Cejrowski Wojciech - Podroznik WC t.1.pdf

(817 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
868788457.007.png 868788457.008.png
Copyright © 1997 by Wojciech Cejrowski
Copyright © 1997 for all the photographs
by Wojciech Cejrowski
Copyright © for the Polish edition
„W. Cejrowski” Ltd.
Kociewie - Poland 1997
ISBN 83 - 908432 - 0 - X
projekt okładki i stron tytułowych
Łukasz Ciepłowski i Wojciech Cejrowski
korekta:
Małgorzata Górska
Wydawca:
„W. Cejrowski” Ltd.
00 - 958 Warszawa
Skrytka pocztowa 35
Druk:
Drukarnia Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie
„Bernardinum”, plac Mariacki 7
868788457.009.png 868788457.010.png 868788457.001.png
Babci Władysławie *
* Dzięki niej jako sześcioletni dzieciak wyjechałem na moje pierwsze safari.
Polowaliśmy wtedy na tygrysy. Siedziałem ukryty pod wiklinowym stołem w kuchni.
Z blatu zwisał prawie do samej podłogi ceratowy obrus w kwiatki. Pod pachą ściskałem
kurczowo kij od szczotki ryżowej, którą Babcia wcześniej wyszorowała gumoleum - to był
mój sztucer. (Strzelba najnowszej generacji, oczywiście produkcji Winchestera. Prawdziwe
cacko. Apogeum sztuki rusznikarskiej robione na zamówienie.)
868788457.002.png
Kiedy tylko Babcia - tygrys zbliżała się do stołu, by kontynuować produkcję klusek do
pomidorówki, dźgałem ją w udo za pomocą „sztucera”. Krzyczała wtedy zupełnie szczerze
ałaaa, a ja puchłem z dumy jako świetny myśliwy.
Upolowałem w ten sposób całe stado tygrysów bengalskich. (Ile dokładnie sztuk
położyłem, wie Babcia - ona puchła od celnych trafień „sztucera”, które dawało się policzyć
jeszcze przez kilka następnych dni, ponieważ pozostawały na udach w formie okrągłych
siniaków. Było ich oczywiście tyle, ile tygrysich trupów. Babcia miała je na pewno policzone,
bo co jakiś czas nacierała każdy z osobna maścią przeciwbólową.)
Moje pierwsze safari skończyło się dosyć nieprzyjemnie, kiedy Dziadek wyraził
negatywną opinię na temat wyglądu babcinych ud, a na dodatek stwierdził, że wyprasza sobie
takie zabawy, bo to jego uda. Wtedy nie potrafiłem zrozumieć jak to możliwe. Jego uda???
Mimo to byłem pokorny, bo Dziadek pokazał mi swój pasek do ostrzenia brzytwy.
Zadał też pytanie, które, w przeciwieństwie do prawa własności babcinych ud, było dla mnie
bardzo klarowne. Pytanie brzmiało:
- Chcesz, żebym ci z tyłka zrobił kajzerkę?!
Nie chciałem. Dlatego następnego dnia siedząc w mojej kryjówce pod stołem z
wikliny czekałem na Babcię już nie jako myśliwy, ale jako Tygrys Bengalski. Kiedy tylko
Babcia zbliżała się do stolika, by kontynuować produkcję klusek, wyskakiwałem na nią z
rykiem. Babcia odskakiwała przerażona wrzeszcząc wniebogłosy ratuunkuuu tygryyys!!!
Potem była zazwyczaj pożerana. (Ile dokładnie Babć pożarłem nie wie nawet Babcia. Myślę,
że kilka mendli albo nawet całą kopę.)
Dziadek był tego dnia nie w sosie, miał dokuczliwą podagrę, muchy w nosie albo grał
ze światem zewnętrznym w „Pana Wtrącalskiego”, więc zepsuł nam także i tę zabawę -
powiedział, że w takich warunkach nie może czytać gazety.
- Najpierw się czają jak myszy pod miotłą, a potem nagle oboje wrzeszczą jak koty
obdzierane ze skóry!!! Skaranie boskie!!! Zawału można dostać!!! Zagrajta se we warcaby, a
nie w te wasze safary!!! - wrzeszczał znacznie głośniej od nas.
Nie wytknąłem mu tego, bo ponownie padła propozycja zamiany mojego tyłka w
kajzerkę za pomocą wojskowego pasa do ostrzenia brzytwy. Wtedy Babcia powiedziała do
Dziadka:
- Franuś, daj spokój.
I Franuś dał spokój. Tak nagle jak biblijna nawałnica. Przedtem jeszcze tylko trzasnął
drzwiami mówiąc, że idzie do warstatu ostrzyć noże, a może nawet wyklepać kosę.
Dziadkowi zawdzięczam choleryczny charakter, poczucie humoru, zmysł praktyczny,
868788457.003.png
zamiłowanie do drewna i całą masę innych rzeczy ze sfery fizycznej, namacalnej, mierzalnej.
Babci zawdzięczam niepowstrzymany rozwój fantazji i marzeń. To ona podlewała
pnącza mojej dziecięcej wyobraźni. Pilnowała, by do bujnie i dziko zmierzwionego gąszczu
pomysłów nie wkradł się ogrodnik z sekatorem przyziemnego realizmu i nie zaczął
porządkować - by nie poprzycinał moich nierealnych wizji w równiutkie i symetryczne
żywopłoty. Dzięki Babci mam w głowie nieokiełznaną, pełną życia puszczę, a nie nudny park
w stylu angielskim.
Człowiek cywilizuje i trzebi dzikość na całej naszej planecie oraz we własnym
wnętrzu. Jednocześnie ten sam człowiek czyni rozpaczliwe wysiłki, by ocalić enklawy
naturalnej przyrody tam, gdzie jeszcze są - np. Zielone Płuca Ziemi. Mojej Babci udało się
ocalić Zielone Płuca Mojej Wyobraźni. Dlatego mogłem zostać podróżnikiem i dlatego
„Podróżnika WC” dedykuję:
Babci Władysławie
podpisano: WC z jednym płucem
W drugiej części książki wyjaśnię to bardziej szczegółowo, na razie musi Państwu wystarczyć
informacja, że wszystkie ekspedycje tropikalne odbyłem pomimo braku prawego płuca - wycięto mi je, kiedy
miałem 5 lat.
Skoro mnie nie powstrzymuje przed podróżowaniem nawet brak płuca, Państwa nie powinien
powstrzymywać brak pieniędzy, kolka w boku, krótkowidztwo, nieznajomość języka, podeszły wiek i tem
podobne duperele. Świat należy do odważnych, a nie do młodych, zdrowych i bogatych.
868788457.004.png 868788457.005.png 868788457.006.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin