Anderson Kevin J - Wladcy Mocy.doc

(1763 KB) Pobierz
WIELKIE SERIE SF


WIELKIE SERIE SF

 

cykl Gwiezdne Wojny

 

Han Solo na Krańcu Gwiazd

Zemsta Hana Solo

Han Solo i utracona fortuna

Nowa nadzieja Imperium kontratakuje

Powrót Jedi Spotkanie na Mimban

Gwiezdne Wojny - przewodnik encyklopedyczny

Opowieści z kantyny Mos Eisley

Pakt na Bakurze

Ślub księżniczki Leii

Dziedzic Imperium

Ciemna Strona Mocy

Ostatni rozkaz

W poszukiwaniu Jedi

Uczeń Ciemnej Strony

Akademia Ciemnej Strony

Władcy Mocy

Dzieci Jedi

Kryształowa gwiazda

Nowa Rebelia

Spadkobiercy Mocy

Zagubieni

Miecz Ciemności

Miecze świetlne

Najciemniejszy rycerz

Cienie Imperium Oblężenie Akademii Jedi

Planeta zmierzchu

Lando Calrissian i Myśloharfa Sharów

 

Ilustrowany przewodnik po statkach,

okrętach i pojazdach Gwiezdnych Wojen

 

w przygotowaniu Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona


 

WŁADCY MOCY

 

 

 

 

KEVIN J. ANDERSON

 

Przekład Andrzej Syrzycki

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Tytuł oryginału
CHAMPIONS OF THE FORCE

 

 

Ilustracja na okładce

AI,VIN

 

 

Skład

WYDAWNICTWO AMBER

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Informacje o nowościach i pozostałych książkach Wydawnictwa AMBF.R oraz możliwość zamówienia możecie Państwo znaleźć na stronie Internetu http://www.amber.supermcdia.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Copyright © & TM 1996 by Lucasfilm Ltd.

Published originally under the title Champions

of the Force by Bantam Books.

Used Under Authorization.

 

For the Polish edition

Copyright © 1996 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

ISBN 83-7169-902-6


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mojemu przybranemu synowi i „dociekliwemu kumplowi",

który dzięki dziecięcej wyobraźni

pomógł mi wyraźniej dojrzeć „galaktyką,

zagubioną gdzieś na krańcu wszechświata"

 


ROZDZIAŁ 1

Pogromca Słońc pogrążył się w systemie słonecznym Caridy jak nóż mordercy w sercu, które nie podejrzewa niczego złego.

Za sterami siedział Kyp Durron, wyglądający zbyt staro jak na swoje lata. Skulony, wpatrywał się ciemnymi oczyma w nowy cel. Miał do dyspozycji całą moc potężnej superbroni, a także siłę tajemnych nauk, z którymi zapoznał go widmowy mentor, Exar Kun. Zamierzał wyeliminować wszystkie siły, które mogły zagrozić Nowej Republice.

Zaledwie przed kilkoma dniami w Mgławicy Kocioł doprowadził do anihilacji dwóch ostatnich gwiezdnych niszczycieli admirał Daali. Później, uciekając przed falą czołową eksplozji, wystrzelił jeden z cylindrów rejestrujących o rozmiarach trumny, tak żeby cała galaktyka wiedziała, komu zawdzięcza to zwycięstwo.

Jako następny cel zamierzał obrać imperialną akademię wojskową na Caridzie.

Planeta, przekształcona w ośrodek szkoleniowy imperialnych żołnierzy, była dość dużym światem o znacznej grawitacji mającej zwiększyć siłę mięśni przyszłych szturmowców. Dziewicze, często niedostępne tereny, doskonale nadawały się na poligony. Były tam więc arktyczne pustkowia i tropikalne lasy nie przecięte żadną ścieżką ani szlakiem. Były skaliste, niebotyczne góry, a także spieczone słońcem pustynie pełne wielonogich jadowitych gadów.

Carida prawdopodobnie była przeciwieństwem cichego rodzinnego świata Kypa, Deyer, na którym spokojnie żył z rodzicami i bratem. Wszyscy koloniści mieszkali w malowniczych miastach, wzniesionych na tratwach, które unosiły się na powierzchniach jezior. Spokój ten prysnął jednak jak mydlana bańka, kiedy rodzice Kypa postanowili zaprotestować przeciwko zniszczeniu Alderaanu. Szturmowcy, którzy przybyli na Deyer, rozprawili się z kolonistami. Kyp i jego rodzice zostali zesłani na Kessel i zmuszeni do niewolniczej pracy w kopalni przyprawy. Brat Kypa, Zeth, trafił do caridańskiej imperialnej akademii, w której szkolono przyszłych szturmowców.

Teraz, kiedy Kyp okrążał planetę, przekształconą w wojskową bazę, czuł, że na jego twarzy malują się zawziętość i upór, jakby stoczył z własnym sumieniem przerażającą walkę. W kącikach jego oczu kryły się mroczne cienie. Nie spodziewał się, że jego brat po tylu latach wciąż żyje, ale za wszelką cenę chciał poznać prawdę o jego losie.

A jeżeli Zeth nie żył, Kyp dysponował dostateczną mocą, żeby zniszczyć cały system gwiezdny Caridy.

Przed tygodniem zostawił Luke'a Skywalkera na wierzchołku wielkiej świątyni na Yavinie Cztery, przypuszczając, że mistrz Jedi nie żyje. Wykradł plany dokumentacji technicznej Pogromcy Słońc z pamięci jego naiwnej projektantki i konstruktorki, doktor Qwi Xux, a potem doprowadził do wybuchu siedmiu słońc, by spopielić admirał Daalę i jej dwa gwiezdne niszczyciele. W ostatniej chwili Daala starała się uciec z rejonu, w którym eksplodowały gwiazdy supernowe, ale na próżno. Fale świetlne były tak intensywne, że iluminatory Pogromcy Słońc automatycznie uległy zaciemnieniu w chwili, w której rozprzestrzeniająca się kula ognia dosięgała „Gorgone", flagowy statek Daali.

Od czasu tamtego zdumiewającego zwycięstwa opętanie Kypa zaczęło żyć własnym życiem. Młodzieniec zamierzał unicestwić wszystkie pozostałości po Imperium...

Sieć obrony Caridy dostrzegła Pogromcę Słońc, kiedy zbliżał się do planety. Kyp postanowił ogłosić swoje ultimatum, zanim siły imperialne spróbują czegoś niemądrego. Wysyłając wiadomość, zdecydował się wykorzystać jak najszersze pasmo częstotliwości.

- Wzywam akademię wojskową na Caridzie - powiedział, starając się nadać głosowi niskie brzmienie. - Tu mówi pilot Pogromcy Słońc. - Rozpaczliwie usiłował przypomnieć sobie nazwisko błazeńskiego ambasadora, który niedawno wywołał dyplomatyczny incydent na Coruscant, kiedy chlusnął płynem ze szklanki prosto w twarz Mon Mothmy. - Chcę mówić z... ambasadorem Furganem na temat waszej kapitulacji.

Widoczna w dole planeta nie odpowiedziała. Kyp wpatrywał się w komunikator, daremnie czekając na głos, który odezwałby się w odbiorniku.

Kiedy Caridanie usiłowali pochwycić Pogromcę Słońc promieniem ściągającym, na konsolecie sterowniczej statku Kypa zapaliły się alarmowe lampki, ale młodzieniec zaczął poruszać dźwigniami z prędkością wspomaganą przez zmysły Jedi. Dokonywał tak szybkich i nieprzewidywalnych zmian orbity, żeby promień nie zdołał go przyciągnąć.

- Nie przyleciałem tu po to, by się bawić! - Kyp zacisnął dłoń w pięść i uderzył z całej siły w obudowę komunikatora. - Carida, jeżeli nie odpowiecie w ciągu najbliższych piętnastu sekund, wystrzelę torpedę w samo jądro waszego słońca. Przypuszczam, że znacie możliwości mojej broni. Czy mnie zrozumieliście? - Zaczął głośno liczyć.

- Jeden... dwa... trzy... cztery...

Doliczył do jedenastu, zanim w odbiorniku komunikatora odezwał się czyjś szorstki głos.

- Przybyszu, przekazujemy ci zestaw współrzędnych trajektorii lądowania. Leć dokładnie wyznaczoną trasą, gdyż w przeciwnym wypadku zostaniesz zestrzelony. Natychmiast po lądowaniu poddaj się i przekaż swój statek dowódcy szturmowców.

- Chyba nie zdajecie sobie sprawy z tego, co się zaraz stanie -odparł Kyp, nawet nie tracąc chwili, żeby się roześmiać. - Chcę mówić z ambasadorem Furganem natychmiast, gdyż inaczej cały wasz system gwiezdny zamieni się w kolejny jaskrawy punkt w galaktyce. Dokonałem eksplozji Mgławicy Kocioł tylko po to, żeby unicestwić parę imperialnych szturmowych niszczycieli... Czy nie wierzycie, że równie łatwo mogę zniszczyć jedną niewielką gwiazdę, żeby pozbyć się planety ze szturmowcami? Dawajcie Furgana, i to na wizji!

Nadajnik obrazów holoprojektora włączył się i po chwili pojawiła się szeroka, płaska twarz ambasadora Caridy, który niecierpliwym gestem odsunął na bok oficera łącznościowca. Kyp rozpoznał Furgana po krzaczastych brwiach i grubych, fioletowo-purpurowych wargach.

- Z jakiego powodu przyleciałeś do nas, Rebeliancie? - odezwał się Caridanin. - Nie masz prawa stawiać nam żadnych żądań.

Kyp przewrócił oczami, czując, że jego cierpliwość może w każdej chwili się wyczerpać.

- Posłuchaj mnie, Furgan - zaczął. - Chcę, żebyś mi powiedział, jaki los spotkał mojego brata, Zetha, który mniej więcej przed dziesięciu laty został porwany na planecie Deyer, wcielony do imperialnego wojska i sprowadzony tutaj, na Caridę. Kiedy przekażesz mi tę informację, porozmawiamy na temat warunków waszej kapitulacji.

Furgan spoglądał na niego, marszcząc grube brwi, podobne do kolczastych krzewów.

- Imperium nie wdaje się w negocjacje z terrorystami - odezwał się w końcu.

- Jeżeli o to chodzi, nie masz żadnego wyboru - oświadczył Kyp. Furgan zamrugał nerwowo i po chwili postanowił spuścić nieco z tonu.

- Zdobycie informacji sprzed tylu lat z pewnością zajmie nam trochę czasu. Pozostań na orbicie, a my postaramy się to sprawdzić.

- Macie na to godzinę - odparł Kyp, a potem przerwał połączenie.

 

Tymczasem ambasador Furgan, przebywający w głównej cytadeli imperialnej akademii wojskowej na Caridzie, spoglądał na oficera łącznościowca, mocno zaciskając wargi barwy świeżych sińców.

- Poruczniku Dauren, proszę sprawdzić, czy chłopak mówi prawdę - rozkazał. - Chcę wiedzieć wszystko na temat możliwości jego broni.

Do Furgana podszedł kapitan szturmowców, stawiając sprężyste kroki, które sprawiły, że po plecach ambasadora przeszedł dreszcz podziwu.

- Proszę o raport - odezwał się ambasador do oficera. Głośnik umieszczony w hełmie szturmowca wzmocnił słowa kapitana.

- Pułkownik Ardax melduje, że jego grupa szturmowa jest gotowa do odlotu na Anoth - powiedział. - Na pokładzie pancernika „Yendetta" znajduje się osiem transporterów typu MT-AT, a poza tym jest miejsce dla oddziału żołnierzy z niezbędnym sprzętem i uzbrojeniem.

Furgan zaczął bębnić palcami po gładkiej powierzchni konsolety stojącej obok niego.

- Może panu wydać się przesadą, że mobilizuję takie siły, żeby porwać niemowlę i obezwładnić jedną kobietę, która je strzeże, ale to jest dziecko J e d i, a ja nie zamierzam lekceważyć środków obrony, jakie mogli przedsięwziąć Rebelianci. Proszę powiedzieć pułkownikowi Ardaxowi, żeby on i jego ludzie byli gotowi do natychmiastowego startu. Mam co prawda niewielki problem, z którym muszę się najpierw uporać... ale zaraz potem będziemy mogli lecieć po malca, który kiedyś zostanie następcą Imperatora, posłusznym mi we wszystkich sprawach.

Szturmowiec zasalutował, odwrócił się sprężyście na obcasie wypolerowanego buta, a potem otworzył drzwi i wyszedł z pomieszczenia.

- Panie ambasadorze - odezwał się oficer łącznościowiec, przyglądając się informacjom na monitorze. - Nasi szpiedzy donieśli kiedyś, że Rebelianci dysponują skradzioną imperialną bronią zwaną Pogromcą Słońc, która podobno może dokonywać eksplozji gwiazd. Oprócz tego otrzymaliśmy meldunek, że przed niespełna tygodniem w Mgławicy Kocioł pojawiło się kilka tajemniczych supernowych... dokładnie tak, jak twierdzi ten intruz.

Furgan poczuł dreszcz radości na myśl o tym, że jego podejrzenia były słuszne. Gdyby mógł dostać w swoje ręce i Pogromcę Słońc, i dziecko Jedi, dysponowałby o wiele większą władzą niż wszyscy skłóceni ze sobą lordowie w systemach gwiezdnych jądra galaktyki! Możliwe, że Carida stałaby się ośrodkiem odrodzonego Imperium, którym on, Furgan, rządziłby niepodzielnie jako regent.

- Trzeba odwrócić uwagę pilota Pogromcy Słońc - rozkazał. -A kiedy będzie czekał na wiadomość o losie brata, my opracujemy szczegółowy plan ataku, by unieszkodliwić i pochwycić jego statek. Nie możemy dopuścić, żeby taka okazja przemknęła nam koło nosa.

 

Kyp wpatrywał się w tarczę pokładowego chronometru Pogromcy Słońc i z każdą chwilą niecierpliwił się coraz bardziej. Gdyby nie nadzieja, że dowie się czegoś o losie Zetha, wystrzeliłby jedną z czterech pozostałych rezonansowych torped w samo jądro słońca Caridy i wycofał się, by spoglądać, jak cały system gwiezdny zamienia się w gwiazdę supernową, rozżarzoną do białości.

Po chwili szumów i zakłóceń w holoprojektorze ukazał się wizerunek caridańskiego oficera łącznościowca. Na jego twarzy malowała się powaga, niemal smutek.

- Wzywam pilota Pogromcy Słońc... Czy ty jesteś Kyp Durron, brat Zetha, którego zwerbowaliśmy na świecie Deyer, zamieszkanym przez kolonistów? - Oficer mówił tak, jakby sprawiało mu to wielką trudność. Każde słowo akcentował ze zbyteczną precyzją.

- Już powiedziałem wam, kim jestem - odparł Kyp. - Czego się dowiedzieliście?

Wizerunek oficera łącznościowca stał się trochę niewyraźny.

- Przykro nam, ale twój brat nie przeżył wstępnego wojskowego przeszkolenia. Nasze ćwiczenia są bardzo trudne, pomyślane w ten sposób, żeby zniechęcić wszystkich oprócz najbardziej wytrzymałych kandydatów.

Kyp poczuł, że jego uszy wypełniają się dźwiękiem podobnym do huku wodospadu. Spodziewał się usłyszeć coś w tym rodzaju, ale potwierdzenie tych oczekiwań napełniło go rozpaczą.

- Jakie... jakie były okoliczności jego śmierci?

- Sprawdzam - odezwał się oficer łącznościowiec.

Kyp z wielkim trudem postanowił uzbroić się w cierpliwość.

- Podczas wyprawy w góry, kiedy musiał zrobić wszystko, żeby przeżyć, on i jego koledzy zostali zasypani przez nieoczekiwaną śnieżycę. Prawdopodobnie zamarzł na śmierć. Są podstawy, by sądzić, że czynił bohaterskie wysiłki, chcąc ocalić życie chociaż niektórym członkom grupy. Dysponuję zbiorem danych ze wszystkimi szczegółami. Jeżeli chcesz, mogę przekazać je twojemu pokładowemu komputerowi.

- Chcę - odparł Kyp, czując suchość w gardle. - Chcę dowiedzieć się o wszystkim.

Przypomniał sobie, jak obaj puszczali po wodzie łódeczki z trzciny i patrzyli, jak popychane wiatrem, dryfują w stronę pobliskich bagien. Pamiętał także wyraz twarzy Zetha, kiedy szturmowcy włamali się do ich domu i wyciągnęli go na dwór.

- To potrwa dłuższą chwilę - oznajmił oficer łącznościowiec. Kyp spoglądał, jak przesyłane dane pojawiają się na ekranie jego monitora. Pomyślał o Exarze Kunie, starodawnym Lordzie Sithów, który objawił mu wiele prawd, jakich nie chciał nauczyć go mistrz Skywalker. Potwierdzenie spodziewanej wiadomości o śmierci Zetha przerwało ostatnią cienką nić, która utrzymywała na wodzy gniew Kypa. Teraz nic nie było w stanie go powstrzymać.

Nie okaże zdradzieckiej Caridzie cienia łaski. Usunie w ten sposób jeszcze jeden imperialny cierń z boku Nowej Republiki, a potem wyruszy, aby rozprawić się z pozostałymi wielkimi imperialnymi lordami, którzy gromadzili siły w okolicach jądra galaktyki.

Zaczekał, aż ostatnie dane o losach Zetha zostaną przepisane do pamięci komputera Pogromcy Słońc. Wiele czasu zajmie mu zapoznanie się z nimi, wyobrażanie sobie każdego szczegółu życia brata, długich chwil, które powinni byli spędzić razem...

Nagle spostrzegł grupę czterdziestu myśliwców typu TIE. Wyłoniły się spoza kręgu świetlnego planety z cienkiej, mglistej warstwy atmosfery i zaczęły kierować się w stronę jego statku. Gromada kolejnych dwudziestu ukazała się spoza przeciwległego horyzontu i skręciła z wyraźnym zamiarem wzięcia Pogromcy w kleszcze. A więc zabieg przekazania mu wszystkich danych o losach Zetha miał na celu jedynie zyskanie na czasie, odwrócenie uwagi od ataku, jaki zaplanowali Caridanie!

Kyp nie wiedział, czy powinien być rozwścieczony, czy może rozbawiony. Jego twarz przybrała ponury wyraz, który jednak po bardzo krótkiej chwili zniknął.

Tymczasem myśliwce typu TIE zbliżały się coraz szybciej. Piloci niektórych maszyn posyłali w jego stronę nitki laserowych strzałów, zapewne przypuszczając, że w ten sposób go powstrzymają. Kyp czuł głuche dudnienia trafień w burty Pogromcy Słońc, ale specjalny kwantowo-krystaliczny pancerz, którym były pokryte, mógł wytrzymać nawet ogień turbolaserowych dział gwiezdnego niszczyciela.

Jeden z pilotów uruchomił komunikator i postanowił porozumieć się z Kypem.

- Jesteś otoczony. Nie uda ci się uciec.

- Przykro mi - odparł Kyp. - Nie mam na pokładzie ani jednej białej flagi.

Posłużył się czujnikami, by odnaleźć dowódcę eskadry myśliwców typu TIE, którego głos usłyszał w głośniku komunikatora. Wymierzył w niego jeden z obronnych laserów i wypuścił świetlistą wiązkę, która trafiła imperialną maszynę w jeden z płaskich paneli z bateriami słonecznymi. Myśliwiec rozleciał się na kawałki i zamienił w ognistą, żółtopomarańczową kulę.

Pozostałe maszyny ze wszystkich stron jednocześnie zasypały Pogromcę Słońc lawiną błyskawic. Kyp wymierzył lasery, celując w pięć myśliwców wybranych na chybił tra...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin