Sady Wojciech - Zycie L. Wittgensteina.rtf

(275 KB) Pobierz
Życie Ludwiga Wittgensteina.

WITTGENSTEIN: ŻYCIE 1889-1918

Ludwig Josef Johann Wittgenstein urodził się 26 kwietnia 1889 r. jako ósme i ostatnie dziecko Karla i Leopoldyny Wittgensteinów, jednej z najbogatszych rodzin w imperium Habsburgów.

Jego pradziadek ze strony ojca, Moses Maier, był zarządcą majątku książęcej rodziny Seyn-Wittgenstein i gdy Napoleon nakazał Żydom przyjąć nazwiska, wybrał nazwisko swoich pracodawców. Jego syn, Herman Christian Wittgenstein, kupiec wełniany, odciął się całkowicie od społeczności przodków, a choć ożenił się z Żydówką, to wraz z żoną nawrócił się na protestantyzm. Od swoich jedenaściorga dzieci wymagał, aby zawierali związki małżeńskie z Aryjczykami. Usłuchali wszyscy - i zgodnie z wolą rodziców zostali sędziami, adwokatami, profesorami i duchownymi. Wyłamał się jedynie ojciec Ludwiga, Karl. Zbuntowany przeciwko autorytaryzmowi rodziców uciekł, mając 17 lat i ani grosza w kieszeni, do Ameryki; gdy po dwóch latach w 1867 r. powrócił, zyskał pozwolenie na studiowanie inżynierii. Błyskawiczna kariera w przemyśle stalowym uczyniła go w ciągu dziesięciu lat jednym z najbogatszych ludzi w Austrii. Był tym typem bezwzględnego kapitalisty, jaki z taką odrazą opisywali wtedy Marx i Engels. W 1873 r. ożenił się z Leopoldyną Kalmus. Jej ojciec, choć pochodził ze znakomitej rodziny żydowskiej, był katolikiem; matka była czystej krwi Aryjką, córką katolickiej rodziny posiadaczy ziemskich.

Wszystkie dzieci Karla i Leopoldyny: Hermina (1874-1950), Hans (1877-1902), Kurt (1878-1918), Helena (1879-1956), Rudi (1881-1904), Margaret (Gretl) (1882-1958), Paul (1887-1961) i Ludwig, zostały ochrzczone w Kościele katolickim i wychowane w klasycznej kulturze niemieckiej. Po matce wszystkie odziedziczyły talent i zamiłowanie do muzyki (Paul został znanym pianistą; to dla niego, potem jak podczas I Wojny światowej stracił rękę, pisali specjalne kompozycje Richard Strauss i Maurice Ravel). Leopoldyna stworzyła w rodzinnym pałacu centrum artystyczne, gdzie stałymi gośćmi bywali Johannes Brahms i Gustav Mahler. W 1898 r. Karl w wyniku zatargu z rządem, który krytykował za gospodarczą nieudolność, nagle wycofał się z interesów, a ulokowawszy swą fortunę w Stanach Zjednoczonych został patronem sztuk wizualnych - finansował m.in. działalność głównego przedstawiciela wiedeńskiej secesji, Gustava Klimta. Jednocześnie publikował artykuły sławiące kapitalistyczną przedsiębiorczość i wolny rynek.

Edukację ośmiorga dzieci prowadziło się w domu dwudziestu kilku nauczycieli. Matka, oddana sztuce, ich wychowaniem prawie się nie zajmowała. Kurt miał zaś charakter równie autorytarny jak jego ojciec. I tak jak Herman sprzeciwiał się obraniu przez syna zawodu inżyniera - jako niegodnego dżentelmena - tak Karl wymagał od swoich synów pójścia w jego ślady. Hans, uważany od wczesnego dzieciństwa za muzycznego geniusza, uciekł - powielając rodzinną historię - do Ameryki; wkrótce potem zaginął w pobliżu Hawany w okolicznościach wskazujących na samobójstwo. W dwa lata później w Berlinie, dokąd uciekł, aby wbrew woli ojca oddać się karierze teatralnej, popełnił samobójstwo Rudi; w pożegnalnym liście wyjaśniał, że odbiera sobie życie gdyż odkrył, iż jest homoseksualistą.

Niewątpliwie za oba samobójstwa była odpowiedzialna atmosfera napięcia i konfliktów, ukryta w domu Wittgensteinów za fasadą wyrafinowanej kultury. Ale była to też atmosfera przenikająca życie Wiednia tego okresu. Ta stolica rozpadającego się imperium stała się na przełomie wieków miejscem narodzin faszyzmu i syjonizmu, psychoanalizy i nowych, rewolucyjnych prądów w sztuce. Towarzyszyła temu świadomość politycznego i ekonomicznego zacofania kraju, poczucie bezsilności, rozpadu starych wzorców życia i braku nowych. Oba samobójstwa sprawiły, że Karl już nie próbował zmuszać Paula i Ludwiga do obrania kariery przemysłowców. Ludwig tymczasem jako dziecko niczym się specjalnie nie wyróżniał: ani talentami artystycznymi, ani buntowniczą naturą czy skłonnościami do samozniszczenia. Mówić zaczął dopiero mając cztery lata. Pasjonowało go majsterkowanie, mając dziesięć lat zbudował m.in. działający model maszyny do szycia. Był dzieckiem posłusznym, chętnie pomagającym innym, skłonnym do małych kłamstw, kiedy mogło to ułatwić życie.

W 1903 r. w Wiedniu i Cambridge wydarzyły się rzeczy, które nic nie wiązało, obie jednak miały wywrzeć decydujący wpływ na życie Ludwiga Wittgensteina.

WEININGER

W Wiedniu, w domu, w którym umarł Beethoven, zastrzelił się 23-letni Otto Weininger. Parę miesięcy wcześniej ukazała się jego książka Płeć i charakter. Jej autor był Żydem i homoseksualistą, nienawidzącym zarówno własnego narodu, jak i tkwiącej w nim kobiecości. Konstrukcja Płci i charakteru obraca się wokół platońskiej wizji człowieka: człowiek jest połączeniem tego, co boskie, z tym, co ziemskie; a dokładniej: jest tym, co boskie, uwięzionym w tym, co ziemskie (duszą uwięzioną w ciele). Osobliwością Weiningera jest nazwanie elementu boskiego - męskością, a elementu ziemskiego - kobiecością. Nie jest to jedynie dziwaczna konwencja terminologiczna: autor Płci i charakteru był przekonany, że element ziemski dominuje w biologicznych kobietach, a tylko niektórzy mężczyźni-Aryjczycy mają w sobie więcej elementu boskiego:

Mężczyzna jako mikrokosmos (...) składa się z życia wyższego i niższego, z tego, co ma byt metafizyczny i z tego, bo bezistotne, z formy i materii; kobieta jest tylko materią.

U innych ras, takich jak Murzyni, Chińczycy lub - co Weiningera szczególnie interesuje - Żydzi, u osobników obu płci dominuje kobiecość.

Platońska wizja człowieka łączy się z imperatywem moralnym: należy wyzwolić duszę z ciała. U Weiningera przybiera to naturalnie postać podstawowego nakazu: należy wyzwolić mężczyznę z kobiety.

Mężczyzna ma w sobie także kobietę, ma w sobie materię i ta część jego istoty może się w nim rozwinąć - doprowadzając go do upadku i zwyrodnienia - ale też może uświadomić on sobie te tendencje i je zwalczyć - i dlatego jest zdolny dojść do prawdy o kobiecie.

Poznając kobietę w sobie i uwalniając się od niej mężczyzna osiąga bezczasowe istnienie, wartość absolutną:

Czysty mężczyzna jest wizerunkiem Boga, czegoś, co istnieje w sposób absolutny.

Kobieta z samej swej istoty nie jest w stanie nawet zrozumieć pojęć prawdy i dobra. Natomiast

Wszelki metafizyczny, wszelki transcendentalny byt jest bytem logicznym i moralnym.

- i dlatego wyzwolony mężczyzna jasno odróżnia prawdę od fałszu i dobro od zła. Połączenie logiki i moralności, przewijające się przez książkę Weiningera, jest jednym z kluczy do zrozumienia filozoficznego programu Wittgensteina. Czysty mężczyzna staje się geniuszem, a poświadczają to wielkie dzieła, jakie tworzy. Geniusz jest absolutnie uczciwy względem siebie - w gruncie rzeczy, niczym Arystotelesowski Pierwszy Poruszyciel - tylko nad sobą rozmyśla, stanowiąc zamkniętą w sobie monadę. Podobnie jak u Platona drogą wiodącą do tego, co boskie, jest miłość, która, rzecz jasna, pozostaje platoniczna; autor Płci i charakteru zalecał wręcz fizyczne oddalenie od osoby kochanej.

Gdy Otto Weininger doszedł do wniosku, że nie jest genialny, zastrzelił się w teatralnym geście w miejscu, gdzie umarł największy, jego zdaniem, z ludzi. Młodego Ludwiga obsesje samobójcze prześladowały nieustannie - w końcu znalazł ocalenie, gdy filozof z Cambridge, Bertrand Russell, odkrył w nim geniusza. Już jako geniusz za własny przyjął zarówno Weiningerowski ideał platonicznej miłości, z dala od jej obiektu, jak i przekonanie, że żyjemy w czasach upadku wywołanego wypieraniem sztuki przez naukę. Również pewne jego notatki na temat Żydów mocno przypominają sformułowania z kart Płci i charakteru. A wreszcie w stwierdzeniu Weiningera: Logika i etyka są z istoty tym samym, są niczym więcej niż powinnością wobec siebie, zawarty jest klucz do zrozumienia całej filozoficznej działalności Wittgensteina.

RUSSELL

Początek XX wieku był świadkiem dwóch wielkich prób odrodzenia filozofii, którą rozwój wydarzeń po 1830 r. zepchnął na margines europejskiej kultury. Według dominującej wówczas scjentystyczno-pozytywistycznej ideologii filozofia należy do młodzieńczej - tak jak religia do dziecięcej - fazy rozwoju ludzkości; skoro ludzkość wstąpiła w wiek dojrzały - wiek nauk przyrodniczych - należało się filozofii jak najszybciej pozbyć, rozszerzając poznawcze metody fizyki na badania przyrody ożywionej, ludzkiej psychiki i społeczeństwa. Powody, dla których niektórzy, mimo zniewalających wyobraźnię tak teoretycznych jak praktycznych sukcesów nauk, głosili nadal potrzebę istnienia filozofii, były przede wszystkim etyczne. Nauki mówią nam, jakie są świat i nasze życie, zabraniają jednak zadawać pytań, jakie świat i nasze życie być powinny. Jakżeż więc, zapytywał Husserl, mogą nam wystarczyć nauki, skoro do samej ich istoty należy obojętne odwrócenie się od zagadnień, które są rozstrzygające dla prawdziwego człowieczeństwa?

Ale dla wielu oczywistym było, że jeśli filozofia ma przetrwać, to musi to być filozofia radykalnie odmienna od swych historycznych poprzedniczek. W szczególności dorównać powinna naukom jeżeli chodzi o intersubiektywną komunikowalność i sprawdzalność swoich twierdzeń. Trudno było oczekiwać, by poważnie traktowano ludzi, którzy - jak filozofowie ostatnich dwudziestu pięciu stuleci - nieustannie spierają się tylko, nie rozumiejąc przy tym jedni drugich i nie będąc w stanie określić jakiejkolwiek wspólnej metody rozstrzygania swych sporów.

Edmund Husserl, zostawiając co naukowe naukowcom, w opublikowanych w latach 1900-1901 Logische Untersuchungen otwierał dla filozofii nową dziedzinę badań: sferę transcendentalnego ego cogito i jego aktów intencjonalnych. Zaś w 1903 r. swój program zbudowania filozofii na nowych podstawach ogłosili dwaj filozofowie z Cambridge: Bertrand Russell (1872-1970) i George Edward Moore (1873-1958). Moore opublikował wtedy artykuł The Refutation of Idealism i książkę Principia Ethica, Russell wspomniane już The Principles of Mathematics. W przeciwieństwie do Husserla, Moore i Russell temat filozofii pojmowali najzupełniej tradycyjnie: filozofia poszukuje ogólnej teorii bytu jako całości, ogólnej teorii wartości i ogólnej teorii poznania. Nowa miała być metoda: analiza języka.

Filozofowie, jak już powiedziano, spierają się ze sobą nie rozumiejąc się wzajemnie. Russell i Moore twierdzili, że nie dzieje się tak dlatego, iż są oni zbyt leniwi by uważnie studiować poglądy swych adwersarzy - nie, filozofowie z reguły nie rozumieją nawet siebie samych. Im się tylko wydaje, że siebie rozumieją. Uważnie analizując ich poglądy odkrywamy, że używają wielu kluczowych dla swych systemów terminów w różnych znaczeniach równocześnie lub że poszczególne znaczenia są mniej lub bardziej nieostre. Często ich poglądy są wewnętrznie sprzeczne, tzn. wynikają z nich jednocześnie pewne twierdzenia i ich negacje, zarazem mętność używanych wyrażeń sprzeczności te ukrywa, a czasem praktycznie uniemożliwia ich lokalizację. Pierwszym zadaniem filozofa winno być zatem uzyskanie maksymalnej jasności co do sensu używanych przez siebie wyrażeń - i temu właśnie służyć miała analiza językowa.

Russell i Moore przekonani byli, że wiele tradycyjnych problemów filozoficznych to pseudoproblemy, wytwór językowego zamętu. Ale o innych sądzili, że są to problemy autentyczne i, co więcej, że jeśli sformułujemy je wreszcie w sposób poprawny, używając wyłącznie terminów o precyzyjnie określonych znaczeniach i łącząc je w poprawnie zbudowane zdania, to będziemy mogli problemy te rozwiązać. Jeśli chodzi o metody analizy językowej, to drogi Russella i Moorea rozchodziły się. Tradycyjnie filozofowie posługiwali się językiem potocznym wzbogaconym o specjalistyczną terminologię. Russell uprawiał analizę logiczną: jego celem było zastąpienie w tekstach filozoficznych - przynajmniej w miejscach o kluczowym znaczeniu - języka potocznego przez stworzony właśnie przez Boolea, Peano, Fregego i niego samego precyzyjny język logiki matematycznej. Moore uprawiał analizę lingwistyczną, poszukując bardziej precyzyjnych form wyrazu w samym języku potocznym.

The Principles of Mathematics były pierwszym owocem wysiłków Russella zmierzających do zredukowania matematyki do logiki. Chodziło o to, by zdefiniować podstawowe terminy matematyczne (np. pięć, dodać) za pomocą wyłącznie terminów logicznych (np. lub, dla każdego), a następnie wykazać, że przy tych definicjach twierdzenia matematyki wynikają z twierdzeń logiki. Gdy tekst książki był już gotowy do druku, Russell odkrył nagle, że podobny program badawczy został nakreślony przed nim i częściowo zrealizowany przez Gottloba Fregego w opublikowanej w 1893 r. Grundgesetze der Arithmetik. Szybkie studia nad tą niedocenioną pracą uzmysłowiły Russellowi, że w systemie Fregego tkwi sprzeczność.

Frege definiował pojęcie liczby za pomocą pojęcia zbioru, definiowanego z kolei jako zakres (ekstensja) odpowiedniego pojęcia. Pojęciu drzewa odpowiada więc zbiór wszystkich drzew itd. Jeden z aksjomatów systemu Fregego głosił, że dla każdego sensownego pojęcia istnieje coś, co stanowi jego zakres. Ale co w takim razie, zapytywał Russell, zrobić z pojęciem zbioru wszystkich i tylko tych zbiorów, które same siebie nie zawierają? Jest to, na gruncie systemu Fregego, pojęcie sensowne. Ale czy taki zbiór sam siebie zawiera czy nie? Jeśli się zawiera, to się nie zawiera, a jeśli się nie zawiera, to się zawiera.

Cały program redukcji matematyki do logiki rozpadał się oczywiście, jeśli użyty system logiczny był wewnętrznie sprzeczny. By sprzeczność tę usunąć w dołączonym do swej książki Dodatku Russell sformułował teorię typów. Zgodnie z nią rzeczy jednostkowe (individuals), zbiory rzeczy jednostkowych, zbiory tych zbiorów itd. należą do różnych typów logicznych. Elementy należące do różnych typów nie mogą tworzyć zbioru, a zatem wspomniane kłopotliwe pojęcie nie ma sensu. Teoria typów likwidowała wprawdzie sprzeczność w systemie Fregego, ale czyniła to za zbyt dużą - zdaniem wielu - cenę. Od aksjomatów logiki wymaga się zwykle, by były proste i intuicyjnie oczywiste, teoria typów zaś warunków tych nie spełniała. Czym miały być np. owe rzeczy jednostkowe? Czy Bertrand Russell jest rzeczą jednostkową, a może rzeczy jednostkowe to atomy jego ciała lub doznawane przez niego wrażenia zmysłowe i czy np. filozofowie z Cambridge i liście na drzewach w Oxfordzie należą do jednego typu logicznego? Na takie pytania nikt odpowiedzieć nie umiał.

DORASTANIE

W 1903 - roku samobójstwa Weiningera i narodzin filozofii analit6ycznej - czternastoletni Wittgenstein znalazł się w Realschule w Linz, szkole o dość wyraźnym profilu technicznym. Przez rok chodził do niej wraz z Adolfem Hitlerem, który ponoć szczerze Ludwiga nie znosił. Uczniem był przeciętnym, niczym się nie wyróżniającym. Cierpiał nie mogąc nawiązać przyjaznych stosunków z pochodzącymi w większości z niższych klas społecznych uczniami. Stwierdził w tym czasie, że nie jest już chrześcijaninem; ogromne wrażenie wywarła zaś na nim lektura pism Schopenhauera. Jego światopogląd kształtowały też dzienniki Karla Krausa. Antysyjonista i zwolennik asymilacji Żydów, Kraus, jako członek Partii Socjaldemokratycznej był początkowo bezkompromisowym krytykiem tak społecznej niesprawiedliwości jak politycznej i moralnej obłudy panujących w imperium Habsburgów. Po 1904 r. zmienił nagle poglądy: jedynym sposobem ulepszenia świata jest ulepszenie siebie samego, a integralność jednostki to wartość najwyższa. Ludwig przekonanie to przejął i trwał przy nim do końca życia.

Podczas pobytu w Linz czytał Die Prinzipien der Mechanik Henryka Hertza i serię wykładów popularnonaukowych Ludwiga Boltzmanna. Obie książki dotyczyły tyleż fizyki co jej filozofii. Hertz był kantystą: nasza wiedza przyrodnicza wywodzi się z doświadczenia, ale doświadczenia ujętego w ramy narzuconego nań przez nas systemu form i kategorii. Tak jak z książki Weiningera przejął młody Ludwig ideał osobowościowy, tak w książce Hertza znalazł raz na zawsze ideał filozofii. Najbardziej filozoficznie kłopotliwym pojęciem w newtonowskiej fizyce było pojęcie siły. Zamiast odpowiadać na pytanie w rodzaju Czym jest siła?, Hertz pozbył się po prostu sił z fizycznego obrazu świata, podając takie sformułowanie mechaniki Newtona, w którym pojęcie siły nie występowało. W ten sposób, zamiast odpowiedzi na pytanie o metafizyczną naturę sił, następowała likwidacja problemu.

Ludwig zamierzał studiować fizykę na Uniwersytecie Wiedeńskim pod kierunkiem Boltzmanna, ale w 1906 r., gdy akurat opuszczał Linz, słynny fizyk popełnił samobójstwo. Pod wpływem ojca Ludwig następne dwa lata spędził w Berlinie, studiując inżynierię mechaniczną w tamtejszej Technische Hochschule. W tym czasie zaczął prowadzić regularne zapiski filozoficzne - a jednak wiosną 1908 r. wyjechał do Manchesteru, by w tych pionierskich czasach studiować na tamtejszym Uniwersytecie inżynierię lotniczą. Początkowo przebywał w dość odludnej miejscowości pod miastem, prowadząc badania nad latawcami. Tam zawarł przyjaźń z młodym inżynierem, Williamem Ecclesem, która przetrwała przez następnych czterdzieści lat. Natrafiwszy na trudności przy rozwiązywaniu pewnych równań różniczkowych zaczął studiować analizę matematyczną. Dyskusje nad matematyką i jej logicznymi podstawami sprawiły, że Ludwig przeczytał wydaną pięć lat wcześniej książkę Bertranda Russella The Principles of Mathematics.

CAMBRIDGE

Zapewne na początku roku 1909 Wittgenstein przesłał matematykowi P. E. B. Jordanowi własne rozwiązanie trudności wiążących się z teorią typów; ten jednak, po dyskusji z samym Russellem, rozwiązanie odrzucił. W rezultacie Ludwig przez następne dwa lata studiował w Manchesterze, prowadząc najpierw prace nad - nieudanym - projektem silnika lotniczego, a następnie nad ulepszeniem konstrukcji śmigła. Prace te wykonywał z niesłychaną energią, ale też najmniejsze niepowodzenia doprowadzały go do furii. Podczas letnich wakacji 1911 przygotował, pracując w stanie najwyższego napięcia, projekt książki filozoficznej - i pojechał do Jeny by przedyskutować go z Fregem. Frege wprawdzie projekt skrytykował, zachęcił jednak Wittgensteina, by udał się do Cambridge i podjął studia pod kierunkiem Russella.

Russell ukończył właśnie, wspólnie z matematykiem (który później porzucił matematykę dla filozofii), Alfredem N. Whiteheadem, pracę nad monumentalnym, 3-tomowym dziełem pt. Principia Mathematica. (Wedle wiedzy Russella tę jego najsłynniejszą książkę przeczytało w całości zaledwie pięciu ludzi, w tym trzech Polaków.) Principia były najpełniejszą, na jaką go było wspólnie z Whiteheadem stać, próbą realizacji programu redukcji matematyki do logiki. Nadal cała konstrukcja opierała się na teorii typów, Russell nie czuł się jednak na siłach, by po 10-letnim okresie niesłychanie wytężonej pracy nadal prowadzić badania o charakterze logicznym. Przystąpił do dociekań mających na celu stworzenie, przy wykorzystaniu własnych wyników logicznych, systemów ontologii i epistemologii. Punktem wyjścia miała stać się popularna książka Problemy filozofii, ogłoszona drukiem w 1912 r. Jeśli o prace formalne chodzi, to poszukiwał następcy - tymczasem na jego wykłady z logiki matematycznej uczęszczało zaledwie paru, przeciętnych w dodatku, studentów.

Poznali się 18 października 1911 roku. Od samego początku Wittgenstein oczekiwał wyroku Russella: albo jest geniuszem - a wtedy zostanie logikiem i filozofem, albo geniuszem nie jest - a wtedy zostanie inżynierem lub popełni samobójstwo. Wciąż przerywał wykłady Russella pytaniami, a potem odprowadzał go do domu broniąc własnych poglądów. Upierał się m.in., że nie istnieje pewna wiedza oparta na doświadczeniu. No przecież pewne jest, a na doświadczeniu oparte, zdanie, że w tym pokoju nie ma nosorożców, twierdził Russell; Wittgenstein nie ustępował. Wobec czego autor Principia zaczął kiedyś zaglądać po kolei pod stoły i krzesła, by przekonać upartego ucznia, że pewnym jest, że nosorożców na sali wykładowej nie ma - na próżno. Nic przeto dziwnego, że początkowo Russell reagował na obecność nowego studenta ze zniecierpliwieniem a nawet niechęcią. Już 27 listopada Ludwig zażądał sformułowania wyroku. Oto jak całą historię wspominał Russell w pół wieku później:

Pod koniec pierwszego semestru w Trinity przyszedł do mnie i rzekł: Czy sądzisz, że jestem absolutnym idiotą? Zapytałem Dlaczego chcesz wiedzieć? Odparł: Bo jeśli tak, to zostanę aeronautą, a jeśli nie, to filozofem. Powiedziałem na to: Mój drogi przyjacielu, nie wiem, czy jesteś absolutnym idiotą czy nie, ale jeśli podczas ferii napiszesz dla mnie esej na interesujący cię temat filozoficzny, to przeczytam go i dam ci odpowiedź. Uczynił to i przyniósł mi tekst na początku kolejnego semestru. Ledwie przeczytałem pierwsze zdanie zacząłem go przekonywać, że jest człowiekiem genialnym i zapewniać, że w żadnym wypadku nie powinien zostawać aeronautą.

Wittgenstein, który po tym wydarzeniu przestał odczuwać wstyd, że jeszcze żyje, zabrał się do pracy z taką energią, że po upływie kolejnego semestru umiał już ponoć wszystko, czego Russell mógł go nauczyć. Na najbliższe lata opinia Russella o Wittgensteinie, który 1 lutego 1912 został formalnie studentem Trinity College (Kolegium św.Trójcy) w Cambridge, została ustalona: jest to geniusz, który podejmie przerwaną przez niego pracę i dokona następnego wielkiego kroku w logice i filozofii. Ludwig począł też uczęszczać na wykłady Moorea, który rychło doszedł do przekonania, że ilekroć powstaje między nimi spór filozoficzny, racja jest po stronie jego nowego studenta. Wiosną Ludwig poznał - i pokochał - studenta matematyki Davida Pinsenta. Połączyły ich wspólne pasje muzyczne; Pinsent służył m.in. Ludwigowi jako obiekt badań nad rolą rytmu w odbiorze muzyki, jakie prowadził w laboratorium psychologicznym.

Pod koniec letniego semestru wprowadził się do pokoi zajmowanych poprzednio przez Moorea na szczycie Whewells Court; z okien roztaczał się wspaniały widok na Trinity College. Zajmował te pokoje do końca życia, ilekroć przebywał w Cambridge. Niełatwo przyszło mu je umeblować. Odrzucił wszystkie oferty sklepów, nie akceptując żadnych ozdób nie związanych z pełnionymi przez meble funkcjami. Wreszcie nabył - za duże pieniądze - charakteryzujące się funkcjonalną prostotą meble, wykonane z najlepszych gatunków drewna na specjalne zamówienie. W tym okresie Ludwig bez żenady korzystał z luksusów, jakie dają pieniądze; jeżdżąc do Londynu na koncerty sypiał w Grand Hotelu, posiłki jadał w luksusowych restauracjach.

Latem w Wiedniu, gdzie jego ojciec umierał na raka, przeszedł operację przepukliny. Donosząc Russellowi w listach o postępach swych prac logicznych, wychwalał zarazem opowiadania Lwa Tołstoja, a Mozarta i Beethovena nazywał prawdziwymi Synami Bożymi. Na początku września przyjechał do Londynu, by wyruszyć, w towarzystwie Pinsenta, na zaplanowaną wcześniej wyprawę do Islandii. Pokrywał wszystkie wydatki, a ich skala przekroczyła najśmielsze oczekiwania Davida. (Niegdyś, podczas wspólnej wycieczki z Ecclesem, gdy spóźnili się na pociąg, chciał wynająć specjalny pociąg dla nich obu.) W Edynburgu Ludwig, który sam podróżował z trzema wielkimi torbami, chciał kupić dla przyjaciela dodatkowe ubrania. Po parodniowej żegludze parowcem przez wzburzone morze dopłynęli do Reykiawiku; po okolicy jeździli z przewodnikiem na kucykach, dodatkowe dwa kucyki niosły bagaże i jeszcze trzy zabierali na zapas! Wieczorami Ludwig uczył Davida logiki matematycznej. Skrajna nerwowość, jaką przejawiał przy byle okazji, rzucała jednak cień na ich pobyt.

Od samego początku Russell musiał łagodzić rozmaite spięcia, jakie wywoływał Wittgenstein swymi ocenami wypowiadanymi na głos i w sposób bezkompromisowy. Odmówił pobierania lekcji od znanego logika W. E. Johnsona twierdząc, że ten niczego nie może go nauczyć. Odmówił przystąpienia do elitarnego Stowarzyszenia Apostołów. Odmówił utrzymywania kontaktów z wieloma znaczącymi w Cambridge osobami uznając, że są głupcami lub obłudnikami. Russell:

Pewnego razu zabrałem go na spotkanie w Towarzystwie Arystotelesowskim, w którym brali udział różni głupcy, ja zaś traktowałem ich uprzejmie. Gdy wyszliśmy wściekł się i wrzeszczał, że jestem moralnym degeneratem, albowiem nie powiedziałem tym ludziom, jak bardzo są głupi.

Zaraz po powrocie z Islandii z furią napadł na samego Russella, który w międzyczasie opublikował artykuł The Essence of Religion, pomimo że Wittgenstein wcześniej już ten tekst skrytykował! (Przed wakacjami, po krytykach Wittgensteina, Russell zaniechał opublikowania artykułu o pojęciu materii.) Wkrótce potem przestał chodzić na wykłady Moorea z psychologii, ponieważ ten omawiał w ich trakcie poglądy innych zamiast prezentować własne. Kiedyś znów, spędziwszy z Russellem popołudnie na oglądaniu zawodów wioślarskich, określił to zajęcie jako odrażające: zmarnował czas tak straszliwie, że nie powinien dłużej żyć, a w ogóle to jedynym uzasadnieniem życia jest wytwarzanie wielkich dzieł lub chłonięcie wielkich dzieł stworzonych przez innych, on sam zaś niczego nie stworzył i nie stworzy - a wszystko to powiedziane zostało z paraliżującą słuchacza pasją. Russell:

Zwykł przychodzić do mnie co wieczór o północy i kroczyć tam i z powrotem po pokoju jak dzika bestia przez trzy godziny we wstrząsającej ciszy. Kiedyś zapytałem: Myślisz o logice czy o swoich grzechach? O jednym i drugim, odparł i kroczył dalej. Nie chciałem sugerować, że pora spać, ponieważ tak jemu jak i mnie wydawało się prawdopodobne, że po wyjściu popełni samobójstwo.

Na początku 1913 r. Wittgenstein przesłał z Wiednia Russellowi list, w którym wyłożył podstawy swej teorii logicznej (wcześniej, w drodze do domu, przedstawił w Jenie tę teorię Fregemu): teorię typów uczyni zbędną nowa teoria symbolizmu. W doskonałym symbolizmie stosujemy różne rodzaje symboli tam, gdzie teoria typów mówi o różnych rodzajach rzeczy. Symboli różnego rodzaju nie można zamieniać miejscami, a zatem sprzeczności w rodzaju tej odkrytej przez Russella w systemie Fregego w ogóle nie da się w poprawnym symbolizmie wyrazić. Teoria typów błędnie próbowała powiedzieć to, co poprawny symbolizm pokazuje - i takie były początki słynnego rozróżnienia, o którym będzie mowa w rozdziale 2 tej książki.

20 stycznia umarł Karl Wittgenstein. W kilka dni potem Ludwig powrócił do Cambridge w stanie budzącym obawy, że popada w obłęd - tak bardzo, jak twierdził, pochłaniała go i niszczyła praca nad logiką. Poddał się nawet hipnozie w nadziei, że w transie rozwiąże dręczące go problemy. Odrzucał wszelkie sugestie Russella, by opublikował uzyskane już wyniki. Opublikuje, jak twierdził, tylko dzieło doskonałe albo nic. Ogłosił jedynie w Cambridge Review krótką krytyczną recenzję wydanego właśnie podręcznika logiki. Książkę Russella o teorii poznania - o której autor sądził, że stanie się jego głównym dziełem filozoficznym - skrytykował tak ostro, że nigdy nie została opublikowana. (Ogłoszono ją wiele lat po śmierci autora jako The Theory of Knowledge.) Nie wszystkie zarzuty Russell zrozumiał, a jednak uznał, że skoro Ludwig czegoś nie akceptuje, to musi mieć rację - mimo że jego uczeń, z pasją przemawiając przeciwko książce, nie przedstawił właściwie żadnych argumentów! Irytował również Wittgensteina ostatni rozdział Problemów filozofii, zatytułowany Wartość filozofii: nie wolno mówić, że filozofia ma wartość: po prostu niektórzy, przeczytawszy tego typu książkę, sami zaczną filozofować, a inni nie - i tyle. Z odrazą też reagował na artykuł Russella The Free Mans Worship. I gdy współautor Principia Mathematica porzucił na początku lat 20-ch, na ponad dwadzieścia lat, uprawianie filozofii - poświęcając się zamiast tego tematyce społecznej, działalności edukacyjnej i pisaniu książek popularnonaukowych - przypisywał to krytykom swego niegdysiejszego ucznia bardziej, niż wpływowi I Wojny światowej.

NORWEGIA

Wrzesień 1913 r. Wittgenstein spędził w towarzystwie Pinsenta w Norwegii. Zamieszkali w pustym hotelu stojącym nad fiordem Hardanger. Ranki spędzali pracując, wczesnym popołudniem spacerowali lub żeglowali, pracowali znowu, zaś wieczory spędzali na grze w domino. Ludwig prowadził dociekania ogarnięty obsesją, że umrze, zanim dokończy swe dzieło; panicznie bał się o swoje rękopisy, a na Russellu wymógł obietnicę, że w razie jego śmierci coś z jego prac zostanie opublikowane. Przez cały czas żył w stanie skrajnego napięcia nerwowego, wywoływał awantury przy byle okazji, by potem mieć z tego powodu wyrzuty sumienia i odnosić się do siebie ze wstrętem. Gdy wracali, Wittgenstein określił pobyt jako swoje najpiękniejsze wakacje, Pinsent zaś przyrzekł sobie, że nigdzie z Ludwigiem już nie wyjedzie.

Wkrótce po powrocie Wittgenstein ogłosił, że opuszcza Cambridge i osiedla się na kilka lat w Norwegii, by tam oddać się wyłącznie pracy nad logiką. Stwierdził, że nie może żyć wśród ludzi, z których większość budzi w nim odrazę, on zaś nieustannie rani i irytuje otoczenie swym neurotycznym zachowaniem. Na decyzję wyjazdu wpłynąć też mogło Weiningerowskie zalecenie, by żyć z dala od osoby kochanej. (Pinsent nigdy chyba się nie dowiedział ani o uczuciach Ludwiga ani o tym, że był on homoseksualistą.) Przed wyjazdem chciał jednak wyjaśnić Russellowi swe idee. Ten próbował go nakłonić, by je spisał; na próżno, niczego, co nie jest doskonałe, pisać nie chciał. Wreszcie znaleźli kompromisowe rozwiązanie: Wittgenstein mówił, pobudzany pytaniami Russella, a obecna przy tym sekretarka robiła notatki. W parę dni później, żegnając się z Pinsentem, podyktował jeszcze krótki tekst. Notatki i dyktando złożyły się na najwcześniejszy zachowany tekst filozoficzny Wittgensteina, ogłoszony drukiem w 1957 r. pt. Notes on Logic. Tekst zawiera zarys wspomnianej teorii symbolizmu mającej zastąpić teorię typów i garść uwag o naturze filozofii. Przy tych ostatnich opiniach Wittgenstein miał trwać do końca życia: filozofia nie ma nic wspólnego z naukami przyrodniczymi, nie przedstawia żadnego obrazu świata, niczego nie wyjaśnia a tylko opisuje, warunkiem wstępnym filozofowania jest nieufność wobec gramatyki.

14 października 1913 Wittgenstein przypłynął do Bergen, a parę dni później zamieszkał w małej wiosce Skjolden leżącej u samego końca największego w Norwegii fiordu Sogne. Wokół wznosiły się góry sięgające 2400 m. n.p.m. Kolejny rok był może najbardziej twórczym okresem jego życia. Nauczył się nieco norweskiego i utrzymywał proste przyjazne kontakty ze swymi gospodarzami. Moje dni upływają pomiędzy logiką, gwizdaniem, chodzeniem na spacery i stanami depresji [Letters to Russell..., 15 grudnia 1913]. Boże Narodzenie, by nie ranić uczuć matki, spędził w Wiedniu. Od tego czasu problematyka logiczna w jego listach do Russella zaczyna być wypierana przez rozważania etyczne. Uważasz może to moje myślenie o sobie za stratę czasu - ale jakże mogę być logikiem póki nie jestem człowiekiem! Wreszcie zaczął Russellowi wyjaśniać, że ich natury i wyznawane wartości są zbyt różne na to, by istnieć mogła między nimi prawdziwa przyjaźń. Na przykład nie może zaakceptować faktu, że Russell ceni nauki przyrodnicze. A zatem lepiej zachować przyjazne uczucia, ale już nigdy się nie spotykać i nie korespondować - tak pisał na początku 1914 r. Potem udobruchał się nieco: Piszmy do siebie o naszej pracy, zdrowiu i temu podobnych, ale unikajmy w naszych kontaktach jakichkolwiek sądów wartościujących [Letters to Russell..., 3 marca 1914]. I tak już między nimi pozostało.

Wittgenstein zaprosił natomiast do siebie Moorea, który po dwóch dniach żeglugi przybył do Bergen 26 marca. Mieszkali razem przez dwa tygodnie, dyskutując o filozofii (on dyskutuje, pisał z ironią Moore, Wittgenstein bowiem nie dopuszczał go do głosu). Podyktował Mooreowi serię notatek, ogłoszonych drukiem w 1961 r. jako Notes Dictated to G. E. Moore in Norway, 1914, oczekując, że na tej podstawie uzyska od Uniwersytetu Cambridge stopień B.A. (Bachelor of Arts). Uniwersytet zażądał dodania do pracy wymaganej regulaminem przedmowy, co Moore przekazał listownie Wittgensteinowi. Tego było za wiele: a więc nie jestem tyle wart, by zrobić dla mnie wyjątek i nie drażnić koniecznością dodawania GŁUPICH detali? List napisany w tym tonie sprawił, że Moore nie odezwał się do niego przez następnych piętnaście lat, mimo że Ludwig próbował później całą sprawę załagodzić.

Wiosną poświęcił się budowie małej, ale bardzo solidnej chaty. Stała na zboczu góry nad jeziorem nieopodal fiordu; by się do niej dostać z odległego o ponad kilometr Skjolden trzeba było przepłynąć jezioro łodzią lub przejść zimą po skuwającym je lodzie. W lipcu wyjechał do Wiednia, skąd pisał do Russella:

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin