Steven Saylor - Cesarstwo.pdf

(2138 KB) Pobierz
Microsoft Word - Saylor Steven - Cesarstwo
STEVEN SAYLOR
CESARSTWO
Przełożył Janusz Szczepański
Rzymskie miesiące i daty
Daty w powieści są zgodne z kalendarzem rzymskim zreformowanym przez Juliusza Cezara
(juliańskim). Rok dzielił się w nim na dwanaście miesięcy, których łacińskie nazwy -
Ianuarius, Februarius, Mar-tius, Aprilis, Maius, Iunius, Iulius (przemianowany z
wcześniejszego Quinctilis dla uczczenia Juliusza Cezara), Augustus (upamiętniający
Oktawiana Augusta; dawniej Sextilis), September, October, November i December -
przetrwały w dzisiejszych językach romańskich i germańskich; w niniejszym przekładzie
podane są w brzmieniu polskim.
Rzymianie nie oznaczali dni miesiąca kolejnymi liczbami jak my; daty dzienne w kalendarzu
rzymskim określano według trzech stałych terminów w każdym miesiącu: kalendy -
przypadały na pierwszy dzień miesiąca, hony - w marcu, maju, lipcu i październiku
przypadały na siódmy, a w pozostałych miesiącach na piąty dzień, idy - w marcu, maju, lipcu
i październiku był to piętnasty, a w pozostałych miesiącach trzynasty dzień. Pozostałe dni
liczono wstecz od jednej z tych dat. Przykładowo dzień 9 czerwca nazwano by w Rzymie
piątym dniem przed idami czerwcowymi.
LINIE ŻYCIA
NAJWAŻNIEJSZYCH POSTACI
Dokładne daty urodzenia i śmierci podane są tylko w wypadku cesarzy. Pogrubione linie
ukazują czas panowania. Dane dotyczące niektórych osób, jak Apoloniusz z Tyany, są bardzo
niepewne.
Messalina
Rozmieszczenie nazw wybranych rzymskich prowincji odpowiada ich przybliżonej
lokalizacji. Granice polityczne pominięto.
14A.D.
Lucjusz obudził się raptownie. Śnił; w tym śnie nie było ziemi, tylko czarne niebo,
niewyobrażalnie ogromny, krystalicznie czysty firmament pełen jaskrawo świecących
gwiazd, których nigdzie nie przesłaniał najmniejszy choćby obłoczek - a mimo to pojawiały
się też na nim błyskawice, bezgłośne i oślepiająco jasne. W ich świetle widać było wielkie
stada ptactwa, które nagle wypełniły przestwór: sępy i orły, kruki i wrony, i mnóstwo innych
gatunków. Skrzydlaty tłum mieszał się w bezładnym wirze, ale równie milcząco jak owe
dziwne wyładowania. Niezrozumiały sen zdezorientował go i przepełnił niepokojem.
Dopiero teraz, na jawie, gdzieś w oddali posłyszał słaby pogłos grzmotu, który szybko zginął
wśród innych dźwięków dobiegających z głębi domu; niewolnicy już zaczynali codzienną
krzątaninę, otwierali okiennice, kucharz rozpalał w piecu. Lucjusz zerwał się z łóżka.
Jego izba znajdowała się na piętrze i miała własny, wychodzący na zachód balkonik z
widokiem na rozpościerający się w dole stok Awentynu. Sąsiednie domostwa, jak jego
rodowa willa balansujące na krawędzi wzgórza, dorównywały jej wielkością i widocznym na
pierwszy rzut oka kunsztem ich architektów i budowniczych. Niżej na zboczu widniały
gęściej stłoczone uboższe domy, kamieniczki i rzemieślnicze warsztaty, a jeszcze dalej, na
przeciętej wstęgąTybru równinie sterczały wielkie spichrze i magazyny. Na rzece miasto się
kończyło; widoczna na drugim brzegu ciągnąca się aż po pagórkowaty widnokrąg mozaika
leśnych kęp i łąk była podzielona na prywatne posiadłości bogaczy.
20 Cesarstwo
Ależ jego matka nie cierpiała tej tak przecież uroczej panoramy! Urodzona w zamożnej gałęzi
rodu Korneliuszów wychowała się w willi po drugiej, bardziej eleganckiej stronie Awentynu,
górującej nad ogromnym owalem Circus Maximus, z ukoronowanym wieńcem świątyń
Kapitolem po jednej stronie i z widokiem na położony po przeciwnej stronie doliny Palatyn -
gdzie mieszkał sam cesarz. „Z naszego dachu widziałam kapitolińskie dymy ofiarne",
mawiała często, „przyglądałam się wyścigom rydwanów, a bywało, że miałam szczęście
ujrzeć samego imperatora, jak się przechadza po jednym z pałacowych tarasów". (Na co
ojciec Lucjusza odpowiadał z dobroduszną kpiną: „I wszystko to naraz, Kamillo?").
Lucjusz jednak wyrastał z tym właśnie widokiem za oknem. Od dwudziestu czterech lat takie
widział swoje miasto: mieszaninę bogactwa i ubóstwa — z przewagą tej drugiej ingrediencji
— pulsującą nieustanną pracą niewolników; jakoś trzeba było pomieścić w przepastnych
składach wszystko, co dzień w dzień przypływało w górę rzeki z czterech stron dalekiego,
wielkiego świata, którego Rzym był panem.
Maj był tego roku szary i słotny i nie zanosiło się na to, że ten dzień przyniesie odmianę
pogody. W mdłym świetle przytłoczonego ciężką sinością poranka widać było, jak
obramowujące Tyber strzeliste cyprysy gną się pod naporem ciepłego, pachnącego deszczem
wiatru. Daleko nad górami kłębiły się już czarne, burzowe chmurzyska, raz po raz
rozświetlane błyskawicami.
- Idealna pogoda na wróżby - mruknął do siebie Lucjusz.
lego pokój był urządzony po spartańsku: ot, wąskie łóżko, samotny taboret, niewielka
biblioteczka pełna zwojów pergaminu - pamiątek z wczesnych lat edukacji - lusterko na
miedzianym stojaku i parę skrzyń na odzież. Otworzył tę najbardziej ozdobną i ostrożnie
wydobył z niej specjalną szatę. Zazwyczaj czekał na niewolnika, by pomógł mu się ubrać —
prawidłowe układanie fałd togi nie było prostym zadaniem - lecz tego dnia nie starczyło mu
cierpliwości. Dziś chciał nałożyć trabeę, pasiasty żółto-purpurowy strój noszony wyłącznie
przez augurów, członków prastarej kasty kapłanów specjalnie kształconych, by odczytywać
wolę bogów. Miał ją na sobie tylko raz, podczas przymiarki u krawca, i od tamtego czasu
nawet jej nie dotknął. Dziewicza wełna była miękka w dotyku i jeszcze pachniała
barwnikiem.
Lucjusz 21
Lucjusz nałożył szatę przez głowę i mozolnie starał się ją właściwie udrapować. Przejrzał się
w lustrze, po czym, ponownie sięgnąwszy do skrzyni, wyjął lituus - smukłą różdżkę z kości
słoniowej, rodzinne dziedzictwo i wierną, niemą przyjaciółkę; niezliczone godziny spędził z
nią na ćwiczeniach, przygotowując się na ten dzień. Teraz jednak przyglądał się jej świeżym
spojrzeniem, studiując zdobiące ją misternie rzeźbione sylwetki kruków, sów, orłów, sępów i
kur, a także lisów, wilków, koni i psów - rozmaitych stworzeń, z których zachowania
doświadczony augur mógł odgadnąć boskie życzenia.
Zszedł na parter, przemierzył otoczony perystylem ogród pośrodku willi i wsunął się do
jadalni, gdzie spoczywali już na sofach rodzice, a służba kończyła serwować śniadanie. Matka
miała na sobie prostą stolę i nie rozczesała jeszcze po nocy włosów, które za dnia zwykle
nosiła wysoko upięte. Ujrzawszy syna, zerwała się na nogi.
- Lucjuszu! Co ty wyrabiasz? Dlaczego już nałożyłeś trabeę? Chyba nie zamierzasz
zasiąść tak do stołu! Co będzie, jak zabrudzisz ją jedzeniem? Kucharz doprawił dziś polewkę
kurkumą, a z tego plamy są nie do wyprania! Do ceremonii pozostały zaledwie godziny.
Najpierw idziemy do łaźni, balwierz musi ogolić ciebie i ojca...
- Oj, mamo, po prostu nie mogę się już doczekać - przerwał ze śmiechem Lucjusz. -
Jasne, że nie zostanę w niej przy śniadaniu. Ale... jak ci się podoba?
- Wyglądasz wspaniale, synu - odrzekła Kamilla z westchnieniem. — Absolutnie
wspaniale. Do twarzy ci w trabei tak samo jak ojcu... prawda, mój drogi?
Ojciec Lucjusza zawsze się starał zachować powściągliwość godną człowieka o jego pozycji:
patrycjusza, senatora i kuzyna cesarza. Teraz też skinął tylko głową.
- Nasz syn jest, owszem, przystojnym młodzieńcem. Ale ładny wygląd nie ma
znaczenia, kiedy się wkłada trabeę. Kapłan nosi ceremonialną szatę tak samo jak lituus: z
godnością i poczuciem misji, jak przystało na pośrednika między ludźmi a bogami.
Lucjusz wyprostował się, zadarł głowę i z namaszczeniem wysunął przed siebie dłoń
zaciśniętą na różdżce.
- Co powiesz, tato? Czy wyglądam wystarczająco godnie?
2 Cesarstwo
Lucjusz Pinariusz Starszy otaksował go wzrokiem z uniesionymi brwiami. W jego oczach syn
wciąż był chłopcem, a w tej chwili bardziej niż kiedykolwiek, w pełnej kapłańskiej gali, ale z
fałdami trabei ułożonymi byle jak, właśnie niczym dzieciak przebrany za dorosłego.
Dwadzieścia cztery lata to bardzo mało jak na kandydata do kolegium augurów; on sam
dobiegał czterdziestki, kiedy spotkał go ten zaszczyt. Młody Lucjusz z czarną grzywą jeszcze
zmierzwioną od snu, szerokim uśmiechem i gładkim licem nie pasował do tradycyjnego
wizerunku pooranego zmarszczkami i przyprószonego siwizną wróżbity. Pochodził jednak z
długiej linii augurów, a podczas studiów wykazał się nieprzeciętnymi zdolnościami.
— Dobrze się prezentujesz, synu - powiedział senior. - Idź się teraz przebrać w porządną
tunikę. Pokrzepimy się nieco, skoczymy do łaźni i potem pędem do domu, przygotować się
do uroczystości. Mam nadzieję, że burza poczeka i nie zmokniemy do nitki.
Lucjusz sam później przyznał, że zupełnie to inaczej wygląda, gdy przy ubieraniu ma się do
pomocy niewolnika. Wykąpany i ogolony, w elegancko ułożonej szacie, przypatrując się
swemu odbiciu w zwierciadle, poczuł się znacznie pewniej. To prawda, że jeszcze nie mógł
się zwać augurem; ceremonię przyjęcia do tego czcigodnego grona miał poprzedzić egzamin,
podczas którego kandydat musi się wykazać umiejętnościami. Ta myśl przyoblekła mu czoło
w nerwowego marsa, wziął się jednak w garść i powoli zszedł na dół.
Tym razem matka omal się nie rozpłynęła z zachwytu na jego widok, ojciec zaś, sam ubrany
w trabeę i z lituusem w dłoni, obdarzył go ciepłym uśmiechem aprobaty.
- Idziemy, tato?
- Cierpliwości, narwańcze. Masz gościa...
Po drugiej stronie ogrodu, na ławce w perystylu, siedzieli młody mężczyzna i dziewczyna.
— Acylio! — zakrzyknął uradowany Lucjusz i puścił się biegiem ku niej, ale natychmiast
zwolnił; strój augura nie bardzo się nadawał do sportowych wyczynów, a poza tym szkoda by
go było rozedrzeć o różane kolce.
Starszy brat Acylii podniósł się z ławki, skłonił się zdawkowo i dys-
Lucjusz 2
kretnie usunął dalej. Obejrzawszy się przez ramię, Lucjusz zobaczył, że jego rodzice również
zniknęli, chcąc dać narzeczonym chwilę na osobności. Podszedłszy do dziewczyny, ujął ją za
ręce.
- Jakże pięknie dziś wyglądasz, Acylio!
Nie przesadzał. Jej włosy koloru lipowego miodu spływały długą i prostą kaskadą, jak
przystało młodej pannie; pięknie kontrastowały z nimi chabrowe oczy, wyraziste na tle
mlecznych i delikatnych jak różane płatki policzków. Jej drobne ciało skrywała skromna
tunika z długimi rękawami, młodzieniec widział jednak, że przez rok ich na-rzeczeństwa
zdecydowanie zaczynało nabierać kobiecych krągłości. Była odeń dziesięć lat młodsza.
- A ty, Lucjuszu... taki jesteś przystojny w trabei!
- To samo słyszałem od matki.
Gdy ruszyli spacerem przez ogród, Lucjusz nagle poczuł się nieswojo. Dobrze wiedział, że
dom ojca Acylii jest o wiele wspanialszy niż willa Pinariuszów, wykwintniej urządzony, z
liczniejszą służbą, a do tego stoi w lepszej części Awentynu, nieopodal świątyni Junony.
Acyliusze pochodzili z plebsu i daleko im było do patrycjuszowskiej genealogii jego rodu, ale
za to mieli w bród pieniędzy, podczas gdy Fortuna nie darzyła ostatnio Pinariuszów łaską.
Zmarły dziadek Lucjusza miał piękną posiadłość na Palatynie, ale długi zmusiły rodzinę do
przeprowadzki. Ich westybul pełen jest woskowych podobizn bardzo szacownych przodków,
ale czymś takim nie można zaimponować dziewczynie... Czy Acylia spostrzegła, jak
zarośnięty i zaniedbany jest ich ogród? Dobrze pamiętał precyzyjnie przycięte żywopłoty i
krzewy modelowane w różne formy, wykładane marmurem ścieżki i kosztowne posągi z
brązu, jakich nie brakowało w jej ogrodzie. A perystyl... te brakujące dachówki, spękany tynk
i wilgotne plamy na ścianach... Niewolnik, który miał się zajmować ogrodem, był i tak
przeciążony innymi zajęciami, a na porządny remont wiecznie brakowało funduszy.
Brakowało ich zresztą na wszystko i dlatego właśnie nie byli jeszcze małżeństwem. Ojciec
Acylii szybko ochłonął z ekscytacji mariażem córki z synem senatora spokrewnionego z
cesarzem i wyszukiwał kolejne wymówki, by odkładać zaślubiny w nieskończoność.
Najwyraź-
2 Cesarstwo
niej dowiedział się więcej na temat stanu majątkowego Pinariuszów i zwątpił w perspektywy
przyszłego zięcia.
On zaś od pierwszego wejrzenia - na spotkaniu zaaranżowanym przez ojców - polubił Acylię,
a wkrótce był w niej na zabój zakochany. Ona, jak mu się wydawało, odwzajemniały to
uczucie, ale to się nie liczyło — dopóki jej ojciec nie zaaprobuje ich związku.
Acylia ani słowem nie skomentowała stanu ogrodu ani lichej kondycji kolumnady, za to z
podziwem spoglądała na lituus w ręku narzeczonego.
- Jakie piękne zdobienia! Z czego to jest zrobione?
- Z kości słoniowej.
- Prawdziwej? Z kła słonia?
- Tak mówią.
- Jest bardzo piękny.
- I bardzo stary. Mamy go od bardzo dawna, co widać choćby po kolorze. Pinariusze od
wielu pokoleń są augurami i odczytywali auspicje przed wieloma ceremoniami państwowymi,
bitwami czy przy dedykowaniu świątyń... ale i na prywatnych uroczystościach... na przykład
weselach.
- I tylko mężowie ze starych patrycjuszowskich rodów mogą być augurami? — Acylia
najwyraźniej była pod wrażeniem.
- Tak jest.
A ja mogę ci dać syna patrycjusza, dodał w myśli Lucjusz. Przez chwilę pławił się w
zachwycie dziewczyny, ale wnet z nastroju wyrwał go znajomy szelest. Poderwał głowę i
zobaczył przemykającego wzdłuż krawędzi dachu szczura. Ku jego zgrozie pod ciężarem
zwierzęcia obsunęła się kolejna obluzowana dachówka... Słysząc mimowolne sapnięcie
gospodarza, Acylia odwróciła się w samą porę, by ujrzeć rozpryskującą się o kamienie płytkę;
drgnęła wystraszona i cicho krzyknęła. Czy widziała szczura? Lucjusz rozpaczliwie pragnął
odwrócić jej uwagę i pchnięty impulsem chwycił dziewczynę za ramiona, odwrócił ku sobie i
pocałował. Było to właściwie tylko muśnięcie, ale skutek odniosło pożądany.
- Lucjuszu! Bo nas brat zobaczy!
- Co zobaczy? To? - Znów ją pocałował, tym razem nie tak przelotnie.
jf
I
Lucjusz 25
Acylia wyrwała mu się z uścisku zarumieniona, lecz widać było, że jest jej przyjemnie. Tuż
przed oczyma błysnął jej amulet, który Lucjusz miał zawieszony na szyi, a teraz wysunął mu
się spod szaty i spoczął w purpurowej fałdzie.
- Czy to należy do twojego stroju augura? - spytała.
- Nie, to rodowa pamiątka. Dostałem go od dziadka, kiedy skończyłem dziesięć lat.
Noszę go tylko na specjalne okazje.
- Mogę dotknąć?
- Oczywiście.
Dziewczyna wyciągnęła dłoń i musnęła palcami mały złoty przedmiot w kształcie
nieregularnego krzyża.
- Dobrze pamiętam ten dzień - ciągnął Lucjusz. - Dziadek wyjaśnił mi, jak się nosi togę,
i zabrał na długi spacer, tylko we dwójkę. Pokazał mi miejsce, gdzie z rąk morderców zginął
jego wujeczny dziad Juliusz Cezar, potem ołtarz Herkulesa... to najstarsza świątynia w
Rzymie, wiesz? Wznieśli ją Pinariusze, kiedy miasta jeszcze nie było. Zaprowadził mnie pod
figowiec na Palatynie, w którego gałęziach baraszkowali Romulus i Remus ze swoim
przyjacielem Pinariuszem, a na koniec do zbudowanej przez Cezara świątyni Wenus i wtedy
po raz pierwszy zobaczyłem fantastyczny złoty posąg Kleopatry. Dziadek dobrze ją znał i
Marka Antoniusza też. Chciałbym... Chcę mieć syna i któregoś dnia pokazać mu to wszystko,
i opowiedzieć o jego wielkich przodkach'.
Przez cały czas Acylia nie wypuszczała z dłoni amuletu i powoli przysuwała się do
narzeczonego, aż ich ciała znów się delikatnie zetknęły. Spojrzała mu w oczy.
- Ale cóż to właściwie jest? Nie mogę rozpoznać kształtu.
Lucjusz pokręcił głową.
- To zabawne, wiesz? Dziadek wręczył mi go z wielkim namaszczeniem, ale i on nie
był pewien, co amulet przedstawia ani skąd się wziął. Wiedział tylko, że jest w rodzinie od
wielu pokoleń. Pierwotny kształt musiał się zatrzeć przez tyle lat, całe wieki...
- My niczego takiego nie mamy - rzekła dziewczyna z niekłamanym podziwem.
Była tak blisko, że Lucjusz zapragnął chwycić ją w objęcia i trzy-
26 Cesarstwo
mać, nie zważając, że w każdej chwili może wrócić jej brat. W tej chwili jednak lunął
gwałtowny deszcz. Jemu to nie przeszkadzało; krople były ciepłe i chętnie trwałby tak z nią w
uścisku nawet przemoknięty na wskroś, Acylia jednak puściła amulet, złapała go za rękę i ze
śmiechem pociągnęła pod dach perystylu i w głąb domu.
W komnacie zastali Lucjusza Starszego i jej brata, siedzących na hebanowych krzesłach
inkrustowanych lapisem i muszlami abalonów. Ojciec oczywiście nieprzypadkowo wybrał
dwa najlepsze meble w całym domu...
Marek Acyliusz był tylko o dwa lata starszy od siostry i miał takie same blond włosy i
błękitne oczy.
- Ale to już pięć lat od tragedii w Lesie Teutoburskim - perorował—a jeszcze nic nie
zrobiono, by wyrównać rachunki z germańskimi barbarzyńcami. Oni śmieją się nam w nos!
Przecież to skandal.
— Co, deszcz zagonił was do domu? — Lucjusz Pinariusz spojrzał na wchodzącą parę i
ciepło uśmiechnął się do Acylii. Pragnął tego małżeństwa nie mniej niż syn. - A my tu z
Markiem omawiamy sytuację na północy... - Ponownie zwrócił się do młodego Acyliusza. -
Jesteś jeszcze młody, Marku. Dla ciebie pięć lat to wieczność, ale w wielkim scenariuszu
dziejów to zaledwie mgnienie oka. Tego miasta nie zbudowano w jeden dzień, podobnie jak
Zgłoś jeśli naruszono regulamin