Bilenkin Miejsce w pamięci.txt

(8 KB) Pobierz
Dymitr Bilenkin

Miejsce w pami�ci

- To pan jest dyrektorem Memoria�u?
Podnios�em g�ow� i ujrza�em cz�owieka, kt�ry by� tak stary, �e
wydawa� si� p�aski. Niemn�cy garnitur obwis� na nim fa�dami i kiedy
starzec porusza� si�, ubranie sz�o jako� tak, w �lad za cia�em, jakby
zastanawiaj�c si�, czy nie obwie�ci� o swojej autonomii.
- Do us�ug! Prosz�, mo�e pan spocznie. - Przysun��em mu fotel. Tamten
usiad�, zginaj�c si� pod k�tem prostym.
Przez jakie� dwie minuty stary przygl�da� mi si� w milczeniu. Mia�
male�kie oczy, zapadni�te pod rzadkimi, siwymi brwiami, oczy o tak
niewyra�alnym, mysim kolorze, �e a� opad�y mnie jakie� idiotyczne
przeczucia.
- Znaczy, rozmawiam z dyrektorem? - odezwa� si�, upewniaj�c. - Musz�
zwr�ci� pa�sk� uwag� na fakt, �e w znajduj�cej si� pod pa�sk� piecz�
instytucji dziej� si� rzeczy skandaliczne.
Zrobi� przerw�, jakby w oczekiwaniu na konieczn� z mojej strony
reakcj�. Przys�uchiwa�em si� jakby nigdy nic.
- Tak wi�c - jego g�os zrobi� si� skrzekliwy - wasze centrum
memorialne zwr�ci�o si� do mnie z pro�b� o przedyktowanie wspomnie�.
Odnios�em si� do waszej pro�by z pe�n� odpowiedzialno�ci�, doceniam
bowiem du�e znaczenie wychowawcze, jakie przedstawia do�wiadczenie
starszego pokolenia, jak r�wnie� warto�� �yciowych obserwacji i
wniosk�w, jakie nagromadzili�my.
Ju� w pi�tej minucie jego monologu wykry�em w krze�le pode mn�
twardo�ci, kt�rych nigdy wcze�niej nie zauwa�y�em. Mia�em w og�le ochot�
przenie�� wzrok gdzie� za okno, gdzie szybowa�y ptaki.
- ...znaczenie centrum memorialnego polega na tym, �e to ono w�a�nie
przejmuje nasze do�wiadczenia, kt�re... Ka�dy cz�owiek ma prawo, kt�rego
nie mo�na lekcewa�y� bez ryzyka przyniesienia uszczerbku ca�emu
spo�ecze�stwu. I dlatego pracownicy Memoria�u i kierowane przez nich
maszyny powinni - i s� zobowi�zani - odnosi� si� z ca��
odpowiedzialno�ci�...
Pokornie przytakiwa�em mu. Dyskutowanie z nim wyra�nie nie mia�o
sensu. Centrum memorialne by�o w istocie wielkim osi�gni�ciem
cybernetyki, ale w �adnym przypadku nie byt to �pe�ny zbi�r numer�w" -
wszystkich i ka�dego z osobna. (�Memuar�w" - tak wyrazi� si� jeden z
moich go�ci, w rodzaju tego tu.)
Tak, ka�dy cz�owiek, bez wzgl�du na wiek, po pod��czeniu si� do
naszego kana�u mo�e opowiedzie� swoje �ycie ze wszystkimi
najdrobniejszymi, bliskimi sercu drobiazgami (tajemnic� autorstwa
gwarantuje prawo). Do starych ludzi zwracamy si� osobno - prosimy,
przekonujemy ich, namawiamy, je�li nie chc� sami skorzysta� z naszych
maszyn. Miliony los�w, miliony niepowtarzalnych post�pk�w, drgnie�
duszy, przeb�ysk�w my�li - wszystko, co osobiste, co znikn�o wraz ze
�mierci� teraz jest przechowywane, zbierane, �yje wiecznie. I dla tego
bogactwa nie ma ceny. Niewa�ne, �e we wspomnieniach prawd� zast�puje
czasem wymys� lub ubarwia j� niekiedy wyobra�nia: istotne jest i to, co
by�o, i to, co zosta�o wymy�lone - przecie� to r�wnie� jest �ycie!
Trzeba jedynie nie myli� jednego z drugim - po to w�a�nie istniej�
specjalne uk�ady filtr�w, przeznaczone do sortowania i oceny.
To wszystko dla ciebie - socjologu, psychologu, pedagogu, historyku -
te miliony bezimiennych, wiarygodnych zapisk�w, wszystko, co pomy�la�,
co poczu� cz�owiek, jak post�pi� w takiej czy innej sytuacji... Czerpcie
wi�c, rozwa�ajcie, uog�lniajcie! Obecny rozw�j nauk by�by nie do
pomy�lenia bez naszego Centrum - rozkwit literatury, zreszt�, r�wnie�. Z
iloma lud�mi m�g� si� spotka� pisarz przesz�o�ci? Ile tajemnic mog�o
z�owi� jego oko? Teraz by�y przed nim otwarte dusze tych, kt�rych ju�
nie ma, s�owa, kt�re wypowiada si� tylko raz, my�li zachowywane dla
siebie, post�pki o niepowtarzalnym obliczu...
Czym�e jednak zawinili�my wobec tego starca
- ... wychodz�c z tego, co powiedzia�em, postanowi�em stwierdzi�, ile
kom�rek pomi�ci zaj�y moje wspomnienia. I co si� okaza�o? Interesuje to
pana?
Miarowy g�os starca nasili� si�. Pojawi�o si� w nim co�
�elazo-betonowego, jakie� niewzruszone przekonanie o swojej racji. Racji
i prawie. Opad�o ze mnie od razu ca�e roztargnienie.
- Ot� - w jego wzroku pojawi� si� cie� podejrzliwo�ci - wyda� si�
nader szpetny fakt. Bardzo nieprzyjemny fakt. S�u�ba Informacyjna wyda�a
mi za�wiadczenie, z kt�rego wynika, �e na moje memuary przydzielono... -
zatrzyma� si� na sekund� - zero kom�rek!
Odczeka�, abym m�g� sobie u�wiadomi� wag� faktu, i przem�wi� z
zauwa�alnym ju� oburzeniem
- Zero kom�rek! S�yszy pan? To znaczy: nic! Jak mog�o do tego doj��?
Jak mam to rozumie�?!
Nie by�o tu nic do rozumienia. Wszystko sta�o si� dla mnie od razu
jasne. Rezerwa naszych memorotek jest ogromna, ale nie niesko�czona. I
nie mo�emy sobie pozwoli� na zbyt. To, �e maszyna niczego nie
wykorzysta�a z jego opowie�ci, mog�o oznacza� tylko jedno: nie by�y nic
warte. Brak w nich by�o wszystkiego, co osobiste, niepowtarzale, �wie�e.
By�a w nich tylko szablonowa banalno��, kt�ra maszyna odsia�a jak
�mieci. Wszystko okaza�o si� �mieciem - wszystko by�o sztamp�, nie by�o
tam ani jednej w�asnej my�li, ani jednego niek�amanego uczucia lub
cho�by nowego faktu.
Teraz trzeba si� wykr�ca�. Szybko, ostro�nie, by nie urazi� starca.
- Skandal! - wykrzykn��em, �api�c za s�uchawk� telefonu. - Ma pan
racj�, absolutna racj�!
- Wiem o tym - powiedzia� z naciskiem.
Ostatnie w�tpliwo�ci rozwia�y si�. Ani przedtem, ani teraz tamten nie
dopuszcza� nawet do siebie my�li, �e jego wspomnienie to nikomu
niepotrzebny zbi�r og�lnik�w. Oburza�a go tylko niesprawiedliwa omy�ka,
z powodu kt�rej ludzko�� mog�a zosta� pozbawiona jego bezcennych
wspomnie�. Tylko to! Szcz�liwy biedak!...
Uda�em, �e sprawdzam i wyja�niam to, co nie wymaga�o �adnych
wyja�nie�, a on tymczasem przeszed� na ton patetyczny
- Ka�de uczciwe i prze�yte z pe�na odpowiedzialno�ci� - cho�by i
skromnie - �ycie godne jest powa�ania i pami�ci. Nie ja tak twierdz�,
tak utrzymuje spo�ecze�stwo. I gwoli rozkwitu tego spo�ecze�stwa tacy
jak ja, skromni ludzie pracy, nie szcz�dzili swych rak...
To wszystko prawda. Nie ma nieinteresuj�cych los�w. Z ka�dym
cz�owiekiem odchodzi od nas Wszech�wiat. Ale... Tego w�a�nie nie mog�em
mu powiedzie�. Nie mog�em mu powiedzie�, �e ca�a ta jego perora - a wi�c
i spos�b mylenia - to od dawna na kamie� ju� przyswojony standard. Nie
mog�em powiedzie�, �e swoje �ycie r�wnie� opowiada� z przyzwyczajenia,
ju� cenzuruj�c wszystko �co nieodpowiednie", wszystko, co by�o cho�
odrobin� oryginalne. A kiedy� to w nim przecie� by�o, na pewno kiedy�
by�o jego pami�� mog�a kiedy� przechowywa� co� niepowtarzalnego... Ale
teraz bezsensowne by�oby ju� dobijanie si� do niej, wywo�ywanie...
Wszystko to zasklepione, zapiecz�towane - zgin�o.
- Tak w�a�nie jest: omy�ka! - wykrzykn��em, k�ad�c s�uchawk�. -
Zbitka, drobna niesprawno�� techniczna, kt�re, niestety, od czasu do
czasu zdarza si� jeszcze. Bardzo, doprawdy bardzo pana przepraszamy,
podejmiemy wszelkie kroki...
- B�dziecie powt�rnie zapisywa�? - Oczywi�cie! Bezzw�ocznie, je�li
oczywi�cie pan...
- Bezwarunkowo. Jest to, rozumie si�, zwi�zane z nowa strata czasu i
si�, kt�re z racji waszego niedbalstwa musia�em...
Milcza�em, odgrywaj�c smutek i skruch� Trudne to by�o - ostatecznie
nienajlepszy ze mnie aktor. Zreszt� to wstr�tne, ohydne tak k�ama�...
Ale nie mia�em innego wyj�cia. Prawda oburzy�aby go, zniewa�y�a, nie
uwierzy�by w ni�, uzna� za niech��, mo�e potwarz. A gdyby tak
uwierzy�... Nie, tylko nie to! Przejrze� nagle pod koniec �ycia? Kiedy
wszystko jest ju� dokonane, nieodwracalne? Przekona� si�, �e my�la�o
si�, czu�o wed�ug szablonu, �e nie da�o si� ludziom niczego od siebie a
by� mo�e, nawet gorzej : przeszkadza�o si� im jak przestarza�y paragraf?
Nie, nie! Po co rzuca� cie� no ostatnie starcze lata?
Na szcz�cie przejrzenie mu nie grozi�o. Po zbesztaniu mnie wsta�, ja
za nim - aby go odprowadzi�. Lecz raptem zatrzyma� si� po�rodku dywanu i
szeroko rozstawiwszy proste nogi, zn�w przem�wi�. S�ucha�em, czuj�c, jak
t�ej� mi�nie twarzy.
Najtrudniejsze by�o dopiero przede mn�. Musia�em wymy�li�, jak go
omami�, kiedy zn�w skontroluje (a skontroluje na pewno), ile kom�rek
pomi�ci zaj�y jego wspomnienia. Nie wiem, co bym da�, by kom�rki si�
zape�ni�y. Ale tak si� nie stanie. Zero. Zn�w b�dzie zero. Bo maszyna
ju� za pierwszym razem zrobi�a, wszystko, co mog�a. A mo�e niemal. Ona
nie zapisuje - tak po prostu - ka�dej opowie�ci. Jak b�yskotliwy
reporter zdolna jest nak�oni� do rozmowno�ci najbardziej nawet
niech�tnego rozm�wc�. I je�li ze starca nie uda�o si� jej nic wydoby�,
nawet krztyny czego� po�ytecznego - to oznacza�o to, �e sprawa jest
beznadziejna.
- By�em wsp�czesnym Gagarina! oznajmi�, mi, stoj�c w drzwiach. -
Pami�tam wszystko jak dzi�! By�em wsp�czesnym wielkich przedsi�wzi��!
By�em obecny... By�em...
Tak. By�.
Kiedy zamkn�y si� wreszcie za nim drzwi, opad�em wycie�czony na
fotel. Zastanowi�em si�, czy kiedy nadejdzie moja kolej na opowiadanie
�ycia, zdecyduj� si� sprawdzi�, ile na ni� wypad�o kom�rek?
Nie. Nigdy. Za nic.
Krzysztof Malinowski
przek�ad :
<abc.htm> powr�t
Zgłoś jeśli naruszono regulamin