Dekoracje:
Akt I - drzewo i chata kryta strzechą (namalowane na tekturze), ślady zwierząt wycięte z papieru, kołowrotek, łuk, uczniowie ubrani w stroje z lnu. Akt II i III - wnętrze współczesnego mieszkania.
Osoby:
NarratorAkt I - ojciec Sędzimir, matka Dobrawa, syn Jaromir, córka DobrochnaAkt II - rodzina Kłótliwskich - rodzice i synAkt III - rodzina Spychalskich - rodzice, córka i syn
Akt I
NarratorZapraszamy na wędrówkę przez epoki historyczne. Przypomnimy szkolnej gawiedzihistorię nauki w wielkim skrócie, jak nauczyciel się biedził i biedzi, by uczniów wprowadzić w życie. Popatrzmy, jak w różnych okresach historycznych wyglądała nauka. Oto dawna Polska - kraina Lechitów mlekiem i miodem płynąca. I nasi przodkowie w rodzinnym gronie. Jest ojciec Sędzimir i matka Dobrawa, a także dzieci dwoje: syn Jaromir i córka Dobrochna. Rzecze ojciec do syna:
SędzimirChodź, pacholę, pójdziem do lasu, tam są źwierza całe gromady. Nauczę cię, jak bez hałasuodnaleźć ich przeróżne ślady.
JaromirOj, tatku, oj... nogi mnie bolą!
SędzimirCichaj! Nie biadol nad swą dolą! Musisz hartować swe ciało, Rączęta zaprowadzić do łuku, nogi stawiać tak ostrożnie, by nie czynić wcale huku. Musisz być obrońcą granic, bo inaczej u ludu będziesz za nic. Dorośniesz, to będziesz głową rodziny, będziesz pilnował dziatek i żony. Łowcą musisz być nie lada, bo dostatnie życie zapewnić im wypada. (odchodzi, szuka czegoś na ziemi) Jaromirku, chodź tu prędko! To są ślady sarny, dzika, tu zaś ślad starego tura -rozpoznasz je w przyszłości, z tobą będzie już natura.
Jaromir(przez chwilę przypatruje się śladom) Panie ojcze, to wiedza bardzo trudna, Już mi pęka głowa. Ta nauka taka żmudna, Żeby choć połowa... Została mi tu... (pokazuje na głowę) Panie ojcze, tak wiesz dużo! Jak to spamiętałeś? Czy od swego ojcaw skórę dostawałeś?
SędzimirJaromirze, ja ciebie uczył i wychowywał będę tak, jak ojciec mnie, a ojca nauczał dziad. Dziad twój mądry był wielcei zawdy szanował go lud. Wiedzy miał wiele, cenił trud i znój, szanował i wesele. Nauczał mnie i wychowywałi wymagał wiele. Karał też srogo, gdym się opóźniał w naucei bylem jak głupie cielę. A ty, mój mały synku, wiedzieć musisz dużo więcej. Ty w lat kilka przez grody i rozstajeudasz się w dalekie kraje. Tam masz o ziemi ojców pamiętaći wierności jej dochować. (powoli oddalają się - ojciec obejmuje syna. Przed chatę wychodzi matka z córką)
DobrawaChodź, Dobrochno, chodź ma miła, chcę, byś się trochę potrudziła. Musisz poznać prace wszelkie, bo życie zadania nakłada wielkie. Białogłową być, to ogromne wyzwanie! Chodźmy do krosienek, poznamy tkanie. Kiedy mężczyźni idą do lasu, my nie możemy zaznać wywczasów. Skończył się już czas zabawy. Oto wchodzisz w wiek poważny - przejść to musi każdy!
DobrochnaMatulu, ja bym rada iść w las na jagody.
DobrawaNie! Z lat dziecięcychTyś już wyrosła. Tobie pasują gęśliki i krosna. Na naszej głowie prac mnóstwo! Musimy pracować -by nie dotknęło nas ubóstwo. Ojciec i Jaromir wrócą z lasui... narobią hałasu -bo zmęczeni, gdyż tropili zwierza, więc musi być gotowa wieczerza.
DobrochnaMatuchno droga! Chcę się jeszcze długo bawić, a nie wiadomościami głowę trudzić. Ta nauka i praca taka żmudna, to ja już wolę... chodzić głodna i brudna!
DobrawaDobrochno! Życia nie przejdziesz z zabawą! Młodość jest do życia dorosłego zaprawą. Czy to młodzieniec, czy dziewczę młode, musi nauki od rodziców pobieraći do dorosłego życia się szykować. Ile cię nauczy ojciec i matka, tyle wiedzy i wiaryzachowasz w dostatkuprzez całe życie.
DobrochnaJuż dobrze, matuchno! Chodźmy popracować. (zrezygnowana idzie za matką)
Akt II
(Pan Kłótliwski właśnie przyszedł z pracy - usiadł w fotelu i zaczął czytać gazetę, zza której prawie go nie widać. Jednocześnie woła do żony i dzieci.)
KłótliwskiHej! Matka, obiad dawaj! Tylko mi tu nie zwlekaj! Jestem wściekle głodny, więc nie mogę być pogodny! Dzieci, przynieście mi kapciePrędko! Bo jak nie... to jak kocham babcię, lanie wam sprawię -Profilaktycznie!
KłótliwskaJanku, masz tu obiadek gorący, Tylko proszę... nie bądź tak wrzący -niczym ta zupa w talerzu. Pieklisz się nie wiadomo o coi wszystkich masz za byle co!
KłótliwskiTy głupia babo! Czemu hałasujesz?! Tyle jesteś warta, co ugotujesz! No... i wypierzesz, sprzątniesz nieco. Wiem, że każdego rana oczy ci się świecą, by do sąsiadek udać się na ploty. I tyle tej twojej roboty... Dzieci do przedszkola, szkoły wyprawisz, to przy okazji się zabawisz, bo przecież, co to za robota? Zakupy przyniesiesz, to i świeżego powietrza zażyjesz. Z siedzenia w domu masz korzyści same. Powinnaś się cieszyć, że traktuję cię... jak damę!
KłótliwskaNie wiem, jak damy żyją. Jeśli tak jak ja, to chybaciągle jak wilki do księżyca wyją... z rozpaczy -za straconą młodością, wolnością, urodąi szczęściem, i narzekają na zamęście. (najpierw wychodzi Kłótliwski, za nim powoli oddala się zamyślona Kłótliwska) (wchodzi syn, trzyma się za głowę)
SynZnowu kłótnia, słowa krytyki, A ja mam zadanie z matematyki. I jak się tu uczyć, jak myśleć o przyszłości, kiedy ten dom jest pełen złości?! "Śpisz na lekcji" - pani znów powie. A co mam zrobić, gdy tylko mi w głowierodziców kłótnie i ciągła niezgoda, - a do tego jeszcze ta pogoda! (rozpaczliwym gestem pokazuje ręką w stronę okna - wychodzi)
Akt III
(Spychalski siedzi w fotelu przed telewizorem, wbiega syn) SynTato, pomóż, mam wypracowanie z polskiego!
SpychalskiTo idź z tym do matki, kolego. Na mnie ogródek czeka -Chwasty widać już z daleka. Muszę płot naprawići samochód do mechanika odstawić. Po pracy jestem zmęczonyi... niezadowolony! Nie zawracaj mi głowy, idź do mojej połowy -twojej matki. Zawsze się chwaliła, że w szkole prymuską byłai wszystkie przedmioty lubiła, to niechaj ci zadanie napisze. Znikaj!
SynMamo, pomóż, mam wypracowanie z polaka.
SpychalskaIdź do ojca, nie mam czasu.
SynJuż mnie ojciec do ciebie odesłał z odrobiną hałasu.
SpychalskaTaki mądry? Mógłby dziecku pomóc, swoją niechęć przemóc. Głowa mnie boli, a tu pranie, sprzątanie, śniadanie, obiady i kolacjei wszelkie inne domowe akcje. Jeszcze ty, z tym polskim. Niech ci brat pomoże. W gimnazjum jest, więc może. (syn wychodzi, wpada córka)
CórkaTato, musisz mi zrobić z matmy zadanie, no i nie chce mi wyjść jedno równanie.
SpychalskiDo licha, znowu ta szkoła! Chwili spokoju z wami nie ma. (zrezygnowanym głosem) Pokaż to zadanie, rzucę okiem na nie. (czyta z zeszytu) Dwa strusie w tym samym czasie zaczęły biec z miasta A do miasta B. Duży struś biegł z prędkością 60 km/godz. i przybył na miejsce o godzinie 15... hm... Mniejszy struś przybył do celu o godzinę wcześniej. No... i oczywiście prędkość strusia... No nie! To niesłychane, to niedopuszczalne, na tej trasie na pewno były fatalne warunki jazdy. Kto to widział, by strusie... na trasie...? Strusie i auta? Ta egzotyka na drodze źle wróżyi zniechęca do podróży! Po co tak męczyć ptakai robić z niego głuptaka? Ja protestuję, do Zoo zadzwonięi Gucwińskich powiadomię o złym ptaków traktowaniu. Powiedz pani, niech się ma na bacznościza takie traktowanie naszych gości -ptaszków z Australii i nie tylko. Weź to zadanie, niech już nie patrzę na nie, bo serce mi się kroi, gdy człowiek tak strusia niepokoi. (wychodzą, wchodzi narrator)
NarratorJak widzicie, moi drodzy, Nauka to wielka trudność, Ciężkie jest opanowanie wiedzyA uczniów najczęściej ogarnia niechęć i złość. Czy to dawno, czy to teraz, rodzic karcił srogo nieraz. Dziecko najpierw swych rodzicówza wzór ma i ich słucha. Nauczyciel zawsze jako drugi - uczniówedukuje, wychowuje, choć rodzic - zdarza się, to wychowanie zepsuje. Zapamiętaj więc dziatwo miłai Wy rodziców gromada, że to rodzice są pierwszymi nauczycielamii na szkolnych nauczycieliwinę składać za wychowanie -nie wypada!
(wchodzą wszyscy uczniowie i kłaniają się publiczności)
Elżbieta Pietrusińska
ElŻbieta Pietrusińska - nauczycielka w Szkole Podstawowej nr 2 w Wierbce
mariadylo