Na zawsze twój [Z].txt

(659 KB) Pobierz
Niniejszym rozpoczynam pierwsze zbiorowe tłumaczenie naszego TEAMU i na poczštek kilka niezbędnych informacji.

TEAM DRARRY to grupa tłumaczek i bet, które wspólnymi siłami będš przekładały teksty uznane przez nas za ciekawe, a którymi nikt się dotšd nie zajšł. Poczštkowo mylałymy o kończeniu opowiadań porzuconych, ale w przyszłoci zamierzamy także tłumaczyć fiki zupełnie nietknięte. Zapewne powstanie jaki temat do składania propozycji.

Podziękowania należš się wielu osobom: Akame  za cierpliwe tworzenie avatarów, aż wreszcie pogodziła nasze gusty, Minamoto  za wymylenie tytułu oraz betowskš pieczę nad całociš tłumaczenia, Aevenien i Kaczalce  za pomysł i organizację projektu, wszystkim tłumaczkom i betom językowym oraz każdemu, kto brał udział w dyskusjach, zachęcał nas i wspierał.

Za betę tego rozdziału dziękuję Aevenien i Minamoto.

Wszystkim czytelnikom życzymy wesołych Walentynek i już bez zbędnego gadania zapraszamy do lektury.



Tytuł i link do oryginału: Irresistible Poison
Autor: Rhysenn
Beta: Minamoto
Zgoda: proba wysłana, czekamy
Rating: PG-13
Ostrzeżenia: generalnie nie ma



NA ZAWSZE TWÓJ



Rozdział 1: Trucizna


...zatrute wino z niebios;
dzika miłoć i jeszcze dziksza nienawić.*


Harry cichym krokiem przemierzał błonia Hogwartu, kierujšc się w stronę sowiarni. Był sam i co chwilę rzucał przez ramię czujne spojrzenia. Czarne, powykręcane sylwetki drzew Zakazanego Lasu odcinały się na tle ciemnego, bezkresnego nieba, wywołujšc wyrane uczucie niepokoju, a miękki szelest trawy pod jego stopami rozbrzmiewał mu w głowie zwielokrotnionym echem.
Bez swojej peleryny-niewidki miał wrażenie, że jest obnażony i bezbronny, jak gdyby cały mrok uciekał przed nim, czynišc go doskonale widocznym w promieniach księżyca. Pelerynę pożyczył Syriuszowi, który wcišż się ukrywał i potrzebował jej dużo bardziej. Teraz Harry rzadko wybierał się na nocne eskapady, dzi jednak nie mógł zmrużyć oka, postanowił więc wysłać do Syriusza list, a że Ron już spał, zaryzykował spacer w pojedynkę.
Nocne powietrze było rzekie i pachnšce rosš oraz ciętš trawš z delikatnš domieszkš korzennego aromatu egzotycznych kwiatów, które rozwijały swe płatki dopiero po zmierzchu i rosły tuż za granicš Zakazanego Lasu. Harry wzišł głębszy oddech, delektujšc się subtelnym zapachem, który tak precyzyjnie okrelał samš istotę niepokoju, jakim emanowała ta pradawna puszcza, dziwnie krzepišcš i jednoczenie nęcšcš w swojej mrocznoci.
Nagle kštem oka zauważył błysk srebra na prawo od siebie, niestety zniknšł on tak samo szybko, jak się pojawił. Jeszcze raz spojrzał w tym samym kierunku i teraz jego podejrzenia potwierdził cichy szelest. Co się poruszyło w rosnšcych nieopodal krzakach, zacisnšł więc dłoń na różdżce i podszedł bliżej.
Dokładnie w tym momencie czarne chmury rozstšpiły się, przepuszczajšc jasny strumień księżycowego wiatła. Harry otworzył usta, ze zdziwieniem patrzšc na osobę, która się przed nim ukazała.
 Malfoy?!
W odpowiedzi smukła sylwetka odwróciła się gwałtownie. Dobrze mu znane szare oczy otwarły się szeroko, patrzšc na niego z nietypowym dla siebie kompletnym zdumieniem. Harry szybko zlustrował ciało lizgona z góry do dołu oszołomionym wzrokiem, i to, co ujrzał, na kilka sekund pozbawiło go zdolnoci mowy.
Gdy w końcu znów był w stanie artykułować słowa, zapytał słabym ze zdziwienia głosem:
 Malfoy? Czemu jeste nagi?

***


Chciał być niewidzialny.
I teraz, stojšc na granicy nocy, z obu stron otoczony ciemnš barierš Zakazanego Lasu, poczuł się tak niewidzialny jak nigdy dotšd. Aksamitne niebo przepuszczało słabe promienie wiatła o pastelowej barwie, niczym nóż przecinajšc niekończšcš się płaszczyznę nieba.
Oczywicie niewidzialny był tylko we własnym mniemaniu. W blasku księżyca jego jasne włosy lniły niczym płynne srebro, a bladš skórę zabarwiała nieziemska powiata, zdajšca się wydobywać z jego wnętrza, tworzšca wokół sylwetki ostre kontury na tle niczym niezmšconych ciemnoci. Nie musiał jak inni tuszować niezgrabnoci, wyróżniał się z otoczenia naturalnš arogancjš i wdziękiem oraz charakterystycznš dla siebie, unikalnš aurš.
Szedł powoli, ostrożnie stawiajšc kroki w miękkiej, błotnistej ziemi. Trawa szeleciła jak gdyby na powitanie, gdy zbliżał się do lasu, kipišcego życiem mimo niezakłóconej nocy. W prawej ręce trzymał przezroczystš niczym kryształ fiolkę wypełnionš bezbarwnym płynem. Ucisk jego szczupłych palców stawał się mocniejszy z każdym pokonywanym metrem, a oczy uważnie obserwowały cennš miksturę.
Przez wiele tygodni pracował w tajemnicy nad eliksirem, starannie zbierajšc wszystkie niezbędne ingrediencje. Podkradał je z prywatnych zapasów Snapea lub kupował od podejrzanych typów w mrocznych zaułkach Hogsmeade. Nigdy nie sšdził, że warzenie mikstury może być aż tak skomplikowane, o działaniu niektórych składników nie miał bladego pojęcia. Instrukcja jednak była wystarczajšco jasna, więc bez zastanowienia się do niej stosował.
W życiu dšżył do kilku celów. I oprócz tych, które był zmuszony osišgnšć, najbardziej marzył o tym, by stać się niewidzialnym. Pragnienie to pojawiło się już w dzieciństwie i w miarę dorastania narastała w nim tęsknota za posiadaniem akurat tej umiejętnoci. Jednak mógł szczerze powiedzieć, że nie kierował się chęciš bezkarnego podglšdania innych.
Wszystko, czego pragnšł, to zniknšć chociaż na chwilę. Ukryć się i być tylko sam ze sobš. Widzieć innych, jednoczenie nie będšc przez nich widzianym. Uciec tak, by nikt nie zauważył, gdzie poszedł.
Oczywicie niewidzialnoć dawała też inne możliwoci, takie jak płatanie figli czy popełnianie różnych niegodziwoci, ale nie to było powodem, dla którego z takš determinacjš dšżył do wyznaczonego celu.
Przepis na eliksir znalazł podczas wakacji w jednej z bardzo starych i zniszczonych ksišżek, stojšcych na półce ogromnej biblioteki ojca. Wolumin był tak wiekowy, że niemal rozpadał się w rękach. Pożółkłe strony tylko pozornie trzymały się razem, kiedy jednak zaczšł je przeglšdać, rozsypały się po podłodze. Zebrał je pospiesznie i schował się w swoim pokoju, żeby w spokoju oddać się lekturze. Kartki były poplamione, wystrzępione i ogólnie w bardzo złym stanie, do tego nie na każdej dało się rozpoznać numer, gdyż ich brzegi pokruszyły się z biegiem lat. Jako jednak udało mu się dokładnie zbadać ksišżkę i, ku swej bezgranicznej radoci, znaleć wyblakłš, zapisanš na niemal w połowie zniszczonej stronie, recepturę na Eliksir Znikania.
Przepis okazał się bardzo skomplikowany i zapewne miał czarnomagiczne pochodzenie, ale gdyby osišgnięcie wymarzonego celu było proste jak machnięcie różdżkš, Draco na pewno nie uwierzyłby w autentycznoć receptury. Z pełnš determinacjš zgromadził potrzebne składniki i teraz do ukończenia pracy brakowało mu już tylko jednego. Dzikiej czarnej róży.
Jej zdobycie dostępnymi mu drogami było niemożliwe. W żadnym sklepie w Hogsmeade nie sprzedawano naturalnie czarnych, niebarwionych ani wyhodowanych magicznie róż. Napisał nawet list do firmy wysyłkowej Calyx i Corolla, specjalizujšcej się w sprzedaży rzadkich okazów fauny, jednak cena, ze względu na rzadkoć występowania w Szkocji i sezonowoć tego gatunku, przekraczała jego możliwoci. Wreszcie uzyskał informację, że najlepszym wyjciem będzie, jeli sam poszuka jej w Zakazanym Lesie, gdzie występowały wszelkie odmiany rolin (i nie tylko rolin), kwitnšcych zwłaszcza po zapadnięciu ciemnoci.
No więc był tutaj, niewiele po północy, z wielkš ostrożnociš zbliżajšc się do lasu i modlšc w duchu, że znajdzie róże blisko skraju i nie będzie musiał wchodzić głęboko między drzewa. Zakorzenionego strachu, którego nabawił się na pierwszym roku, nie pozbył się aż do dzisiaj.
Los okazał się dla niego łaskawy. Serce drgnęło mu, gdy w cieniu Bijšcej Wierzby dostrzegł czarne płatki. Ostrożnie, by nie potršcić nieprzewidywalnych gałęzi, opadł na kolana i spojrzał na kwiat, który swym kolorem prawie nie różnił się od otaczajšcych go ciemnoci.
Drżšcymi palcami sięgnšł po różę. Jej kolce podrapały mu skórę, ale korzeń wysunšł się z podłoża zadziwiajšco łatwo. Draco otrzepał go z nadmiaru ziemi i uniósł na wysokoć oczu, aby dokładniej przyjrzeć się aksamitnym płatkom, których czerń wręcz pochłaniała wiatło księżyca, nie odbijajšc nawet najmniejszego promyczka.
Umiechnšł się z satysfakcjš. Znalazł najpiękniejszš różę na wiecie. Różę malowanš kolorami nocy.
Przez chwilę podziwiał idealny kwiat, po czym zabrał się do pracy. Do eliksiru potrzebował jedynie płatków, oderwał je więc od łodygi, delektujšc się ich satynowš fakturš, i jeden po drugim wrzucił do fiolki z przygotowanš wczeniej mieszankš. Przezroczysty płyn momentalnie zabarwił się na szkarłatny kolor, a po płatkach nie pozostał nawet lad, jedynie czysta żywa czerwień, jaskrawa i pełna niczym krew. To wszystko. Eliksir należało wypić natychmiast. Teraz już nie było odwrotu.
Draco wzišł głęboki oddech, zamknšł oczy i wypił zawartoć fiolki jednym łykiem.
Jego gardło natychmiast zaczęło płonšć. Paliło żywym ogniem, jak gdyby zdarto mu skórę i odsłonięto nerwy tak, że aż się zakrztusił, próbujšc złapać oddech. Płynšca w żyłach krew była goršca i sprawiała, że miał wrażenie, jak gdyby jego mięnie skuwał lód. Niepewnie uniósł powieki, ale zaraz opucił je z powrotem, bo zawroty głowy pozbawiły go zdolnoci widzenia. Włoski na karku uniosły się, a całe ciało zalała fala ciepła, jak gdyby plecy owiał mu rozżarzony podmuch, wymywajšc wczeniejszy chłód i zagęszczajšc krew.
Upał był tak intensywny, że wręcz go dusił i Draco zastanowił się, czy to włanie oznacza, że eliksir działa. Sięgnšł do guzika przy kołnierzyku i mocno go szarpnšł. Teraz, gdy zimne nocne powietrze owiało nagš skórę, chłodzšc szalejšcy w jego wnętrzu żar, oddychało mu się łatwiej.
Energicznie rozpišł koszulę do końca i pozwolił, aby...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin