaku alkoholu. Właściwie to była obrzydliwa.
Tak czy inaczej tata próbował samodzielnie zapakować prezenty z użyciem taśmy. Pomrukiwał tylko coś o używaniu mugolskich wynalazków zamiast porządnych tnących i klejących czarów. Zawsze było wiadomo, kiedy zajmuje się pakowaniem, ponieważ za każdym razem miał wtedy przyklejony jakiś kawałek taśmy do swojej szaty – jednego roku przez całe godziny chodził z kokardką dokładnie pośrodku tyłka. Nie uświadomiliśmy go z mamą w tym względzie, ale kiedy tylko przechodził obok wciąż się śmialiśmy, aż w końcu zapytał nas, dlaczego nam tak wesoło, ale nie przyznaliśmy mu się.
Do jutra…

Ja

 

 

 

Czekoladka dwudziesta pierwsza



Drogi Harry,

Wczorajsze opowiadanie o pakowaniu prezentów sprawiło, że powróciłem myślami do tradycji. Pisanie tych listów uświadomiło mi, że dzieliłem coś wyjątkowego z moją rodziną, nawet jeśli nikt nas o to nie posądzał.
Myślisz, że mógłbyś któregoś dnia opowiedzieć mi o swojej rodzinie? Wiem, że straciłeś rodziców i jest mi z tego powodu bardzo przykro. Kiedyś wydawało mi się, że to bez znaczenia, skoro nawet ich nie pamiętasz. Teraz wiem, że to nieprawda. Zostałem sam, ale nikt nie odbierze mi wspomnień, które mogę pielęgnować i cenić. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, że miałbym ich nie mieć. Słyszałem plotki o tych mugolach, z którymi mieszkałeś, ale nie mogą być tak do końca prawdziwe. W każdym razie, mam nadzieję, że nie są.
Nie chciałbym, żebyś się zasmucał myśląc o tym wszystkim, po prostu pragnę Cię poznać. Chcę cię rozumieć i wspierać. I chciałbym żebyś i Ty mnie wspierał i kochał, kiedy nikt mi już nie zostanie, ale również byś wiedział, że ja też zawsze będę cię kochał i pozostanę przy Tobie. Pozwolisz mi?
Do jutra…

Ja

 

 

 

 

Czekoladka dwudziesta druga



Drogi Harry,

Powiesiłeś już swoje świąteczne pończochy? Muszę przyznać, że byłem dość rozpieszczony jako dziecko. Uwielbiałem sprawdzać, co jest w moich skarpetach, bardziej nawet niż odpakowywać aktualne prezenty. Kiedy miałem osiem lat, pomyślałem, że mógłbym przechytrzyć Świętego Mikołaja. Rozwiesiliśmy nasze pończochy przed pójściem spać i, kiedy moi rodzice przygotowali się już do łóżka, zakradłem się na dół.
Moje skarpety zawsze wypełniały się po brzegi, więc doszedłem do oczywistego wniosku, że większa skarpeta przyniesie większy plon. Znałem parę prostych zaklęć, a wyszukałem jeszcze nieco innych. Byłem pewny, że po zastosowaniu czaru powiększającego moja skarpeta zmieści znacznie więcej prezentów. Uzyskałem jednak nieco inny efekt i zmieniłem ją w gigantyczną pończochę, rozciągającą się wzdłuż kominka i spływającą aż na podłogę. Miała dobre piętnaście stóp długości i prawdopodobnie pięć szerokości. Nie byłem w stanie jej zmniejszyć, a że na schodach usłyszałem rodziców, uciekłem.
Rano zszedłem na dół sprawdzić, co dostałem, i obok pończoch moich rodziców, w miejscu tej ogromniastej, którą stworzyłem, wisiała bardzo niepozorna skarpeta, która pasowałaby na stópkę małego dziecka. W środku znajdowała się mała bryłka węgla i krótki liścik, mówiący: „Zachłanni, mali chłopcy na Święta dostają jedynie węgiel.”
Wciąż miałem do rozpakowania prezenty, ale byłem tak rozczarowany brakiem pończochy pełnej skarbów do odkrycia, że nigdy już nawet mi nie przyszło do głowy robienie czegoś podobnego.
Do jutra…

Ja

 

 

Czekoladka dwudziesta trzecia



Drogi Harry,

Słyszałeś kiedyś piosenkę „ Widziałem mamusię całującą się z Mikołajem”? Kiedy miałem dziewięć lat, zobaczyłem znacznie więcej. W wigilijną noc nie mogłem zasnąć, ponieważ byłem zbyt podniecony, więc, kiedy usłyszałem ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin