1985-15 - Klęska konwoju PQ-17.pdf

(465 KB) Pobierz
Okładkę i stronę tytułową projektował MAREK SOROKA
Okładkę i stronę tytułową projektował MAREK SOROKA
Redaktor
ELŻBIETA SKRZYŃSKA
Redaktor techniczny GRAŻYNA WOŻNIAK
© Copyright by Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Warszawa 1985. Wydanie I
ISBN 83-11-07236-1
395000410.001.png 395000410.002.png 395000410.003.png 395000410.004.png
KLĘSKA KONWOJU PQ-17
Ryzykowny plan Admiralicji
3
szesnastu naszych statków, w tym aż siedmiu w ostatnim konwoju, PeQu-szesnaście.
Admirał nie wspominał o ofiarach, ponoszonych przez załogi okrętów. Osłaniając ten właśnie
konwój, wsławił się męstwem polski niszczyciel ORP "Garland", który uparcie odpierał
ponawiane wielokrotnie ataki z powietrza, tracąc przy tym aż dwudziestu dwóch zabitych i
czterdziestu sześciu rannych marynarzy - ponad jedną trzecią stanu załogi!
- Niemcy poważnie wzmocnili swe siły w Norwegii - mówił dalej Pound. - Do
przebywającego na tym akwenie od początku roku pancernika "Tirpitz", który bez żadnej
przesady można określić jako jeden z najpotężniejszych obecnie okrętów na świecie, doszły
małe pancerniki "Admirał Scheer" i "Lutzów", a także ciężki krążownik "Admirał Hipper",
wszystkie o nominalnej wyporności dziesięciu tysięcy ton, a w rzeczywistości o wiele
większej. Jak wynika z wiarygodnych na ogół danych naszego radionasłuchu, liczba
operujących tam U-bootów wzrosła od początku roku z czterech do dwudziestu. Znacznie
wzmocniono także siły Luftwaffe, dysponującej teraz w Norwegii przeszło dwustu
samolotami, których załogi wyszkolone są do wykonywania zadań nad morzem. Przerwanie
dostaw dla naszego sprzymierzeńca, który toczy ciężkie boje na południu frontu
wschodniego, nie wchodzi w rachubę. Jedyne wyjście to zmniejszenie
4
zagrożenia północnej trasy dowozowej, najlepiej poprzez zniszczenie ciężkich jednostek
przeciwnika. Dotychczas trzymały się one w promieniu działania własnego lotnictwa i
skierowane przeciwko nim akcje naszych pancerników oraz lotniskowców wiązały się z
dużym ryzykiem, ale sądzę, że gdyby przynęta była dostatecznie duża i atrakcyjna, to może
udałoby się wywabić hitlerowskiego lisa z jego kryjówki.
Admirał Pound rozwinął następnie swój plan, który po dyskusji przybrał postać oficjalnych
wytycznych Urzędu Admiralicji skierowanych do dowodzącego Home Fleet * admirała sir
Johna Toveya. Ten okazał się zwolennikiem ryzykownej koncepcji i czynił wszystko, by ją
dokładnie wcielić w życie. Prywatnie głosił opinię, że "zatopienie "Tirpitza" ma dla dalszego
przebiegu zmagań na morzu nieporównywalnie większe znaczenie niż bezpieczeństwo i losy
jakiegokolwiek konwoju".
Wszystkie te poglądy miały swe źródło w swego rodzaju kompleksie, na który po
błyskawicznym zatopieniu wielkiego krążownika liniowego "Hood" przez pancernik
"Bismarck" cierpiało brytyjskie kierownictwo wojskowe i polityczne: przeceniało ono siłę
- Chciałbym na wstępie przypomnieć, że z trzystu sześćdziesięciu tysięcy ton materiałów
wojennych, które zdołaliśmy w drugim półroczu tysiąc dziewięćset czterdziestego pierwszego
roku dostarczyć naszemu nowemu, sowieckiemu sojusznikowi, sto pięćdziesiąt cztery tysiące
ton, a więc prawie czterdzieści pięć procent, dotarło na miejsce przeznaczenia
najniebezpieczniejszym szlakiem, wiodącym przez Ocean Lodowaty. Przeprowadziliśmy
tamtędy osiem konwojów, tracąc jeden tylko statek.
Zebrani w gmachu brytyjskiej Admiralicji z uwagą słuchali wywodów jej Pierwszego Lorda
Morskiego, admirała sir Dudleya Pounda, który w dalszym ciągu swej wypowiedzi stwierdził:
- W tym roku sytuacja się zmieniła. Pierwsze cztery konwoje udało się przeprowadzić jeszcze
bez strat, ale potem nieprzyjacielska flota i lotnictwo wzmogły swą aktywność, czego
wynikiem było zatopienie
bojową, a zwłaszcza niezatapialność bliźniaczego "Tirpitza", zbytnio uzależniając od niego
całe planowanie operacyjne. Tym razem postanowiono
* Flota brytyjskiej metropolii .
5
powtórzyć polowanie, urządzone w poprzednim roku na "Bismarcka". Los frachtowców
konwoju, ich załóg i przeznaczonego dla ZSRR ładunku mniej się liczył niż szansa
odciągnięcia niemieckiego pancernika od jego baz i zniszczenia go przy użyciu
przeważających sił, tak jak jego poprzednika.
Plan operacji był nieskomplikowany. W razie wyjścia w morze ciężkich niemieckich
jednostek i skierowania się ich ku konwojowi, ten miał zawrócić i przez kilkanaście godzin
płynąć z powrotem w zachodnim kierunku. W tym właśnie czasie uderzyłyby na Niemców
ciężkie brytyjskie i amerykańskie jednostki oraz samoloty z lotniskowca.
W jaki sposób lordowie brytyjskiej Admiralicji chcieli pogodzić zapewnienie dostaw dla
Związku Radzieckiego z jednoczesnym potraktowaniem wiozących je frachtowców jako
przynęty dla okrętów Kriegsmarine, pozostanie ich tajemnicą.
A przynęta była rzeczywiście nęcąca. Sam ładunek statków przedstawiał wartość 700
milionów dolarów, licząc po ówczesnym kursie giełdowym. Równie cenne było jego
zestawienie dla radzieckiego użytkownika: 594 czołgi, 4246 pojazdów mechanicznych, 297
samolotów i przeszło 156 tysięcy ton innych środków materiałowych, w tym także żywności.
Zaznaczyć należy, że głównym dostawcą podstawowej masy broni, uzbrojenia i sprzętu dla
Czerwonej Armii był przemysł Kraju
6
Rad, ale w warunkach ostrych napięć na froncie i ponoszonych strat dostawy sojuszników
zachodnich spełniały wówczas niemałą rolę, czemu dawał także wyraz marszałek Stalin.
Rozwój wydarzeń po stronie niemieckiej zdawał się tymczasem sprzyjać tym zamierzeniom.
Rosnące natężenie żeglugi na trasie do Murmańska, w połączeniu z lądowaniem
amerykańskich wojsk na Islandii i rajdem brytyjskich komandosów na Wyspy Lofockie u
wybrzeży Norwegii, wywołały w niemieckim dowództwie poczucie zagrożenia północnego
skrzydła. Zaniepokojony Hitler nakazał wzmocnienie sił w Norwegii i zarządził przerzucenie
pancerników "Scharnhorst" i "Gneisenau" oraz ciężkiego krążownika "Prinz Eugen" z bazy w
Breście na ojczyste wody.
"Operacja się udała, ale pacjent zmarł" - mówi stare porzekadło. Tak było i teraz: wprawdzie
okrętom tym udało się w dość niejasnych okolicznościach zmylić czujność Brytyjczyków i
przepłynąć przez kanał La Manche, ale wszystkie trzy odniosły w toku operacji lub wkrótce
po niej tak poważne uszkodzenia, że musiały przez dłuższy czas pozostać w dokach. Zamiast
nich skierowano do Norwegii - jak to ustalił brytyjski wywiad - wszystkie sprawne w danym
momencie ciężkie jednostki Kriegsmarine.
Posiłki otrzymała też operująca z baz norweskich 5 Flota Powietrzna.Ta jej część, która
przeznaczona
7
była do współpracy z marynarką' wojenną, składała się w połowie 1942 roku ze 103
należących do 30 pułku dwusilnikowych bombowców nurkujących typu Junkers Ju-88, z 30
nurkowców fu-87, z 42 torpedowych Heinkli He-111 z I dywizjonu 26 pułku bombowego, 15
również torpedowych wodnopłatowców He-115 lotnictwa morskiego oraz 44 samolotów
wywiadowczych rozmaitych typów - od rozpoznawczej wersji Junkersa )u-88 poprzez łodzie
latające Blohm-Voss BV-138 do czterosilnikowych dalekiego zasięgu Focke-Wulfów
FW-200, słynnych "Condorów".
Zaprzątająca uwagę Niemców rzekoma aliancka operacja desantowa w Norwegii jakoś się nie
chciała zmaterializować, toteż fakt skoncentrowania poważnych sił postanowili oni
wykorzystać do przeprowadzenia silnego lotniczego ataku na najbliższy konwój do ZSRR.
Zachował się pełny tekst wydanego w tej sprawie rozkazu. Brzmiał on:
1. Zadanie: atak na konwój zmierzający do Rosji.
2. Siły własne: grupa bojowa Trondheim - "Tirpitz", "Hipper" i 6 niszczycieli, grupa bojowa
Narvik - "Lutzów" i 6 niszczycieli. Okręty podwodne - 3, których zadaniem będzie wykrycie i
śledzenie konwoju, zajmą od 10 czerwca pozycje wyczekiwania na północny wschód od
Islandii, a 3 lub 4 czekać będą między wyspami Jan Mayen a Niedźwiedzią, zaś kilka
8
pozostałych na wschód od Wyspy Niedźwiedziej.
3. Struktura dowodzenia: dowództwo operacyjne sprawować będzie grupa floty "Północ" z
siedzibą w Kilonii, dowództwo taktyczne - dowódca floty zaokrętowany na "Tirpitzu". Okręty
podwodne podlegać będą dowództwu grupy "Północ" za pośrednictwem admirała,
dowodzącego w Arktyce.
4. Realizacja: Po wykryciu konwoju obie grupy bojowe wyruszą mu na spotkanie, przy czym
grupa z Trondheim uzupełni paliwo w Altafjordzie. Podstawowym zadaniem jest zniszczenie
nieprzyjacielskich transportowców, a przynajmniej uszkodzenie ich tak, by stały się łatwym
łupem okrętów podwodnych i samolotów. Eskortę zwalczać tylko w takim stopniu, jakiego
wymaga realizacja głównego zadania. Starcia z przeważającymi siłami nieprzyjaciela unikać.
5. Rozpoznanie lotnicze: w celu szybkiego wykrycia głównych sił nieprzyjacielskiej floty
należy intensywnie rozpoznawać rejony Rejkiawiku na Islandii, Scapa Flow na Orkadach
oraz Firth of Forth i Muray Firth w Szkocji. Jeśli nie uda się wykryć tam nieprzyjaciela,
należy prowadzić rozpoznanie w promieniu 250 mil wokół konwoju. Po wykryciu należy
śledzić ruchy nieprzyjaciela na równi z poruszeniami konwoju.
6. Użycie bojowe lotnictwa: Luftwaffe otrzyma
9
rozkaz atakowania tylko statków handlowych i lotniskowców.
7, Uwagi: Można oczekiwać korzystnych warunków atmosferycznych. W czerwcu mija
okres wiosennych sztorrnów, a nie występują jeszcze tak częste latem mgły. Podobnie
korzystnie przedstawia się sytuacja lodowa. Topnienie lodów nie jest jeszcze zaawansowane i
granica ich występowania jest zbliżona do zimowej. W tych warunkach począwszy od rejonu
na zachód od Wyspy Niedźwiedziej nieprzyjaciel będzie musiał płynąć w odległości 200 do
250 mil morskich od brzegów Norwegii. Akwen ten jest pod kontrolą naszego lotnictwa;
nieprzyjacielska flota nigdy jeszcze się tam nie zapuszczała.
8. Operacja otrzymuje kryptonim "Roessel-sprung" *.
Tymczasem załogi trzydziestu sześciu statków handlowych, nieświadome roli, jaką miały
odegrać w stosunku do hitlerowskiego pancernika, opuściwszy zacisze Hvalfjordu,
wrzynającego się daleko w głąb Islandii tuż koło jej stolicy Rejkiawiku, znajdowały się od 25
czerwca 1942 na pełnym morzu. Dwa statki miały wkrótce po wypłynięciu awarie i musiały
zawrócić. Pozostałe sformowały dziewięć kolumn, które szeroką ławą podążały na północny
wschód.
Nieco z tyłu płynęły trzy statki ratownicze; ich
* W szachach: ruch skoczkiem.
zadaniem miało być niesienie szybkiej pomocy. Tę kategorię jednostek pomocniczych
wprowadzono pod wpływem ostatnich doświadczeń bitwy o Atlantyk. Były to małe
pasażerskie parowce, w których urządzono dobrze wyposażone sale opatrunkowe, a załogę
uzupełniono personelem medycznym różnych specjalności. Niskie burty oraz sieci ratunkowe,
po których mogło się wspinać równocześnie na pokład wielu ludzi, umożliwiały szybkie
wyławianie z wody rozbitków.
Osłonę PQ-17 można określić jako wystarczającą, a nawet silną. Stanowiło ją sześć
niszczycieli, cztery korwety, trzy poławiacze min, cztery rybackie trawlery, przystosowane do
zwalczania okrętów podwodnych, i dwa - również pomocnicze - okręty obrony
przeciwlotniczej. Dysponując łącznie kilkudziesięciu działami do zwalczania celów morskich
i tyluż armatami przeciwlotniczymi, zespół ten był w stanie odeprzeć skoncentrowane nawet
naloty czy ataki całych "wilczych stad" U-bootów. W skład osłony wchodziły także dwa
okręty podwodne. Dziewięć innych jednostek tego typu zajęło z końcem czerwca pozycje
wzdłuż dwóch linii patrolowania na wodach pomiędzy północnym wybrzeżem Norwegii a
przewidywaną trasą konwoju.
Bezpośrednia eskorta mogła także w razie potrzeby liczyć na poważną pomoc ze strony
zespołu, wsparcia, złożonego z czterech krążowników i trzech niszczycieli pod dowództwem
kontradmirała
11
Leslie Hamiltona. Natomiast uderzeniowy zespół floty admirała Johna Toveya - jego
zadaniem było zniszczenie ciężkich niemieckich jednostek - stanowiły dwa okręty liniowe,
lotniskowiec, dwa krążowniki i czternaście niszczycieli. Dawno już Królewska Marynarka nie
pojawiła się na północnych wodach w takiej sile.
W łonie Admiralicji zrodziły się jednak pewne wątpliwości i wahania co do słuszności
koncepcji jej pierwszego Lorda Morskiego, czego wyrazem było uzupełnienie pierwotnego
planu o pewne posunięcie, mające nieco zmniejszyć ryzyko, na które wystawiono konwój. Z
głównej bazy Home Fleet w zatoce Scapa Flow na Orkadach wypłynął 29 czerwca mieszany,
osłaniający cztery frachtowce zespół: dwa krążowniki, pięć niszczycieli, cztery stawiacze min
i kilka trawlerów, który miał skierować się na wschód. Razem z głównym zespołem
uderzeniowym miał on zasugerować Niemcom próbę desantu na położonych u wybrzeży
Norwegii Wyspach Lofockich czy też nawet na samym kontynencie. Wybiegając nieco w
przyszłość można stwierdzić, że choć zespół ten dwukrotnie, 30 czerwca i 1 lipca, zbliżył się
na odległość zaledwie paruset mil morskich do brzegów norweskich, nie został jednak
wykryty przez samoloty Luftwaffe. Ta pozorowana operacja nie wywarła więc żadnego
wpływu na losy konwoju PQ-17.
12
PQ-17 odpiera ataki
Konwój podążał nakazanym kursem z prędkością 8 mil morskich na godzinę. Spokojne morze
i niezła widoczność ułatwiały utrzymanie nienagannego szyku i przeprowadzenie
dodatkowych ćwiczeń z zakresu obrony przeciwlotniczej. Wokół uganiały się zygzakami
okręty eskorty, na których zmieniający się co godzina marynarze czujnie wsłuchiwali się w
poszum hydrofonów. Przez pierwsze dni nie zdarzyło się nic, co wskazywałoby na wykrycie
przez nieprzyjaciela, na narastanie groźby.
Niemcy zaś przeczuwali, że coś się święci. Najpierw zwróciła ich uwagę cisza radiowa w
rejonie Islandii, czemu towarzyszyło nasilenie sygnałów z rejonu Murmańska. Zwiększyła się
częstotliwość lotów brytyjskich samolotów wywiadowczych nad Trondheim, gdzie stał na
kotwicy "Tirpitz", jak też wzdłuż całego położonego dalej na północ wybrzeża Norwegii.
Dowódcy dziewięciu okrętów podwodnych, zajmujących stanowiska wyczekiwania w
pobliżu wyspy Jan Mayen, mniej więcej w połowie drogi między Szkocją a Spitsbergenem,
poza zasięgiem operujących z Islandii i Szetlandów alianckich łodzi latających, otrzymali
polecenie wzmożenia czujności.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin