Ile ma naprawdę Mount Everest - Newsweek.pdf

(157 KB) Pobierz
16.12.2012
Ile ma naprawdę Mount Everest? - Wiadomości - Newsweek.pl
Ile ma naprawdę Mount Everest?
Andrzej Hołdys 25 sierpnia 2011 14:30, ostatnia aktualizacja 29 stycznia 2012 06:49
Przez dekady sądzono, że 8848 metrów. Potem Amerykanie podwyższyli górę o dwa, a Chińczycy obniżyli o
cztery metry. Najciekawsze, że wszyscy mogą mieć rację.
Biedny jest uczeń, któremu nauczyciel każe odpowiedzieć na proste z pozoru pytanie, ile metrów ma Mount Everest, najwyższa góra świata. Dziś
bowiem większość encyklopedii i część podręczników podaje trzy wysokości: 8844, 8848 i 8850 m n.p.m. Za parę lat propozycji może być jeszcze
więcej. Nepalczycy, najwyraźniej poirytowani tym, że wszyscy dookoła zmierzyli już wysokość ich świętej góry, tylko nie oni, rozpoczęli właśnie
przygotowania do wielkiej wyprawy geodezyjnej na najwyższą ziemską górę. Chcą się na nią wspiąć w ciągu dwóch lat, a wkrótce potem ogłosić jej
wysokość.
8848 m n.p.m.
Z ustaleniem wysokości gór zawsze były problemy. Długo służył do tego celu barometr. Mierzy on ciśnienie atmosferyczne, które – jak wiadomo,
spada wraz z wysokością. Na przykład na wierzchołku Mont Blanc jest w przybliżeniu dwa razy niższe niż na poziomie morza. W 1787 r. wiedzę tę
wykorzystał szwajcarski uczony Horace-Bénédict de Saussure, który wspiął się z barometrem na najwyższą górę Alp. Ustalił, że ma ona 4800 m
wysokości. Wynik odbiegał więc o siedem metrów od faktycznego, który uzyskano dopiero kilka dekad później, gdy nastała era sieci
triangulacyjnych. Sieci te pokrywały całe kraje i składały się z punktów terenowych, których położenie i wysokość ustalano za pomocą teodolitów
– instrumentów mierzących kąty pionowe i poziome.
Już w 1802 r. Brytyjczycy zaczęli tworzyć taką sieć w Indiach. Za punkt zero uznali poziom morza w pobliżu miasta Madras (dziś Chennai).
Czterdzieści lat później dotarli ze swoimi potężnymi, ważącymi 500 kg teodolitami w pobliże Himalajów. Do Nepalu wstępu nie mieli, więc rozpoczęli
pomiary himalajskich wierzchołków z odległości kilkuset kilometrów. Z miejscowości Dardżyling, leżącej na wysokości 2000 m n.p.m., można w
pogodne dni zobaczyć Kanczendzongę, trzeci szczyt Ziemi, odległą o 100 km. A gdy powietrze jest szczególnie przejrzyste, widać nawet Mount
Everest, oddalony o 200 km. Wzgórza wokół Dardżylingu były jednym z miejsc, z których Brytyjczycy namierzali wierzchołki głównego pasma
Himalajów. Wykonali dziesiątki takich pomiarów z różnych punktów położonych przy granicy z Nepalem.
Początkowo sądzili, że właśnie Kanczendzonga jest najwyższą górą świata. Potem jednak zorientowali się, że majaczący na horyzoncie masyw może
być jeszcze wyższy. W 1852 r. jeden z topografów po raz pierwszy podał jego wysokość – 8840 m. Przez cztery lata weryfikowano ten wynik, zanim
go oficjalnie ogłoszono. Górę nazwano imieniem George’a Everesta, poprzedniego głównego geodety Indii, który pierwszy podciągnął sieć
triangulacyjną pod Himalaje. Sto lat później, w latach 50. XX w., Indyjska Służba Topograficzna powtórzyła pomiar. Wykonano go z bliższej
odległości, mając do dyspozycji znacznie lepsze teodolity. Wynik – 8848 m n.p.m. – został powszechnie zaakceptowany i trafił do atlasów.
Ostatnie wątpliwości zniknęły w 1975 r., gdy taką samą wysokość Everestu uzyskali Chińczycy, co uznano za niezwykły, wręcz zdumiewający
sukces metody triangulacyjnej. Indyjscy topografowie odnosili bowiem swoje pomiary do poziomu Oceanu Indyjskiego, odległego o tysiąc
kilometrów, natomiast kartografowie chińscy korzystali z sieci punktów, dla których bazę stanowił Ocean Spokojny, znajdujący się trzy razy dalej od
Everestu. Mimo to różnica obu pomiarów wyniosła około 30 cm
Wiertarka na Mount Evereście
I nadal panowałaby pełna zgoda, gdyby nie satelity systemu Global Positioning System (GPS). Na początku lat 90. sejsmolodzy zaczęli
wykorzystywać odbiorniki GPS do badań naukowych. Za ich pomocą śledzili ruchy płyt tektonicznych. Dzięki satelitom mogli rejestrować ich
przesunięcia z dokładnością do centymetrów. Takie pomiary prowadzono także w Himalajach, w rejonie których ryzyko wielkich trzęsień ziemi jest
olbrzymie. Z tego powodu naukowcy chcą mierzyć m.in. prędkość przesuwania się płyt tektonicznych oraz szybkość wypiętrzania się głównego
pasma Himalajów. Jednak aby dowiedzieć się tego ostatniego, trzeba znać wysokość himalajskich szczytów bez śniegu, który je pokrywa. Klasyczna
triangulacja takiej wiedzy nie dostarczy. Poza tym jest za mało dokładna, aby zarejestrować zmiany wysokości rzędu kilku centymetrów – góry rosną
powoli. Cała nadzieja w satelitach. Wystarczy wnieść na szczyt odbiornik GPS, włączyć go i po chwili wszystko staje się jasne.
Niestety, nie jest to takie proste. Zanim Amerykanom się udało, próbowali pięć razy. Inicjatorem wszystkich wypraw był zmarły w 2007 roku
Bradford Washburn, kartograf i wspinacz. Opracował on doskonałą mapę masywu Everestu, na którą nanosił precyzyjne dane satelitarne. W 1995 r.
zorganizował pierwszą wyprawę, której celem było wniesienie na wierzchołek góry odbiornika GPS. Sam już się nie wspinał – miał 85 lat.
Misja ta zakończyła się niepowodzeniem. Wspinacze, którzy mieli wnieść GPS, musieli się wycofać 300 m poniżej szczytu. Nie udało się też rok i dwa
lata później. Częściowym powodzeniem zakończyła się wyprawa w 1998 r. Himalaista Wally Berg wdrapał się na Everest z wiertarką i ciężko
pracując przez dwie godziny, zamontował na podszczytowej skale zwanej Bishop’s Rock podest do prowadzenia pomiarów satelitarnych. Sejsmolodzy
byli wniebowzięci – raz na kilka lat można będzie w tym miejscu ustawić GPS i sprawdzić, w którą stronę powędrowała góra i o ile urosła (średnie
tempo wynosi około pół centymetra na rok).
Nad poziomem geoidy
Do pełni szczęścia brakowało pomiaru wysokości samego szczytu. Sukces przyszedł następnej wiosny. W maju 1999 r. himalaiści Peter Athans i Bill
Crouse przez godzinę spacerowali po Evereście z włączonym GPS. Wyniki pomiarów trafiły do naukowców w USA i Chinach, którzy musieli
ostatecznie stwierdzić, jak wysoko wznosi się Everest. System GPS nie ma o tym pojęcia. Potrafi jedynie powiedzieć, jaki dystans dzieli czubek góry
od satelitów nawigacyjnych oraz od środka globu. Teraz należało te informacje przełożyć na wysokość nad poziomem morza, ale – uwaga! – nie
www.newsweek.pl/drukuj/81064
1/2
939178206.002.png 939178206.003.png 939178206.004.png
16.12.2012
Ile ma naprawdę Mount Everest? - Wiadomości - Newsweek.pl
prawdziwego odległego o tysiące kilometrów, lecz tego, które teoretycznie szumiałoby pod Everestem. To niezłe ćwiczenie z wyobraźni, ale tak
właśnie postępują geodeci. Przedłużają w myślach powierzchnię mórz pod lądami, aby wyrysować geoidę – bryłę najlepiej oddającą
kształt Ziemi. Jej powierzchnia jest w każdym miejscu prostopadła do siły ciężkości.
Pół roku liczono, jaka odległość dzieli skalny czubek Everestu od biegnącej pod nim (tylko w modelu komputerowym) geoidy. Wynik brzmiał: 8850
m. Za oceanem natychmiast uznano go za jedynie słuszny. Zaakceptowało go National Geographic Society. W wielu wydawnictwach amerykańskich
podaje się tylko tę wysokość szczytu. Jednak główny autor kalkulacji Muneendra Kumar z amerykańskiej National Imagery and Mapping Agency
(NIMA) nie był wcale zachwycony. Narzekał, że w Himalajach położenie geoidy jest niepewne, gdyż prowadzono tam niewiele badań grawitacyjnych.
Zwracał też uwagę, że sieć odbiorników GPS pracujących równocześnie na Evereście i w jego pobliżu była podczas pomiaru zbyt rzadka. Z tych dwóch
powodów wynik może się jeszcze zmieniać – konkludował.
I rzeczywiście, w 2005 r. także Chińczycy weszli na najwyższy szczyt Ziemi z odbiornikami GPS. Po paru miesiącach obliczeń podali, że wysokość
góry wynosi 8844 m plus 3,5 m śniegu. Kumar nie był zdziwiony. – Dopóki wspólnie nie ustalimy szczegółowego przebiegu geoidy w tym regionie,
każdy wynik można uznać za prawidłowy, pod warunkiem że pomiar został rzetelnie wykonany – komentował. Jego zdaniem prawidłowa jest też
dawna wysokość 8848 m, pochodząca z pomiarów triangulacyjnych. – To są dwie różne metody, jak jabłka i pomarańcze, ich wyników właściwie
nie powinno się porównywać – podkreśla.
Czasy, gdy wysokość punktu odnoszono do uśrednionego poziomu morza, odchodzą w przeszłość. Teraz będziemy ją liczyli od geoidy, która co
prawda istnieje tylko na papierze, ale – według geodetów – jest i tak pewniejszą bazą niż zmienny ocean.
© Ringier Axel Springer. Artykuł wydrukowany z Newsweek.pl.
www.newsweek.pl/drukuj/81064
2/2
939178206.005.png 939178206.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin