Nocny drapieżca.rtf

(387 KB) Pobierz

Edytowane przez: Mikka

 

Amelia Atwater-Rhodes

 

 

 

 

Nocny drapieżca

 

 

 

 

 

                                                                                   Umarła Wiara Fannie Heaslip Lea

Gdy wykopała w cieniu płytki grób umarłej Wierze,

Z uśmiechem wątłym, przy łoskocie grud

0 twarde leże

Przez łzy zakpiła: „Muszę prosić mniej -mniej los odbierze".

We włosy wpięła różę; na cóż kir po zmariej Wierze?

„Jak dobrze - rzekła. - Wolna będę żyć

1 świat przemierzę".

Lecz to - gdy ciągle stała, patrząc w mrok -nie brzmiało szczerze.

tł. Wojciech Usakiewicz

Rozdział I

„Niektórzy ludzie używają rzeczy, by niszczyć. A ty tworzysz. Budujesz". Te słowa przypomniały

jej się całkiem nieoczekiwanie i w absolutnie niewłaściwym momencie.

Turquoise nie zdążyła się zasłonić przed ciosem, bo jej uwagę rozproszyło wspomnienie. Syknęła

z bólu, gdy ostrze sztyletu zagłębiło się w jej silnej ręce. Chwyciła atakującą ją młodą kobietę za

nadgarstek i wykręciła jej rękę. Napastniczka upadła. W tym momencie przypomniane słowa ojca

uleciały Turquoise z pamięci. Kiedyś mogły być słuszne, ale teraz wydawały się dalekie od prawdy.

Ravyn Aniketos błyskawicznie podniosła się z posadzki. Turquoise mignęły przed oczami jej

szkarłatne włosy i czarne skórzane ubranie. Poruszyła ramionami, starając się rozluźnić zesztywniałe

mięśnie i stawy, i zmrużyła zmęczone oczy, chcąc lepiej skupić wzrok. Ten pojedynek trwał już zbyt

długo. Skaleczona sztyletem ręka krwawiła. Czuła, że również z rany na lewym barku spływa po jej

plecach strużka krwi. Z kolei czarne skórzane spodnie Ravyn były przecięte na udzie, a na jej szczęce

widniała krwawa szrama, prawdopodobnie w rodzaju tych, po którychnie pozostają blizny.

Wcześniej walczyli tu również inni, ale pokonani, w większości wymknęli się chyłkiem tylnymi

drzwiami w ciągu pierwszych kilku minut pojedynku Turquoise i Ravyn.

Wszyscy współzawodniczyli ze sobą o to, aby zdobyć większą umiejętność przebiegłych działań

w utajeniu, a przez to skuteczniejszego ścigania i zabijania swych potencjalnych ofiar. Walcząc w półmroku,

zadawali sobie rany sztyletami. Ale liczyło się tylko to, by jak najszybciej przeciąć skórę

przeciwnika i ujrzeć krew. Ranionych trzykrotnie uznawano za pokonanych.

Turquoise cieszyła się, że zdołała wytrwać w walce tak długo, lecz satysfakcjonowało ją tylko

zwycięstwo. Ravyn zapewne czuła to samo. Zwycięży ta, która zada przeciwniczce następny krwawy

cios i dzięki temu zostanie przywódczynią Krwawych, najbardziej elitarnej jednostki spośród tych

skupionych w tajnej organizacji o nazwie Bruja.

Gdzieś w budynku zegar zaczął wybijać godzinę: raz, dwa...

Wymierzając cios, Turquoise przestała śledzić dźwięki zegara. Ravyn zaklęta, gdy ostrze

prześliznęło się tuż koło jej brzucha, i błyskawicznie odpowiedziała na atak. Turquoise w ostatniej

chwili zdołała się uchylić przed ciosem Kavyn wymierzonym w twarz.

Obie były już bardzo zmęczone, a przez to stawały się coraz mniej sprawne. Teraz dorównywały

sobie w walce tylko dlatego, że walczyły tak od wielu godzin.

Gdy zegar umilkł, w sali zapadła grobowa cisza, w której słychać było tylko ciężkie, nierówne

oddechy walczących.

—Ravyn... Turquoise...

Turquoise nastawiła uszu, ale nie odrywaławzroku od rywalki.

—Schowajcie broń - rozkazała im Sarta, przywódczyni organizacji. Ktoś pstryknął przełącznik i

salę zalało światło. —Czuję, że gdybym do tego dopuściła, walczyłybyście jeszcze wiele dni, a nasze

prawo wyznacza jakieś granice.

Ravyn zlizała krew z ostrza, nie spuszczając z Tur-quoise oczu o niezwykłym żurawinowym

odcieniu, jakby wzywała ją do zrobienia tego samego. Wprawdzie nie fetyszyzowala krwi i twierdziła,

że nienawidzi wampirów, ale uwielbiała dawać przedstawienie.

—Skoro, Sarto, zamierzasz pozbawić nas tej frajdy, to zapewne zechcesz również ogłosić, która

z nas zwyciężyła? -spytała, przeciągając sylaby, prawie już pozbywszy się zadyszkk

Turquoise wytarła ostrze sztyletu w dżinsy, które były w opłakanym stanie. Milczała, starając się

złapać oddech, Jeśli teraz byta dziesiąta, znaczyło to, że walczyła z Ravyn niemal pięć godzin. Zaczęty

o wschodzie słońca. I po tak długim czasie osiągnęły wynik remisowy. Turquoise bolały ze zmęczenia

mięśnie, ale wolałaby teraz zakończyć pojedynek, niż go przerywać. Chciała zdobyć przywództwo

Krwawych.

Była to najbardziej elitarna spośród trzech jednostek, z których składała się Bruja. Członkowie Brui

mieli opinię najgroźniejszych drapieżników, przebiegłych jak węże i nieustępliwych jak hieny. Zostając

przywódczynią Krwawych, Turquoise spełniłaby przyrzeczenie, które sobie kiedyś złożyła, że nie

dopuści, by jeszcze kiedykolwiek ktoś uznał ją za swoją zdobycz. Gdyby musiała w związku z tym

zrezygnować z paru norm moralnych, obowiązujących w świecie dziennym, to oczywiście

wyrzekłaby się ich, jak często czynili członkowie Brui.

W hierarchii Brui przywódczyni Krwawych zajmowała drugie miejsce po Sartrze, która sprawowała

władzę nad wszystkimi trzema jednostkami. Turquoise trenowała i walczyła, rywalizując, o funkcję

przywódczyni Krwawych z innymi członkami tej jednostki. Miała świadomość, że jest spośród nich

najlepsza. Potrafiła przechytrzyć i pokonać każdego wampira i robita to już wiele razy. Postanowiła

zdobyć tę funkcję bez względu na to, ilebędzie ją to kosztowało.

—Stoczycie następny pojedynek w innym terminie -postanowiła Sarta. -Dzisiaj muszą jeszcze

powalczyć członkowie dwu pozostałych jednostek. Wszystko wskazuje na to, że obie władacie

sztyletem tak samo dobrze, Osoba należąca do naszej organizacji powinna umieć posługiwać się

każdą bronią, jaką przyjdzie jej walczyć... -Zawiesiła głos, chcąc spotęgować napięcie. —Następny

wasz pojedynek wyznaczam za miesiąc. Jego świadkami będą tylko przywódcy. Broń wybierze osoba

o najdłuższym stażu członkowskim w jednostce, czyli Ravyn, i oczywiście będziecie walczyć do

trzeciej krwi.

Ravyn westchnęła i spojrzała na Turquoise spod rzęs równie szkarłatnych jak włosy.

- Zatem walczymy za miesiąc i ja wybieram broń. W takim razie... - Zaczęła okrążać salę,

rozglądając się po ścianach, na których wisiał wszelkiego rodzaju oręż.

Zatrzymała się przy pałaszu i przesunęła palcem po jego ostrzu, ale potrząsnęła głową i ruszyła

dalej. Następnie przystanęła przy kuszach, lecz była to tradycyjna broń innej jednostki Brui, a więc

nieodpowiednia na pojedynek członkiń Krwawych. Przeszła obok floretów i szpad, nie spoglądając

nawet na grube drewniane pałki.

W końcu zdjęła ze ściany dwa skórzane bicze i strzeliła nimi ze znawstwem.

- Wybieram to -oznajmiła.

Uśmiechając się przebiegle, rzuciła jeden z nich

Turquoise, która, wstrząśnięta tym wyborem, zdołała go złapać dopiero w ostatniej chwili. Bicz był

jedyną bronią spośród najrozmaitszych jej rodzajów wiszących na ścianach, którą nie znosiła walczyć.

Ravyn nie mogła dokonać lepszego wyboru.

—Turquoise? Przyjmujesz wyzwanie? —usłyszała głos Sarty.

—Tak —potwierdziła zadowolona, że jej glos brzmi spokojnie. Oczywiście potrafiła posługiwać

się biczem, jeśli musiała, ale nie władała nim tak dobrze jak innymi rodzajami broni.

—Zatem idźcie już - poleciła im Sarta. —Zjawcie się pierwszego dnia następnej pełni księżyca.

Rozpoczniecie walkę o wschodzie słońca,

Turquoise skinęła głową, odwróciła się od Sarty i Ravyn, i z gracją ruszyła do drzwi. Zatrzymała się

przykorkowej tablicy, na której widniały zadania do wykonania. Starała się opanować.

Za nią podeszła do tablicy ,Ravyn, więc instynkt nakazywał Turquoise wyjść z sali. Nie ufała

bowiem ani Ravyn, ani nikomu innemu z Brui, zwłaszcza gdy stał za jej plecami. Ale oczywiście

zmusiła się do pozostania i przeczytania widniejących na tablicy ogłoszeń.

Zignorowała większość ofert. Była najemnikiem, lecz przestrzegała pewnych standardów.

Preferowała wampiry jako swą potencjalną zdobycz. Było wiele zleceń na zabicie istot

wielokształtnych, ale żadne nie brzmiało interesująco. Poza tym Turquoise nadal z rezerwą traktowała

możliwość zagłębienia sztyletu w ciało stworzenia, które oddycha i krwawi jak człowiek, nawet jeśli

raz pokrywa je sierść, a kiedy indziej pióra czy łuski.

Nie chciało jej się czytać pozostałych ofert. Uwa-żaia, że zabijanie ludzi nie jest warte żadnych

pieniędzy, choć większość członków Brui nie zgodziłaby się z nią. Niejktórzy nawet twierdzili, że

powstrzymuje ją przed tym zwykłe tchórzostwo. Gdy wstąpiła do tej organizacji, starsi od niej stażem

robili zakłady, kiedy po raz pierwszy zabije człowieka. Nadal na to czekali.

Wyszła z sali. Pchnęła ramieniem drzwi i wyprostowała się.

Przy drzwiach stała nieznajoma kobieta. Mogła mieć najwyżej dwadzieścia pięć lat. Podniosła

ręce, chcąc pokazać, że nie ma przy sobie broni.

-Czy to Turquoise Draka? -spytała z obcym akcentem tonem damy.

Turcjuoise z rezerwą skinęła głową. Jej oczy już przyzwyczaiły się do dziennego światła i uważnie

przyglądała się nieznajomej. Kobieta nie wyglądała groźnie z brązowymi włosami upiętymi na karku

w elegancki zwój i w surowym kremowym kostiumie oraz w bluzce czekoladowego koloru. Obok

niej stała oparta o ścianę skórzana teczka na dokumenty.

Gdy jednak podeszła do Turquoise, jej buty nie wydały żadnego dźwięku na kamiennym

chodniku, a na twarzy nie miała kropli potu, pomimo letniego gorąca. Była połowa czerwca.

Turquoise uważał3$-33§; potrafi rozpoznać wampira. Jednak z faktu, że, jak sądziła, nieznajoma nie

należy do świata wampififSyft} wcale nie wynikało, że należy do świata ludzi.

- A oto i Ravyn Aniketos -odezwała się młoda kobieta na widok wychodzącej z sali zmęczonej

przeciwniczki Turquoise.

Usłyszawszy swe imię i nazwisko, Ravyn odruchowo wyciągnęła z pochwy sztylet. Wymieniła z

Tur-quoise porozumiewawcze spojrzenie. Choć czasami były do siebie wrogo nastawione i ciągle

rywalizowały o władzę, to miały wystarczająco dużo rozsądku, by w obliczu niebezpieczeństwa

odłożyć na bok wzajemne urazy. Nieznajoma nie miała szans na przeżycie, jeśli nie przybyła tu w

przyjacielskich zamiarach, bez względu na to, czy była wampirzycą, czarownicą, istotą wielokształtną

czy też człowiekiem.

- Mogę w czymś pomóc? -spytała z rezerwą Turquoise.

- Owszem, jest taka sprawa. Nazywam się Jillian Red - przedstawiła się kobieta imieniem i

nazwiskiem, które brzmiały jak pseudonim. Wyciągnęła rękę do Turquoise, ale nie wydawała się

zdziwiona, gdy ani ona, ani Ravyn nie odpowiedziały na ten gest. —Od około roku śledzę wasze

postępy. Zdobyłyście umiejętności, które robią wrażenie. I przejawiacie widoczną nienawiść do rasy,

za którą ja też nie przepadam.

Znudzona tym przydługim wstępem Turquoise uznała, że kobieta zagaduje, chcąc je zwabić do

innej pracy.

Ravyn odwróciła się, by odejść, Turquoise zamierzała pójść w jej ślady, ale zatrzymały ją słowa

nieznajomej.

- Obie macie w życiorysach coś obiecującego, to znaczy niemiłe doświadczenia związane z

handlem.

Oczywiście Turquoise nie musiała pytać, o jaki handel chodzi. Ponieważ Ravyn przystanęła w

napięciu i odwróciła się w stronę Jillian Red, Turquoise wiedziała, że również rywalka właściwie

zrozumiała słowa nieznajomej.

- Co wiesz o naszej przeszłości? —spytała fałszywie przymilnym tonem Ravyn.

Jillian Red westchnęła.

- Ty, Ravyn, przyciągnęłaś uwagę wampirów, gdy miałaś piętnaście lat. Przedmiotem handlu

uczynił cię Jared, wampir niskiej rangi, najemnik. Miałaś dość szczęścia, że nie wpadłaś w ręce

zawodowych handlarzy niewolników, nie na tyle jednak, by...

Ravyn pokręciła głową, potrząsając jedwabistymi szkarłatnymi włosami, które opadały na

ramiona.

- Możesz sobie darować dalszy ciąg tej opowieści.

- Nie na tyle jednak- ciągnęła niewzruszona Jillian - by nie trafić do wampirów, które

respektowały

prawo własności Jareda i dlatego nigdy nie pospieszyłyby ci z pomocą, niezależnie od tego, że nie

podobało im się to, jak on cię traktuje. Ravyn zesztywniała ze złości.

- Wkrótce potem, jak Jared cię kupił, znaleziono go martwego, a tydzień później wstąpiłaś do

szeregów Krwawych -dokończyła Jillian.

- Jaką masz dla nas robotę? -warknęła Ravyn.

- Możne byśmy gdzieś usiadły, żeby omówić szczegóły? Jeśli nawet nie przyjmiecie mojej oferty,

w co wątpię, to dobrze wam zapłacę za poświęcony mi czas.

- Prowadź - odezwała się Turquoise, widząc niezdecydowanie rywalki. Jeśli nieznajoma

wiedziała o niej tyle samo co o Ravyn, to ujawnienie szczegółów z jej dawnego życia mogło być

niepokojące lub wręcz niebezpieczne. Natomiast samo dowiedzenie się o tym, czego Jillian od nich

chce, nie mogło im zaszkodzić.

 

 

 

 

 

Rozdział II

Piętnaście minut później siedziały przy stole w pokoju hotelowym Jillian, która wyjęła ze skórzanej

teczki ryciny będące kopiami starych obrazów i podsunęła im do obejrzenia.

- Ten obraz pochodzi z 1690 roku - poinformowała, kładąc na stole pierwszą rycinę. - Nie

sądzę, abyście go rozpoznały.

Przedstawiał budzący lęk budynek o czarnych ścianach ozdobionych czerwonym abstrakcyjnym

wzorem. Motyw szkarłatnych liści otaczających czarny kamień występował na zewnątrz. Kręta aleja

ułożona z białych płyt prowadziła do drzwi, przy których bujnie rosły czarne róże, namalowane przez

artystę ze szczególną pieczołowitością.

Obraz wyglądał dla Turquoi.seznajomo, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, gdzie go widziała.

- Na początku XVI wieku -przerwała ciszę Jillian Red, rozpoczynając lekcję historii -dwie siostry

wampirzyce stworzyły królestwo, które nazwały Królestwem Północy. Ten budynek był ośrodkiem, a

raczej symbolem ich władzy. Wówczas nie miały jeszcze pięciuset lat, czyli jak na wampiry były młode,

ale bezwzględnością i zmysłem organizacyjnym górowały nad starszymi od nich. Dzięki swej

determinacji szybko przejęły nad wszystkim kontrolę. - Jillian zerknęła na sufit i ciągnęła dalej: -

Młodsza z nich, Jeshickah, sprawowała w Królestwie Północy władzę absolutną. Przez długi czas

panowała nad wampirami, czarownicami i istotami wielokształtnymi. Co do ludzi, to znaczyli tam

niewiele więcej niż bydło. Gdy człowiek został sprzedany do Królestwa Północy, był to jego koniec.

- Mówisz o królestwie, które istniało kiedyś -pomyślała głośno Turquoise, pełna obaw o

teraźniejszość i o pracę, którą może jej zaproponować Jillian. Poza tym nie przepadała za historią i

wiedziała więcej, niżby sobie tego życzyła, na temat handlu niewolnikami, który kwitł wśród

wampirów. -A o jakie chodzi teraz?

- Zaraz do tego dojdę -powiedziała chłodno Jillian. -Na początku XVIII wieku grupa starszych,

silniejszych od pozostałych, wampirów zniszczyła Królestwo Północy. Budynek, o którym mówiłam,

zrównali z ziemią, a wszystkie przebywające w nim istoty zabili. Oczywiście wampiry przeżyły, ale

rozgrabione i pozbawione niewolników Królestwo utraciło ośrodek władzy i nowi pretendenci do

rządzenia łatwo mogli teraz przejąć nad nim panowanie.

Nowi przywódcy wprowadzili zakaz handlu niewolnikami, ale, jak same tego doświadczyłyście, z

czasem

przestrzeganie prawa w nowym Królestwie Północy osłabło. Wampiry z dawnego królestwa potrafiły

dźwignąć podupadły handel. -Jillian westchnęła. -Mogło być całkiem źle, lecz... -Sięgnęła do teczki i

wyjęła z niej małe błyszczące zdjęcie. - Przysłano mi je przed kilkoma dniami. - Nie wymagało

objaśniania. Wynikało z niego, że istotnie Królestwo Północy zostało odbudowane, więc Jillian

kontynuowała opowieść: - Nowy pan, który był jednym z treserów w dawnym Królestwie P6\nocy,

wziął handel pod swoją kontrolę. Mój zleceniodawca, pragnący zachować anonimowość, zaczął się

martwić losem odrodzonego Królestwa, gdy powróciła tam założycielka dawnego, Jeshickah.

Postanowiła bowiem przejąć władzę i mój zleceniodawca zdecydował się do tego nie dopuścić.

Za zabicie tej wampirzycy dostaniecie po pół miliona, a jeśli zrobicie to w ciągu następnego

tygodnia, dodatkowo po 250 tysięcy. Jestem tylko agentką i kontaktowano się ze mną wyłącznie

pisemnie, więc nie potrafię wam powiedzieć nic więcej. Czy jesteście zainteresowane ofertą?

- Po co zatrudniać dwie członkinie Brui do unicestwienia jednej pijawki? To zwykła strata

pieniędzy -stwierdziła praktycznie, a zarazem podejrzliwie Ravyn. Anonimowemu pracodawcy

mogło chodzić o wiele rzeczy. Być może wcale nie miał zamiaru zapłacić lub, co było bardziej

prawdopodobne, ba! się swej potencjalnej ofiary.

- Mój zleceniodawca życzy sobie, by zlecenie zostato.wykonane szybko. Zatrudnienie dwóch

osób jest rodzajem zabezpieczenia. Jeśli jednej się nie uda, to pozostaje druga -wyjaśniła Jillian.

Czyli, innymi stówy, potraktowano je jak rzeczy do jednorazowego użytku. Pracodawca Jillian

chciał mieć drugą z nich „w zapasie", na wypadek gdyby pierwsza zginęła. Poza tym niespecjalnie

wierzył w talenty członków Brui lub też dysponował informacjami, których Turquoise i Ravyn nie

przedstawiono.

- Ale heca — skomentowała Ravyn, zeskrobując zakrzepłą krew z paznokcia pomalowanego

szkarłatnym lakierem. Spojrzała na Turquoise i dodała: —Przy odrobinie szczęścia nie musimy się

martwić o rewanżowy pojedynek.

Turąuoise wzruszyła ramionami. Ta praca była zbyt opłacalna, by tak po prostu z niej

zrezygnować. Poza tym dotychczas nie spotkała wampira, którego nie potrafiłaby pokonać.

- Z tego, co powiedziałaś, wynika, że musimy się dostać do Królestwa Północy? -zwróciła się do

Jillian, milcząco przyjmując jej warunki. -Jak?

- Między innymi z tego powodu to zadanie jest tak dobrze płatne - odparta agentka z

uśmieszkiem. -Musicie się same dostać do Królestwa Północy, przy użyciu wszelkich możliwych

środków.

- Muszę zadzwonić -powiedziała Turquoise, doskonale rozumiejąc, co Jillian ma na myśli.

Godzinę później siedziała w tym samym hotelu, lecz w innym pokoju, w towarzystwie

przystojnego dżentelmena o ciemnej karnacji, który mógł mieć trzysta lub czterysta lat. Trudno było

się domyślić jego wieku, bo wyglądał najwyżej na dwadzieścia pięć. Turquoise nigdy nie spytała go o

to, ponieważ poruszanie tematu wieku, a tym samym przeszłości wampira, mogło w najlepszym

wypadku być niebezpieczne.

- Milady Turquoise -odezwał się na powitanie.

- Nathanielu, zawsze miło cię widzieć - powiedziała szczerze. Był nie tylko wampirem, lecz

także najemnikiem i zamachowcem —zależnie od tego, co dyktowały okoliczności. Miał takie trzy

cechy, z których dwie miała również ona, więc nie obracała przeciwko niemu tego, czym się trudnił!

Szczęśliwie linia, z której wywodził się Nathaniel, była bardziej żądna pieniędzy niż krwi. Jeśli

nawet ktoś się dziwił, że człowiek i wampir robią ze sobą interesy, to o tym nie mówił. To Nathaniel

nauczył Turquoise najwięcej, zwłaszcza wynajmowania się do wykonywania różnych zadań dla

pieniędzy. Nauczył ją także umiejętności oceny swoich talentów, w tym sztuki tropienia i zabijania

wampirów, a co najważniejsze, znajdowania nabywców na świadczone przez nią usługi. Poza tym

uratował jej życie i uchronił przed postradaniem zmysfów.

- Chyba nie przyszłaś na towarzyską pogawędkę? Masz do wykonania jakieś zadanie? -zapytał

bez wstępu.

Skinęła głową, zastanawiając się, ile musi mu wyjawić. Mógł jej oferować możliwość kupienia jego

dyskrecji, ale także mógł chcieć sprzedać otrzymane od niej informacje; był do tego zdolny.

- Muszę wraz z drugą kobietą dostać się do Królestwa Północy —wyjaśniła. Dostrzegła w jego

oczach ledwie widoczne zdziwienie. -I chcę, by stało się to bez konieczności krępowania nas i bicia.

Nathaniel z westchnieniem oparł się o ścianę.

- Turquoise, czy nie prosisz o zbyt wiele? -spytał z nieukrywanym sarkazmem. -Chcesz, żeby

cię ktoś zabił?

Nachmurzyła się, słysząc ton jego głosu. Było niepodobne do Nathaniela, by sprzeciwiał się

czemuś, co robił ktoś inny, zwłaszcza jeśli się spodziewał, że na tym zarobi.

- Dostaniemy się tam z twoją pomocą? -nalegała.

- Mógłbym was sprzedać tam komuś -zaproponował bez ogródek i oszacował ją wzrokiem. -

Jestem pewny, że dałoby się na tym zarobić niezłą kasę. Jesteś atrakcyjna, silna, zdrowa, inteligentna...

a może tak tylko mi się zdawało. Naprawdę tak bardzo się boisz ponownie dać się sprzedać do

niewoli?

Nie bała się, ale nie chciała już powracać do stanu niewolnictwa. Teraz jednak miała

doświadczenie w polowaniu na wampiry i doskonale władała sztyletem. Nie była już, jak kiedyś,

bezbronna i niewinna.

- A czy jest jakiś inny sposób dostania się tam? Nathaniel pokręcił głową.

- Niestety, z powodu blizn na rękach twoja cena spadnie —chłodno oszacował jej wartość, aż

ciarki przeszły jej po plecach. - Chyba że chcesz, bym sprzedał cię Darylowi? Nieźle by za ciebie

zapłacił.

Wzdrygnęła się, słysząc imię swego byłego właściciela.

- Jeśli przebywa w Królestwie Północy, to bezwzględnie się tam udaję. Od dawna zasłużył sobie

na pchnięcie sztyletem -odpowiedziała dumnie.

- Nie zawsze byłaś taka twarda - stwierdził Nathaniel łagodnym tonem. To on nazwał ją

Turquoise Draka, zastępując tym imieniem i nazwiskiem jej dawną tożsamość, którą zniszczył lord

Daryl. To on zapewnił jej kontakty, dzięki którym trafiła do Brui, i nauczył ją odpowiadać na wyzwania

walką zamiast uległością. Nigdy jej nie powiedział, dlaczego to zrobił, a ona nie pytała. -Widząc twoje

wyczyny, zastanawiałem się, czy przypadkiem nie pragniesz śmierci. Zdecydujesz się na wszystko -

zabić i przyjąć samobójczą misję -byle tylko pokazać, że potrafisz sobie z tym poradzić. Wzruszyła

ramionami i poczuła ich sztywność.

- Nigdy jeszcze nie przegrałam -przypomniała mu. -I nigdy dotychczas nie sprzeczałeś się ze

mną. Nathaniel westchnął.

- To jest twoje życie —zauważył z rezygnacją. -Wiesz na temat handlu niewolnikami więcej niż

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin