Być piękną i bestią - o rodzinie.doc

(35 KB) Pobierz
Być piękną i bestią (o rodzinie

Być piękną i bestią (o rodzinie...)

Ewa Polak - Pałkiewicz;
Niedziela 46 / 2000

 

We francuskiej (od niedawna także polskiej) telewizji cieszy się dużą popularnością film rysunkowy Madelaine, opowiadający historię dziewczynki o tym imieniu. Zrealizowany z iście paryskim wdziękiem, pozbawiony efekciarstwa typowego dla współczesnych kreskówek, pogodny i dowcipny, niesie ze sobą na pozór jak najbardziej pozytywne treści. Oglądają go z uśmiechem i dzieci, i rodzice. Jedno jest tylko zastanawiające. Dziewczynka imieniem Madelaine, w której jest tyle uroku, nie ma domu. Wychowuje się w czymś, co jest ni to ochronką, ni to pensjonatem, wraz z kilkunastoma innymi dziewczynkami, pod czujnym okiem wychowawczyni, której powiewny strój naśladuje habit zakonny. W filmie nie ma też żadnej symboliki chrześcijańskiej, a wśród stylowych panoram Paryża na próżno szukać by sylwetki któregoś z jego pięknych kościołów.

Ten film, choć utrzymany w poetyce dziewiętnastowiecznej, mówi o całkiem współczesnym życiu tysięcy małych francuskich dziewczynek i chłopców. Oto dzisiejsza moda nakazuje francuskim rodzicom oddawać swoje dzieci, nawet zanim osiągną wiek szkolny, na wychowanie do przeróżnych państwowych i prywatnych domów, w ręce wyspecjalizowanych opiekunów. Sami mogą w tym czasie bez przeszkód oddawać się temu, co uznają za najbardziej istotne: pracy zawodowej, wypoczynkowi i rozrywkom.

W domach rodzinnych wychowywane są dzieci rodziców biednych, często ze wsi, bądź katolickich, którzy uchodzą w zlaicyzowanym społeczeństwie francuskim za dziwolągi, hołdujące anachronicznym obyczajom. Przecież wiadomo, że nikt lepiej nie wychowa dzieci niż odpowiednio wyposażona, doskonale zorganizowana "firma opiekuńcza". Pozornie beztroski, utrzymany w pastelowych barwach film dla dzieci Madelaine ukazuje zatem fragment rzeczywistości, która dla normalnej tradycyjnej rodziny jest rodzajem horroru. W Polsce rozpoczyna się etap delikatnego przygotowywania gruntu dla kampanii na rzecz podobnych praktyk. Kilka miesięcy temu Gazeta Wyborcza przedstawiła, w jubileuszowym dodatku dla kobiet, portret pewnej Francuzki, obdarzonej epitetami "piękna kobieta", " wypróbowany przyjaciel", "utalentowany grafik", "wielka przyjaciółka Polski". Dominique Roynette została redaktorem graficznym GW, jej uczucie dla Polski wyrosło na fali wspomnień wiosny studenckiej 1968 r., kiedy to jako studentka paryskiej uczelni brała udział we wszystkich najbardziej bezsensownych, brutalnych, anarchizujących życie państwa akcjach zrewoltowanych studentów, będących - jak pokazały późniejsze fakty - pod bezpośrednim wpływem sowieckiej agentury w szeregach intelektualistów francuskich (Polski Sierpień, w oczach D. Roynette, to wypisz, wymaluj, ówczesna "wiosna" studentów Paryża). Nie dosyć na tym, zaraz po studiach dama ta wyrusza do Bretanii, gdzie organizuje i bierze udział w akcjach terrorystycznych, m.in. w porwaniach miejscowych przedsiębiorców, oskarżanych przez złotą paryską młodzież o "ucisk klasy robotniczej". Dziecko, które rodzi bohaterka GW, zostaje przez nią w wieku 7 lat porzucone. Matka zostawia je w hotelu, namawiając, by chodziło do szkoły i wracało na noc do pokoju hotelowego, podczas gdy ona, umęczona rolą matki, wyjeżdża do Paryża. Robi karierę w paryskiej prasie. Dziś spędza dużo czasu w Polsce, pracując dla GW ( w poświęconym jej artykule GW wyraża lekkie kurtuazyjne zdziwienie, że jej córka, mimo porzucenia przez matkę, pozostała normalna, w związku z czym bohaterka skromnie zauważa, że jej pedagogiczny eksperyment po prostu się udał.

Kolejną jaskółką zwiastującą, że szykuje się zasadnicza zmiana w propagandzie przeciwko rodzinie, jest ogromna ilość doniesień w mediach na temat brutalności rodziców wobec dzieci. W myśl tej czarnej wizji rodziny, dom rodzinny stał się najniebezpieczniejszym miejscem dla dziecka; czym prędzej należałoby powołać stosowne instytucje opiekuńcze, które zajmą się dzieckiem fachowo i kompetentnie. Nie lekceważąc problemów patologii rodzin, należałoby zadać sobie pytanie, czy kogokolwiek z autorów tego rodzaju publikacji interesują prawdziwe źródła tego zjawiska? Przyczyna tkwi w systemie gospodarczym. Bezrobocie, ubóstwo jest zawsze i niezmiennie, we wszystkich epokach historycznych, najpoważniejszym źródłem patologii w rodzinie. Znamienne, że jedna z głównych instytucji polskich feministek szczególnie głośno przestrzegających przed zagrożeniem ze strony rodziny, Ośrodek Informacji Środowisk Kobiecych, wymienia w swoim biuletynie, czym konkretnie zajmują się różne kobiece (czytaj: feministyczne) organizacje, m.in.: propagowaniem praw kobiet, przemocą w rodzinie, "pomocą" w zakresie "bezpiecznej antykoncepcji", oglądaniem filmów lesbijskich. I kolejne zjawisko. Zamożni rodzice są od jakiegoś czasu kuszeni wszechstronną ofertą lepszego, bardziej twórczego spędzania czasu przez ich dzieci - poza domem, za słone pieniądze. W czasie wakacji jest to niezliczona ilość specjalistycznych obozów, z tymi najmodniejszymi obecnie obozami wyczynowymi, rodzajem "szkoły przetrwania" dla najmłodszych, gdzie obowiązuje surowa dyscyplina i trenowanie możliwości własnego ciała i psychiki aż do granic. We wszystkich tych propozycjach rozrywek i szkoleń dla dzieci i młodzieży obowiązuje niepisana zasada: my - organizatorzy - jesteśmy specjalistami od dzieci, rodzice mają tylko nam płacić i nie wtrącać się. Oddajcie nam swoje dzieci, a sami udajcie się na zasłużony odpoczynek od waszych pociech. Na ukrytą, głębszą treść, na drapieżność tego pozornie komercyjnego hasła zwrócił uwagę bp Stanisław Stefanek, przestrzegając rodziców przed uleganiem tej swoistej modzie, wywodzącej się z rejonów świata, gdzie rodzicielstwo i wychowywanie dzieci przedstawiane jest jako najcięższe jarzmo, z którego "nowocześni" rodzice muszą się czym prędzej wyzwolić.

Zetknęłam się niedawno z opowieścią Polaka od lat mieszkającego w Finlandii. Opowiadał o zjawisku wycofywania się z tradycyjnych ról męskich przez męską populację tego kraju. Wojujące feministki oraz rewolucja seksualna w szkołach doprowadziły skutecznie do całkowitego niemal zaniku postaci męża i ojca rodziny w tym społeczeństwie. Przedszkola pełne są dzieci samotnych matek. Władze Finlandii, widząc dramatycznie narastający problem społeczny, powołały do życia dziwną instytucję " etatowego ojca". Pan ów, pobierający pensję z kasy państwowej, jest rodzajem domokrążcy odwiedzającego zarówno przedszkola, jak i domy rodzinne, gdzie mieszkają dzieci wraz ze swoimi mamami, i prezentującego dzieciom postać mężczyzny, usiłując udowodnić, że świat ludzi dorosłych to nie tylko matka i wychowawczyni w przedszkolu. Co istotne, te Finki, które bardzo się upierają, by mieć normalną rodzinę, wychodzą za mąż wyłącznie za muzułmanów, których spora grupa wciąż przyjeżdża do Skandynawii w poszukiwaniu chleba. Praktycznie rzecz biorąc, jedyne normalne rodziny to rodziny muzułmańskie; wiadomo bowiem, że głowa rodziny w tej religii decyduje o wyznaniu żony i dzieci.

Problem małżeństw mieszanych widzi także niezwykle dramatycznie prof. Alain BesancWon we Francji. Instynkt macierzyński i rodzinny popycha tak wiele Francuzek do małżeństw z muzułmanami, uchodzącymi za odpowiedzialnych ojców, że grozi to - z uwagi na silną odrębność kulturową muzułmanów, swoistym wynarodowieniem Francuzów i dechrystianizacją Francji. Oto niezaplanowane skutki gwałtownie rozwijającego się - z poparciem instytucji międzynarodowych w rodzaju UE - zjawiska feminizmu, zdecydowanie wypychającego mężczyznę z tradycyjnej roli męża, prawdziwego ojca, obrońcy rodziny.

Dziś we Francji to feministki są w awangardzie walki o poszerzenie "prawa do aborcji". Objęte są nim najmłodsze pokolenia dziewcząt ze szkół francuskich. Czym jest feministyczne hasło o "nierównościach między kobietami i mężczyznami"? Myśleniem o społeczeństwie, o człowieku żywcem wyrastającym z wizji marksistowskiej. Walka między kobietą a mężczyzną jest takim samym ponurym, ideologicznym absurdem, jak walka klas.

Fińskie "rodziny", w których "ojciec" (na etacie) widziany jest raz na miesiąc, to leninowski "raj na ziemi", "świetlana przyszłość", o którą walczyła przez dziesięciolecia komunizmu awangarda klasy robotniczej, kompartia. Wysyłając kobiety do fabryk i pługów, mężczyzn do łagrów i na wojny, a dzieci do ochronek - tworzyła "nowy wspaniały świat", o który dzisiaj ciężkie zmagania ze światem "męskich szowinistów" i normalnych ludzi toczą polskie i zachodnie feministki.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin