Rafał Ziemkiewicz - Felietony - Czarna rozpacz.pdf

(51 KB) Pobierz
Czarna rozpacz
19 listopada 2003
Czarna rozpacz
Miesiąc temu napisałem parę stów o polskim górnictwie i, jak można się było spodziewać,
dostałem sporo mejli, telefonów i listów. Niejednoznacznych zresztą i świadczących, że sprawa nie
jest wcale tak prosta i „klasowa’, jakby chciało się widzieć. Ale największe wrażenie, muszę
powiedzieć, zrobiły na mnie informacje od ludzi, którzy w polskich kopalniach nie mogą kupić
węgla. Tak, nie ma w tym zdaniu pomyłki - pod kopalnianymi składami stoją całe kolejki
ciężarówek, stoją niekiedy po wiele dni, żeby kupić paręnaście ton węgla. I nie mogą się doczekać,
bo go brakuje. Co tam zresztą detaliczni odbiorcy, na te paręnaście czy parędziesiąt ton! Czytam
oto w gazetach alarmistyczne wywiady z dyrektorami elektrociepłowni, którzy ostrzegają, że w
przeddzień sezonu grzewczego dramatycznie spadają im zapasy, że kopalnie nie podejmują się
realizacji zobowiązań i że trzeba pilnie zacząć węgiel importować.
Włosy Państwu stanęły dęba na głowach? Powinny. Przecież wiadomo, że w Polsce
wydobywamy za dużo węgla, przecież idzie wielka wojna o zamykanie kopalń, które ma być na tę
węglową nadprodukcję jedyną radą, od kilkunastu lat o niczym innym się w kontekście górnictwa
nie mówi,, tylko o zmniejszaniu wydobycia, a tu nagle (no, nie tak nagle - sprawa nie jest zupełnie
nowa, ale nigdy nie wyglądała tak drastycznie) węgla brak? O co tu chodzi?
Ano, nie ma się co dziwić. Co to, socjalizmu nie widzieliście? W socjalizmie przecież, jak
wiadomo, są dwa rodzaje niezwalczonej klęski: za mata produkcja i za duża produkcja. Przy czym
pomiędzy nadmiarem a niedoborem nie ma nic. Nigdy nie jest „w sam raz”. Po prostu, światowy
rynek zrobił nam psikusa i cena węgla na zachodnich giełdach nagle poszła w górę. Poszła w górę
tak, że nawet nasz polski węgiel, obciążony kosztami całej węglowej biurokracji, „kosztami
sztywnymi” wydobycia etc. stał się opłacalny. Skoro stał się opłacalny, to borykające się z długami
spółki sprzedały, co miały - i koniec. Restrukturyzowane od kilkunastu lat kopalnie nie są w stanie
zareagować elastycznie na zmianę popytu. Elastyczna reakcja na potrzeby rynku to ostatnia rzecz,
do jakiej nabudowany na kopalniach system się nadaje. Musi najpierw usiąść paru facetów w
ministerstwie, wypisać odpowiednie pismo, przesłać je prezesom, prezesi dyrektorom, dyrektorzy
puszczą je na kolejne biurka i zanim cała maszyna się ruszy, zanim na składowiskach przy
kopalniach znowu znajdzie się węgiel, na światowych giełdach będzie go już tyle, że w psy rzucać.
Wtedy my rzucimy na nie nasze z trudem wypracowane nadwyżki i sprzedamy je z gigantyczną
stratą. A na razie, póki węgiel jest najdroższy, sprowadzimy go do naszych elektrociepłowni z
zagranicy, bo własny wcześniej sprzedaliśmy na opędzenie bieżących długów.
Pan wicepremier Hausner zachęca do debaty nad swoimi propozycjami porządkowania
wydatków budżetu. Zachęca, co prawda, ekspertów, a ja ekspertem, a już zwłaszcza od górnictwa,
nie jestem. Ale mimo to pozwolę sobie na zaproszenie do debaty odpowiedzieć, bo z paroma praw-
dziwymi ekspertami rozmawiałem, czego chyba nikt z rządu nie zrobił. Panie premierze, ja
doskonale rozumiem, że Polska stoi w obliczu katastrofy budżetowej, nawet pański przełożony
wreszcie to zrozumiał - inaczej zresztą nie mielibyśmy do tej rozmowy okazji. Wiem też, że
górnictwo w jego obecnym kształcie to wielka czarna dziura na publiczne pieniądze. Rzecz w tym,
że to samo górnictwo, w zgodnej opinii znanych mi fachowców, mogłoby spokojnie być opłacalne i
wygenerować w swoim otoczeniu dość miejsc pracy dla tych, dla których nie starczy jej przy
racjonalnie prowadzonym wydobyciu. Ale jest jeden warunek: górnictwo, jak każdą inną branżę,
trzeba poddać prawom wolnego rynku. To znaczy, że muszą zostać rozegnane na cztery wiatry te
biurokratyczne czapy, spółki, holdingi i kompanie, jakkolwiek je tam nazywacie. Pański plan zaś,
mam wrażenie, jest na tym obszarze, jak i na paru innych, próbą zmniejszenia kosztów
funkcjonowania marnotrawnego systemu na tyle, aby mógł on jeszcze przez jakiś czas
funkcjonować. Pański plan jest planem takiego ocalenia finansów publicznych, aby jak najmniej na
nim straciła węglowa biurokracja. A trzeba inaczej. Trzeba zerwać z tym wielkim kłamstwem, na
którym cały chory system bazuje - że wydobycie węgla musi być deficytowe i dotowane przez
państwo, bo z tego właśnie kłamstwa wzięty się wszystkie patologie systemu. Trzeba się przestać
bać wolnego rynku i usamodzielnienia kopalń. Bez tego o żadnej prawdziwej reformie nie ma
mowy.”
Zgłoś jeśli naruszono regulamin