Donaldson Stephen R. - Kroniki Thomasa Covenanta 2-3 - Władca białego złota.rtf

(2544 KB) Pobierz

 

Stephen R. Donaldson

Władca białego złota

White Gold Wielder

Drugie Kroniki Thomasa Covenanta Niedowiarka

Księga trzecia

Przełożył Michał Jakuszewski

Wydanie oryginalne: 1983



Wydanie polskie: 2002


„Śmiało podążać za marzeniem”

Dla Bruce’a L. Blackiego

bez którego pomocy...


Co wydarzyło się w poprzednich tomach

Zraniona Kraina, pierwsza KSIĘGA DRUGICH KRONIK THOMASA COVENANTA NIEDOWIARKA opowiada o powrocie Niedowiarka do Krainypełnego magii i niebezpieczeństw królestwa, w którym w przeszłości stoczył straszliwy bój z grzechem oraz obłędem i odniósł w nim zwycięstwo. Używając mocy pierwotnej magii, pokonał lorda Foula Wzgardliwego, starożytnego wroga Krainy, i w ten sposób wywalczył dla niej pokój oraz ocalił własną prawość.

Dla Covenanta upłynęło tylko dziesięć lat, lecz w Krainie minęło wiele stuleci i lord Foul odzyskał siły. Przekonany, że jego plan zagarnięcia należącego do Covenanta pierścienia z białego złotapierwotnej magiizakończy się powodzeniem, lord Foul przywołuje Covenanta do Krainy. Niedowiarek trafia na Wartownię Kevina, gdzie ongiś usłyszał przepowiednię Foula głoszącą, że zniszczy świat. Wzgardliwy powtarza ją w nowy, straszliwy sposób.

W towarzystwie Linden Avery, lekarki, która mimo woli znalazła się razem z nim w Krainie, Covenant schodzi do starożytnej wioski Mithil Stonedown, gdzie po raz pierwszy styka się z ohydną siłą stworzoną przez WzgardliwegoSłonecznicą. Stanowi ona zepsucie Prawa Natury i sprowadza na Krainę klęski deszczu, suszy, płodności i plag, które następują po sobie w obłąkanym korowodzie. Słonecznica uśmierciła już prastare puszcze, a jej narastająca moc zagraża wszelkim formom życia. By przetrwać, mieszkańcy Krainy zmuszeni są do składania krwawych ofiar, którą mają ją zaspokoić.

Widząc ich rozpaczliwe położenie, Covenant wyrusza w podróż, która ma mu umożliwić zrozumienie Słonecznicy i pozwolić znaleźć sposób uzdrowienia Krainy. Prowadzeni przez Sundera, człowieka z Mithil Stonedown, wyruszają z Linden na północ, ku Revelstone, gdzie rezyduje Clave, którego mistrzowie wiedzy najlepiej rozumieją Słonecznicę i potrafią zrobić z niej użytek. Wędrowców ścigają jednak furie, starożytni słudzy lorda Foula. Ich celem jest zatrucie Covenanta niezwykłym jadem, który, zwiększając jego moc, doprowadzi go do obłędu.

Unikając niebezpieczeństw Słonecznicy oraz ataków furiów, Covenant, Linden i Sunder wędrują ciągle na północ. Kiedy zbliżają się do Andelain, pięknego ongiś regionu leżącego w samym sercu Krainy, natrafiają na kolejną wioskę, Kryształowe Stonedown, w której Clave próbuje pozbawić życia młodą kobietę imieniem Hollian z uwagi na jej umiejętność przewidywania Słonecznicy. Wędrowcy ratują dziewczynę, która wyrusza z nimi w dalszą drogę.

Hollian informuje Covenanta, że choć Andelain nadal jest piękne, panuje w nim teraz groza. Przerażony tą profanacją Niedowiarek wyrusza sam do Andelain, by stawić czoło kryjącemu się w nim złu. Dowiaduje się jednak, że nie ma tam zła, a jedynie moc sprawiająca, że zmarli skupiają się wokół broniącego drzew Pana Puszczy. Covenant wkrótce spotyka samego Pana Puszczy, który ongiś był człowiekiem o nazwisku Hile Troy, a także kilku dawnych przyjaciół: lordów Mhorama i Elenę, gwardzistę krwi Bannora oraz giganta Słone Serce Pianościgłego. Od Pana Puszczy i zmarłych otrzymuje dary: tajemną wiedzę i rady. Słone Serce Pianościgły daje mu towarzyszatajemniczą hebanową istotę imieniem Vain, stworzoną w nieznanym celu przez ur-podłych, potomków Demondim.

Z Vainem za plecami, Covenant wyrusza na spotkanie towarzyszy, okazuje się jednak, że pod jego nieobecność porwało ich Clave. Rozpoczyna poszukiwania, które omal nie kończą się jego śmiercią, najpierw z rąk zdesperowanych mieszkańców wioski Woodhelven Mocokamienia, a potem ofiar Słonecznicy z osady During Stonedown. Przy pomocy Waynhim udaje mu się jednak dotrzeć do Revelstone, gdzie spotyka Gibbona, władcę Clave, i dowiaduje się, że jego przyjaciół uwięziono, by wykorzystać ich krew do manipulacji Słonecznicą.

Pragnąc ich za wszelką cenę uwolnić i zdobyć wiedzę o okrucieństwach, jakich dopuścił się lord Foul, Covenant zgadza się poddać wieszczbie, krwawemu rytuałowi, który odsłania znaczną część prawdy. Wizja ukazuje mu dwa fakty o kluczowym znaczeniu: źródłem Słonecznicy jest zniszczenie Laski Praw, potężnego narzędzia, które ongiś wspierało naturalny porządek, a Clave służy lordowi Foulowi za pośrednictwem Gibbona, którym zawładnął furia.

Covenant uwalnia pierwotną magię i oswobadza uwięzionych przyjaciół. Następnie postanawia odnaleźć Jedyne Drzewo, z którego ongiś sporządzono Laskę Praw, aby zrobić nową i wykorzystać ją w walce ze Słonecznicą.

Do grupy przyłączają się Brinn, Cail, Ceer i Hergrom Haruchai, członkowie rasy, z której wywodziła się gwardia krwi. W towarzystwie Linden, Sundera, Hollian i Vaina Covenant wyrusza na wschód, ku morzu, w nadziei, że znajdzie tam wskazówki umożliwiające dotarcie do celu. Po drodze spotyka gigantów, zwących siebie poszukiwaczami. Jeden z nich, imieniem Lina Morski Marzyciel, dzięki swemu darowi ziemiowidzenia ujrzał wizję Słonecznicy, co skłoniło ich do wyruszenia do Krainy w celu przeciwstawienia się temu niebezpieczeństwu. Covenant prowadzi ich do Morskiej Rubieży i Coercri, które ongiś było domem mieszkających w Krainie gigantów. Znał ich przodków i wykorzystuje ten fakt, by skłonić ich do użyczenia swego statku na potrzeby jego misji.

Przed opuszczeniem Krainy dokonuje wielkiego aktu rozgrzeszenia zmarłych z Coercri, starożytnych gigantów potępionych za to, że pozwolili, by furia pozbawił ich życia. Następnie odsyła Sundera i Hollian do Krainy, w nadziei, że uda im się skłonić mieszkańców wiosek do stawienia oporu Clave, po czym przygotowuje się do wyruszenia w dalszą drogę.

Jedyne Drzewo, druga księga DRUGICH KRONIK THOMASA COVENANTA NIEDOWIARKA, opowiada o tej wyprawierejsie statku gigantów zwanego Klejnotem Gwiezdnej Wędrówki w poszukiwaniu Jedynego Drzewa.

Już od pierwszej chwili nad podróżą wisi klątwa zdrady. Linden poniewczasie odkrywa, że na pokład dostał się furia. Atakuje on Covenanta, wykorzystując stado szczurów, co doprowadza do nawrotu zatrucia jadem i zwiększa moc Niedowiarka. Pogrążony w delirium Covenant w obawie, że ściągnie na przyjaciół zagładę, zamyka się przed próbami pomocy. Linden jest w stanie go uratować, jedynie podejmując próbę powierzchownego opętania jego ducha.

Gdy Niedowiarek wraca do siebie, wędrowcy kierują się w stronę krainy Elohim, tajemniczego, mistycznego ludu, który zdaniem gigantów może wskazać im drogę do Jedynego Drzewa. Gdy jednak Covenant i jego towarzysze docierają do Elemesnedene, ojczyzny Elohim, nie znajdują tam pomocy, a jedynie nieufność i obłudę. Elohim ogłaszają Linden słoneczmistrzem, oczerniają Covenanta, ponieważ brak mu jej zmysłu zdrowia, i zgadzają się zdradzić położenie Jedynego Drzewa wyłącznie pod warunkiem, że Niedowiarek wpuści ich do swego umysłu, by odsłonili wiedzę, ukrytą tam przez Pana Puszczy w Andelain. W rezultacie giganci poznają drogę do Jedynego Drzewa, lecz Covenant traci zmysły.

Elohim biorą też do niewoli i więżą Vaina, którego wyraźnie się obawiają. Gdy jednak Linden każe wędrowcom opuścić Elemesnedene, nasieniu Demondim udaje się zbiec.

Wróciwszy na Klejnot Gwiezdnej Wędrówki, podróżnicy ruszają ku Jedynemu Drzewu. Ku ich zaskoczeniu przyłącza się do nich jeden z Elohim, Findail Wskazany, wysłany przez swych pobratymców po to, by realizował ich sekretne zamiary i miał na oku Vaina. Linden przekonuje się, że nie jest w stanie uleczyć umysłu Covenanta, nie opętując go całkowicie, a taki uczynek uważa za zło.

Uszkodzony przez straszliwy sztorm Klejnot Gwiezdnej Wędrówki jest zmuszony zawinąć do portu w Królestwie Bhrathair, by uzupełnić zapasy i dokonać napraw. Bhrathair są narodem, który przez większą część swej historii toczył wojnę ze straszliwymi piaskowymi gorgonami z Wielkiej Pustyni. Ludem tym włada prastary taumaturg, Kasreyn od Wirów, który pożąda pierścienia Covenanta. Podejmuje on próbę uwolnienia umysłu Niedowiarka, by można go było zmusić do oddania pierścienia. Jego wysiłki kończą się niepowodzeniem, Kasreyn usiłuje więc zmusić Linden do przekazania mu pierścienia, wystawiając Haruchai na przemoc piaskowych gorgon, wskutek czego Hergrom ginie, a Ceer zostaje okaleczony, a następnie wtrącając do lochu wszystkich wędrowców, gdy próbują oni uciec z jego zamku, Piaskowej Twierdzy.

Linden zwraca jednak machinacje Kasreyna przeciwko niemu. Przejmuje na siebie szkody wyrządzone umysłowi Covenanta, co pozwala mu odzyskać świadomość i moc na czas, by uratować wędrowców. Niedowiarek podporządkowuje sobie piaskową gorgonę i doprowadza do śmierci Kasreyna. Podczas ucieczki wędrowców z Królestwa Bhrathair ginie Ceer, Linden wraca jednak do siebie po utracie władz umysłowych, którą przejęła od Covenanta, i wyprawa może być kontynuowana.

Gdy wędrowcy docierają do Wyspy Jedynego Drzewa, Lina Morski Marzyciel próbuje odwieść Covenanta i Linden od ich zamiaru, lecz niemota nie pozwala mu wyrazić tego, co przekazało mu ziemiowidzenie. W imieniu wszystkich Haruchai i dla sprawy Covenanta Brinn stacza walkę ze Strażnikiem Jedynego Drzewa, by zdobyć dla nich prawo wstępu na wyspę. W rezultacie sam zostaje następnym strażnikiem i pozwala wędrowcom zejść do głębokiej jaskini, w której kryje się Jedyne Drzewo.

Tam Morski Marzyciel poświęca życie, by ujawnić tajemnicę kryjącą się za manipulacjami lorda Foula: jad uczynił Covenanta tak potężnym, że nie może on już przywołać pierwotnej magii bez narażenia na niebezpieczeństwo Łuku Czasu. Ponadto Jedynego Drzewa strzeże Czerw Końca Świata. Każda próba dotknięcia Drzewa przebudzi Czerwia i wędrowcy zginą, chyba że Covenant stanie do walki, by ich obronić.

Linden dostrzega pułapkę i powstrzymuje Niedowiarka. Covenant próbuje przenieść ją z powrotem do ich świata, by mogła udzielić pomocy jego śmiertelnie rannemu ciału, ona jednak sprawia, że jego zamiar spala na panewce, ponieważ chce z nim pozostać. Zrozpaczeni wędrowcy wracają na Klejnot Gwiezdnej Wędrówki bez nowej Laski Praw, a Wyspa Jedynego Drzewa pogrąża się w morskiej toni.

Tu zaczyna się Władca białego złota, trzecia księga DRUGICH KRONIK THOMASA COVENANTA NIEDOWIARKA.


Część I

Odwet


1. Blizna kapitana

Ociężały z powodu braku grotmasztu Klejnot Gwiezdnej Wędrówki zwrócił się na północ, zostawiając za rufą pełne piasku i piany wody, które pochłonęły Jedyne Drzewo. Na rejach pracowali giganci. Ochrypłe rozkazy Sevinhanda kierowały ich od jednej liny do drugiej, mimo że Morski Marzyciel leżał martwy na pokładzie. Kotwicomistrz, wychudły i zżarty zgryzotą, stał na pokładzie sternika i krzyczał z góry na marynarzy głosem pełnym tłumionego bólu. Jeśli ktoś się ociągał, kotwicomistrza wspierała spiżarmistrz Wichrogniewa, której krzyk przypominał okruch nie obrobionego granitu. Poszukiwacze ponieśli klęskę, a ona nie znała innego sposobu, by sobie z nią poradzić. Dromond płynął na północ jedynie po to, by jak najprędzej oddalić się od grobu wszystkich swych nadziei.

Srożyniec Honninscrave, kapitan statku gigantów, skulił się na pokładzie rufowym, trzymając brata w ramionach, i nie odzywał się ani słowem. Jego wielka twarz, tak niezachwianie opierająca się sztormom i innym niebezpieczeństwom, wyglądała teraz jak forteca, która poddała się wrogom, a gdy słońce skłaniało się ku zachodowi, w brodę giganta wplątały się cienie. Obok niego stali Najstarsza Poszukiwaczka oraz Smołowiąz. Pozbawieni przewodnictwa ziemiowidzenia sprawiali wrażenie zagubionych.

Był tam również Findail Wskazany, otoczony nieodłączną aurą cierpienia. Wydawało się, że od początku wiedział, co się wydarzy na Wyspie Jedynego Drzewa. Obok niego przystanął Vain. Na drewnianym nadgarstku miał okucie Laski Praw, a bezużyteczna dłoń zwisała bezwładnie. Była tam również Linden Avery, rozdarta między dwiema żałobami. W jej oczach płonął gniew i smutek spowodowany losem Morskiego Marzyciela, a ciało przepełniała tęsknota za Niedowiarkiem.

Thomas Covenant ukrył się tymczasem w swej kajucie niby ranione zwierzę i nie chciał wyjść na zewnątrz.

Był pokonany. Nie zostało mu już nic.

Obolały z odrazy leżał w hamaku i wpatrywał się w sufit. Pomieszczenie było przeznaczone dla giganta i przerastało Niedowiarka, podobnie jak jego przeznaczenie i manipulacje Wzgardliwego. Wpadający przez uchylony bulaj czerwony blask zachodzącego słońca nadawał sklepieniu barwę krwi, aż wreszcie nadszedł zmierzch i ugasił ten pożar. Covenant jednak pozostawał ślepy. Jego zmysły były tak bardzo okaleczone, że nie dostrzegał swego prawdziwego losu aż do chwili, gdy Linden wykrzyczała mu prosto w twarz: „Tego właśnie chce Foul!”

Oto, jak cała jego siła i wszystkie zwycięstwa zostały wykorzystane przeciwko niemu. Nie wyczuwał Caila, pełniącego straż przed jego drzwiami niczym człowiek, którego wierność została odkupiona. Tylko powolne kołysanie się statku gigantów, wypełniający powietrze słony smak daremności oraz odległe poskrzypywanie olinowania i łopot żagli pozwalały mu odróżnić kajutę od lochów Piaskowej Twierdzy albo pełnych zdrady podziemi Revelstone. Każdy kamień był dla niego taki sam: pozbawiony wrażliwości, głuchy na prośby i potrzeby. Gdyby nie powstrzymała go Linden, zniszczyłby Ziemię w chwili zrodzonego z mocy i jadu przesilenia, roztrzaskałby Łuk Czasu, jakby rzeczywiście był sługą Wzgardliwego.

Stracił też jedyną szansę ocalenia. Porażony miłością do Linden i obawą o jej bezpieczeństwo, pozwolił, by do niego wróciła i porzuciła jego umierające ciało w tym drugim świecie. W ten sposób skazała go na zgubę, aczkolwiek nie było to jej zamiarem.

Brinn rzekł mu: „Dano ci taką łaskę, że potrafisz znieść wszystko, co znieść trzeba”. Było to jednak kłamstwo.

Leżał bez ruchu w ciemności. Nie mógł zasnąć, choć gorąco tego pragnął, łaknął zapomnienia i ulgi. Nie przestawał wpatrywać się w sufit, jakby sam był wyryty w martwym kamieniu niby reifikacja szaleństwa i nie spełnionych marzeń, uwięziona wewnątrz wiecznych granic jego przegranej. Gniew i pogarda dla samego siebie mogłyby go skłonić do poszukania starego ubrania, kazać mu wyjść na pokład, gdzie czekała nań rozpacz przyjaciół. Strój został jednak w kajucie Linden, jakby oddał go jej na przechowanie, a tam nie mógł pójść. Miłość, jaką ją darzył, była zanadto zepsuta, zbyt głęboko zafałszowana egoizmem. Okłamał ją tylko raz, na samym początku, a teraz to kłamstwo wróciło, niosąc mu zgubę.

Ukrył przed nią jeden ważny fakt, jak tchórz licząc na to, że uniknie najgorszego, że pożądanie, jakie wobec niej czuł, okaże się w końcu dopuszczalne. To przemilczenie nie dało mu nic poza wprowadzeniem Linden w błąd, doprowadzeniem poszukiwaczy do ruiny oraz triumfem Wzgardliwego. Pozwolił, by jego pragnienie oślepiło ich oboje.

A nawet jeszcze gorzej. Rzeczywiście jej pragnął, pragnął tak bardzo, że zniszczyło to wszystkie jego osłony. Żyły w nim jednak również inne pragnienia: chciał zostać zbawcą Krainy, stanąć w samym sercu zła lorda Foula i udzielić na nie własnej odpowiedzi, zademonstrować swą wartość śmiertelnika w obliczu całego bólu i rozlewu krwi, które go potępiały. Pogrążył się w izolacji i trądzie tak głęboko i stał się tak bardzo pewien ich znaczenia, że nie sposób już było odróżnić ich od złości.

A teraz był pokonany. Nie została mu żadna rozsądna nadzieja, nic, co pomogłoby mu podjąć walkę.

Powinien był wiedzieć lepiej. Starzec na Haven Farm nie przemówił do niego, lecz do Linden. Elohim przywitali ją jako słoneczmistrza, a jego jako zagrażające Ziemi zło. Nawet zmarła Elena w Andelain oznajmiła wyraźnie, że odpowiedzialność za uzdrowienie Krainy nie spoczywa na nim, ale na Linden. On jednak nie chciał dopuścić do siebie tej myśli. Wolał upór. Jego potrzeba, czy może arogancja, była zbyt wielka, by pozwolić mu na zrozumienie.

Mimo to, choć obciążała go wina za zniszczenie wszystkiego, co kochał, nie mógłby postąpić inaczej. Za nic w świecie nie oddałby pierścieniasensu swego życiaLinden albo Findailowi. To było wszystko, co mu jeszcze zostało. Jeśli nie może zwyciężyć, weźmie na siebie winę. Jeżeli nawet nie osiągnie nic więcej, zawsze może nie zgodzić się na to, by go oszczędzono.

Dlatego leżał w hamaku niby przeznaczona na rzeź ofiara, otoczony kamieniem, którego nie potrafił odczytać. Skuty okowami swych klęsk, nawet nie próbował się poruszyć. Przed oczyma miał pierwszą noc po nowiu. W Andelain wielki lord Mhoram ostrzegł go: „Powiedział ci, że jesteś jego wrogiem. Pamiętaj, że zawsze próbował wprowadzić cię w błąd”. Okazało się to prawdą. Nie był wrogiem Wzgardliwego, lecz raczej jego sługą. Nawet jego dawny triumf został obrócony przeciwko niemu. Wysysając krew z ran serca, wbił w mrok ślepe spojrzenie i nadal nie ruszał się z miejsca.

Nie potrafił ocenić, ile czasu upłynęło, lecz niedługo po zapadnięciu nocy usłyszał pod drzwiami pełen napięcia bas. Nie potrafił zrozumieć słów, lecz odpowiedź Caila była wyraźna.

Ciąży na nim zagłada Ziemirzekł Haruchai.Czyż nie masz dla niego litości?

Naprawdę uważasz, że pragnę jego krzywdy?zapytał Honninscrave, zbyt znużony, by się spierać albo oburzać.

Potem drzwi się otworzyły i Covenant ujrzał w blasku lampy wysoką postać kapitana.

Słabe światełko wydawało się niczym wobec niezmożonej nocy świata, rozjaśniło jednak kajutę na tyle, że Covenant poczuł w oczach szczypanie przywodzące na myśl łzy, których nie przelał. Nie odwrócił jednak głowy ani nie zasłonił twarzy, lecz nadal wpatrywał się tępo w sufit. Honninscrave postawił lampę na stole.

Wydawał się mały, jak na tak wielką kajutę. Już pierwszego dnia rejsu meble gigantów zastąpiono stołem i krzesłami lepiej dopasowanymi do wzrostu Niedowiarka. W rezultacie cień hamaka padał na sufit. Wyglądało to tak, jakby Covenant spoczywał wewnątrz echa własnej ciemności.

Mój brat nie żyje.Ta świadomość nadal była dla niego udręką.Po śmierci rodziców został mi tylko on. Kochałem go, a teraz nie żyje. Wizja, jaką było ziemiowidzenie, dała nam nadzieję, choć jego poraziła bólem. A teraz nadzieja umarła, a on nigdy nie będzie wolny. Tak samo jak zmarli z Boleści opuścił życie porażony grozą. Nigdy nie będzie wolny. Mój brat Lina Morski Marzyciel, obdarzony ziemiowidzeniem, odszedł do grobu niemy i waleczny.

Covenant nie odwrócił głowy, zamrugał jednak, czując, że oczy go szczypią. Po chwili cień ponad nim złagodził nieco ból. Droga nadziei i zagłady stoi przed tobą otworempomyślał otępiały. Być może w jego przypadku te słowa były prawdą. Być może gdyby był szczery z Linden albo posłuchał Elohim, droga do Jedynego Drzewa mogłaby przynieść mu nadzieję. Dla Morskiego Marzyciela nie było jednak żadnej nadziei. A mimo to gigant spróbował ściągnąć całą zagładę na siebie. A w ostatniej chwili zdołał odnaleźć głos i ostrzec ich wszystkich.

Błagałem Wybraną, by zwróciła się do ciebie z prośbą, lecz nie chciała tego uczynićciągnął ochrypłym głosem Honninscrave.Kiedy powziąłem zamiar, by przyjść do ciebie osobiście, naskoczyła na mnie, żądając, bym tego zaniechał. „Czyż mało jeszcze wycierpiał? Czy nie masz litości?”, krzyczała.Przerwał na chwilę, po czym podjął cichszym głosem.Wybrana dzielnie dźwiga swe brzemię. Nie jest już kruchą, przerażoną kobietą, która lękała się czatownika z Sarangrave. Łączyła ją też jednak z mym bratem więź, która rozdziera teraz jej duszę.

Aczkolwiek mu odmówiła, zdawał się darzyć ją szacunkiem.

Cóż mi jednak po miłosierdziu i wyrozumiałości?kontynuował.To dla mnie zbyt wielkie słowa. Wiem tylko jedno. Lina Morski Marzyciel nie żyje. Nigdy nie będzie wolny, jeśli ty nie dasz mu wolności.

Covenant wzdrygnął się z zaskoczenia i bólu, słysząc te słowa. Jeśli nie dam...? Zrobiło mu się niedobrze od jadu i sprzeciwu. Jak mogę dać mu wolność? Gdyby objawienie, trwoga i Linden nie nauczyły go powściągliwości podczas walki z aurą Czerwia Końca Świata, podpaliłby teraz powietrze wokół siebie jedynie dlatego, że cierpiał od bezsilności mocy. Jak mogę to znieść?

Powstrzymał się jednak. Honninscrave siedział na podłodze wsparty o ścianę, tuląc w piersi nieutuloną żałobę. Wydawał się nienaturalnie skurczony. Gigant był przyjacielem Covenanta. W tym świetle można by go wziąć za awatar Słonego Serca Pianościgłego, który oddał Covenantowi wszystko. Niedowiarek miał jeszcze w sobie tyle współczucia, by zachować milczenie.

Przyjacielu Gigantówrzekł kapitan, nie unosząc głowyczy znasz opowieść o tym, skąd wzięła się blizna mojego brata, Liny Morskiego Marzyciela?

Jego oczy kryły się pod krzaczastymi brwiami. Broda opadała mu na pierś. Cień stołu odcinał sylwetkę giganta na wysokości torsu, lecz widać było jego dłonie, które ściskały się nawzajem. Mięśnie przedramion i barków napinały się z wyczerpania i niepokoju.

To ja byłem temu winienwydyszał w rozświetloną pustkę.Naznaczyły go żywotność i szaleństwo mej młodości, by wszyscy ujrzeli, że naraziłem go na niebezpieczeństwo. Był moim bratem, młodszym o sporo lat, choć według pojęć gigantów różnica wieku między nami nie była wielka. Z pewnością obaj liczyliśmy sobie więcej lat niż ty teraz, lecz nadal byliśmy młodzi. Dopiero niedawno weszliśmy w wiek męski i zaciągnęliśmy się jako uczniowie na statek, by poznać zawód żeglarza, który umiłowaliśmy. Nie otrzymał jeszcze wówczas daru ziemiowidzenia, nie dzieliło nas więc nic poza różnicą wieku oraz głupotą, z której wyrósł szybciej ode mnie. Szybko osiągnął pełen wzrost, a ja przed czasem położyłem kres jego młodości. W owych dniach doskonaliliśmy swe świeżo nabyte umiejętności na pokładzie małego statku, jakiemu nasi pobratymcy nadają nazwę tyrscull. Są to kamienne stateczki zbliżone rozmiarami do znanych ci długich łodzi. Mają jeden żagiel, obrotowy bom i wiosła, na wypadek gdyby wiatr ucichł albo był nie sprzyjający. Jeden wprawny gigant potrafi pokierować tyrscullem, lecz na ogół jego załoga składa się z dwóch żeglarzy. Dlatego Morski Marzyciel i ja uczyliśmy się i pracowaliśmy razem. Nasz tyrscull nazwaliśmy Pianolatawcem i był on radością naszych serc. Nie jest rzadkością, że uczniowie poddają się nawzajem próbom, doskonaląc swe umiejętności w najrozmaitszych wyścigach i popisach. Najpopularniejszy z nich jest wyścig po wyznaczonej trasie wewnątrz wielkiego portu Domuwystarczająco daleko od lądu, by czuć się jak na pełnym morzu, a zarazem na tyle blisko, by każdy był w stanie dopłynąć do brzegu, gdyby któryś z uczniów wywrócił łódź do góry dnem. Byliśmy wówczas bardzo młodzi i podobny wypadek zawstydziłby nas straszliwie. W przerwach między wyścigami oddawaliśmy się ćwiczeniom, szukając nowych sposobów na pokonanie towarzyszy. Trasa była zaznaczona w prosty sposób. Jeden z jej narożników stanowiła boja, którą umieszczono tam w tym właśnie celu, drugi zaś biała od osadów soli skała, którą zwaliśmy Słonym Zębem, jako że była nadzwyczaj stroma i wyszczerbiona. Okrążaliśmy ją raz czy dwa, czy może wiele razy, ucząc się robić użytek z wiatru tak, by dawał nam nie tylko szybkość, lecz również zwrotność.

Głos Honninscrave’a brzmiał teraz nieco łagodniej. Wspomnienia pozwoliły mu zapomnieć na chwilę o żalu. Nie uniósł jednak głowy, a Covenant nie oderwał od niego wzroku. Prosta opowieść giganta, dla której akompaniamentem był stłumiony szum fal, wypełniła kajutę atmosferą oczekiwania.

Pływaliśmy we dwójkę tym kursem częściej niż większość pozostałych załóg, byliśmy bowiem spragnieni morza. Dzięki temu zdobyliśmy wysoką pozycję wśród rywalizujących ze sobą uczniów. Mój brat czuł się tym usatysfakcjonowany, jako że miał w sobie prawdziwą gigancią radość, która niekoniecznie wymaga zwycięstwa. Ja jednak byłem mniej godny swego ludu. Nigdy nie przestałem łaknąć triumfu ani poszukiwać nowych metod, które miały do niego doprowadzić. Zdarzyło się więc, że pewnego dnia przyszła mi do głowy wspaniała myśl. Pogratulowałem sobie w duchu i skłoniłem Morskiego Marzyciela do jak najszybszego powrotu na statek, ponieważ chciałem wypróbować ów pomysł i udoskonalić go przed najbliższym wyścigiem. Nie podzieliłem się nim jednak z bratem, był bowiem znakomity i chciałem zachwycać się nim w samotności. M...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin