Egzystencjalizm.doc

(37 KB) Pobierz
Egzystencjalizm

Egzystencjalizm

Przedstawiciele: Martin Heidegger, Jean Paul Sartre, Karl Jaspers

 

Egzystencja

Punktem wyjścia filozofii egzystencjalnej jest nawiązanie do średniowiecznych pojęć: istoty (esencji) i istnienia (egzystencji). Zgodnie z definicją przyjmowaną np. przez św. Tomasza z Akwinu, istota określała to, czym rzecz jest; jednakże nie będąc połączona z istnieniem, nie była rzeczą — w ogóle nie mogła istnieć, była tylko w możności do przyjęcia istnienia. Możność tę aktualizowało połączenie z istnieniem: i wtedy właśnie powstawała rzecz, w której istota określała to, czym ona jest, istnienie zaś dawało realny byt. Istota była więc w pewien sposób „wcześniejsza” od istniejącej rzeczy. Rzecz jasna, nie w porządku realnym — bo dopóki nie otrzymała istnienia, nie była rzeczą, nie istniała. Wyprzedzała ją jednak co najmniej w porządku logicznym — a także metafizycznym, ponieważ możność zawsze poprzedza akt.

Wbrew takiemu rozumieniu tego metafizycznego rozróżnienia egzystencjaliści mówią, że esencja (istota) nie poprzedza egzystencji (istnienia). Samo pojęcie egzystencji rozumieją jednak węziej niż w średniowieczu: egzystencja to jedynie ten typ istnienia, który jest właściwy ludziom. Ludzkie istnienie — twierdzą — nie jest poprzedzone przez istotę. Człowiek nie został utworzony wedle jakiegoś wcześniejszego wzoru, idei. O tym, jaki będzie, decyduje nie istota, ale to, co ze swoim istnieniem (życiem) zrobi. W odniesieniu do człowieka nie ma zatem w gruncie rzeczy istoty: człowiek jest tylko egzystencją, która kształtuje się wraz z każdym dokonanym wyborem.

Istnienie ludzkie jest faktem pierwotnym — oznacza to, że nie daje się z niczego wywieść; w szczególności nie wynika w żaden sposób z istoty która, jak zostało powiedziane, w odniesieniu do człowieka nie istnieje. Kolejną ważną cechą odróżniającą byt ludzi od tego, jaki przysługuje wszystkiemu innemu, to świadomość. Byt ludzki jest jedynym świadomym swego istnienia bytem. Ta świadomość wiąże się także z zajmowaniem wobec swego istnienia określonej postawy: można je zaakceptować, uznać, lub potępić. Innymi słowy, choć nie mamy wpływu na to, kiedy pojawiamy się na świecie, w każdej chwili możemy swoje życie zakończyć.

 

Byt dla siebie i byt w sobie

Oprócz świadomości swego własnego istnienia bytowi ludzkiemu przysługuje także świadomość świata, w który został rzucony (określenie „rzucenia w świat” ma podkreślać przypadkowość tego faktu; to, że człowiek pojawia się na świecie w określonym czasie, nie jest realizacją jakiegoś planu, lecz jest czystym przypadkiem. Sartre mówi wręcz, że nasze pojawienie się we świecie jest „absurdem”: „Absurdem jest żeśmy się urodzili, absurdem jest że umrzemy”). Świat ów składa się z innych egzystencji ludzkich — każda z takich egzystencji, wedle terminologii Sartre’a, jest „bytem dla siebie” — oraz rzeczy: bytów, którym nie przysługuje świadomość: bytów w sobie.

 

Troska, trwoga

Kolejnymi istotnymi cechami ludzkiej egzystencji są troska i trwoga. Obie wynikają z obcości świata, w którym żyjemy. Jest on tajemniczy i groźny, niezrozumiały i obcy; wobec jego potęgi istnienie ludzkie jest małe i kruche — i stale zagrożone. Wobec otaczających ją zagrożeń, egzystencja ludzka wykazuje postawy troski i trwogi. Trwoga jest nieuniknioną, naturalną reakcją na czyhające na nas zagrożenia: obawiamy się o własne istnienie. Troska ma z kolei na celu jego (tj. istnienia) ochronę. Aby uniknąć zagrożeń, zmuszeni jesteśmy ciągle coś robić, nieustannie się o coś troszczyć.

 

„Bycie ku śmierci”

Najoczywistszym rodzajem trwogi jest strach przed śmiercią. To właśnie śmierć czyni życie człowieka szczególnie tragicznym czy wręcz absurdalnym. Egzystencja ludzka jest od samego swego początku naznaczona śmiercią, realizuje się w jej cieniu. Jak to ujmuje Heidegger, człowiek jest Sein zum Tode — życiem ku śmierci. Śmierć jest kresem życia, ale i jego dopełnieniem. Człowiek jest — jak to ujął niegdyś pisząc o Heideggerze x. Tischner — jak pieśń; dopóki jest, nie jest jeszcze w całości. Dopóki człowiek żyje, staje się, realizuje, określa. Naprawdę „jest” natomiast wtedy, kiedy już go nie ma. Co więcej, mowa tu o absolutnym nieistnieniu: egzystencjaliści nie uznają jakiejkolwiek formy życia pośmiertnego. Śmierć jest zatem absolutnym końcem; za nią nie ma już nic. Nie ma Boga, nie ma nieśmiertelnej duszy. Jest tylko nicość — każda ludzka egzystencja jest przez tę nicość otoczona. To właśnie świadomość tej nicości budzi w człowieku trwogę; choć jego istnienie jest skierowane ku śmierci, jest „bytem ku śmierci”, choć śmierć wisi nad nim od samych narodzin, człowiek nieustannie ucieka przed tą świadomością. Naturalnym podejściem do śmierci jest odnoszenie jej do innych: człowiek potrafi o niej mówić tylko jako o czymś, co zdarza się innym.

 

Prawdziwe i nieprawdziwe istnienie, „Się”

Wobec obcości świata i wszystkich zagrożeń, jakie niesie ze sobą dla egzystencji, człowiek stara się „oswoić” świat, tworząc własne „otoczenie”. Włącza do niego jak najwięcej rzeczy, by poczuć się wobec nich bezpiecznym. To, co jest w jego otoczeniu, jest odarte z tajemnic, zwykłe, „codzienne” — nie budzi więc strachu. Co ciekawe, egzystencjaliści postrzegają takie „oswajanie” świata jako coś złego. Uznają, że tworząc i powiększając swoje otoczenie, człowiek ucieka w złudzenie. Poznanie prawdziwej natury bytu zawsze wiąże się z odczuwaniem trwogi, z poczuciem obcości bytu. Człowiek nie może czuć się w świecie rzeczy „u siebie” — bo nie jest jedną z nich, jest jedynie w świat rzeczy „wrzucony”. Tak więc — paradoksalnie — to z pewnością „mało komfortowy” stan trwogi jest stanem pożądanym. Tylko w nim człowiek jest tym, kim naprawdę jest — zwróconą ku śmierci egzystencją. Oswajając rzeczy z kolei upodabnia się do nich, zatraca świadomość swej egzystencji.

Powiedziano wcześniej, że nie ma żadnej uprzednio istniejącej istoty, która określałaby człowieka, to, jaki jest; to człowiek sam określa się z każdym dokonanym wyborem, każdym czynem. Jeśli tak, czyny te — i wybory — powinny być jak najbardziej samodzielne, tak, by oddawać niepowtarzalny, jednostkowy charakter każdego istnienia ludzkiego. Tymczasem wytwarzanie otoczenia — tym razem jednak nastawione na innych ludzi, a nie na same rzeczy — skutkuje zatarciem różnicy pomiędzy istnieniem człowieka a istnieniem innych ludzi. Zamiast postępować w sposób wolny i samodzielny, człowiek postępuje jak „się” postępuje; mówi jak „się” mówi itp. Tak postępując, człowiek nie jest sobą; wszyscy ludzie zatracają osobowy charakter swej egzystencji, zlewając się w szarą, bezimienną masę. Rzecz jasna, stan taki jest oceniany negatywnie. Człowiek powinien wyrwać się z władania „Się”.  Zwykle potrzeba do tego jakiegoś silnego impulsu, w postaci np. cierpienia — czegoś, co obudzi uśpioną trwogę, co sprawi, że człowiek poczuje się w świecie rzeczy i innych ludzi obco, „nie u siebie”.

 

 

„Nieszczęsny dar wolności” — wolność i wybór

Człowiek powinien zatem określać siebie sam poprzez własne czyny. Nie znajdzie w tym wsparcia także w jakiejkolwiek transcendencji — Bóg wszak nie istnieje. Konsekwentnie, nie ma zatem żadnych apriorycznych praw czy zasad moralnych, których mógłby być źródłem. Oceniając dylematy etyczne, człowiek jest zdany sam na siebie. I niekoniecznie musi wybierać to, co tradycyjnie nazywano dobrem. Nigdzie nie jest napisane, że trzeba być uczciwym; „Jesteśmy sami, nic nas nie usprawiedliwi” — jak pisze Sartre. Jedynym kryterium ludzkiego postępowania jest więc wola ludzka. To człowiek sam decyduje, co jest dobre, co złe. To on decyduje o każdym swoim wyborze — nikt i nic nie może mu w tym pomóc. Co ciekawe, egzystencjaliści postrzegają wolność jako coś w pewnym sensie kłopotliwego, jako „ciężką konieczność”. Jest ona „nieszczęsnym darem”; człowiek jest „skazany na wolność”. Musi wciąż wybierać, decydować — choć prawdopodobnie dostosowywanie się do raz ustalonych zasad byłoby dla niego znacznie łatwiejsze i wygodniejsze.

Stwierdzenie, że nie ma apriorycznych, obiektywnych źródeł moralności, może mieć bardzo radykalne konsekwencje w etyce; jeśli to człowiek sam decyduje, co jest dobre, co złe, jeśli sam, bez żadnej pomocy w postaci jakiegoś systemu praw decyduje o swoim postępowaniu, może to grozić totalnym chaosem czy skrajnym relatywizmem wartości. Jak już wcześniej powiedziano, „nigdzie nie jest napisane, że trzeba być uczciwym”. Aby tego uniknąć, egzystencjaliści formułują postulat, by „człowiek stawał się zawsze kimś więcej niż jest”; jest to postulat swego rodzaju samodoskonalenia. Człowiek, skoro określa się przez każdy dokonany czyn, skoro jest „tym, czym siebie uczyni”, powinien postępować tak, by każdy kolejny czyn nie cofał go w rozwoju, ale zawsze czynił „czymś więcej”, człowiek powinien stale „wychodzić poza siebie” (Sartre).

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin