Parrish Plessis 03 - Totalna awaria systemu.doc

(1063 KB) Pobierz
Pierres Marianne - Totalna awaria systemu

Marianne de Pierres

Totalna awaria systemu

Parrish Plessis tom III

 

Przełożył Dariusz Kopociński


Totalna awaria systemu

tyt. oryg. Crash Deluxe

 

ISBN 83-89951-44-4

 

Wydanie I

 

Agencja „Solaris”

Małgorzata Piasecka

ul. Warszawska 25 A, 11-034 Stawiguda

tel/fax. (0-89) 541-31-17

e-mail: agencja@solaris.net.pl

 

Sprzedaż wysyłkowa:

www.solaris.net.pl

 


Dla mojego syna Ivana


Prolog

Networld, na żywo, godz. 5.00

Drodzy widzowie Networldu! Dziś rano, gdy chcemy podziwiać otwarcie igrzysk PanSatu, na naszych oczach rozgrywają się mrożące krew w żyłach sceny. Skradzionym helikopterem, widocznym z prawej strony ekranu, ucieka Parrish Plessis. Znana szefowa gangu uprowadziła jedną z czołowych osobowości medialnych. Lecimy w kierunku południowym nad przedmieściami Vivy. Tropem Plessis podąża świetnie uzbrojona milicyjna grupa pościgowa.

Plessis, kobieta zamieszana w morderstwo Razz Retribution, oskarżona o rozpętanie zamieszek w Sektorze Trzecim, jest obecnie najbardziej poszukiwanym przestępcą na południowej półkuli. Dzięki swojej bezkompromisowej postawie wielokrotnie unikała aresztowania, lecz tym razem nie ucieknie przed wymiarem sprawiedliwości.

W związku z jej działalnością pojawiło się wiele pytań i wątpliwości. Czy to ona zabiła słynnego gangstera Jamona Mondo? Czy potrafi w niewyjaśniony sposób leczyć rany? Czy jest wcieleniem bóstwa z wierzeń voodoo? Czy próbuje stworzyć rasę nadludzi? Wiem, drodzy widzowie, że to brzmi absurdalnie, ale to tylko część nieprawdopodobnych mitów, jakie narosły o Parrish Plessis.

Z dobrze poinformowanych źródeł wiadomo, że urodziła się na peryferiach zewnętrznego kręgu i już we wczesnej młodości ujawniły się w niej antyspołeczne zachowania. Nie umiała się odnaleźć w zdrowym społeczeństwie, dlatego wybrała życie w podmiejskich slumsach, które miejscowi nazywają Trójką. Tam właśnie, zdaniem milicji, udaje się teraz Parrish Plessis.

Proszę się nie rozłączać, za chwilę wrócimy do programu...

 

* * *

 

Drodzy widzowie, oto dalsza część relacji z bezprecedensowego porwania. Dosłownie przed momentem wydarzyła się rzecz niebywała: nad Sektorem Trzecim pojawiły się setki paralotni. I nie koniec na tym: Plessis wykonała kolejne posunięcie. Jej helikopter krąży nisko nad samym sercem miasta występku, gdzie podobno nikt nie mieszka. Kiedy mówię te słowa, porywaczka każe ofierze usiąść na skraju kabiny. Co się teraz stanie? Otrzymuję informacje, że zobaczymy to ujęcie w powiększeniu. Dobry Boże! Parrish Plessis ośmieliła się porwać samą...

transmisja przerwana... transmisja przerwana... transmisja przerwana... trans...


Rozdział 1

Po niedługich poszukiwaniach znalazłam swojego najlepszego przyjaciela Teece’a w barze Heina, gdzie boksował się z niewidzialnym przeciwnikiem w wirtualnych rękawicach. Ibis, mój drugi najlepszy przyjaciel, siedział schlany w sztok na krześle dotykowym. Mocno się ze sobą skumplowali w czasie przemeblowywania koszarów.

Bez uprzedzenia zerwałam Teece’owi z twarzy tani zestaw do gier.

Nagłe przejście do innej rzeczywistości skutkowało rozszerzeniem źrenic. Kiedy zobaczył, z kim ma do czynienia, zdjął też rękawice i skrzyżował ręce w hardej pozie.

Co znowu?

Muszę się włamać do bazy danych więzienia w Vivie. Możesz mnie tam zabrać?

Rysy mu stężały.

Jest parę miejsc, Parrish, gdzie nawet ty się nie dostaniesz. To właśnie jedno z nich.

Więc mi nie pomożesz?

Pokręcił głową.

Nie.

Udając obrażoną, podeszłam do Ibisa i chwyciłam go za koszulę.

Wstawaj, dzwonimy do Gigi. Będziesz moim żyrantem.

Gigi, główna bankierka w Trójce, dysponowała najlepszą sieciową wirealką. Gdybym chciała z niej korzystać, musiałabym się potargować. O wszystko się w życiu targowałam. Ibis szarpnął się jak pijana marionetka.

Kim będę?

Żyrantem, czyli wsparciem. Są takie miejsca w wirtualnej sieci, po których lepiej nie żeglować w pojedynkęwyjaśniłam.

Ibis przewrócił oczami i spojrzał na Teecea, lecz ten nie spieszył się z odsieczą.

Po prostu mnie asekurujszepnęłam mu na ucho.Proszę cię.

Rzadko o coś prosiłam. Wzięty z zaskoczenia, bez szemrania wyszedł z knajpy i udał się ze mną do domu. Ten dom to duże łóżko, brązowe plamy na suficie, kanapa, nieistniejąca kuchnia, dziupla i kupa złych wspomnień. Biorąc pod uwagę życie w Trójce, pławiłam się w luksusach, lecz tutaj niegdyś zamelinował się Jamon Mondo. Po tym jak dziabnięto go włócznią, przejęłam po nim schedę.

W pokoju dziennym mogłam sadzać gości na obiedzie. No nie, przedni żart! Parrish Plessis i proszony obiad: szawarmy z mięsem, piwo i ciastka. Goście siedzą na zbrukanej krwią podłodze i silą się na grzeczną rozmówkę:

„Kto dzisiaj chciał ci się dobrać do dupy, Parrish?”.

„Trzech dingochłopów, jeden zmiennokształtny i psioszczur, który skakał z drzewa gumowego”.

Usadowiłam Ibisa na kanapie i poczęstowałam go potrójną dawką pseudokawy. Wypił i od razu zaczął sprawniej myśleć.

Odbiło ci, złotko? Ja tylko opycham oldskulowe ciuchy i po amatorsku dekoruję wnętrza. Kurna, mam być murzynem do włamu? Trafiłaś pod zły adres.Wypowiadając ostatnie zdanie, naśladował mój akcent.

Wszyscy o tym wiedzą, nie panikuj.

Liczyłam na instynkt opiekuńczy Teecea. Dla takiego jak Ibis żółtodzioba sieciowa wirealka mogła się okazać zabójcza..

Aha...Napił się.Odpowiem ci w twoim stylu, złotko. Gówno mi to mówi.

Pamiętasz te szkraby, które przyprowadziłam z Disu? Te, które bardziej przypominały zwierzęta niż ludzi? Skrzywdził je niejaki Ike del Morte.

Pokiwał głową.

Obiło mi się o uszy to nazwisko.

Cofnęłam się myślami do wydarzeń sprzed tygodnia. Wspólnota Coomeranaprawdę wredna paczkawplątała mnie w pościg za Leesą Tulu, niebezpieczną szamanką. Goniąc ją, dotarłam do miejsca zwanego Mo-Vay, w samym środku Trójki, gdzie okazało się, że Morte z wielkim zaangażowaniem produkuje pokolenie zmutowanych dziwolągów, a następnie zaraża je pasożytem Eskaalimem.

O Eskaalimie wiedziałam bardzo dużo. Też się nim zaraziłam i wyglądało na to, że niedługo zmieni mnie w potwora.

Jeśli już mnie nie zmienił. Bądź co bądź, łatwiej mi się zabijało.

Opuściłam Mo-Vay z pewnym podejrzeniem w kwestii tego, kto stoi za tym opracowanym w laboratoriach niewolnictwem. Na trop naprowadził mnie tajemniczy sprzymierzeniec: dziennikarka, która dała mi wyschnięte, pomarszczone powieki Ikea del Morte, wytatuowane piętnem więźnia.

Odkąd ktoś wpływowy wyciągnął go z mamra w Vivie, wprowadzał w życie swoje zwariowane pomysły.

Był szalony, ale też inteligentny. Zgarnął niezłą forsę na te swoje obrzydliwe badania. Chciałabym dorwać drani, którzy mu ją dali.

Ibis wzdrygnął się, może na widok mojej miny.

Żal mi ichpowiedział.

A mnie nie.

Wstałam, kopnęłam w kanapę i przeszłam się po pokoju. Gdzie ten Teece? Może jednak mój plan nie wypali? Może będę musiała sama zrobić ten skok?

Merry, połącz mnie z Gigizakomenderowałam.

Nim to nastąpiło, moja e-sekretarkai szydercza modnisia w jednymudawała, że liczy pieniądze i je zjada. Taki mały żarcik.

Plessis?Na projektorze Merry wyświetliło się oblicze grubej bankierki.

Chcę skorzystać z twojej sieciowej wirealki.

Gigi uśmiechnęła się lekko.

Tak zwyczajnie, bez „poproszę”?

Podaj cenę.Nie miałam czasu na pierdoły.

Lesba miętosiła wargi.

Udziały.

Wywaliłam gały.

W czym, do jasnej cholery?

W Plessis Ventures.

Brednie.

Nie sprawdzasz stanu konta?

Wzruszyłam ramionami, zawstydzona. To była działka Teecea.

Ostatnio jestem trochę zagoniona.

O dziwo, Parrish Plessis, stałaś się wiarygodną osobą. Twoi dłużnicy regulują rachunki, bo wierzą, że ze wszystkim sobie poradzisz. Drobni udziałowcy chcą inwestować pieniądze w twoje, akcje. Chyba sądzę, że u ciebie będą bezpieczniejsze niż u mnie.Prychnęła.Jeśli chcesz korzystać z mojej wirtualnej sieci, oddasz mi pięć procent zysków.

No pięknie, zazdrosna bankierka.

Pięć procent?!zagrzmiał mi nad uchem Teece, aż podskoczyłam. Wpakował facjatę między mnie a hologram.Nawet jak na ciebie, Gigi, to już gruba przesada.

Odsunęłam go, żeby nie zasłaniał.

Zgoda na pięć procent, ale będę miała dostęp do sieci o każdej porze dnia i nocy. Za trzy miesiące jeszcze raz omówimy warunki.

No to umowa stoipowiedziała Gigi.

Zaraz się zobaczymy.Przerwałam połączenie.

Teece złapał mnie za ramię.

Co ty sobie myślisz?warknął.

A ty co tu robisz?

Patrzył na mnie z taką dezaprobatą, że poczułam się dumna.

Chcesz tam iść, żeby cię pochlastali? Nie ma sprawy, ale nie mieszaj w to Ibisa.

Wzruszyłam ramionami, jakby taki pomysł nigdy nie przyszedł mi do głowy, lecz w myślach przechodziłam już do następnej fazy planu.

Później zerwiemy umowę z Gigi.

Czego szukasz?

Informacji o wyroku, jaki dostał Ike del Morte.

Milczał z zaciśniętymi zębami.

Byłam już w drzwiach. Musiałam szybko wyrwać się z Trójki, żeby kogoś nie poturbować. Z tego czy innego powodu każdy wyciągał do mnie łapy, gdy tymczasem ja miałam ważniejsze rzeczy do roboty, niż odgrywanie królowej wojowniczki z miejskiego rynsztoka.

 

* * *

 

Gigi czekała za zasiekami trudniejszymi do sforsowania niż te, którymi otaczał się Raul Minoj, mój ulubiony handlarz bronią. I gorzej od niej jechało.

Teece dogada z tobą szczegółypowiedziałam.

A o czym tu gadać?zaśmiała się.Wpływa forsa, biorę swoją należność.

Patrzyli na siebie spode łba. Przedsiębiorca i bankier. Tradycja.

Hej, tylko się nie pozagryzajcie. Trochę mi się śpieszy, Gigi.

Skinieniem głowy wskazała do połowy zasłonięty kąt pokoju.

Nie zapoćcie się w moich pokrowcach.

Wisiały tam dwa wory wielkości dorosłego człowieka, zupełnie jakby z ludzi odessano wnętrzności. Do żadnego nie podłączono monitora diagnostycznego czy respiratora.

Zero zabezpieczenia szepnął Teece.Jeśli mnie zgubisz, módl się, żeby Gigi w porę cię odłączyła. Nie zmieniłaś zdania?

Spojrzałam na Gigi. Wyżerała z kartonu ciepłe ciastka i zlizywała cukier z palców.

W razie kłopotów lepiej mnie stamtąd wyciągnij. Bo wrócę jako duch.

Jasneodparła z beknięciem.

Jej grzeczniutki uśmiech wydał mi się podejrzany.

No to do dzieła.

Odór w pierwszym pokrowcu był nie do wytrzymania, więc przekazałam go Teece’owi.

Za duży jak dla mnieskłamałam.

Zmarszczył brwi, kilka razy głośno przełknął ślinę, rozebrał się i wszedł do środka. Postąpiłam podobnie: ignorując jego spojrzenie, wślizgnęłam się do drugiego pokrowca. Nie śmierdział tak nieznośnie, lecz miejscami lepił się do ciała niczym tani bandaż przylepny.

Powinnam wyłączyć wędki?

Teece pokręcił głową.

Gigi ma zestaw wizyjny z ograniczoną fonią. Wirealka drugiej generacji.

Nie tracił czasu na instruktaż, momentalnie znaleźliśmy się w pełnym zanurzeniu. Taka mała zemsta za moje szefowskie wybryki. Nie miałam kontaktu z wirealką od czasów szkoły sieciowej. Nawiasem mówiąc, zwiedzałam wtedy tylko miejsca turystyczne, więc teraz po skoku mój mózg zawył od nadmiaru wrażeń zmysłowych. Puściłam pawia do maski i usłyszałam chlupot w odsysaczu. Teraz gorzej śmierdziało u mnie.

Teece wyprowadził mnie na sam wierzch kolejki do wyrzutni. Objęłam wzrokiem ogromną przestrzeń. Wizualizacją mojej szkoły sieciowej był las tropikalny, splatające się ze sobą gałęzie i korzenie szukające pokarmu. Między korzeniami walały się szczątki. System równocześnie żył i obumierał, rozwijał się i niszczał.

Symbolika stosowana przez Gigi nawiązywała do krajobrazów miejskich z pierwszych wirtualek. Drogi szybkiego ruchu i budynki z klocków. Jezdnie i pasaże handlowe.

Dostrzegłam odbicie awatara, którego dla mnie wybrał Teece: kobietę wikingów z monstrualnym rogatym hełmem. Bardzo śmieszne... On zaś był motocyklem krosowym, który wydawał odgłos młota do wbijania gwoździ. Wskoczyłam na siodełko, uważając, żeby nie spaść.

Od razu włączyliśmy się do ruchu. Zahaczałam rogami o inne awatary i wyginałam szyję, żeby podziwiać widoki. Znienacka pojawił się przede mną regulaminowy napis z ostrzeżeniem przed ingerencją w przestrzeń innych podróżnych. Miałam nie ruszać rogami i patrzeć przed siebie na drogę.

Może byś wyciął te cholerne kły, co?mruknęłam.

W odpowiedzi zaryczał silnik, a mnie aż wygięło z przyspieszenia.

Jechało się fajnie ekspresówkami, obrazy się zlewały, brakowało tylko świszczącego wiatru w uszach.

Kiedy w końcu zjechaliśmy do wyjścia, odniosłam wrażenie, że świat się skurczył i opadło niebo. Wmawiałam sobie, że to taka sztuczka, by zniechęcić włóczykijów do odwiedzania niektórych rejonów. Mimo to męczyła mnie klaustrofobia.

Wyluzujdotarła do mnie myśl Teecea.

Obejrzałam się i zauważyłam, że skonstruował olbrzymi tłumik, żeby uciszyć swoją gerdę.

Zwolniliśmy. Przemykając po cichu bocznymi uliczkami, zbliżaliśmy się do grupy potężnych budynków niedaleko portu. Dostrzegałam dzikie zwierzęta, niepodobne do żadnych znanych mi stworzeń. Były też awatary ze zwyczajnym wizerunkiem postaci ludzkiej: jedne w żywych barwach, drugie nieciekawe i schematyczne, inne jeszcze w formie duchów. Wydurniały się, biły, kupowały, sprzedawały, szwendały się bez celu. To mi się właśnie najmniej podoba w sieciowej wirtualne: ludzka wyobraźnia. Nie da się przewidzieć, co komu nagle strzeli do łba.

Szary budynek to więzieniepoinformował mnie Teece....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin