Rafał Ziemkiewicz - Felietony - Brawa i gwizdy.pdf

(53 KB) Pobierz
44347901 UNPDF
1 września 2004
Brawa i gwizdy
Jeśli ksiądz dopuszcza się przestępstwa, to powinien być za nie karany tak samo, jak każdy
inny człowiek - stwierdził rozmówca podczas internetowego czatu, wyraźnie licząc, że sprowokuje
mnie, bym się z tym nie zgodził. I istotnie, nie zgodziłem się. Ksiądz wcale nie powinien być
traktowany tak samo, jak każdy inny człowiek. Ksiądz powinien być traktowany znacznie bardziej
surowo. Ksiądz powinien być karany nawet za rzeczy, które przestępstwem, wedle prawa, nie są, ale
duchownemu po prostu nie przystają - i to powinien być za nie karany przede wszystkim przez
własną, kościelną zwierzchność. Noblesse oblige, jeśli ktokolwiek w tym popapranym świecie wie
jeszcze, co te słowa znaczyły.
Ejże, czy ten Ziemkiewicz aby się nie przyłącza do nagonki na księdza Jankowskiego? -
zapyta teraz może jakiś czujny czytelnik. Oczywiście, że się nie przyłączam. Jeżeli już, to ona
przyłączyła się do mnie. O księdzu Jankowskim, jak i o Rydzyku, pisałem już całe lata temu, potem
ten tekst - miał tytuł „Parol, panie Kuklinowski” - zamieściłem w swoim zbiorze „Zero zdziwień”,
wydanym w roku 1995, kto chce, niech sprawdzi. I już wtedy byłem zdania, że zasłużony niegdyś dla
Polski i „Solidarności” prałat robi rzeczy gorszące i powinien zostać za nie ukarany. Jego dawnych
zasług nie należy oczywiście zapominać, ale gdy już widział człowiek Wałęsę w roli „ojca
chrzestnego” ubeków, a Michnika jako kompana od kieliszka komunistycznych prominentów, to i
upadek proboszcza od świętej Brygidy go nie dziwi. W oskarżenia o pedofilię, o których rozpisują się
tabloidy, nie wierzę wprawdzie za grosz, ale karygodna swoboda, jaką miała na plebanii „młoda
gwardia” nie wydaje się zmyśleniem. Faktem niewątpliwym jest gorszący styl życia księdza
Jankowskiego, godny jakiegoś afrykańskiego nababa, jego zamiłowanie do luksusu, operetkowe stroje
i biżuteria, a także antysemickie brednie, jakie wygłasza. I bez żadnych wątpliwych molestowań, już
tyle od dawna powinno wystarczyć, aby arcybiskup Gocłowski przywołał go do porządku. Niestety,
nie zrobił tego, gdy był najwyższy czas, i nie robi także teraz - najwyraźniej boi się, że rozwścieczeni
parafianie mogliby go wtedy potraktować tak samo, jak kamerzystę „Polsatu”. Więc tylko prałata
prosi, aby on sam „wyciągnął wnioski”. Jakież to żałosne.
Trudno o bardziej bolesny przykład, do jakiego dna dochodzi Kościół. Ksiądz Prymas
Wyszyński, kiedy jakiś księżulo zachowywał się niewłaściwie, wysyłał go na czas nieokreślony do
klasztoru w Kiwitach czy innym Stoczku Warmińskim, i z punktu było po problemie. Dziś, jak tego
sobie latami życzyli katolicy postępowi, mamy „kościół otwarty”. Posoborowy. Zdemokratyzowany.
A to oznacza, że - całkowicie wbrew temu, co wspomniani postępowi katolicy sobie roili -
zorganizowana grupa dewotek więcej w nim znaczy, niż wola biskupa ordynariusza czy nawet samego
Prymasa. Nijak nie mogę zresztą pojąć, skąd się owe rojenia wzięły. Czemuż to „demokratyzowanie”
Kościoła miało zdaniem jego rzeczników doprowadzić do przebierania za księży kobiet, triumfu
tolerancji, ekumenizmu i innych modnych błyskotek? W historii Kościoła wszystkie jego upadki
miały za przyczynę właśnie nadmierne uleganie wpływowi wiernych. To uliczny motłoch palił
czarownice i heretyków, gdy Inkwizycja starała się dochodzić, na miarę ówczesnej wiedzy, czy
posądzony rzeczywiście jest winien czarownictwa albo herezji. To oślepieni złotem hidalgos domagali
się oficjalnego uznania Indian za zwierzęta, gdy ojciec de Las Casas uparcie dowodził, że mają oni
taką samą nieśmiertelną duszę jak biali. To pobożna tłuszcza, a nie hierarchowie, parła do pogromów i
wojen religijnych, pozwalających pod pozorem służby bożej nakraść się cudzego dobra.
Prymasa Tysiąclecia na własne oczy widziałem tylko raz, jako zupełny klajniak, zabrany na
uroczyste nabożeństwo przez tatę. Wryło mi się w pamięć, że kiedy w trakcie homilii wierni
spróbowali bić mu brawo, Prymas skarcił ich surowo za niestosowne zachowanie. Dalszych jego słów
słuchano już w ciszy i skupieniu. Wiele lat potem usłyszałem przypisywane mu powiedzenie, że
gdyby pozwolił, żeby wierni bili mu brawo, to tym samym pozwoliłby także, żeby go wygwizdywali.
Widząc, jak wygląda dzisiaj polski Kościół, mogę tylko podziwiać jego mądrość. I śmiać się gorzko,
gdy ktoś opowiada, jaki to Kościół jest niedemokratyczny, hierarchiczny, doktrynalny i tak dalej.
Dawno i nieprawda.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin