29.Cussler Clive - Tajna.Straz (2005).pdf

(1718 KB) Pobierz
Tajna Straż [SiG]
102793635.001.png
CLIVE CUSSLER
JACK Du BRUL
TAJNA STRAŻ
Przekład
MACIEJ PINATRA
AMBER 2007
Rip by „SiG”
102793635.002.png
Redakcja stylistyczna
Joanna Złotnicka
Korekta
Małgorzata Lazurek
Elżbieta Steglińska
Ilustracja na okładce
Getty Images / Flash Press Media
Opracowanie graficzne okładki
Wydawnictwo Amber
Skład
Wydawnictwo Amber
Druk
Wojskowa Drukarnia w Łodzi
Tytuł oryginału
Dark Watch
Copyright © 2005 by Sandecker, RLLLP.
By arrangement with Peter Lampack Agency, Inc.,
551 Fifth Avenue, Suite 1613, New York, NY 10176-0187 USA.
All rights reserved
For the Polish edition
Copyright © 2007 by Wydawnictwo Amber Sp. Z o.o.
ISBN 978-83-241-2938-6
Warszawa 2007. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. Z o.o.
00-060 Warszawa, ul. Królewska 27
Tel. 620 40 13, 620 81 62
1
Przestarzały odrzutowiec firmowy Dassault Falcon płynnie zniżył
lot i wylądował w Międzynarodowym Porcie Lotniczym Sunan
dziewiętnaście kilometrów na północ od Phenianu. Mig, który go
eskortował od chwili, gdy samolot wleciał w północnokoreańską
przestrzeń powietrzną, zawrócił - ciemność nocy przecięły dwa stożkowe
płomienie z dysz jego silników. Wysłano ciężarówkę, by poprowadziła
falcona na miejsce postoju. Na jej skrzyni ładunkowej stał strzelec z
karabinem maszynowym i nie odrywał wzroku od okien kokpitu.
Maszyna podkołowała do betonowego placu na końcu kompleksu
lotniskowego. Jeszcze zanim zablokowano koła, otoczył ją oddział
uzbrojonych żołnierzy, gotowych użyć swoich kałasznikowów przy
najmniejszej prowokacji. Nieważne, że pasażerami samolotu byli
zaproszeni dygnitarze i czołowi klienci osamotnionego kraju
komunistycznego.
Kilka minut po tym, jak ucichły silniki, uchyliły się drzwi kabiny
pasażerskiej. Dwaj strażnicy stojący najbliżej odrzutowca zmienili
pozycję. Właz opuścił się, ukazując wbudowane po wewnętrznej stronie
stopnie. W otworze stanął mężczyzna w oliwkowym mundurze i czapce z
daszkiem. Miał surową twarz, niemal czarne oczy, haczykowaty nos i
cerę koloru słabej herbaty. Przygładził palcem gęste czarne wąsy,
obrzucił obojętnym spojrzeniem krąg żołnierzy i lekkim krokiem
wyszedł z samolotu. Za nim pojawili się jego dwaj towarzysze o ostrych
rysach, jeden w tradycyjnej arabskiej szacie i chuście na głowie, drugi w
drogim garniturze.
Przez kordon przemaszerowali trzej północnokoreańscy oficerowie.
Najwyższy stopniem przywitał się oficjalnie i zaczekał, aż drugi -
tłumacz - przełoży jego słowa na arabski.
- Generał Kim Don II wita w Koreańskiej Republice Ludowo-
Demokratycznej, pułkowniku Hourani, i wyraża nadzieję, że mieliście
panowie przyjemny lot z Damaszku.
Pułkownik Hazni Hourani, zastępca dowódcy syryjskich
strategicznych sił rakietowych, skłonił głowę.
- Dziękujemy, że generał spotkał się z nami osobiście o tak późnej
porze. Proszę mu powiedzieć, że mieliśmy bardzo przyjemną podróż;
przelatywaliśmy nad Afganistanem i mogliśmy zrzucić zawartość toalety
na amerykańskich okupantów.
Koreańczycy roześmieli się, kiedy usłyszeli przekład. Hourani mówił
dalej, zwracając się bezpośrednio do tłumacza:
- Podziwiam pańską znajomość arabskiego, ale chyba łatwiej będzie
nam się porozumieć po angielsku. - Przeszedł na ten język. - Rozumiem,
generale Kim, że obaj znamy mowę naszego wspólnego wroga.
Generał zamrugał.
- Tak, uważam, że to mi daje przewagę nad imperialistami, bo wiem o
nich więcej niż oni o mnie - odrzekł. - Znam też trochę japoński - dodał,
próbując zaimponować gościowi.
- A ja trochę hebrajski - odparł szybko Hourani, żeby nie być gorszym.
- Wygląda na to, że obaj jesteśmy oddani naszym krajom i naszej
sprawie.
- Zniszczenia Ameryki.
- Zniszczenia Ameryki - powtórzył jak echo generał Kim, widząc w
spojrzeniu Araba taki sam ogień, jaki płonął w nim samym.
- Już zbyt długo rozszerzają swoje wpływy na wszystkie zakątki globu.
Przytłaczają cały świat, najpierw wysyłając żołnierzy, a potem trując
ludzi swoją dekadencją.
- Ich oddziały stacjonują zarówno wzdłuż waszych, jak i naszych
granic. Ale boją się zaatakować mój kraj, bo wiedzą, że nasz odwet byłby
szybki i ostateczny.
- Wkrótce będą się bali również naszego odwetu - odparł Hourani z
wazeliniarskim uśmiechem. - Dzięki waszej pomocy, oczywiście.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin