ZWYCZAJE I OBRZĘDY DOROCZNE NA ŚLĄSKU.doc

(138 KB) Pobierz

ZWYCZAJE  I  OBRZĘDY  DOROCZNE  NA  ŚLĄSKU

 

 

             

              Śląskie zwyczaje i obrzędy doroczne, a więc zjawiska powtarzające się w poszczególnych porach każdego roku, podobne są do zwyczajów dorocznych funkcjonujących w innych regionach Polski. Niektórzy badacze twierdzą wręcz, że należą one do najbarwniejszych i najbardziej urozmaiconych w Polsce.

              Obrzędowość, podobnie jak cała kultura ludowa, odegrała szczególną rolę w przeszłości Śląska, a cechą, którą wolno uznać za charakterystyczną jest rozległe powiązanie prawie całego dorocznego świętowania ludu śląskiego z liturgią i rytuałem Kościoła katolickiego.

              Z końcem XIX w. i w pierwszych 20-stu latach XX w. niektóre zwyczaje zostały prawie całkowicie zarzucone, inne przystosowały się do nowych warunków, jeszcze inne  przekształciły się w widowiska i zabawy. O wiele głębsze skutki dla ludowej kultury przyniosła II wojna światowa - nie licząc przeobrażeń politycznych i gospodarczych, wpływ miały przemieszczenia ludnościowe, procesy integracji kulturowej i zanikanie atrakcyjności życia wiejskiego.

 

 

Adwent

              Adwent - to okres poprzedzający święta Bożego Narodzenia. Rozpoczyna się w niedzielę najbliższą dnia św. Andrzeja i ma on przygotować wiernych do nadchodzących świąt. Uważany jest za okres postu - w tym czasie nie bawiono się ani nie tańczono czy śpiewano. Należało odmawiać sobie smakołyków i zostawić te przyjemności na Gody.

              W pierwszą niedzielą adwentu rozpoczyna się nowy rok kościelny. Czyniono przy tej okazji różne wróżby i przepowiednie. Szczególną uwagę zwracano na sny - wierzono, że to co śniło się w pierwszą niedzielę adwentu było wróżbą na cały pierwszy kwartał, co w drugą - na drugi itd.

              Dawniej powszechny był zwyczaj zrywania gałązki jabłoni, wiśni lub śliwy. Gałązkę taką wkładano do wody i jeśli rozwiną się na niej pączki, które zakwitną do Bożego Narodzenia, wróży to pomyślny, zdrowy i urodzajny rok.

              W latach międzywojennych - w rodzinach katolickich ok. lat 20-tych - powszechnym zwyczajem było zawieszanie w domu w pierwszą niedzielę adwentu wieńca uplecionego z jedliny lub świerku, który wieszano pod lampą nad stołem. Do  wieńca przymocowane były 4 świeczki, najczęściej czerwone. Wieczorem, w pierwszą niedzielę adwentu zapalano jedną świeczkę i śpiewano pieśni adwentowe, po czym świeczkę gaszono. W następną niedzielę zapalano już dwie świeczki, i tak kolejno. Przed wigilią Bożego Narodzenia zapalano wszystkie cztery. W czasie wieczerzy świeczki te wypalały się do końca i wtedy dopiero zapalano świeczki na choince.

 

 

Andrzejki  (29.XI)

              Z wigilią św. Andrzeja  wiąże się szereg pozostałości starych obrzędów, które występowały prawdopodobnie podczas pogańskich świąt ku czci zmarłych.

              Istotną część wieczoru andrzejkowego (Andrzej, gr. aner - mąż) stanowiły praktyki wróżbiarskie, które dziś mają charakter wyłącznie zabawowy. Dawniej jedną z najbardziej charakterystycznych praktyk było lanie płynnego ołowiu na wodę, współcześnie popularny jest zwyczaj lania wosku i wróżenia z jego kształtu zawódu przyszłego męża, staropanieństwo lub trudności w drodze do zamążpójścia, powodzenie u mężczyzn, rychłe wesele.

              Do innych popularnych wróżb andrzejkowych należą:

- puszczanie na wodę (w miednicy, na talerzu) dwóch igiełek lub listków mirtu. Gdy    igiełki lub listki się zetkną, wróży to szybkie wesele.

- zdejmowanie lewych butów i ustawianie ich naprzemian w kierunku drzwi. Dziewczyna, której but pierwszy przekroczy próg, najwcześniej wyjdzie za mąż.

- ustawiane na stole trzech talerzy, a pod nimi: obrączki, lalki i różańca. Która z dziewcząt wyciągnie obrączkę - szybko wyjdzie za mąż, lalkę - zostanie panną z dzieckiem, różaniec - pójdzie do klasztoru. Istnieją inne warianty tej wróżby - pod filiżanki wkłada się węgiel- oznaczający chorobę, mirt - pójście na wesele, obrączkę - ślub, monetę - bogactwo, sól - płacz, popiół - śmierć, chleb - dostatek.

- wkładanie pod poduszkę kartek z wypisanymi imionami chłopców, rano w dzień

  św. Andrzeja wyciąga się kartkę z iminiem wybranego, a wyciągnięcie czystej kartki oznacza dalsze staropanieństwo.

- rozkładanie na podłodze kości posmarowanych tłuszczem - czyją kość najpierw chwyci pies, ta dziewczyna pierwsza wyjdzie za mąż.

- liczenie sztachet w zasięgu rozciągniętych rąk - jeśli liczba kołków jest parzysta, dziewczyna wyjdzie za mąż w nadchodzącym roku.

              Z prognoz pogodowych występowały: „Jak je na Jędrzeja mróz, to sobie siedlak ma gotować wóz", "Na św. Andrzeja trza kożucha dobordzieja".

 

 

Świętego Mikołaja

              Postać św. Mikołaja znana jest tutejszej ludności już od średniowiecza. Święty traktowany jest jako patron bydła i innego żywego dobytku, dlatego w dniu tym chłopi nie używali bydła do żadnych prac w obejściu.

              Zwyczaj obdarowywania dzieci na św. Mikołaja przyszedł Śląsk najprawdopodobniej z zach. Europy dopiero w II poł. XIX w. i jest on praktykowany bez względu na środowisko społeczne.

 

 

Prządki i Skubaczki

              Prządkami zwano na Śląsku wspólne przędzenie lnu na kołowrotkach

lub wrzecionach, odbywane corocznie późną jesienią i zimą. Obok darcia pierza (skubaczek) należały one na wsi do najpopularniejszych prac wykonywanych wspólnie przez kobiety i dziewczęta z sąsiedztwa. Ta forma pracy miała charakter zarówno towarzyski, jak i gospodarczy - tak było na Śląsku jeszcze w II poł. XIX w, a gdzieniegdzie jeszcze do wybuchu II wojny światowej. Przy kądzieli zabawiano się opowiadaniem historyjek i plotek, a także śpiewaniem piosenek, tak że sama praca schodziła czasem na drugi plan.

              Młodzież męska oraz starsi mężczyźni odwiedzali pracujące kobiety i płatali im różne psoty i figle, dlatego prządki sprzyjały zawieraniu znajomości i kojarzeniu małżeństw.

              Pracę uprzyjemniano sobie skromnym poczęstunkiem, a w ostatni wieczór

po skończonej pracy organizowano często zabawę taneczną - zwaną na Górnym Śląsku siudowajkami.

              Skubaczki, podobnie jak prządki, są formą spotkań towarzyskich i zwyczajem gospodarskim, do niedawna żywym jeszcze w wielu częściach Śląska. W ubiegłym wieku miało ono miejsce bezpośrednio po prządkach, dlatego jego zakończenie często następowało już na wiosnę.

              Skubaczki były urządzane przez wieśniaczki, które spraszały krewne, znajome i sąsiadki. Sezon skubania rozpoczynał się nieraz już w listopadzie, najczęściej jednak w grudniu, gdy ustały większe prace domowe i dokuczyły długie wieczory zimowe.

              Liczba skubaczorek wahała się od 5 do 15 - w zależności od zwyczaju (np. na 5 gęsi 8-9 skubaczek lub 13  gęsi na 6-7 kobiet lub 11 gęsi na 14 kobiet itp.). Cała praca w jednym domu trwała zazwyczaj 2-3 tygodnie, a potem rozpoczynała się w następnym domu. Pracowano wyłącznie w dni powszednie, do piątku, istniał bowiem zwyczajowy zakaz przędzenia i skubania pierzaw sobotę. Soboty przeznaczone były na sprzątanie i szykowanie się do niedzieli.

              Tak jak prządki również skubaczki urozmaicały sobie czas śpiewaniem pieśni nabożnych i ludowych, opowiadaniem bajek, nowinek i wydarzeń z życia wsi. Szczególnie chętnie słuchano "opowieści grozy". I w tej pracy młodzi mężczyźni płatali kobietom figle, była to także okazja do zawarcia znajomości, zalotów.

              Skubaczki były formą bezinteresownej pomocy sąsiedzkiej - rewanżowano się skubaniem pierza w innych gospodarstwach. Czasem w zamożniejszych domach nawet codziennie podawano poczęstunek (pączki, kawę), ale dopiero w ostatnim dniu pracy gospodyni urządzała wystawną gościnę. Śpiewano wtedy i tańczono, zapraszano muzykantów, a zabawa trwała do północy.

 

 

Boże Narodzenie

              Od kilkunastu wieków w powszechnej świadomości chrześcijan Boże Narodzenie jest największym i najbardziej uroczyście obchodzonym świętem. W Polsce zostało wprowadzone do kalendarza Kościelnego już w X w. Jeszcze obecni nazywane jest przez lud Godami.

              Cały cykl świąteczny obejmuje uroczyste dni Bożego Narodzenia poprzedzone Wigilią oraz Nowy Rok, święto Trzech Króli oraz sześć niedziel po Trzech Królach wraz

ze świętem Matki Boskiej Gromnicznej. Przygotowania do Godów trwają dużo wcześniej i obejmują robienie porządków wokół obejścia oraz wewnątrz domu i budynków gospodarczych, a także sprawianie zakupów. Dawniej do powszechnych praktyk należało również świniobicie.

              U podłoża naszej obrzędowości bożonarodzeniowej tkwi kult zmarłych, który był zresztą obecny przy wszystkich uroczystościach dorocznych. Współcześnie ten charakter świąt zaniknął.

 

Wigilia

              Dniem o wyjątkowo nastrojowym charakterze w całej obrzędowości dorocznej jest wigilia Bożego Narodzenia. Motyw czuwania (łac. vigilia - czuwać) i przygotowania się do święta właściwego zachował się również we współczesnych obrzędach Bożego Narodzenia. Na pocz. XX w. utrzymywał się w wielu wsiach zwyczaj wspólnych modlitw w kościele, w oczekiwaniu na pasterkę.

              Wigilia obfitowała w różne wierzenia i zabiegi magiczne mające na celu zapewnienie sobie i rodzinie zdrowia, pomyślności i wszelkich korzyści, a także przychylności losu i dobrej wegetacji rolnej.

              Wigilii przypisywano znaczenie symboliczne - za symboliczne uznawano sposób zachowania się, a nawet gesty. Odzwierciedlały to również przysłowia, np.: "Jakiś w Wigilię, takiś cały rok”, „Kto oberwie we Wigilie, tyn bedzie bity cały rok" itp. Dlatego też dzieci starały się być w tym dniu posłuszne, aby nie zasłużyć na karę, bo tak mogłoby być cały następny rok.

              W Wigilię należało wstać wcześnie, ale nie powinno się nikogo budzić, ponieważ każdy powinien obudzić się sam. Rano śpieszono na ostatnie roraty, a przestrzeganie punktualności w tym dniu było aż przesadne. Starano się również nic nie pożyczać, aby nie robić tego w nowym roku i aby nie wynieść szczęścia z domu. Nie wolno było rąbać drewna, gdyż cały rok bolałaby głowa, ani nie wbijać gwoździ, aby zęby nie bolały. W Wigilię nie należy prać ani wieszać bielizny jak też podejmować się większych prac gospodarskich, przestrzegano również zakazu hałasowania w tym dniu.

              Przygotowanie wiglijne

              Cały dzień wigilijny od wczesnego rana przebiega wśród przygotowań świątecznych, a przede wszystkim przygotowania uroczystej wieczerzy. Na wsi mężczyzni kończą drobniejsze prace gospodarcze, robią zapasy świąteczne dla inwentarza i porządkują obejście. Kobiety zajęte są głównie przygotowaniem wieczerzy i pożywienia na dwa dni świąt, ponieważ właśnie na nich spoczywał obowiązek wykonania wszystkich innych prac kuchennych i domowych, po to, aby przez dwa dni świąteczne nie trzeba było ani sprzątać, ani gotować, i żeby niczego nie zabrakło. Tradycja jeszcze sprzed I wojny pozwalała

w święta jedynie odgrzewać potrawy, lecz ich nie gotować.

              Strzelanie z biczów

              Jeszcze na pocz. XX w. w niektórych wsiach śląskich praktykowany był zwyczaj strzelania przed wieczerzą wigilijną z biczów, który utrzymywał się głównie we dworach i dużych majątkach. W godzinach popołudniowych schodzili się przed dworami synowie gospodarscy i służba z całej wsi i strzelali z biczów - karwaczy na wiwat. Strzelaninie tej przypatrywał się dziedzic z rodziną, a zapłatą za wiwat był datek pieniężny. Następnie parobcy udawali się przed probostwo i tam również strzelali na wiwat, za co od proboszcza otrzymywali na piwo. Chłopcy strzelali potem na trzech lub czterech krańcach wsi, po czym szli na wieczerzę.

              Wieczerza wigilijna

              Do wieczerzy należało przygotować siebie, jak i izbę oraz stół. Domownicy musieli być umyci, uczesani i odświętnie ubrani - wierzono, że bez szczęścia będzie ten, kto do wieczerzy zasiądzie brudny.

              Wieczerzę spożywano w kuchni lub izbie, a do kolacji zasiadała całą rodzina

i służba, jeśli taka była zatrudniona w gospodarstwie. Wieczerza przebiega w uroczystym i poważnym nastroju, w wielu rodzinach obowiązywało milczenie i skupienie "żeby rodzina szanowała się i nie kłóciła cały rok".

              Na Śląsku istniała różna tradycja przyjmowania gości w wigilię. Jedni zabiegali o obecność kogoś obcego, inni zamykali drzwi na klucz, aby nie sprowadzić na dom nieszczęścia. Wystrzeganie się obcego było zwyczajem bardziej rozpowszechnionym.

              Stół musiał być przygotowany przed rozpoczęciem wieczerzy, wierzono bowiem, że wszystko co potrzebne powinno stać na stole, aby ani gospodyni ani nikt inny nie musiał wstawać od stołu podczas jedzenia., w przeciwnym razie rodzinę czekało nieszczęście, a nawet śmierć.

              Momentem, od którego rozpoczynano wieczerzę było ukazanie się pierwszej gwiazdki. Przed przystąpieniem do wieczerzy odmawiano modlitwy "Ojcze nasz" bądź "Anioł Pański".

              Ważną chwilą było łamanie się opłatkiem. Życzono sobie wtedy "pomyślności, zdrowia i błogosławieństwa bożego", przepraszano za krzywdy za " złe słowa i złości". ZwyczajŁamania się opłatkiem wywodzi się jeszcze z czasów pogańskich, kiedy dzieleno się pieczywem obrzędowym, kościół zaś nadał temu zwyczajowi sens chrześcijański. Opłatek był symbolem jedności i zgody w rodzinie - powszechne było przekonanie, że "kto w wilię z drugim dzieli się opłatkiem, ten nigdzie nie zaginie".                            

              Wieczerza wigilijna, do której wszyscy siadali głodni po całodziennym poście składała, sie z kilku dań. Liczba potraw była rożna - jedni sądzili, że powinno ich być

7 lub 9, inni, że dwanaście, czyli tyle ilu było apostołów. Stół nakryty był czystym obrusem, pod który wkładano siano, a w rogach izby ustawiano snopy.

              Jako pierwszą podawano zupę, na Opolszczyźnie często grochową, a dla dzieci podawano słodka zupę migdałową. w miejsce zupy lub jako drugie danie podawano siemieniotkę i moczkę.

              Siemieniotka czyli konopionka była przygotowywana już w przeddzień wigilii, ponieważ należało wcześniej zemleć kaszę jaglaną na mąkę. Szykując siemieniotkę najpierw gotowano ziarna konopi, potem ziarno tłuczono i przecierano z wodą nawet pięciokrotnie. Konopną polewkę stawiano na piecu, zasypywano zmieloną kaszą jaglaną i gotowano. Na talerz nakładano ugotowaną na sypko kaszę tatarczną (odmiana kaszy gryczanej)

i zalewano gorącą siemieniotką. W ten sposób na talerzu "spotykały się" ziarna prosa, tatarki i konopi, które miały siłę magiczną i wróżyły powodzenie.

              Moczka - mocka, mouczka - jest obok siemieniotki jedną z najstarszych śląskich wigilijnych potraw obrzędowych. Pierwotnie był to gęsty sos na zasmażce z dodatkiem czosnku, gruszki, grzybów, piernika, pasternaku i in. Moczkę podawano do klusek jęczmiennych albo śląskich. Spotyka się kilka odmian moczki - śliwkową, powidłową, gruszkową, jagodową, krzonową, tj. chrzanową, grzybową, koprową, piernikową, która jest najbardziej lubianą do dziś.

              Najbardziej oczekiwaną potrawą wigilijną były makówki, czyli bułki moczone

w słodkim mleku wymieszane z miodem i tartym makiem, z czasem wzbogacane innymi dodatkami : orzechami, rodzynkami, migdałami.

              Kompot z suszonych śliwek i ciasta zamykały wieczerzę wigilijną.

              Wróżby wigilijne

              Resztki i okruszki z wigilijnego stołu podawano bydłu lub zakopywano w ogrodzie lub rozrzucano po polach, nigdy jednak nie wyrzucano do śmietnika. Szczególną uwagę wykazywano wobec bydła - dawanie opłatka krowom wskazywało na znaczenie, jakie chłop przywiązywał do żywego inwentarza.

              Spośród zwierząt hodowanych w gospodarstwie wyróżniano w wieczór wigilijny ponad to psa, koguta, gąsiora i kaczora. Dawano im kawałek chleba z czosnkiem, aby każdy z nich dobrze pilnował domostwa i aby byli czujni i zdrowi.

              Również po wieczerzy na całym Śląsku stosowany był zwyczaj obwiązywania drzewek owocowych (słomą, którą uprzedni zaścielano stół lub jeden ze snopów), aby lepiej owocowały.

          Najobszerniejszy zespół wróżb dotyczył przyszłości, szczęścia, zdrowia, długości życia:

- spod obrusa wyciągano źdźbło siana i z jego długości wróżono długość życia,

- przed udaniem się na spoczynek gospodyni napełniała łupiny orzechowe solą - każda łupina przeznaczona była dla jednego członka rodziny. Jeśli nazajutrz w którejś łupinie sól była roztopiona, wróżyło to śmierć tego, komu łupina była przypisana.

              Na różne sposoby wróżono, czy zagrodę czeka błogosławieństwo, czy klęski żywiołowe:

- stawiano rzędem cztery garnki dnem do góry, a pod garnkami chowano: pieniądz, kromkę chleba, kawałek węgla i czepek, które oznaczały odpowiednio: wiele pieniędzy, nie zaznanie biedy, śmierć i zamążpójście, w zależności od tego, który garnek się wybrało.

 

- w miednicy puszczano łupinę orzecha - jeśli łupina pływała blisko brzegu znaczyło to, że dana osoba będzie przebywać w domu, a gdy pływała na środku, że będzie podróżować.

- wierzono, że sen z nocy wigilijnej spełni się do następnej Wigilii.

Rozpowszechnione były wróżby matrymonialne, dzięki którym dziewczęta miały nadzieję dowiedzieć się wszystkiego o swoim przyszłym zamążpójściu:

-najczęstsze było zamiatanie izby na opak, tj. od drzwi ku oknom, a śmieci należało wyrzucić za płot i słuchiwać, skąd dobiegnie głos psa, ponieważ stamtąd miał nadejść kawaler

- potrząsanie płotem i wymawianie formuły: „trzęsę cię płotku, skąd przyjdziesz chłopku?", wtedy również nasłuchiwano szczekania psa, które wskazywało skąd ma nadść narzeczony

- dobrą wróżba było ustawienie się rzuconego przez ramię buta czubkiem do drzwi

- liczenie przyniesionych do izby drewek - parzysta liczba wskazywała życie w parze

- umieszczenie na progu izby kości - której dziewczyny kość najpierw pochwycił pies,ta pierwsza miała iść za mąż

Część z wróżb wigilijnych dot. zamążpójśczi była więc podobna do andrzejkowych.

              Tradycja nakazywała obowiązkowe uczestniczenie w pasterce. Zapewniano sobie w ten sposób szczęście osobiste w nowym roku. Drogę na pasterkę oświetlano sobie smolnymi szczapami, każdy jednak winien był iść osobno i w skupieniu, a nie w gromadzie. Starano się nie przyjść jako ostatni na nabożeństwo, aby nie być uznanym za zmorę. Złą wróżbą był upadek w drodze do kościoła. Kto pierwszy wracał z pasterki, ten pierwszy miał ukończyć żniwa, a dla panien była to wróżba matrymonialna.

              Choinka

              Strojenie choinki na Boże Narodzenie nie zawsze było tak rozpowszechnione

na Śląsku, jak obecnie. Nie sposób dokładnie ustalić genezy, etapów rozwoju i czasu przyjmowania się choinki. Podobnie jak w całum kraju na Śląsku drzewko znane jest

w dwóch postaciach:

- drzewko lub jego wierzchołek zwisające u powały szczytem do dołu

- drzewko stojące na podłodze lub stole

              Pierwsza postać drzewka wiązana jest z prastarą, pogańską tradycją ludową

i kultem zielonego drzewa - symbolu życiodajnej siły, zdrowia, szczęścia i urodzaju.

              Z czasem wykształciła się forma drzewka stojącego - pochodzącego z Alzacji

(XVI w.). Na Śląsku sporadycznie spotykana już w XVII w. (Brzeg), rozpowszechniona w XIX w. Na wsi śląskiej choinka pojawiła się na przełomie XIX/XX w. i na początku nie została powszechnie zaaprobowana. Najwcześniej przyjęła się u bogatych chłopów. Jeszcze w latach 30-tych niektórzy nawoływali do porzucenia "protestanckiego, świeckiego i obcego" zwyczaju stawiania choinki wigilijnej. Ale stawianie i strojenie choinki było już wtedy zwyczajem powszechnym.

              Choinka dawniej ubierana była ozdobami wykonanymi własnoręcznie - kolorowymi łańcuchami z bibułki i ciętych słomek, papierowymi aniołkami, mikołajami, świeczkami. Wieszano owoce mające zapewnić urodzaj: jabłka i orzechy oraz słodycze: pierniki, ciasta własnego wypieku, cukierki.

              Różny był okres trzymania choinki - najczęściej do Trzech Króli, choć niektórzy trzymali ją do Matki Boskiej Gromnicznej.

              Żłóbek

              Zanim choinka rozpowszechniła się, na wsi śląskiej dużą popularnością cieszył się tzw. żłobek - szopka. Dla domu wykonywali ją starsi członkowie rodziny, bogatsi zamawiali żłobek u stolarzy, a dla kościoła szopki budowali wiejscy artyści.

              Konstrukcja szopki jest bardzo prosta, swoim wyglądem przypominała szopę, szałas pasterski lub grotę górską. W środku ustawiane były figurki Matki Boskiej, św. Józefa , żłobek z Dzieciątkiem, a obok wół i osiołek. Dodawano też figurki pasterzy, Trzech Króli, na druciku wisiał aniołek, a najwięcej było baranków.

 

Kolędnicy

              Zwyczaj chodzenia po kolędzie istnieje w Polsce od dawien dawna. Ma on także długą tradycję na całym Śląsku. Nie znamy początków ludowego kolędowania ani też najstarszych jego form.

              Okres kolędowania rozpoczynał się przeważnie w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, choć gdzieniegdzie już w wieczór wigilijny zaczynali chodzić po wsi kolędnicy. W obchodach udział brała przede wszystkim młodzież, zwykle kilkunastoletni chłopcy, choć dawniej chodzili z kolędą również starsi mężczyźni. Przygotowania zaczynały się już na kilka dni przed świętami.

              Na Śląsku Opolskim istniał zwyczaj przebierania się kolędników. Tu pastuszkowie na swe wierzchnie ubrania nakładali długie, białe koszule, opasane w pasie. Przez piersi przewieszali wstęgę z kartonu, oklejoną kolorową bibułką i gwiazdkami. Na głowę wkładali kolorową kartonową koronę, zaś w ręce trzymali kij przypominający pastorał. Pastuszkowie bywali też ubrani w kożuchy wywrócone sierścią na zewnątrz i opasane powrósłem,

a na głowie nosili czapki baranie.

              Kolędnikom ofiarowywano słodycze, orzechy, suszone owoce lub drobne datki pieniężne. Pastuszkowie śpiewali zwykle kolędy powszechnie znane, prawie zawsze mieli w repertuarze teksty własne, swojskie, autorstwa własnego lub miejscowych twórców ludowych.

              W Opolskiem znana była grupa składająca się z pasterzy i diabła. Gdy zbliżała się do zagrody mówiono, że pasterka idzie.

              Najbardziej rozpowszechnioną grupą kolędniczą na Śląsku byli zawsze Trzej Królowie, pojawiający się już około Nowego Roku, a zwłaszcza 6 stycznia. Ubrani byli w długie, białe koszule, ornaty (szaty "królewskie" wyk. z kolorowych, wzorzystych nakryć łóżka) i korony. W ręku trzymali pastorały (laski, kostury).

              Grupa ta miała w repertuarze kolędy kościelne i świeckie, kolędy życzeniowe. Nieraz kolędnikom przygrywali muzykanci. W dużych wsiach kolędowanie trwało zazwyczaj kilka a dni, ponieważ obowiązkowo odwiedzano każdą zagrodę.

              Z tradycyjnych widowisk świątecznych najbardziej popularnym teatrem ludowym był na Śląsku "Król Herod", czyli tzw. herody. Widowisko to sięga średniowiecznych misteriów religijnych o Narodzeniu Pańskim, które pierwotnie wystawiane były w kościele. Przenikanie do misteriów treści pozareligijnych, świeckich spowodowało stopniowe wychodzenie tego teatru poza kościół. Widowiska szczególnie podobały się ludności małych miasteczek i wsi, ponieważ dostarczały im dużo radości i prawdziwej satysfakcji. W XIX w. herody stały się dla wielu Ślązaków okazją do udziału w teatrze amatorskim, który był bardzo popularną formą artystycznego "wyżycia się".

              Pierwotna treść widowiska bierze swój początek z Nowego Testamentu, z opowieści o narodzeniu Chrystusa, hołdzie Trzech Króli, próbie zgładzenia przez Heroda nowonarodzonego króla Judei, o rzezi betlejemskiej i o śmierci Heroda. Tekst widowiska, początkowo krążący w przekazie ustnym, a później również w opisach rękopiśmiennych, ulegał przekształceniom i urozmaiceniom.

              Grupy Herodów o dłuższej tradycji przechowywały stroje i rekwizyty z roku na rok, a ich członkowie spotykali się razem dopiero w dniu wymarszu na wieś.

              Skład herodów nie był stały, występowali w nich jednak najczęściej: Herod, jego żołnierz (marszałek), anioł, śmierć i diabeł, czasem Turek, Żyd i rycerz. Herod przedstawiany był w złotej papierowej koronie na głowie, a szaty miał w kolorze czerwonym. Żołnierz (marszałek) występował w wojskowym ubraniu z dzidą i drewnianą szablą, na głowie miał papierowy hełm. Śmierć, zgodnie z ludową ikonografią, była spowit...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin