Jazda na tylnym kole.pdf

(73 KB) Pobierz
Jazda na tylnym kole
Jazda na tylnym kole
Letni sobotni wieczór. Dochodzi 22.00. Jedziesz swobodnie
swoim R1 w samym centrum rozgrzanego miasta. Nagle ruch
zamiera – skrzyżowanie ze światłami. Wyprzedzasz szeregi
samochodów i zajmujesz „pole position” przy przejściu dla
pieszych. Czerwone światło, więc cierpliwie czekasz. Podnosisz
szybkę, bo upał daje Ci się we znaki i czujesz że Twoja bielizna
tonie niczym Titanic.
Rozglądasz się. Na sąsiednim pasie za kierownicą sportowego
mercedesa widzisz błękitnooką piękność, poprawiającą makijaż
w lusterku wstecznym.
Puszczasz do niej oko.
Spoglądasz w prawo i widzisz dwóch muskularnych typów w
czarnym BMW serii 3. Spoglądają na Ciebie lekceważąco.
Kierowca auta wkręca 6-cylindrowy silnik „bety” na najwyższe
obroty. Kpina czy zaproszenie do wyścigu? W głębi duszy
uśmiechasz się, bo wiesz, że chłopaki z BMW za chwilę zobaczą
Twoje plecy.
Czekasz....
Zapala się pomarańczowe, a zaraz po nim zielone światło.
Słyszysz ryk auta, pisk opon i widzisz siwy dym, wydobywający
się spod kół „Beemki”, która rusza w szaleńczym tempie.
Czujesz nagły przypływ adrenaliny. Wrzucasz pierwszy bieg i
delikatnie ruszasz. Po chwili jedziesz z szybkością 60 km/h.
Mijając BMW pozdrawiasz chłopaków w aucie „gestem
Kozakiewicza”. Wciskasz sprzęgło, odrobina gazu i … wzbijasz
przednie koło wysoko ponad linię horyzontu. 80 km/h – bez
sprzęgła wrzucasz drugi bieg, cały czas pilnując równowagi.
Nie chcesz jechać równo, bo w końcu jest to wyścig. Ciągniesz
na dwójce do około 180 km/h. Opuszczasz przednie koło na
asfalt, bo wiesz że już po wszystkim. Samochody są daleko,
daleko w tyle...
Być może opisana wyżej sytuacja spotkała i Was. Jazda na
tylnym kole to świetna okazja do pokazania swoich
umiejętności w ekstremalnej jeździe na motocyklu.Są
motocykliści, którzy wolą się toczyć swoim tempem,
pozostawiając przednie i tylne koło solidnie przytwierdzone do
1
asfaltu. Nawet w ścigacz.pl pracują tacy profanatorzy motocykli
sportowych, jak Tomek Jarosławski (Alonzo) . Pozostawmy
ich jednak w spokoju i zajmijmy się podstawami jazdy na
tylnym kole.
Do nauki jazdy na tylnym kole niezbędny jest odpowiedni
motocykl. Nie musi to być ponad 150-konny potwór. Wystarczy
niemiecki lub czeski dwusuw, pod warunkiem, że jadący na nim
motocyklista ma wyczucie równowagi, tempa i jest w stanie
odpowiednio posługiwać się manetką gazu. Ja jednak do nauki
używałem Hondy CBR 900RR oraz Yamahy R-1.
Ważne jest, aby motocykl umożliwiał nam bezstresowy trening.
Pisząc „bezstresowy trening” mam na myśli „rozbijanie
względnie bez konsekwencji”. Jadąc „na gumie” o 50%
ograniczamy - i tak niebezpiecznie małą - liczbę punktów
podparcia naszego pojazdu. W efekcie my zdobywamy kolejne
szlify w naszej karierze motocyklisty ekstremalnego, a nasz
motocykl zdobywa po prostu kolejne szlify.
Uważam że najłatwiej jeździ się „na gumie”, podnosząc
motocykl przy pomocy sprzęgła. Warto kontrolować tylny
hamulec, gdyż każdy nieprzewidziany przechył w tył można
skorygować właśnie hamulcem. Jeżeli chodzi o obroty, przy
których przednie koło motocykla się podnosi, to są to wielkości
rzędu 5-6 tys obr./min. Trzeba wyczuć motocykl i „podnieść go”
przy takich obrotach, przy których naprawdę zaczyna on
przyśpieszać.
Oprócz samej techniki jazdy na kole, bardzo ważne są także
inne czynniki. Po pierwsze sprawny technicznie motocykl o
masie raczej filigranowej blondynki, niż amerykańskiej
miłośniczki Big Macków. Musimy znaleźć jakiś zamknięty lub
rzadko używany odcinek drogi z dobrą nawierzchnią asfaltową.
Nie może być mowy o żadnym piasku, ani zanieczyszczeniach
na asfalcie. Konieczny jest też dobry kask, który w momencie
kontaktu z asfaltem nie spadnie nam z głowy, rozpadając się
przy tym na dwie części. Skórzana kurtka i rękawice to również
podstawa. Skórę można zastąpić ubraniem tekstylnym pod
warunkiem, że jest to ubranie przewidziane do jazdy na
motocyklu. Jeżeli nie zadbamy o odpowiedni strój, to wakacje
nad morzem możemy spędzić w stroju płetwonurka, gdyż w
2
samych kąpielówkach będziemy wyglądali jak arbiter po
pojedynku Alien vs Predator.
Trenujemy najlepiej pod okiem kolegi, który powie nam: jak
wysoko podnosimy koło, co robimy źle, czy robimy postępy. Nie
mogą to być ludzie, którzy dopingują nas, podnoszą naszą
samoocenę. Trening należy prowadzić bez zbędnych emocji,
popisywania się i wygłupów. Jeśli jakiś trick nie wchodzi, to
powinniśmy się zatrzymać, przemyśleć sprawę, ochłonąć i
dopiero wtedy starać się go powtórzyć. To sprawdzona metoda i
naprawdę przynosi efekty.
Jeżeli z jakiś względów nasz trening nie odbywa się na płycie
nieczynnego lotniska, torze kartingowym lub pustym placu
manewrowym, to powinniśmy cały czas mieć oczy dokoła
głowy. Uważane rozglądanie się w poszukiwaniu innych
pojazdów lub ludzi jest obowiązkowe. Jeżeli zdobycie
umiejętności ustawienia motocykla na tylnym kole i
przejechania kilkudziesięciu metrów nie zostało, jak dotąd,
okupione przez nas chociaż jednym upadkiem, to nie możemy
dać się ponieść emocjom. Jeżeli coś nam wychodzi, to nie
oznacza, że jesteśmy już mistrzami jazdy „na gumie” i
pozostaje nam jedynie pokazać to całemu światu. To błędny
punkt widzenia, który wkrótce, w najmniej spodziewanym
momencie, może nas kosztować bolesny upadek przy dużej
prędkości.
Teraz mamy już zaprawę teoretyczną. Czas na konkrety.
Jazda w pozycji siedzącej
Najprostsza figura to jazda na tylnym kole w pozycji siedzącej z
pośladkami na siedzeniu motocykla. W figurze tej nie ma
żadnej filozofii. Wystarczy w odpowiednim momencie odkręcić
gaz lub wcisnąć sprzęgło i po zwiększeniu obrotów do okolic
maksymalnego momentu obrotowego energicznie je zwolnić.
Przednie koło motocykla podnosi się tak wysoko, że wystarczy
regulowanie prędkości samym gazem. Do utrzymania
motocykla w pionie wystarczy naprawdę mała liczba koni
mechanicznych mocy.
Należy nadmienić, że musimy podnieść przednie koło na tyle
wysoko, aby motocykl znalazł się w punkcie swojej równowagi.
Jego przód jest wtedy niesłychanie lekki, a my mamy wrażenie,
3
że zaraz upadniemy na plecy. Spokojna głowa – do pleców jest
naprawdę daleko...
Na samym początku warto jest również trenować stopowanie
motocykla tylnym hamulcem. Naprzemiennie podnosimy
motocykl na tylne koło i hamujemy. Kilka powtórek pozwala
zrozumieć, o co chodzi. Jeżeli ktoś podniesie przód na tyle
wysoko, że przestraszy się swojego dzieła, to najlepszym
rozwiązaniem jest umiejętne naciśnięcie tylnego hamulca. Jeżeli
motocykl jest w punkcie równowagi, to samo zakręcenie
manetki gazu nie pomoże zbyt wiele.
Nosząc się z zamiarem osadzenia przedniego koła z powrotem
na asfalcie, nie powinniśmy zamykać do końca manetki gazu.
Przednie koło należy opuszczać na półgazie tak, aby możliwie
zminimalizować siłę uderzenia przedniego zawieszenia o asfalt.
Ostremu zamknięciu przepustnicy towarzyszy nagłe opóźnienie i
przód z hukiem ląduje na asfalcie. Pamiętajmy, aby przy
lądowaniu wyprostować kierownicę, którą bardzo często
odruchowo skręcamy, chcąc złapać równowagę. Gdy przednie
koło odzyskuje kontakt z podłożem, wtedy cierpią zarówno
uszczelniacze przedniego zawieszenia, jak i łożysko główki
ramy.
Reasumując: jedziemy w miarę powoli, podnosimy obroty,
puszczamy sprzęgło, odchylamy ciało do tyłu i na
wyprostowanych rękach pionujemy motocykl.
Delikatne i spokojne poruszamy manetką gazu, cały czas
kontrolując tylny hamulec. I suuuniemy tak sobie na pierwszym
biegu.
Zmiana biegów
Jeżeli znudzi się nam już pierwszy bieg, to przechodzimy do
kolejnego etapu nauki – zmiany biegów w trakcie jazdy na
tylnym kole. Ruszamy, sprzegło-gaz-sprzęgło, łapiemy pion i
wrzucamy - bez sprzęgła - drugi bieg (oczywiście przy
odpowiedniej wysokości). Zmieniając bieg na drugi musimy
bardzo ostrożnie obchodzić się z manetką gazu. Nasz motocykl
już naprawdę jedzie na jednym kole i zbyt intensywne dodanie
gazu może przywrócić nas z powrotem do poziomu z tym, że
obróconych o 180 stopni w stosunku do pozycji początkowej.
4
Innymi słowy, jeżeli zmieniając bieg na drugi dodamy zbyt dużo
gazu, do wylądujemy na plecach.
Dlaczego zmieniamy bieg bez sprzęgła? Otóż nawet przy
krótkotrwałym wciśnięciu sprzęgła tylne koło jest pozbawione
napędu na tyle długo, że nasza jazda powraca do wersji na
dwóch kołach. Zmianę biegów ze sprzęgłem zostawmy więc
naprawdę dobrze jeżdżącym motocyklistom, którzy potrafią
zrobić z motocyklem wszystko.
Stajemy na nogi
Kolejną figurą jest jazda na tylnym kole na stojąco. Chociaż
technika ta jest uważana za trudniejszą od zwykłej jazdy na
siedząco, to według mnie jest to najłatwiejszy i
najprzyjemniejszy sposób „gumowania”. Przy tej technice nie
używam sprzęgła do podniesienia przedniego koła. Koło
podnoszę wyłącznie przy pomocy gazu. Staję na podnóżkach,
mocno naciskam na kierownicę, równocześnie odkręcając
mocniej manetkę gazu. Motocykl ustawia się na tylnym kole z
gracją, a moja pozycja ciała nie tylko jest widowiskowa, ale
ułatwia mi również kontrolowanie równowagi.
Jadąc na tylnym kole w pozycji stojącej, łatwiej jest nam
utrzymać równowagę, a jeżeli przednie koło motocykla jest
naprawdę wysoko, to możemy balansem ciała zmieniać
kierunek jazdy. W ten sposób możemy zmieniać, na przykład,
pasy ruchu na jezdni wielopasmowej. Niestety, musimy
zapomnieć o tylnym hamulcu, gdyż nasza noga, przyjmując
naturalną pozycję, nie dotyka pedału hamulca. Opuścić
motocykl możemy jedynie gazem, lub energicznym rzuceniem
ciała do przodu.
Jak zabrać dwie autostopowiczki?
Jeśli potrafimy jeździć na tylnym kole zarówno w pozycji
siedzącej, jak i stojącej, to możemy spróbować kolejnej
sztuczki - jazdy na zbiorniku paliwa. Ruszamy na pierwszym
biegu, przesiadamy się na zbiornik i odkręcamy manetkę gazu
w podobny sposób, jak w technice opisanej poprzednio. Jeśli
mamy motocykl o pojemności 900-1000 cm3, to nie
powinniśmy mieć problemu z poderwaniem przedniego koła.
Gorzej z lądowaniem. Tutaj motocykl robi potężne „łuup!”, a
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin