Rozdział 1.pdf

(54 KB) Pobierz
192839367 UNPDF
Rozdział 1 
Czemu miałam wrażenie, że coś złego się dziś wydarzy? Gdy ta myśl przemknęła Emily przez 
głowę wypchnęła ją poza świadomość. Potrząsnęła przecząco głową i zwróciła wzrok w inną stronę. 
Jej szafirowe oczy wlepione były w fioletowy kamień leżący na drewnianym biurku. Delikatne i 
zadbane palce uniosły go gładząc powierzchnie. Niebieskooka dziewczyna posłała mu ostatnie 
spojrzenie i włożyła go do bogato zdobionej szkatułki. Zaczęła bawić się kosmykiem kasztanowych 
włosów w głębokim zamyśleniu. Razem z pięknym pudełeczkiem odziedziczyła ten kamień od zmarłej 
niedawno krewnej. Wyłożona była czerwonym aksamitem a w środku… leżał samotnie ten oto 
klejnot. Potrząsnęła delikatnie głową wyrywając się z zamyślenia i podeszła do szafy. Ubrana była w 
miękką, błękitną piżamę, lubiła ją, lecz nie mogła raczej pójść w niej do szkoły. 
  W tym samym momencie na jej parapecie przysiadł orzeł. Jego połyskujące w porannym 
świetle pióra miały nietypową, wręcz czarną barwę, przypatrywał się jej z zaciekawieniem po czym 
odleciał zanim zdążyła zareagować. Emily skierowała wzrok ku oknie, w oczy najbardziej rzucał się 
rozległy las sięgający aż po horyzont, w blasku porannego słońca wyglądał naprawdę niesamowicie. 
Na drugi planie widoczna była równie okazała rezydencja zawsze skryta pośród cienia drzew. Chociarz 
właściciel teoretycznie rzecz biorąc był jej sąsiadem nigdy z nim nie rozmawiała, też nie paliła się 
zbytnio by go lepiej poznać. Dziewczyna posłała ostatnie pełne ciekawości spojrzenie ku staremu 
budynku i pochwyciła pierwszą lepszą bluzkę, bluzę i jakieś ciemne dżinsy. Ubrała się i doprowadziła 
do ogólnego porządku w ciągu kilku minut. Bez zwłoki pochwyciła ciemnozieloną torbę i zbiegła po 
drewnianych schodach na parter. Matki już nie było, wychodziła wcześnie rano, czasami słychać było 
tylko cichy pomruk auta. Orientacyjnie spojrzała na zegarek, lecz rozległ się dźwięk klaksonu. Emily 
delikatnie się skrzywiła i wybiegła z domu. 
  Na szczęście autobus jeszcze na nią czekał. Odetchnęła z ulgą wpatrując się w znajome, 
połyskliwe kolory lakieru zdobiącego maszynę. Posłała pełen podziękowań uśmiech lekko puszystej 
kobiecie prowadzącej autobus. Jej pulchną buzię wykrzywił na moment delikatny uśmiech po czym 
wzruszyła ramionami puszczając mi „oczko”. Pokręciłam głową z uśmiechem i usiadłam na wolnym 
siedzeniu w NIE zapchanym jeszcze autobusie. Maszyna zbierała coraz to nowych uczniów, przez co 
zaczęło się robić tłoczno. Nareszcie… Pomyślała dziewczyna gdy pojazd zatrzymał się ostatni raz, a 
fala uczniów wylała się przez drzwiczki autobusowe. Wysiadła jako jedna z ostatnich rzucając 
obojętne spojrzenie stojącemu przed nią budynkowi. Westwood high school witało ją w następnym 
już roku jej nauki. Chociaż Westwood nie było zbyt dużym miastem, szkoła była bardzo dobrze 
zaopatrzonym budynkiem. Dziewczyna przeniosła wzrok na parkujące samochody i westchnęła cicho 
przypominając sobie jej mozolne próby zdania egzaminu na prawo jazdy. Nauczę się jeździć dopiero 
jak świnie zaczną latać, pomyślała ironicznie. Była jedną z nielicznych siedemnastolatek, która nie 
potrafiła prowadzić. 
  Z zamyślenia wyrwał ją pomruk silnika dochodzący z jej prawego boku. Zaciekawiona 
spojrzała w tamtym kierunku i wręcz oniemiała. Choć jej wiedza o motoryzacji nie była zbyt wielka, 
ten samochód rozpoznałaby wszędzie, Bugatti Veyron… Czarny lakier błysnął Emily przed oczami, 
maszyna przecięła jej drogę. Zszokowana dziewczyna wstrzymała oddech widząc kierowce 
samochodu. Chłopak miał idealnie gładką, dziwie bladą cerę i drapieżny wygląd. Ciemne okulary, 
czarne, pozostawione w nieładzie włosy tylko potęgowały to wrażenie. Posłał Emi zawadiacki 
uśmiech i zniknął z pola widzenia zdziwionej dziewczyny. Wypuściła raptownie powietrze z płuc i 
zaskoczona ruszyła ku wejściu do szkoły. Nagle usłyszała pisk opon i to dokładnie obok niej. 
Mimowolnie spojrzała w tamtym kierunku. Czarny motor, chyba Yamaha YZF‐R6 zatrzymał się 
niedaleko niej. Kierowca ubrany był w typowy strój motocyklisty. Skórzane spodnie i kurtka 
kontrastująca z kolorem pojazdu. Jednym ruchem zdjął kask uwalniając długie, jasne włosy barwy 
prawie białej. Opadły mu na ramiona falując z każdym ruchem jego głowy. Spojrzał na nią, jego oczy 
miały intensywny, zielony kolor, a w ich zakątkach czaiły się złote ogniki. Był wysoki z metr 
osiemdziesiąt pięć i typowo męskiej budowy. Napotykając jego zaciekawione spojrzenie dziewczyna 
odwróciła wzrok i bez zwłoki ruszyła do szkoły. 
 
  Jak zawsze na historii nic ciekawego się nie działo. Pan Henry Smith (oryginalne nazwisko, 
przemknęło jej przez myśl), niewysoki mężczyzna w podeszłym wieku tłumaczył nam zawzięcie 
przyczyny , przebieg i inne tego rodzaju informacje na temat wojny secesyjnej. Słychać było ziewanie, 
a  na twarzach większości uczniów malowało się znudzenie i obojętność. Niektórzy notowali coś 
leniwie inni obracali w palcach długopisy. A Emily korzystając z tego, że siedziała przy oknie, 
przyglądała się boisku szkolnym, na którym właśnie odbywały się lekcje W‐Fu. Coś, a raczej ktoś 
zwracał szczególnie jej uwagę. Stali tam w całej swojej okazałości mierząc się wzrokiem. Można było 
ich uznać za identycznych nie licząc koloru skóry, oczu i włosów. W tej chwili ich twarze nie wyrażały 
żadnych emocji, ale mięśnie były spięte, nagle odwrócili od siebie wzrok skupiając go na trenerze od 
wychowanie fizycznego. Gdy zadzwonił dzwonek uczniowie od razu się ożywili, wręcz wybiegli z klasy. 
Korytarz szkolny był pełen spacerujących lub rozmawiających ze sobą grupek ludzi. Emily ledwie 
udało się dotrzeć do swojej szafki. Przeklęła pod nosem próbując ją otworzyć. Mechanizm się zaciął… 
znowu. 
‐ Pomóc w czymś?  
Zgłoś jeśli naruszono regulamin