23 ******************************** ***5. Narodziny kr�la Bharaty*** ******************************** Kr�l Duhsanta, syn kr�la Puru z dynastii ksi�ycowej, i wnuk kr�la Jajatiego, by� r�wny bogom w swej umiej�tno�ci w�adania broni� i by� tak silny, �e sam potrafi� wyrwa� i unie�� g�r� Mandar�. By� on r�wnie� wysoce praworz�dny i cnotliwy i gdy w�ada� ziemi�, kasty nie miesza�y si� mi�dzy sob� i ludzie kierowali si� �adem i zyskiem swej w�asnej kasty. W swych aktach oddawania czci bogom nie kierowali si� w�asnym interesem, lecz Prawem. Pod jego w�adaniem nikt nie musia� obawia� si� choroby, g�odu, czy z�odzieja. Wszyscy ufali mu, jako stra�nikowi ziemi, i nie musieli obawia� si� �adnego niebezpiecze�stwa; Indra la� deszczem w nale�ytym czasie, a ziemia rozkwita�a dobrobytem. Pewnego dnia ten bohaterski kr�l w pe�nym uzbrojeniu, stoj�c na czele pot�nej armii, uda� si� g��boko w d�ungl�, aby odda� si� rozrywce polowania. Gdy tak jecha� w kierunku d�ungli, otoczony przez tysi�ce uzbrojonych po z�by wojownik�w, dm�cych w konchy i bij�cych w b�bny, rozsiewa� wok� d�wi�k podobny do grzmotu. I gdy tak wys�awia� sw� kr�lewsk� pot�g�, z balkon�w i okien mijanych pa�ac�w goni�y za nim spojrzenia dam, widz�ce w nim samego Indr�, w�adaj�cego grzmotem. I ten super-w�adca ziemi, id�c na polowanie, wype�ni� ziemi� i niebo grzmotem swego rydwanu, p�dz�cym jak Garuda w swym locie po eliksir nie�miertelno�ci. I krocz�c w ten bohaterski spos�b na czele swej armii, dotar� g��boko w las do miejsca, kt�re przypomina�o raj Indry; cho� las by� tu bezludny i pozbawiony wody, obfitowa� w zwierzyn� �own�. W lesie tym pas�y si� niezliczone stada jeleni i grasowa�y drapie�niki. Widz�c to, kr�l Duhsanta popad� w ekstatyczny zapa� i ustrzeli� swymi strza�ami, lub zabi� swym mieczem, wiele tygrysich rodzin, a sw� w��czni� pozbawi� �ycia wiele antylop. Gdy tak grasowa� wraz ze swymi wojownikami po lesie jak drapie�nik, wybijaj�c zwierz�ta i ptaki przy pomocy swej pot�nej broni, teren �owny przekszta�ca� si� powoli w zgliszcza i chaos. Rozproszone jelenie wzywa�y pomocy, pobawione swego stada i przyw�dc�w, i nie mog�c zaspokoi� pragnienia w wyschni�tej rzece, wyczerpane do ostateczno�ci pada�y omdla�e na ziemi�. Cz�� wyg�odnia�ych my�liwych po�era�a je �ywcem, cho� inni pami�tali o rozpaleniu ognia i o przygotowaniu nale�ytego posi�ku. Ranne s�onie, brocz�c krwi�, miota�y si� chaotycznie, siej�c spustoszenie. Las, kt�ry najpierw przypomina� raj Indry, zalany monsunem pot�gi i deszczem strza�, wygl�da� tak, jakby go stratowa�y stada dzikich bawo��w. Zabiwszy ju� tysi�ce jeleni, nienasycony kr�l Duhsanta i jego je�d�cy nie ustawali w poszukiwaniu zwierzyny, i zapuszczaj�c si� coraz g��biej w d�ungl�, dotarli do miejsca odmiennego w swym charakterze. Kr�l, cho� g�odny i spragniony, ci�gle pe�en si�, zobaczy� liczne pustelnie �wi�tych ascetyk�w. Min�wszy je wjecha� do lasu o niezwyk�ym pi�knie, gdzie wia� lekki orze�wiaj�cy wiatr, wszystkie drzewa obsypane by�y kwiatami, a przestrze� wype�niona by�a �piewem ptak�w. Widz�c to, mo�ny kr�l popad� w zachwyt. W�r�d drzew, pokrywaj�cych brzeg rzeki Malini, dostrzeg� idylliczn� pustelni� m�drca Ka�japy, jarz�c� si� od p�omieni ognia ofiarnego p�on�cego w r�nych miejscach, ozdobion� dywanami kwiat�w, otoczon� przez pozostaj�ce w idealnej harmonii stada ptactwa i dzikich zwierz�t, i wype�nion� po brzegi t�umem ascetyk�w i pustelnik�w. Zbli�y� si� wi�c do tej czarownej pustelni, w kt�rej, jak w lustrze, odbija� si� �wiat bog�w, i przepe�niony pragnieniem, aby tam wej��, spojrza� ku rzece karmi�cej swymi wodami, jak matka, wszystkie �ywe istnienia, ptaki, s�onie, tygrysy i pot�ne w�e, nad kt�rej wodami unosi� si� �wi�ty d�wi�k wedyjskich poucze�. Wyda�o mu si�, �e jest to miejsce Nary i Narajana, park Citraratha, otoczony �wi�tymi wodami Gangesu i wype�niony wrzaskiem zapami�ta�ego w ta�cu pawia. Stoj�c u bram, kr�l Duhsanta, w�adca ludzi, zapragn�� z�o�y� wizyt� wielkiemu ascetykowi Ka�japie, wnukowi Brahmy. Rzek� wi�c do towarzysz�cej mu eskorty: �O wojownicy, pozosta�cie tutaj u bram i czekajcie na m�j powr�t. Pragn� z�o�y� wizyt� Ka�japie, beznami�tnemu, umartwiaj�cemu si� pustelnikowi". I gdy kr�l Duhsanta przekroczy� bramy wiod�ce do pustelni, zapomnia� o g�odzie i pragnieniu, i popad� w stan ekstatycznego zachwytu. Pozby� si� oznak swej kr�lewskiej w�adzy i jedynie w towarzystwie swego doradcy i duchownego ruszy� dalej. W pustelni, jak w lustrze, odbija� si� �wiat Brahmy, wype�niony echem bzyczenia pszcz� i d�wi�kami drapie�nego ptactwa. Ze wszystkich stron dochodzi�y g�osy najprzedniejszych bramin�w recytuj�ce hymny Rigwedy. Pustelni� wype�nia� blask bij�cy od bezgranicznego ducha surowych w swych religijnych praktykach duchownych, ekspert�w w dziedzinie sk�adania ofiar i recytowania Wed. Znawcy Atharwywedy, w otoczeniu ofiarnik�w, recytowali hymny Samhita. Przestrze� wype�nia� d�wi�k wytwornego j�zyka bramin�w, znawc�w sakrament�w i tajnik�w sk�adania ofiary, znawc�w �wi�tej fonetyki i r�l interpretacji, mistrz�w w dziedzinie Wed, bieg�ych w kombinowaniu i wi�zaniu r�nego typu zda�, uczonych w r�nych rodzajach ryt�w, skoncentrowanych na Zbawieniu i Prawie, kt�rzy zdobyli wiedz� o ostatecznej Prawdzie dzi�ki praktykowaniu argumentowania, zaprzeczania i wyci�gania wniosku. Kr�l Duhsanta, pogromca wrog�w, widzia� wsz�dzie wok� siebie doskona�ych w swych religijnych praktykach bramin�w, ograniczaj�cych samych siebie poprzez swe przysi�gi, wyszeptuj�cych magiczne formu�ki, sk�adaj�cych ofiary i wykonuj�cych pud�� w sanktuariach po�wi�conych r�nym bogom. Trafiwszy do tego �wiata Brahmy, chronionego przez nieprzerwane religijne praktyki samoumartwiania m�drca Ka�japy, kr�l Duhsanta popad� w jeszcze wi�kszy zachwyt. Zwolniwszy swego doradc� i duchownego ruszy� samotnie w kierunku sanktuarium m�drca Kasjapy, otoczonego wok� przez nuc�cych modlitwy �wi�tych prorok�w. Jednak�e m�drca Ka�japy nie by�o w tym czasie w pustelni, i na powitanie kr�la wysz�o m�ode dziewcz� w pustelniczym stroju, pi�kne jak sama bogini dobrobytu, o imieniu �akuntala, aby dope�ni� wszystkich nale�nych go�ciowi powitalnych ryt�w. Poinformowa�a ona oczarowanego jej s�odkimi biodrami kr�la, �e jej ojciec Ka�japa poszed� do d�ungli w poszukiwaniu le�nych owoc�w. Kr�l Duhsanta nie m�g� uwierzy�, �e stoj�ca przed nim pi�kno�� jest c�rk� Ka�japy, przekonany, �e wielki znawca Prawa i ascetytyk, �cis�y w swych religijnych praktykach powstrzymywania nasienia, nigdy nie pozwoli�by swemu nasieniu upa�� na jakikolwiek przedmiot. Zacz�� si� wi�c dopytywa� o jej prawdziwe pochodzenie i przyczyn�, dla kt�rej znalaz�a si� w pustelni Ka�japy. I �akuntala opowiedzia�a kr�lowi to, czego sama dowiedzia�a si� pewnego dnia, s�ysz�c rozmow� Ka�japy z pewnym prorokiem. Jej biologicznym ojcem by� kr�l Wiszwamitra, kt�ry podda� si� praktykom umartwiania tak surowym, �e sta� si� rywalem samego kr�la bog�w Indry. Indra, obawiaj�c si�, �e religijne praktyki Wiszwamitry pobawi� go w�adzy w kr�lestwie bog�w, postanowi� przerwa� je, nasy�aj�c na Wiszwamitr� pi�kn� i uwodliw� apsar� Menak�. Indra rzek�: �O Menako, ty jeste� w�r�d apsar najpi�kniejsza. We� sobie do serca moje dobro. �w wielki ascetyk Wiszwamitra tak si� umartwia, �e ca�y dr�� z przera�enia. Zajmij si� nim, �eby nie obali� mnie z tronu. Uwied� go sw� pi�kno�ci�, s�odycz� i m�odo�ci� i w ten spos�b przerwij jego umartwianie si�". Menaka odpowiedzia�a: �O Indro, �w czcigodny Wiszwamitra nagromadzi� wiele �aru dzi�ki swym umartwieniom i �atwo wybucha gniewem. Skoro ty sam si� go obawiasz, jak�e ja, s�aba kobieta, mam si� go nie obawia�? On ma ogromn� moc. Cho� urodzi� si� w ka�cie wojownik�w i jest kr�lem, to jednak si�� w�asnej woli sta� si� braminem. On wygra� rywalizacj� z pot�nym m�drcem Wasiszth�. To on stworzy� �wi�t� rzek� Kau�iki. To on przeprowadzi� ofiar�, zarz�dzon� przez kr�la Matanga, na kt�r� ty sam stawi�e� si� ze strachu, chc�c wypi� Som�. To on dzi�ki swym umartwieniom stworzy� now� galaktyk�. Jak nie ba� si� kogo� zdolnego do takich czyn�w! Jak mam unikn�� �aru jego gniewu? �arem, kt�ry nagromadzi�, mo�e spali� ca�y �wiat, tupni�ciem nogi mo�e spowodowa� trz�sienie ziemi, a �wi�t� g�r� Meru mo�e rzuca� jak pi�k�. Czy� s�aba kobieta jak ja mo�e pokona� cz�owieka o tak ogromnej duchowej sile, p�on�cego jak ogie�, Pana w�asnych zmys��w? Jego usta s� jak p�on�cy ogie� ofiarny, �renice jego oczu s� jak s�o�ce i ksi�yc, a jego j�zyk jest jak niszcz�cy wszystko czas. Jak ja mog� go pokona�? O Indro, skoro jednak da�e� mi rozkaz po...
Torentos.pl