Michał Rusinek
Wiosna admirała
Powieść historyczna
Zakład Nagrań i Wydawnictw
Związku Niewidomych
Warszawa 1996
Tłoczono pismem punktowym dla
niewidomych w Drukarni Zn
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa
"Państwowy Instytut
Wydawniczy",
Warszawa 1972
Pisała K. Kruk
Korekty dokonały
U. Maksimowicz
i I. Stankiewicz
Notka od redakcji
Michał Rusinek urodził się w
1904 r. w Krakowie, gdzie też
ukończył szkołę średnią i studia
na wydziale filozoficznym
Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Bogaty dorobek literacki
Rusinka zawiera liczne powieści
o tematyce współczesnej ("Burza
nad brukiem", "Człowiek z
bramy", "Ziemia miodem płynąca",
"Niebieskie ptaki") i sztuki
teatralne ("Pawilon pod
sosnami", "Kobieta we mgle").
Tematyka okupacyjna znalazła
wyraz w powieściach "Prawo
jesieni", "Igraszki nieba".
"Wiosna admirała" to pierwszy
tom trylogii historycznej o
Krzysztofie Arciszewskim.
Słowo wstępne
O czasach, w których
żył i działał bohater powieści
Krzysztof Arciszewski
Krzysztof Arciszewski, którego
dziejom poświęciłem cykl
powieściowy zaczynający się
"Wiosną admirała", jest postacią
historyczną współczesnym Polakom
raczej mało znaną. Wiedzą o nim
badacze naszych dziejów, innym
coś niecoś obiło się o uszy.
Natomiast nawet przeciętnemu
Holendrowi nieobce jest imię
owego sławnego żołnierza i
żeglarza, wodza Holendrów w
Brazylii, którą zdobywał dla
nich na Hiszpanach. Zwycięskie
boje Krzysztofa Arciszewskiego,
zrazu na ziemiach
niderlandzkich, później w
Południowej Ameryce,
nieustraszona jego odwaga,
prawość postępowania na
zdobytych ziemiach kolonialnych
weszły do historii Holandii. W
pierwszej połowie siedemnastego
wieku, kiedy to żył i działał,
głośno było o nim w całym
ówczesnym świecie. Poświęcano mu
liczne pisma, mistrzowie
amsterdamscy uwiecznili jego
podobiznę na swych
miedziorytach. Zachowała się
nawet mapa Nowego Świata, jemu
przez słynnego geografa J.
Bleu'ego dedykowana, i medale
pamiątkowe bite w srebrze ku
jego czci przez Kompanię
Westindyjską, pod której znakami
zdobywał ląd brazylijski,
przepędzając stamtąd wojska
króla hiszpańskiego. Historycy
holenderscy i brazylijscy,
uczeni niemieccy i francuscy nie
szczędzili mu miejsca w swoich
dziełach, raz chwaląc go jako
dzielnego żołnierza i wodza,
znakomitego artylerzystę i
żeglarza, to znów widząc w nim
awanturnika i krnąbrnego
kondotiera, który doszedłszy do
sławy i najwyższych zaszczytów,
ośmielił się sprzeciwić
gubernatorowi Brazylii,
holenderskiemu księciu de
Nassau, zaprowadzającemu w
kolonii inne porządki, niż on
pragnął.
Polacy nie poświęcili należnej
uwagi tej wspaniałej postaci, na
swe czasy wybitnie postępowej,
tak typowo polskiej, jeśli
chodzi o charakter i poczucie
osobistej godności, i tak
wszechstronnie uzdolnionej. Był
bowiem Arciszewski nie tylko
znakomitym wodzem, artylerzystą,
ale wcale dobrym poetą,
pomysłowym na owe czasy
inżynierem, a nawet autorem
dzieła medycznego, dla nas dziś
oczywiście naiwnego.
Z zapomnienia, w jakie popadł
przez wieki, wydobył go F. M.
Sobieszczański, publikując w
roku 1851 w "Życiorysach
znakomitych ludzi, wsławionych w
różnych zawodach" dość obszerną
rozprawę pt. "Krzysztof z
Arciszewa Arciszewski". Po nim
historyk Aleksander Kraushar
wydał dwutomowe dzieło pt.
"Dzieje Krzysztofa z Arciszewa
Arciszewskiego, admirała i wodza
Holendrów w Brazylii, starszego
nad armatą koronną za Władysława
IV i Jana Kazimierza". Oprócz
kilku pomniejszych opracowań
biograficznych i artykułów tu i
ówdzie drukowanych pojawiła się
w roku 1925 praca pióra ks. Jana
Rzymełki pt. "Krzysztof
Arciszewski, pierwszy Polak w
Brazylii, w walce z misjami
katolickimi". Jeśli chodzi o
sprawy brazylijskie, jest ona
nawet ciekawsza niż dzieło
Kraushara, niemniej jednak
oświetla jednostronnie
Arciszewskiego jako wroga
misjonarzy działających wśród
Indian. W istocie był on tylko
wrogiem okrutnych kolonizatorów
hiszpańskich, maskujących
łupieski charakter wypraw
pozorem zdobywania Nowego Świata
dla religii chrześcijańskiej.
Mimo jednak wydobycia go z
zapomnienia przez uczonych i
badaczy nie stał się Arciszewski
tak powszechnie znaną postacią
historyczną, jak wiele innych,
nie dorównywających mu dziełem
swego życia. Nie doczekał się
też godnego miejsca w polskiej
literaturze pięknej, choć jego
burzliwe losy mogły porwać
pisarza. Nie zapomniał wprawdzie
o nim Henryk Sienkiewicz, ale
mistrzowskie jego pióro
poświęciło Arciszewskiemu w
"Ogniem i mieczem" tylko
nieliczne wiersze. Przed wojną
sięgnął po ten temat Jerzy
Bohdan Rychliński, dając jako
owoc swej pracy opowieść
"Przygody Krzysztofa
Arciszewskiego". Utwór ten, może
nie dość wszechstronny, jest
niewątpliwie pierwszą i chlubną
próbą wprowadzenia Krzysztofa z
Arciszewa do naszej twórczości
powieściowej.
Podjąłem i ja ten temat,
spodziewając się, że może uda mi
się obszernym cyklem
powieściowym wzbudzić
zainteresowanie tak niezwykłym
bohaterem polskim XVII wieku.
Jakież tedy są jego dzieje?
Jakie czasy, w których przyszło
mu żyć, jakie zjawiska
polityczne i społeczne były tłem
jego chwalebnego żywota, walk i
zwycięstw, zmagań i upokorzeń,
jak i przywróconej mu później
chwały w ojczyźnie?
Czasy, w których przyszedł na
świat, to przełom XVI wieku.
Rzeczpospolita szlachecka jest
jeszcze w pełni potęgi, ale
widać już pewne rysy w ustroju
społeczno_politycznym. Szlachta,
zdobywszy pełnię władzy w
państwie, pognębiła miasta,
które powoli, ale systematycznie
zaczynają chylić się ku
upadkowi. Magnateria, mając w
swoich rękach olbrzymie
latyfundia, ogranicza władzę
królewską, obejmuje największe
godności w państwie, ciemięży
chłopa, pogardza mieszczaninem,
uznaje za naród jedynie ludzi
"urodzonych". Jest to zarazem
pora, kiedy nie ma w Polsce
stałej dynastii i szlachta
wybiera króla viritim, na
zjazdach elekcyjnych. Owe
haniebne elekcje to żniwa dla
ościennych państw, teren popisów
magnackiej siły i wodzenia za
nos uboższej szlachty, wiszącej
u klamek pańskich, która głosuje
często za tym, kto więcej daje
lub więcej obiecuje. Gdy na
elekcji kandydat nie przechodzi,
popierające go stronnictwo nie
liczy się z opinią większości,
dobywa szabel i siłą chce
wprowadzić na tron swego króla.
Zdobywszy pełnię władzy magnaci
poszerzają gospodarkę folwarczną
i wprowadzają coraz cięższy
system pańszczyźniany. Łatwość
zbytu produktów rolnych,
wywożonych przez Gdańsk za
granicę, podnieca chciwość
feudałów. By wyciągnąć jak
największe zyski z olbrzymich
obszarów swej ziemi i dorównać
magnatom, szlachta jeszcze
bardziej przytwierdza chłopów do
roli (glebae adscripti),
zaostrza w nieludzki sposób
pańszczyznę, która dochodzi już
do pięciu dni tygodniowo.
Poddane chłopstwo musi pracować
na majątki szlacheckie swoim
trudem, swoimi końmi i wołami,
własnymi nawet narzędziami.
Podlega przy tym absolutnej
władzy feudała, jego osobistemu
sądowi i całemu systemowi
bestialskich kar, jak "gąsior",
"kuna", więzienie. Coraz
częstsze są wypadki zabierania
chłopu jego własnego plonu i
wydziedziczania go z resztek
ziemi. Toteż zdarzają się liczne
ucieczki chłopów spod władzy
szlacheckiej na wschodnie ziemie
Rzeczypospolitej, na których
zwalniano czasowo z pańszczyzny,
byle tylko zagospodarować nowe
zdobycze feudalne.
Gdy przychodzi na świat
Krzysztof Arciszewski, na tronie
polskim już od pięciu lat
zasiada król Zygmunt III Waza.
Przebieg jego elekcji w roku
1587 to typowy przykład
rozprzężenia w kraju. Warcholska
magnateria nie może się na polu
elekcyjnym pogodzić co do
kandydata i wybiera dwóch
królów. Jedno stronnictwo,
podjudzane przez Zborowskich,
głosuje za arcyksięciem
habsburskim, Maksymilianem,
drugie pod wodzą starego
kanclerza Jana Zamoyskiego
popiera 21 lat liczącego
królewicza szwedzkiego, Zygmunta
Wazę. Jako syn króla szwedzkiego
Jana III i Katarzyny Jagiellonki
miał on wśród szlachty więcej
zwolenników, bo łudzono się, że
skoro po matce płynie w jego
żyłach krew Jagiellonów, będzie
bardziej polskim królem niż
austriacki Maksymilian.
Stronnictwa nie zdobyły się na
zgodę i miały niebawem skoczyć
sobie do łbów. Prymas Karnkowski
ogłosił w dniu 15 sierpnia 1587
roku królem Zygmunta III, a
biskup kujawski Woroniecki w
imieniu opozycyjnego stronnictwa
wezwał na tron polski
Maksymiliana.
Zaczęła się walka o tron.
Zygmunt III przybił okrętem do
wybrzeży polskich, a Maksymilian
wszedł na granicę polską w
Bytomiu. Skończyło się starciem
zbrojnym pod Byczyną 24 stycznia
1588 roku, w którym to dniu
hetman Jan Zamoyski pobił wojska
stojące za Maksymilianem, a
samego arcyksięcia wziął w
niewolę. Tak to utrwaliła się
władza Wazy w Polsce, choć
zwolennicy Maksymiliana długo
pamiętali królowi klęskę zadaną
im pod Byczyną. Nadzieje
szlachty, że król będzie
prowadził narodową politykę,
rozwiewały się jednak z każdym
dniem. Potomek Jagiellonów nie
czuł się Polakiem, lecz Szwedem.
Fanatyk religijny, wychowanek
jezuitów, zasiadł na tronie w
kraju szczycącym się tolerancją
religijną. Ideałem dla niego
była katolicka absolutna
monarchia Habsburgów, więc obco
czuł się w Rzeczypospolitej
szlacheckiej. Wyniesiony na tron
przez stronnictwo
antyhabsburskie, rychło wbrew
interesom kraju łączy się z tymi
właśnie Habsburgami, zaciekłymi
wrogami państwa polskiego. Był
nawet gotów za cenę pomocy w
odzyskaniu korony szwedzkiej i
przywróceniu w Szwecji
katolicyzmu opuścić Polskę i
popierać habsburskiego kandydata
na tron polski. Z domu
Habsburgów wziął sobie za żonę
naprzód arcyksiężniczkę Annę, a
po śmierci królowej jej siostrę
Konstancję. Ta koligacja z
dworem wiedeńskim i wysługiwanie
się Habsburgom oburzyły
szlachtę, widzącą w polityce
króla zamach na swoją "złotą
wolność" i swobody religijne.
Szlachta łączy się z niechętnymi
Zygmuntowi magnatami i wybucha
rokosz Zebrzydowskiego, z
którego władza królewska
wychodzi osłabiona, a wpływy
magnatów rosną.
Król, choć człowiek
wykształcony, o artystycznych
przy tym upodobaniach - bo nawet
sam uprawiał z amatorstwa sztukę
zdobniczą, lubił muzykę i
doceniał talenty artystyczne -
nie zjednał sobie nigdy sympatii
w kraju. Był mrukliwy,
małomówny, podejrzliwy.
Wprowadził na dwór królewski
obce obyczaje, nosił się nie z
polska, a nawet chętniej używał
języka niemieckiego niż
polskiego. Przy tym wszystkim
nie miał w sobie cech
rycerskości, co mu szlachta
bardzo za złe miała.
Choć jednak "niewojenny", jak
wtedy mawiano, uwikłał Zygmunt
Polskę w szereg niepotrzebnych i
...
GregoryNY