Kim był Jezus.doc

(77 KB) Pobierz

 

 

Kim był Jezus?  - Nie był bogiem!

Autor - Wiesław Matuch Wrocław, 02-03-2008



Kim był Jezus? Przede wszystkim był zwykłym człowiekiem. Zbudowany z tych samych atomów, sieci bioenergetycznych i całej masy innych programów psychosomatycznych, biologicznych, itp. DNA Jezusa niczym nie odbiegało od DNA pospolitego człowieka, chyba tylko tym, że każdy posiada nieco inną jego kompilację. Więc nie był kimś wyjątkowym, jak to przypuszczamy.

Nie różnił się niczym od swoich kolegów, koleżanek i znajomych. Pamięć Jezusa oraz zdolności, były jak u wszystkich - w normie. Inne rzeczy też miał na swoim miejscu. Znał doskonale rolę seksualności. Zdawał sobie sprawę z tego, że dzięki seksowi istnieje miłość, płodność i ogromne bogactwo doznań. Seks to błogie tęsknoty, dążenia, plany na przyszłość i przekazywanie życia. Wiedział, że oprócz przyjemności, pieszczot, satysfakcji, seks powoduje bardzo wysoko energetyczne reakcje na poziomie psychiki, świadomości jak i również na poziomie podziału komórek. Dzięki tej energii powstaje nowy kod genetyczny małego dziecka.

Seksem klonuje się istoty i zaludnia nimi Wszechświat. A nowe istoty, to więcej miłości i radości na świecie. Dlatego w starożytności seks był tak wynoszony pod niebiosa. Naturalnie, że Jezus znał sekrety takiej miłości. Często z niej korzystał, jak wszyscy, i to nie tylko dla przekazywania kodu genetycznego, ale przede wszystkim dla przyjemności. Seks rozbudza miłość, daje siłę do życia, i czyni je wspaniałym. Bez obawy, Jezus nie był wysterylizowany. Kościół niestety takiego Jezusa sobie stworzył: bez seksu, bez siusiania i robienia innych czynności fizjologicznych, nawet pozbawił go śmiania się. To absurd oczywiście. Przeciwnie, Jezus zachęcał wszystkich do kochania się, gdyż dzięki ciepłym gestom zbliżających się do siebie ciał, wybuchają nowe ogniska miłości i rodzi się wspaniałe życie. I tego miał zabraniać? Nigdy.

Od początku swego życia, musiał się uczyć wszystkiego, co potrzebne było do egzystencji, podobnie jak jemu współcześni. Dlatego stosunkowo łatwo przychodziło mu rozumieć innych. Kiedy dorósł i zdobył już więcej wiedzy, starał się pojąć stosunki społeczne panujące w jego religijnym świecie. Zastanawiał się, jak my dzisiaj, co by tu można zmienić, ażeby poprawić los człowieka. Był szczery do bólu, o problemach mówił głośno. Nic nie ukrywał. Zdziwiony był nieco kłamstwem przywódców religijnych. Postanowił więc wyświetlać fałszerstwa na temat bogów, oraz ujawnić nadużycia kapłanów żydowskich, którzy trzymali ludzi w nieustannej ciemności intelektualnej.

Właściwie Jezusa nigdy nie interesowała polityka i władza. Dumał przede wszystkim o dobru człowieka, jego sercu, niezależności i nietykalność osobistej. Wygłaszał swoje dyskursy o wolności, o tym że człowiek sam w sobie jest najważniejszy, że jego inteligencja i miłość, jaką posiada jest sensem istnienia. Jego celem było sprawiać ludziom przyjemność, pod każdym względem, dlatego potrafił bawić się z dziećmi.

Kiedy Jezus snuł swoje wizje przyszłości oparte na równości, sprawiedliwym dzieleniu się dobrami planety, gdy mówił o miłości bliźniego i wybaczaniu każdemu, nie mogło się obejść bez starcia ze starszyzną, arcykapłanami, jak i również politykami, którym takie idee nie były wygodne. Uderzały bowiem bezpośrednio w ich system władzy i kontroli.

W tamtych czasach nieposłuszeństwo czy przekraczanie prawa, było surowo karane, łącznie ze skutkiem śmiertelnym. Żydzi, jak wiemy, byli pod panowaniem i dyktaturą Rzymu. Głoszenie idei wolnościowych przez Jezusa, uderzało również w strukturę prawa rzymskiego.

Miał więc samych wrogów. Ale mimo tak wielkich przeszkód, nie poddawał się. Czuł, że idzie dobrą drogą. Najgorliwszymi jego słuchaczami okazali się biedni, zagubieni, niewykształceni ludzie. Arcykapłani żydowscy oraz Rzymianie celowo stwarzali taką społeczność, aby łatwo było nimi rządzić. Tym ludziom Jezus obiecywał, że jeśli zrozumieją o czym on mówi, wszyscy osiągną wolność i dobrobyt. Proponował im, żeby stworzyć nowe społeczeństwo oparte na nieagresji, równości, tolerancji, bez sztucznych bogów i fałszywych bóstw, bez nadmiernie rozbudowanej władzy. Nagłaśniał sprawę miłości bliźniego wszędzie, gdzie tylko było to możliwe. Tłumaczył, że jeśli ludzie poczną kochać, odniosą korzyść w każdej dziedzinie. Uświadamiał potrzebę przebaczania oraz uczenia się kultury osobistej, w tym delikatności i czułości wobec każdej istoty. Dzięki temu nie będzie problemu z zachowaniem przepisów, jakie przecież są potrzebne, aby społeczeństwo mogło harmonijnie funkcjonować.

Przyłączyło się do niego wielu zwolenników, ale tak samo zbierały się czarne chmury – potężni wrogowie. Wszystko przemyślał i był przygotowany na spore uderzenie ze strony opozycji. Samo to, że nauczał niezależnie, siało niepokój w kręgach religijnych i politycznych. Skorumpowane struktury władzy obawiały się destabilizacji, utraty wpływów i pieniędzy.

Jezus egzystował jako zwyczajny człowiek. Nie był żadnym bogiem mitologicznym, ani żadnym innym. Wcielił się na tej ziemi z zamiarem wprowadzenia czegoś nowego do tego smutnego, ogarniętego agresją, zaborczością i nadużyciami, świata. Tym „nowym” była idea równości, miłości oraz innowacyjnego spojrzenia na byt człowieka i Wszechświat. Wszystko czego chciał dokonać, to poprawy warunków życia i pokazać szerszą perspektywę widzenia świata. Niektórym, zaufanym osobom przekazywał skarby swojej wiedzy, między innymi o cywilizacjach i wszechświecie. Mniej zaawansowanym, bardziej prostym, niedoświadczonym umysłom, głosił bardziej ogólną, humanistyczną wiedzę.

Niestety po odejściu Jezusa z ziemi, chrześcijaństwo zażartowało sobie z Jego osoby, obwołując go bogiem. Mało tego - za jakiś czas - uznano go bogiem całego wszechświata. Przypisano mu nieskończoną ilość cudów, a nawet zmartwychwstanie. Straszliwie tym okaleczyli jego osobę i zniszczyli idee, jakie głosił. A ponieważ sam nie napisał nic, atmosfera wokół niego rozrastała się całkiem bajkowa. Przypisano mu mitologiczne siły, a wiele opowieści o nim, wręcz skalkowano z greckich pism. Napisano o nim niesamowite science fiction, mitologiczne opowiadania niczym - „Kwiatki św. Franciszka z Asyżu”.

Zmienić obecnie rozumowanie i stosunek do Jezusa, będzie niemałym kłopotem. Jezus przecież nie robił żadnych cudów, a tym bardziej jego koledzy, z którymi się przyjaźnił i potem razem rozgłaszał swoje rewelacje.

Co do cudów, nikt nie potrafi tego robić, żaden człowiek. Owszem, posiadamy jakieś tam bioenergie, ale jak do tej pory, przy użyciu nowoczesnych kamer lub innych specjalistycznych urządzeń fotografujących, nie udało się zarejestrować i udokumentować na świecie żadnego cudu. Kamery obecnie są bardzo rozpowszechnione. Zamontowane na każdym skrzyżowaniu ulic, w bankach, przychodniach, poza tym wielu ludzi posiada je prywatnie, i nikomu nie dało się sfilmować coś takiego. Nie wspominam o foto-montażach, gdyż takie fałszerstwa są już normą. Biorę pod uwagę jednie rzetelne i uczciwe zdjęcia. Takich nie ma. Często ludzie powołują się na cuda, lecz ich znakiem pozostaje ślepa wiara. I tyle. A ona ma dużo do życzenia.

Przypisują np. Ojcu Pio wiele cudów, ale przecież w rozmowach z nim - zaprzeczał temu. Człowiek posiada zbyt mało wiedzy oraz doświadczenia z zakresu masy molekularnej, aby takie rzeczy wykonywać. Poza tym cud, to nic innego jak produkt specjalistycznej wiedzy. Jeśli komuś uda się przeniknąć przez ścianę, to nie ulega wątpliwości - musi posiadać ogromną wiedzę na temat atomów, itd. Nie jest to takie proste, jak to się wydaje. Bez nauki i wiedzy, cud po prostu nie ma najmniejszego sensu. Wszystko dzieje się naukowo, na poziomie molekuł. Kto potrafi już poruszać myślami molekuły, jest w stanie coś takiego zrobić. Jezus znał tę wiedzę, lecz nie korzystał z niej, aby nie dać pretekstu. Można zapytać: Skąd znał taką wiedzę? Znał z poprzednich wcieleń, gdzie ją zdobywał na różnych planetach. Był dość dojrzałą duszą. Znał wiele ciekawych zagadnień, ale zachowywał to dla siebie.

Ubarwienie postaci Jezusa i podniesienie go do rangi boga, nastąpiło zupełnie w innym czasie, przez ludzi nieodpowiedzialnych, fanatycznych, rządnych władzy oraz przywilejów. W tym celu - i tak już w nieprawdziwych ewangeliach - zmieniono wiele kolejnych tekstów. W niektórych głowach zarysowała się możliwość potężnej władzy. Nie mogli sobie tego odmówić i zdecydowano skroić kolejne fałszerstwa historii Jezusa. Zmontowano ciągłość mesjańską, sięgając po Izajasza i inne teksty ST mówiące o nadejściu wielkiej postaci. Tematy przemyślnie zostały dostosowane do modelu mesjasza, pomazańca – Jezusa. Zupełnie podobne mesjanistyczne idee głosili Słowacki i Mickiewicz w stosunku do narodu Polskiego. Wiemy już - nic z tego nie wyszło. Przypomnijmy na marginesie, że Stary Testament został zredagowany dopiero X wieku. Było więc sporo czasu na różnego rodzaju majstersztyk.

Tęgie i zarazem podstępne głowy, pracowały nad tym, aby Jezus był kompletny i niepodważalny przez nikogo, ani ateistów, ani wyznawców jakiejkolwiek wiary. Od tej pory, wszyscy którzy sprzeciwili się Jezusowi - nazywani byli heretykami. Kneblowano usta wszystkim innowiercom i niepokornym. Ustanowiono, kanony i reguły według których katolicy musieli żyć. W dalszym czasie, listy papieży, bulle i sakramenty, w końcu dogmaty, zagrodziły drogę całkowicie. Władza szalenie się umacniała. Finałem pogoni za zaszczytami stało się ustanowienie państwa Watykan, którego głową został sam papież.

Przez całe wieki panował terror religijny. Niewyedukowane społeczeństwa, ślepo wierzyły kaznodziejom. Masy więc przystępowały do kościoła, bo tam był niepodważalny, boski, zmartwychwstały - Jezus. Nikt przecież w świecie nie miał takiej siły i tylu cudów, szczególnie na papierze, co Jezus. A cuda te w większości, jak wiemy, przepisano ze staro egipskich pism. Decyzja więc nie mogła być inna - chrzczono się i przystępowano do grupy wyznawców o niepodważalnym super bogu. Potem nawet wymyślono Jezusową, łacińską mszę wszechczasów.

Wracając jeszcze do ewangelii. To, co o Jezusie krążyło przez 60 i więcej lat, zmieniało się jak w kalejdoskopie. Każdy coś dodawał, aby namaścić i ukwiecić swoje przekonania. Następnie spisywano te opowieści tworząc z nich zeszyty dla nauczycieli - katechumenów. Takich radosnych wieści, ewangelii, krążyło straszliwie dużo. W końcu wzięto się za sprawę formalnie, urzędowo i ukrócono swawolę. Zredagowano wszystko na nowo, ale jeszcze w innym świetle. Uczyniono cztery ewangelie kanoniczne. Powycinano z nich niestosowne bajki, tak aby autorytet Jezusa górował pod same chmury. Bo tylko tą drogą cesarze i papierze mogli dzierżyć władzę i mieć sukcesję. Ewangelie, a potem w X wieku ST, zredagowano pod tym samym kontem. Tak, że linia Jezusa pasowała historycznie oraz ideologicznie, do tego czego chciał papież. Od tej pory kościół mógł spokojnie kontynuować swe posłannictwo - ten przeduchowy biznes. Wiemy dobrze, w jakich spółkach obecnie kościół ma swoje udziały…

Oczywiście wszystko to było straszliwie nieuczciwą grą wobec narodów, a przede wszystkim wobec samego Jezusa. On nawet nie przypuszczał, że w jego imię dokona się taki teatr polityczno-religijny, na okres 2000 lat. Tymczasem on nie tego oczekiwał. Niestety stało się inaczej.

Teraz pytanie: Czy da się ten straszliwy zamęt wokół Jezusa odwrócić? Oczywiście! Zawsze się da. Brakowało tylko odważnych. Dzisiaj jest o wiele łatwiej tego dokonać. Moda na męczeństwo, minęła. Wystarczy popatrzeć zdrowym rozumem na świat, i wszystkiego można się dowiedzieć. Nie trzeba burzyć kościołów. Nie tędy droga. Mówić należy konkretnie, jasno i naukowo. To wystarczy, aby wiedza Jezusa mogła powrócić. Największą siłą jest zawsze wiedza.

Kościół i zakony przeminą same. Hierarchia chrześcijańskich kościołów zniknie całkowicie. Chodzi tylko o miękkie lądowanie. Coś w rodzaju obalenia komunizmu w europie. Władza kościoła straci sens wobec naukowej wiedzy, i odwracających się od tej instytucji, ludzi. Tak naprawdę, hierarchia i władza duchowa wobec miłości, nie ma najmniejszego sensu. Jednakże ludzie tworząc fikcyjną historię, zrobili swoje. Rozłożyli całkowicie podwaliny i źródła, wypaczyli niebiańską misję Jezusa. Niełatwo będzie teraz przezwyciężyć przyzwyczajenia oraz przekonania milionów ludzi. Ale trzeba to robić, w imię postępu i wiedzy. W imię miłości, dobra i szczęścia wszystkich – trzeba o tym głośno mówić.

A więc należy przyjąć, że Jezus czy też inny człowiek na ziemi, taki jak: władca, faraon, arcykapłan, szaman, guru, duchowny, prorok, cesarz, król, papież, czy jakiś święty - nigdy nie był bogiem. Zresztą bóg nie istnieje. Istnieje tylko życie, które nie miało początku i nigdy się nie kończy, oraz niezliczona liczba istnień, ras, cywilizacji, które dają życie innym istotom. Po prostu, wszelki byt, wszelka inteligencja, niższa czy wyższa - dzieli się życiem na swój właściwy sposób. Jak widzimy, robią to ludzie, zwierzęta, rośliny, insekty, bakterie, itd. Jednym słowem: płodność, chęć, wyobraźnia i miłość – jest naszym bogiem. Nic więcej nie ma. Bóg w postaci człowieka, to zwykła mistyfikacja.

Życie - to ewolucja, zaprogramowana precyzyjnie przez naukowców z kosmosu. Dąży ona sama w sobie do tego, aby wszyscy osiągnęli najwyższy stan przyjemności. Innymi słowy, by stali się wolni, doznawali uciech miłości, oraz przyjemności intelektualnej, przez nieskończone poznawanie.

Jasna sprawa, że Jezus to wiedział, i tak głosił. Lecz jego nauki utajniono i ostatecznie wymazano z pamięci. Zostały tylko ludzkie ewangelie, które raczej ludzi dołują i pozbawiają rozwoju, niż coś wnoszą do ich życia pozytywnego. Normalny człowiek tych archaizmów już nie czyta. Notabene, był taki okres w kościele, gdy istniał surowy zakaz czytania pisma świętego. Podtekstów takiej decyzji, było co najmniej kilka. Ale tu nie będziemy się nad tym zastanawiać.

Można powiedzieć, że Jezus przegrał walkę o wyższą świadomość i miłość człowieka. Organizacja, jaka się uformowała po nim, zdradziła jego idee, pozmieniała nauki, a w miejsce nich, stworzono niesamowite bajki zwane ewangeliami, plagiatując je w sporej części z egipskiej twórczości.

Jak wiemy, kościół trwał ze swoją waleczną, inkwizytorską władzą. Pomimo to, przysłużył się też pozytywnie w wielu sprawach. Na jego łonie urodziło się paru wielkich ludzi. Byli posłuszni i pokorni. Znając prawdę – świadomie milczeli. Chcieli jedynie dać dobry przykład, zachęcając innych do dobra i miłości wzajemnej. Ale to wyjątki. Reszta kościoła szczyciła się, i chyba nadal szczyci, interesowną władzą, popularnością, robieniem kariery kapłańskiej i naukowej, no i dobrami materialnymi, które stały się podstawą bytu kościoła.

W przeciągu wieków, wielcy pisarze kościelni, niestety naprodukowali ogrom śmieci, które nie nadają się na nic innego, jak tylko na spalenie. Produkcja takich książek miała dwa cele – po pierwsze ogromna kariera i uznanie, a drugi cel, jeszcze zacniejszy, utrzymanie władzy i wpływu kościoła na świat intelektualny. Nadbudowa „mądrych dzieł” miała umacniać kościół w kręgach intelektualnych i na arenie międzynarodowej wiary, która przynosiła kościołowi niewymierne zyski materialne. Oczywiście były to suche rozprawki, napisane może z kunsztem, ale jednak spekulacje. Często tak zagmatwane lub bezsensowne, że nikt nie był w stanie tego strawić. Ale liczyło się wydanie i naukowość – pozorna. Wartość dzieł była żadna. Puste słowa przelane na papier.

Konkludując: to co wiemy oficjalnie o Jezusie, wszystko zostało świadomie zniekształcone. Nie ma w ewangeliach nawet jednego procenta prawdy. Jezus był zupełnie inny, inaczej się zachowywał, co innego opowiadał, inną wiedzę przekazywał. Niewinni ludzie, nawet kapłani, wychowani w tej atmosferze, nie wiedzieli, że prawda znacznie odbiega od źródła. Sami przejęli tę niekompletną i zafałszowaną historię, i tak też nauczali. Czy mogli inaczej? Nie. Bo niby skąd to mogli wiedzieć? Dlatego nie można mieć im tego za złe. Większość kapłanów, to bardzo dobrzy ludzie.

Straszliwy fałsz dotyczy gównie pierwszych wieków. Jednakże i w późniejszych nie było za wesoło. Osoby piastujące wysokie stanowiska w kościele, znały prawdę, ale wolały być w nurcie popularności i łatwego życia, więc ją ukrywały. Poza tym obowiązywała lojalność wobec kolegium apostolskiego - „paczki” ludzi rządzących całym światem kościelnym. Wzajemna adoracja, trzymanie fasonu, wykluczało ujawnienie choćby rąbka tajemnicy o zafałszowaniu historii Jezusa.

Wina jednak jest. Zapaść dokonała się. Dziś przydał by się jakiś papież, który by te kłamstwa wyświetlił i zmienił całkowicie profil kościoła, a przede wszystkim, by przywrócił Jezusowe idee i zniósł tą straszliwą nadbudowę hierarchiczną, która blokuje wszystko.

Na koniec mogę dodać, że zmartwychwstania ani wniebowstąpienia też nie było. To kolejne zaklęcie kościoła. Z krzyża i ze zmartwychwstania, bardziej niż z bożego narodzenia, uczyniono podstawowy, niepodważalny filar wiary. Wobec tak spektakularnego aktu zmartwychwstania, a potem wniebowstąpienia, nikt w świecie nie mógł się równać. Argument dla niedowiarków, czy ateistów miał być mocny jak piorun. I taki był. Kościół rósł i rozszerzał się w niewiarygodnym tempie. Sieć parafii oraz diecezji, rosła jak grzyby po deszczu. Hierarchia tylko zacierała ręce z tak wielkiego sukcesu. Nie bacząc na to, że stawał się on bardziej instytucją, bankiem, a może nawet mennicą do robienia pieniędzy. Fałszywa struktura triumfowała, a społeczeństwo ubożało w wiedzy, poznaniu i rozwoju.

Uważam, że nadal kościół jest upadły i należy go zmienić. W dalszym ciągu trzyma klucz do „bram wiedzy”. Sam nie wchodzi i innym nie pozwala wejść. To należy zmienić.

Zauważmy też, Jezus nie zbudował ani jednego kościoła z cegły. Nie zachęcał do wiary, ani żadnej religii. Głosił prawdy o cywilizacjach, o niebie, gdzie mieszkają wolne, wspaniałe istoty. Pokazywał często palcem w gwiazdy. Mówił, że z stamtąd pochodzi. Przekazywał informacje o wyższych, doskonalszych światach, gdzie wszyscy są pieszczeni, i doznają nieopisanych radości. Że każdy tam ma swoje pałace, z których wypuszcza się w poznawcze podróże po całym niebie, szukając, jako wolna i spontaniczna istota, boskich przygód miłości. Jezus tym żył, i tego właśnie nauczał. A co się stało…?

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin