Spencer Catherine - Światowe Życie 193 - Święta w Kanadzie.pdf

(765 KB) Pobierz
The Italian Billionaire's Christmas Miracle
204317457.004.png
Catherine Spencer
Święta w Kanadzie
1
204317457.005.png 204317457.006.png 204317457.007.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Domenico na ogół nie zwracał uwagi na turystów. Jednak tego ranka akurat
przechodził dziedzińcem do swojego biura na tyłach głównego budynku, gdy
ostatnia grupa zwiedzających wyłoniła się z winnicy. Wszyscy oprócz jednej
kobiety zmierzali prosto do sali degustacyjnej. Natomiast ona pozostała na dworze i
zasypywała pytaniami jego stryja Brunona.
A Bruno, chociaż zawsze odnosił się uprzejmie do zwiedzających winnicę, nie
lubił głupich pytań. Fakt, że tym razem rozmowa go zainteresowała, wydawał się na
tyle niezwykły, że zaciekawiony Domenico zatrzymał się.
Kobieta była wysoka, szczupła, o raczej przeciętnej urodzie, mogła mieć około
trzydziestki. Sądząc po zaróżowionej twarzy, chyba dopiero przyjechała na Sardynię
i jeszcze nie przyzwyczaiła się do słońca. Jeżeli nie chce dostać udaru cieplnego i
spędzić reszty wakacji w łóżku, pomyślał Domenico, powinna nosić kapelusz. Z
gołą głową po prostu prosi się o kłopoty.
Stryj musiał pomyśleć to samo, bo poprowadził ją do ławki pod drzewem.
Domenico, coraz bardziej zaciekawiony, podszedł na tyle blisko, by słyszeć, o czym
mówią.
Bruno go zauważył i przywołał ręką.
- To z nim powinna pani porozmawiać - powiedział. - Mój bratanek mówi
dobrze po angielsku, a poza tym jeśli czegoś nie wie o uprawie winorośli i produkcji
wina, to znaczy, że nie jest to warte wiedzy. Nie bez powodu cieszy się
międzynarodową sławą.
- Signorina , stryj jak zawsze przesadza. - Domenico uśmiechnął się do
kobiety.
Spojrzała na niego i nagle zawiodła go zwykła ogłada. Przez moment zabrakło
mu słów i tylko na nią patrzył.
2
204317457.001.png
Nie była piękna. A przynajmniej nie w konwencjonalnym znaczeniu tego
słowa. Ubrana skromnie: płócienna spódniczka do kolan, biała bawełniana bluzka z
krótkimi rękawami i płaskie sandały. Włosy, chociaż lśniące, miała w
nieokreślonym kolorze brązu, biodra wąskie jak u chłopca, mały biust. W niczym
niepodobna do Ortensii Costanzy, z jej żywiołową urodą i bujnymi krągłościami.
Natomiast tej kobiety mężczyzna mógłby nie zauważyć, chyba że spojrzałby w te
wielkie piękne oczy.
Odzyskawszy równowagę, kontynuował:
- Jestem Domenico Silvaggio d'Avalos. Mogę być pani w czymś pomocny?
Wstała z wdziękiem i podała mu rękę.
- Arlene Russell - powiedziała przyjemnie modulowanym głosem. - Gdyby
mógł mi pan poświęcić pół godzinki, chciałabym prosić o kilka informacji.
- Interesuje panią przemysł winiarski?
- Bardzo. - Uśmiechnęła się nieśmiało. - Widzi pan, niedawno weszłam w
posiadanie winnicy i potrzebuję rady, jak przywrócić ją do właściwego stanu.
- Chyba nie sądzi pani, że to sprawa, którą można omówić w paru słowach?
- Oczywiście, że nie. Ale ja zamierzam zrobić wszystko, co będzie trzeba,
żeby osiągnąć sukces, a skoro od czegoś muszę zacząć, czy istnieje lepsze miejsce
niż to, żeby się czegoś nauczyć?
- Poświęć jej tę godzinkę - mruknął stryj po sardyńsku, w języku, w którym
wyspiarze rozmawiali najczęściej. - Jest spragniona wiedzy jak gąbka, nie tak jak
wszyscy inni, którzy są spragnieni jedynie wina pitego na twój koszt.
- Nie mam czasu.
- Och, zaproś ją na lunch.
Arlene przesuwała spojrzenie od jednego do drugiego. Chociaż nie rozumiała,
co mówią, wyraźnie widziała, że Domenico jest zirytowany.
3
204317457.002.png
- Signor d'Avalos, proszę mi wybaczyć. Obawiam się, że zachowałam się
niegrzecznie, prosząc o zbyt wiele. - Potem z uśmiechem odwróciła się do Brunona.
- Dziękuję, że zechciał pan ze mną porozmawiać, signor . Był pan bardzo uprzejmy.
W przeciwieństwie do mnie, dopowiedział sobie Domenico i poczuł
niechciany przypływ sympatii do niej.
- Właściwie - odezwał się szybko, żeby się nie rozmyślić - mam wolną
godzinę przed popołudniowymi zajęciami. Nie obiecuję, że w tak krótkim czasie
nauczę panią wszystkiego, ale przynajmniej skieruję do odpowiednich osób.
Nie oszukała jej ta spóźniona uprzejmość.
- W porządku, signor . Jasno pan dał do zrozumienia, że ma pan ważniejsze
zajęcia.
- Jednak muszę zjeść lunch - powiedział, myśląc, że Arlene jest za szczupła. -
I sądząc po pani wyglądzie, pani też powinna się posilić. Proponuję, żebyśmy
upiekli dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Chociaż duma kazała jej odrzucić zaproszenie, przeważył rozsądek.
- Jeszcze raz dziękuję - powiedziała sztywno. - Jestem panu bardzo wdzięczna.
Wziął ją pod rękę i poprowadził do stojącego w pobliżu dżipa.
- Dokąd jedziemy? - spytała, gdy już siedzieli w samochodzie.
- Do mnie. Mój dom jest kilka kilometrów stąd, drogą wzdłuż wybrzeża.
- Myślałam, że zjemy tu, w barze.
- Bar jest dla turystów.
- Ja też jestem turystką.
- Dziś jest pani moim gościem.
Dom, pomyślała Arlene. Co za niedopowiedzenie. Z broszury reklamowej
dowiedziała się, że winnice Silvaggio d'Avalos, w posiadaniu rodziny od trzech
pokoleń, są jednymi z najlepszych na Sardynii. Teraz, gdy wjeżdżali na teren
posiadłości, nie zadziwiły jej bramy z kutego żelaza, ozdobione herbem rodzinnym,
ani długi podjazd prowadzący do prywatnych rezydencji zbudowanych na klifie nad
4
204317457.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin