Maria Konopnicka.doc

(36 KB) Pobierz
Maria Konopnicka

Maria Konopnicka

 

Rota

 

Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród,

Nie damy pogrześć mowy!

Polski my naród, polski lud,

Królewski szczep Piastowy,

Nie damy, by nas zniemczył wróg...

-          Tak nam dopomóż Bóg!

 

Do krwi ostatniej kropli z żył

Bronić będziemy Ducha,

Aż się rozpadnie w proch i w pył

Krzyżacka zawierucha.

Twierdzą nam będzie każdy próg...

-          Tak nam dopomóż Bóg!

 

Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz,

Ni dzieci nam germanił.

Orężny stanie hufiec nasz,

Duch będzie nam hetmanił,

Pójdziem, gdy zabrzmi złoty róg...

-          Tak nam dopomóż Bóg!

 

Contra spem spero

 

Przeciw nadziei, co stoi na chmurze

Łez, prędkim wichrom rzuciwszy kotwicę,

I obrócony wzrok trzyma na burze

I nawałnice,

W niezgasłe gwiazdy ufam wśród zawiei

Przeciw nadziei.

 

Tak pieśniarz ślepy, gdy go noc otoczy,

Choć wie, że rankiem nie wzejdzie mu słońce,

Podnosi w niebo obłąkane oczy

I dłonie drżące

I mroki pije źrenicą zagasłą,

Wierząc w dnia hasło.

 

Wiem, że odleciały te ptaki daleko,

Co nam na skrzydłach niosły chwały zorze,

I z rzek już naszych te wody nie cieką,

Które szły w morze...

I syn się karmi kłosami gorzkiemi

Z ojców swych ziemi.

 

 

Sam Bóg zgasił nad nami pochodnię

I na mogiły strząsnął jej popioły.

Idziem, jak idą bezdomne przechodnie.

Z zwiądłymi czoły,

A stopy naszej zasypuje ślady

Wicher zagłady...

 

Wiem, niech mi smętne echo nie powtarza

Tego, co wstydem pali i co boli,

Bom ja też rodem z wielkiego cmentarza

I z krwawej roli...

I ja też lecę jak ptak obłąkany

I wichrem gnany.

 

Przecież o zmierzchy skrzydłami bijąca

I piekieł naszych ogarniona sferą,

Oczyma szukam dnia blasków i słońca

Contra spem – spero...

I w mogił głębi czuję życia dreszcze,

I ufam jeszcze...

 

Przeciw nadziei i przeciw pewności

Wystygłych duchów i śmierci wróżbitów

Wierzę w wskrzeszenie popiołów i kości,

W jutrznię błękitów...

I w gwiazdę ludów wierzę wśród zawiei,

Przeciw nadziei!

 

Wolny najmita

 

Wąską ścieżyną, co wije się wstęgą

Między pólkami jęczmienia i żyta,

Szedł blady, nędznie odziany siermięgą,

Wolny najmita.

 

I nigdy wyraz nie był dalszym treści,

Jak w zestawieniu takim urągliwym.

Nigdy nie było tak głuchej boleści

W jestestwie żywym.

 

Rok ten był ciężki: ulewa smagała

Srebrnym swym biczem wiosenne zasiewy.

I ziemia we łzach zaledwie wydała

Słomę a plewy.

 

Z chaty, na którą zaległy podatki,

Wygnany nędzarz nie żegnał nikogo...

Tylko garść ziemi zawiązał do szmatki

I poszedł drogą.

 

W powietrzu ciche zawisły błękity.

Echo fujarki spod lasu wschód wita...

Stanął i otarł łzę połą swej świty

Wolny najmita.

 

Wolny, bo z więzów, jakimi go przykuł

Rodzinny zagon, gdzie pot ronił krwawy,

Już go rozwiązał bezduszny artykuł

Twardej ustawy...

 

Wolny, bo nie miał dać już dzisiaj komu

Świeżego siana pokosu u żłoba;

Wolny, bo rzucić mógł dach swego domu,

Gdy się spodoba...

 

Wolny, bo nic mu nie cięży na świecie –

Kosa ta chyba, co zwisła z ramienia,

I nędzny łachman sukmany na grzbiecie,

I ból istnienia...

 

Wolny, bo jego ostatni sierota,

Co z głodu opuchł na wiosnę, nie żyje...

Pies nawet stary pozostał u płota

I z cicha wyje...

 

Wolny! – Wszak może iść albo spoczywać,

Albo kląć z zgrzytem tłumionej rozpaczy,

Może oszaleć i płakać, i śpiewać –

Bóg mu przebaczy...

 

Może zastygnąć, jak szrony, od chłodu,

Bić  głową w ziemię, jak czynią szaleni...

Od wschodu słońca do słońca zachodu

Nic się nie zmieni.

 

Ubogi zagon u nędznej twej chatki

I mokrą łączkę, i mszary, i wrzosy

Obsadzi urząd... podatki! podatki!

Ty idź do kosy!

 

Czegóż on stoi? Wszak wolny jak ptacy?

Chce – niechaj żyje, a chce – niech umiera!

Czy się utopi, czy chwyci pracy,

Nikt się nie spiera...

 

I choćby garścią rwał włosy na głowie,

Nikt się, co robi, jak żyje, nie spyta...

Choćby padł trupem, nikt słówka nie powie...

Wolny najmita!

 

 

 

Na fujarce

II

 

A czemuż wy, chłodne rosy,

Padacie,

Gdybym ja nagi, gdym ja bosy,

Głód w chacie?...

Czy nie dosyć, że człek płacze

Na ziemi?

Co ta nocka sypie łzami

Srebrnemi?

 

Oj, żebym ja poszedł ino

Przez pole

I policzył łzy, co płyną

Na rolę...

Strach by było z tego siewu

Żąć żniwo,

Bo by snopy były krwawe

Na dziwo!

 

Przyjdzie słonko na niebiosy

Wschodzące

I wypije bujne rosy

Na łące...

Ale żeby wyschło naszych

Łez może

Chyba cały świat zapalisz

Mój Boże!

 

A jak poszedł król na wojnę...

 

A jak poszedł król na wojnę,

Grały jemu surmy zbrojne,

Grały jemu surmy złote

Na zwycięstwo, na ochotę...

 

A jak poszedł Stach na wojnę,

Zaszumiały jasne zdroje,

Zaszumiało kłosów pole

Na tęsknotę, na niedolę...

 

A na wojnie świszczą kule,

Lud się wali jako snopy,

A najdzielniej biją króle,

A najgęściej giną chłopy.

 

Szumią orły chorągwiane,

Skrzypi kędyś krzyż wioskowy...

Stach śmiertelną dostał ranę,

Król na zamek wracał zdrowy...

 

A jak wjeżdżał w jasne wrota,

Wyszła przeciw zorza złota

I zagrały wszystkie dzwony

Na słoneczne świata strony.

 

A jak chłopu dół kopali,

Zaszumiały drzewa w dali,

Dzwoniły mu przez dąbrowę

Te dzwoneczki, te liliowe...

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin