Williams Cathy - Romans z szefem.doc

(457 KB) Pobierz
Cathy Williams

Cathy Williams

 

Romans z szefem

 

Constantinou’s Mistress

Tłumaczyła Hanna Walicka


Rozdział pierwszy

 

Do uszu Lucy dobiegł z oddali odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Zatrzymała dłonie na klawiaturze komputera.

O tej porze nie powinno tu być nikogo. Dochodziła jedenasta w nocy. Godzina i dzień wydawały się nieodpowiednie na składanie wizyt w tym miejscu. Powoli odsunęła krzesło. Czuła się zupełnie bezbronna w jasno oświetlonym pomieszczeniu. Tylko tutaj paliło się światło, podczas gdy cały budynek tonął w ciemnościach. Każdy mógł podejść i ją zobaczyć, sam nie będąc widziany.

Imponujące biuro Nicka Constantinou zostało tak zaprojektowane, że nie można było się w nim ukryć. Ani pustych szaf, ani grubych aksamitnych portier. Okna pokoju znajdującego się na drugim piętrze budynku o ścianach z przydymionego szkła zaopatrzono tylko w żaluzje. Próba wciśnięcia się pod nie byłaby groteskowa.

Sam pomysł, żeby się ukryć, budził śmiech. Lucy Reid miała zbyt wiele rozsądku, by wyobrażać tu sobie złodziei czy bandytów.

Odetchnęła głęboko i na palcach podeszła do drzwi łączących jej pokój z gabinetem Nicka. Ostrożnie zajrzała do ciemnego wnętrza, nie spodziewając się, iż cokolwiek zobaczy. Za oknem wiał wiatr, a gałęzie drzew nieprzyjemnie uderzały o szyby. Poza tym wokół panowała cisza.

Serce podeszło jej do gardła, gdy spostrzegła ciemną postać zdążającą w jej kierunku.

— Czym mogę służyć? — spytała głośno, uświadamiając sobie, że takie słowa wypowiadane nocą w zamkniętym biurze muszą brzmieć głupio.

Niewłaściwość pytania przyprawiła ją o nerwowy śmiech.

— Kto tam? — zawołała, zastanawiając się, jak szybko zdoła stąd uciec i znaleźć się na schodach.

Była drobna, niewysoka, a ten, kto się zbliżał, odznaczał się potężną posturą.

— A jak myślisz? — usłyszała.

Mężczyzna sięgnął do wyłącznika i zapalił światło na korytarzu. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.

— Dziki, niebezpieczny bandyta plądruje luksusowe biuro Nicka Constantinou? — Zrobił szeroki ruch ręką.

Własne zachowanie musiało go rozbawić, bo się roześmiał, kiwając głową. Potem wsparł się o ścianę. Lucy popatrzyła nań z konsternacją.

— Co tu robisz, Nick? — Z wahaniem podeszła do szefa. — Nie powinieneś być…? Dobrze się czujesz?

— Gdzie… powinienem być? — Przestał się śmiać równie nagle, jak zaczął.

Gdy spojrzał na nią, zauważyła, że ma podkrążone oczy i wzrok świadczący o tym, iż sporo wypił. Ten widok zaskoczył dziewczynę. Wiedziała, że Nick Constantinou nigdy nie nadużywał alkoholu. Nie widziała, by pił, nawet podczas służbowych przyjęć, na których wielokrotnie mu towarzyszyła, będąc prawie od roku jego sekretarką.

— Nie odpowiedziałaś na pytanie.

— Jakie pytanie? — wyjąkała.

— Gdzie, według ciebie, miałbym być?

Nawet pozostając pod wpływem alkoholu, Nick Constantinou emanował zapierającym dech męskim urokiem. Ponury, ciemny strój, czarny krawat rozluźniony pod szyją i obszerny płaszcz przypominający pelerynę czarnoksiężnika podkreślały tłumioną pasję. Wiatr potargał mu ciemne włosy, więc mężczyzna nerwowo przeciągnął po nich palcami.

— Sądziłam, że… będziesz w domu z krewnymi…

— W końcu pochowałeś żonę, pomyślała.

— Muszę usiąść. — Minął ją i zniknął za drzwiami gabinetu.

Lucy nie wiedziała, czy ma za nim pójść, czy dyskretnie zniknąć. Przestała się wahać, gdy dobiegł ją głos szefa.

— Przynieś mi trochę wody! Albo zaparz kawy!

— Woda będzie lepsza. — Dziewczyna weszła do gabinetu i zapaliła lampę na biurku. — Jeśli dużo wypiłeś, jesteś odwodniony. Potrzebujesz dużo wody.

— Zawsze rozsądna, prawda? — zażartował, biorąc od niej szklankę i sadowiąc się na obszernej kanapie.

— Godna zaufania, kiedy chodzi o dobrą radę.

Sekretarka skrzywiła się. Tak, dobra, stara, godna zaufania Lucy, która znakomicie prowadziła sekretariat i nigdy nie traciła głowy. Dobra, stara Lucy, która nie umiała siedzieć w tym samym pokoju co szef, żeby go nie obserwować, gdy tego nie widział, nie marzyć o nim, ponieważ był żonaty i poza zasięgiem kogoś tak przeciętnego jak ona.

— A więc myślisz, że powinienem był wrócić bezpiecznie do domu? — Nick oparł głowę o kanapę, jedną ręką zakrył oczy, a w drugiej trzymał szklankę z wodą.

Tak, dodał w duchu, wypadało wrócić do domu i oddać się żałobie, godnie dźwigać los wdowca przyjmującego wyrazy współczucia od krewnych. Myśl o tym przyprawiała go o mdłości.

— Czy ktoś wie, że tu jesteś? Może zadzwonić…

— Nie! — Spojrzał na nią błyszczącymi, czarnymi oczami. — Nie chcę, żeby mnie traktowano jak inwalidę, który nie potrafi dać sobie rady.

— Mogą się niepokoić — nalegała Lucy.

— Usiądź. Szyja zaczyna mnie boleć od zadzierania głowy, kiedy na ciebie patrzę.

Dziewczyna przysunęła jedno z krzeseł, lecz rzucił zirytowanym tonem:

— Siadaj na kanapie.

— Słuchaj, jeśli chcesz być sam, lepiej pójdę…

— Co tu w ogóle robisz? — spytał, ignorując jej słowa. — Tkwisz w biurze o jedenastej w nocy? Nie masz dokąd pójść?

— Oczywiście, że mam. — Lucy straciła cierpliwość i spojrzała na niego spod rzęs. — Byłam trochę roz — strojona, jeśli chcesz wiedzieć. Pogrzeby… — słowo przetoczyło się w ciszy jak kamień i dziewczyna musiała odkaszlnąć, by móc mówić dalej — …mnie przygnębiają. Pomyślałam, że łatwiej się pozbieram, jeśli przyjdę tutaj i popracuję. Wiem, że to brzmi trochę dziwnie, ale… — przerwała i siedziała sztywno, czując napięcie we wszystkich mięśniach.

— Pogrzeby są przygnębiające — zgodził się Nick bez emocji.

— Wiem, że już to dzisiaj mówiłam, ale naprawdę… bardzo ci współczuję… może rozmowa o tym, co się stało, sprawi ci ulgę?

— To był wypadek samochodowy. — Mężczyzna przycisnął palce do powiek.

Znów miał dojmujące poczucie winy, iż nie czuje smutku, którego wszyscy po nim oczekują.

Pozornie Gina była kobietą, jakiej mężczyzna może pragnąć. Piękna, pociągająca. Przymrużając powieki, wabiła lśniącymi, długimi, ciemnymi włosami, co sprawiało, że każdy gotów był dla niej zrobić wszystko.

Przez pewien czas czuł się nią zauroczony, jak każdy inny mężczyzna, który znalazłby się na jego miejscu. Sądził, że to będzie trwało wiecznie, ale się zawiódł. Tak naprawdę, jego dwuletnie małżeństwo istniało jako szczęśliwe tylko cztery miesiące, potem wszystko się zmieniło.

— Ile wypiłeś?

— Wystarczająco dużo, żeby zapomnieć.

— Była piękna — powiedziała cicho Lucy. — Nie potrafię sobie wyobrazić, co przeżyłeś przez ostatnie dwa tygodnie…

— Nie próbuj — rzucił gwałtownie Nick.

Nie był w stanie jasno myśleć, a głos dziewczyny koił nerwy. Przez moment miał ochotę powiedzieć jej całą prawdę. Koszmar, który go dręczył, nie miał nic wspólnego z żalem po śmierci żony.

Doskwierała mu pamięć o tym, jak się zachowywała, jak złośliwie wypominała, że nie jest mężczyzną, który by ją zadowolił, że kocha tylko swoją pracę. Każde oskarżenie oddalało go od Giny coraz bardziej. Potem zaczęła wychodzić wieczorami i nie wracać na noc. Wreszcie mu zobojętniała.

Jednak nie miał siły, by przeciąć małżeńskie więzy. A potem zadzwonił z Grecji jej ojciec i zawiadomił, że miała wypadek na jednej z wąskich dróg, którą jechała z nadmierną szybkością do rodzinnej posiadłości. Spodziewał się wyrzutów sumienia związanych ze świadomością, iż może gdyby poświęcał jej więcej uwagi, nie doszłoby do tego wszystkiego, nie wyjechałaby z Londynu, by szukać rozrywki gdzie indziej.

Jednak wyrzuty sumienia nie nadeszły. Wypadek ujawnił, że go zdradzała. Wraz z nią zginął jej kochanek. Ciała znaleziono splecione w ostatnim uścisku.

Zastanawiał się, co powiedziałaby jego przykładna sekretarka, usłyszawszy taką historię. Otworzył oczy i spojrzał na nią, aż zaczęła się czerwienić, czując na sobie badawczy wzrok szefa.

— Rumienisz się jak nastolatka — zauważył. — Musiałem cię nieźle wystraszyć w ciemnym korytarzu. — Alkohol nieco wywietrzał mu z głowy. — Dziwię się, że nie zadzwoniłaś na policję.

— Miałam zamiar. Byłeś ostatnią osobą, jakiej mogłam się spodziewać.

— Nie byłem w stanie wytrzymać w domu. Pogrzeb był wystarczająco trudnym przeżyciem, a jeszcze towarzystwo dwóch greckich rodzin, dziwiących się, czemu chowam ją tutaj… Te współczujące uśmiechy, ledwie skrywające przekonanie, że jako Greczynka powinna być grzebana tam… Nie do wytrzymania. Musiałem od nich uciec…

To było więcej niż komukolwiek kiedykolwiek wyznał. Zastanawiał się, czy w ogóle byłby w stanie innej osobie coś takiego powiedzieć. Pewnie nie. Lecz Lucy patrzyła na niego z takim zrozumieniem, że nie mógł się powstrzymać od wyrzucenia z siebie wszystkiego, co go dręczyło. To jakieś szaleństwo.

— Czemu zdecydowałeś się… no wiesz… pochować ją tutaj?

— Ponieważ tu mieszkała i ja tu mieszkam. — Uśmiechnął się blado. — Poza tym, czyż nie powinienem mieć jej w pobliżu, by pielęgnować pamięć o ukochanej żonie?

Bezustannie przypominać sobie o pustce instytucji małżeństwa i zdradliwości kobiet, dorzucił w duchu. Lucy skinęła głową i zapadła cisza.

— Czas, żebym wróciła do domu — powiedziała w końcu. — Dasz sobie radę? Może jednak powinnam po kogoś zadzwonić? Czasem w takiej sytuacji… czyjeś towarzystwo pomaga.

— Już je mam — rzekł, obejmując ją wzrokiem podkrążonych oczu w taki sposób, że poczuła to każdym nerwem.

Po raz pierwszy miała świadomość, iż patrząc na nią, nie widzi wyłącznie bezpłciowej sekretarki. Spojrzenie działało jak dzwonek alarmowy. Mężczyzna pogrążony w żalu, który za dużo wypił, nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Ona zaś nie miała pojęcia, kogo widział, spoglądając na nią w tak szczególny sposób, ale z pewnością nie taką Lucy, jaką była naprawdę. Może przywoływał w wyobraźni twarz żony? Fizycznie bardzo się od siebie różniły. Jedna drobna, szczupła, o chłopięcej sylwetce, jasnej cerze i krótkich, jasnych włosach, druga ponętna, o bujnych kształtach, ciemnooka, z oliwkową cerą i długimi, ciemnymi włosami.

Jednak Lucy tak długo marzyła o Nicku jako mężczyźnie, o tym, że jej dotyka, pieści, że fakt, iż teraz skoncentrował na niej uwagę, wprawił ją w podniecenie.

— Robi się późno. Naprawdę muszę iść… — zaczęła.

— A co się stanie, jeśli nie pójdziesz?

— Nie rozumiem.

— Ktoś na ciebie czeka w domu?

— No cóż…

— Rodzice?

— Nie mieszkam z rodzicami! Zostali w Kornwalii. Myślisz, że mam dwanaście lat?

— Przepraszam. — Uśmiechnął się, co przyprawiło ją o bicie serca. — Zmieszało cię moje przypuszczenie.

— W jego spojrzeniu było coś, nad czym trudno przejść do porządku dziennego, coś, co wywoływało poruszenie. — Ciągle masz na sobie żałobny strój — zauważył.

— Długo tu jesteś? Pracowałaś jak mrówka?

— Nie pojechałam do twojego domu po pogrzebie. Przepraszam, ale nie mogłam znieść…

— Współczujących tłumów? Jest coś obscenicznego w gromadzeniu się tylu osób z takiej okazji, prawda? Trzeba gadać, wspominać z krewnymi dawne czasy, mieć odpowiednio żałobny wyraz twarzy.

Drgnęła, słysząc tak cyniczne słowa, lecz zaraz pomyślała, iż ludzie różnie objawiają żal po stracie najbliższych.

— To trudne chwile — powiedziała. — Słuchaj…

— Nie odchodź. — Wyciągnął rękę i chwycił ją za przegub, co natychmiast przyprawiło ją o uderzenie gorąca. — Jeszcze nie teraz.

— Chcesz więcej wody? — spytała rozpaczliwie.

Ręka bezwładnie spoczywała w uścisku mężczyzny, lecz Lucy z niezwykłą wyrazistością odczuwała dotknięcie jego dłoni.

— Powinieneś dużo pić — wymamrotała, nerwowo przebiegając wzrokiem po ciemnej, przygaszonej twarzy Nicka.

— Zostań. Porozmawiaj ze mną. Opowiedz, co robiłaś po wyjściu z kościoła. Dokąd poszłaś?

— Ja… Pojechałam do supermarketu. Miałam wrócić do domu, ale w sklepie było dużo ludzi, więc nim wszystko załatwiłam, minęło dużo czasu, chyba z półtorej godziny! To takie pospolite, nudne…

— Twój głos działa uspokajająco. — Mężczyzna bezwiednie przesuwał palcem po jej przegubie, co przyprawiało o rozkoszny dreszcz.

Lucy próbowała uporządkować myśli, lecz wzrok Nicka działał tak hipnotyzująco…

— Hmm. — Uśmiechnęła się niepewnie. — Jeśli bardzo chcesz wiedzieć, wyszłam z supermarketu, zostawiłam zakupy w domu i pomyślałam, że nie zdołam usiedzieć w mieszkaniu, więc postanowiłam wybrać się do restauracji, żeby coś zjeść…

— Sama?

— Tak.

— Myślałem, że kobiety nie chodzą same do restauracji. Ginie nigdy nie przyszłoby to do głowy. — Roześmiał się krótko.

Jego zmarła żona w żadnym razie nie zrobiłaby czegoś podobnego. Nie dbała przy tym o towarzystwo. Chodziło jej o publiczność, głównie męską, o kogoś, kogo mogła oczarować długimi włosami, błyskiem w oczach, przed kim mogła się wyginać, prezentując ponętne piersi.

— Mnie to nie przeszkadza — rzekła Lucy obronnym tonem. — Wiem, pewnie uważasz, że to smutne, kiedy dwudziestotrzyletnia kobieta samotnie spędza piątkowy wieczór w restauracji, lecz ja nie należę do tych potrzebujących ciągłego towarzystwa.

Dziewczyna uświadomiła sobie, iż zaczyna się bronić, a wtedy jej głos brzmi smutno. W niczym nie przypominała wyzwolonej kobiety, za jaką chciała uchodzić w jego oczach.

— Wcale tak nie uważam.

— Tak czy inaczej powinnam była potem wrócić do domu, ale lubię jeździć autem, a nie mam po temu zbyt wielu okazji. W drodze do pracy korzystam z metra, więc pomyślałam, że dziś wieczorem trochę pojeżdżę, i wylądowałam tutaj. Nie wiem, dlaczego uznałam, że dobrze będzie tu wejść i wykończyć pewne prace. Po prostu nie byłam zmęczona.

— Cieszę się. — Puścił jej przegub, lecz tylko po to, by przesuwać palcem wzdłuż ręki.

Sam nie wiedział, co się dzieje. Patrząc na nią, zdał sobie sprawę, iż jego ciało zaczyna reagować. W zapadłej ciszy wydało mu się, iż istnieje tylko ten mały fragment rzeczywistości, w którym tkwią we dwoje, a cały świat przestał istnieć.

Zapragnął jej, jak czegoś ciepłego, żywego.

Miała na sobie ciemny strój odpowiedni do żałobnej sytuacji. Czarną spódniczkę i ciemnowiśniową bluzkę z długimi rękawami. Żakiet i płaszcz wisiały na wieszaku. Zauważył ją już podczas pogrzebu. Czarny płaszcz upodabniał ją do drobnego, bezdomnego dziecka z ogromnymi brązowymi oczami i drobną, delikatną twarzyczką o pięknie wykrojonych ustach, których teraz miał ochotę dotknąć.

Lucy zacisnęła drżącą dłoń na jego palcach. Chciała jak najszybciej wyjść.

— Wiem, że przechodzisz okropne chwile, może najgorsze w życiu, ale… to, czego potrzebujesz, to sen.

— Nie snu mi brak — mruknął, przesuwając wzrokiem po jej ciele i twarzy.

Zawsze ubierała się do pracy elegancko, w kostiumy i świeżo wyprasowane bluzki. Nigdy wcześniej nie miał zamiaru jej dotykać, był przecież żonatym człowiekiem. Małżeństwo oznaczało wierność, a poza tym żywił zbyt wiele dumy, by przyznać się do klęski własnego związku.

Teraz widział, jak pod obcisłą bluzką poruszają się piersi dziewczyny, gdy oddychała w przyspieszonym tempie. Zdawał sobie sprawę, jakie robi na niej wrażenie. Puściła jego dłoń i skrzyżowała ręce. Ten gest tylko wzmógł jego pragnienia. Nick miał ochotę dobrać się do tego, czego tak broniła.

Chyba straciłem rozum, pomyślał, przeciągając ręką po włosach.

— Myślałaś kiedyś o wyjściu za mąż? — spytał. Zaskoczona pytaniem przyglądała się mu przez kilka sekund.

— Oczywiście, jak wszystkie kobiety. Każda marzy o szczęśliwym życiu z tym właściwym mężczyzną. — Przestań gadać, nakazała sobie w myślach, podnieś się i wyjdź.

Jednak nie mogła ruszyć się z miejsca.

— Szczęście po wieczne czasy. — Roześmiał się cynicznie. — Opowiedz, jak smakuje, jeśli tego zaznasz.

Był pewien, że to się nie zdarza. Jemu się nie udało.

Widząc gorzki grymas, rysujący się na twarzy szefa, dziewczyna poczuła przypływ współczucia. Pewny siebie mężczyzna, dla którego pracowała od miesięcy, człowiek, którego pojawienie się uciszało rozmowy, wydawał się teraz dziwnie bezbronny.

Nawet jego cynizm budził zrozumienie. Wiedziona impulsem wzięła go za rękę.

Mężczyzna głębiej wcisnął się w oparcie kanapy.

— Jakbym przebiegł maraton — rzekł.

— Musisz być wyczerpany. Wyglądasz na zmęczonego — powiedziała i nie zastanawiając się nad tym, co robi, pogłaskała go po twarzy.

Nick pomyślał, że nigdy nie zaznał czegoś równie słodkiego. Czy te palce smakowały tak samo jak ich dotyk? Przymknął oczy i ucałował ich opuszki. Oszołomienie spowodowane alkoholem ustąpiło. Teraz miał inny szum w głowie.

Przyciągnął do siebie dziewczynę, objął za szyję i poszukał warg. Pałały takim gorącem, że odbierało mu to oddech. Ujął jej twarz w dłonie i przytrzymał.

— Nick… nie tego potrzebujesz… — Własne słowa uświadomiły jej to, czego nie chciała wiedzieć.

Może rzeczywiście jemu nie było to potrzebne, lecz jej bardzo. Wbrew zdrowemu rozsądkowi długo tłumione uczucie, które żywiła do tego człowieka, pchało ją ku niemu i nic nie mogła na to poradzić.

— Pragnę…

Czego? Pociechy? Zapomnienia? Powtórnej szansy przeżycia dwóch straconych lat tak, by uniknąć wcześniej popełnionych błędów?

— Potrzebna mi poprawa nastroju — powiedział w końcu i w tym momencie przylgnął do warg dziewczyny, rozchylił je językiem, a potem zagłębił się w jej ustach.

To szaleństwo, przemknęło przez myśl Lucy. On nie wie, co robi. Mówił, że potrzebuje poprawy nastroju, lecz można to osiągnąć różnymi sposobami.

— Powinieneś się przespać — wymamrotała z trudem. — Pozwól mi odwieźć się do domu.

Mężczyzna nie odpowiedział. Przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, tak że teraz niemal na nim leżała. Pogładził ją po krótkich włosach.

— Miałaś kiedyś długie? — zapytał. — Jakoś nie mogę sobie ciebie takiej wyobrazić.

— Muszę iść!

— Krótkie ci pasują. — Włożył rękę pod bluzkę, aż przestała oddychać.

Zrobiła niepewny ruch, by się wyzwolić z tej pozycji, lecz każdą cząstką ciała płonęła z pragnienia. Uwolniły się wszystkie tajone dotąd marzenia.

— Wyglądasz jak gazela — usłyszała.

Nick uniósł rękę i dotknął jej piersi. Dziewczyna jęknęła, a on przycisnął dłoń do koronek stanika, by wyczuć pulsujące sutki.

— Nie możemy tego robić…

— Chcę, żebyś mnie ogrzała…

— Wcale nie.

— Pozwól mi się zobaczyć.

— Nick…

— Zdejmij bluzkę. Pozwól spojrzeć.

Lucy nie potrafiła oderwać wzroku od jego twarzy. Ledwie zdając sobie sprawę z tego, co robi, uniosła bluzkę i ściągnęła ją przez głowę. Teraz była tylko w staniku i nic nie mogło ukryć gwałtowności oddechu, który unosił jej piersi. Nick szybko opuścił ramiączka. Ukazały się drobne, krągłe piersi zakończone różowymi sutkami w ciemnych obwódkach. Były tak słodko pobudzone. Dziewczyna rozchyliła wargi. Jej ciało ożywało pod męskim wzrokiem.

Szef zbliżył usta do jej piersi, zaczął ssać sutki, a dziewczęce ciało wygięło się w rozkoszny łuk. Zanurzyła mu dłonie we włosach, przesunęła je na twarz, podczas gdy on pieścił wargami raz jeden, raz drugi sutek.

Był podniecony aż do bólu. Całując dziewczynę, położył jej rękę na swoich spodniach i przytrzymał, i rozsuwając zamek.

To nie mogło dziać się naprawdę! Patrzyła na niego, czuła jego ręce na piersiach, co mąciło myśli, a gdy dotknęła napiętego męskiego ciała, poczuła dreszcz o niezwykłej sile.

Oderwała się od Nicka, stanęła, lecz tylko po to, by błyskawicznie zdjąć spódniczkę, rajstopy i pozbyć się majteczek.

Pragnęła poczuć jego ciało obok swojego na tej kanapie. Chwycił ją za pośladki i ustawił tak, że mógł pieścić zwieńczenie ud. Lucy z jękiem odrzuciła głowę do tyłu i rozchyliła nogi, gdy tylko wsunął między nie palce. Pieszczota wzniecała płomień w całym ciele.

Niepewnie ujęła w dłonie głowę mężczyzny i miarowo poruszyła biodrami. Gdy była bliska orgazmu, oderwał się od jej ciała i pociągnął na siebie. Przez spodnie wyczuła na skórze jego podniecenie.

Było coś niezwykle zmysłowego w fakcie, że całkiem ją obnażył, sam pozostając w koszuli i spodniach. Teraz na nim usiadła. Miała szeroko otwarte oczy. Upajała się męską urodą jego twarzy, kołysząc się rytmicznie. Nie wiedziała, kiedy rozpięła mu koszulę i zaczęła pieścić dłońmi muskularną pierś.

Patrzył pożądliwie na poruszające się mu przed oczami krągłe piersi i trzymając dłonie na biodrach dziewczyny, kierował ruchami jej ciała. Nie był w stanie tego przedłużać. Ogarnęła go dzika żądza. Lucy kołysała się coraz szybciej. Po chwili odczuł pierwsze impulsy ekstazy. Jeszcze chwila i razem przeżyli szczyt rozkoszy.

Przycisnął do siebie dziewczynę. Dotyk jej gorącego ciała sprawił mu przyjemność. Pomyślał, że musi być wyjątkowo sfrustrowany, bo nigdy dotąd po zbliżeniu z kobietą nie czuł się tak dobrze. Nawet w tej chwili samo wyobrażenie piersi dziewczyny przyciśniętych do jego ciała sprawiało, iż miał ochotę znów się z nią kochać. Pocałował Lucy w czubek głowy i przymknął oczy. Ogarnęła go senność. Był w stanie teraz zasnąć, bo ugasił w sobie złe emocje.

— Mój Boże, Nick… nie mogę uwierzyć… jak to się mogło stać?

Do dziewczyny dotarła cała groza sytuacji. Rzeczywistość była jak zimny prysznic. Nie mogła spojrzeć szefowi w twarz. Dobrze, że miał przymknięte powieki. Pewnie zastanawiał się, w jaki sposób zwolnić ją w poniedziałek, nie nadając rozgłosu całemu zdarzeniu.

Zerwała się i szybko narzuciła ubranie, zastanawiając się, jak usprawiedliwić własne zachowanie.

— Zdaję sobie sprawę, że to bardzo komplikuje nasze stosunki — zaczęła, gdy już miała na sobie bluzkę i spódnicę, choć całe ciało jeszcze płonęło od jego pieszczot.

Sylwetka mężczyzny tonęła w mroku. Lucy była zadowolona, że pozwalał jej mówić.

— Nie potrafię wyrazić, jak bardzo mi przykro… — powiedziała z przygnębieniem, starając się jakoś zebrać myśli. — Nie sądź, że o cokolwiek cię obwiniam… Sama ponoszę całą odpowiedzialność i zrozumiem, jeśli w poniedziałek zechcesz, żebym odeszła z pracy…

Ostrożnie zbliżyła się do szefa.

— Nick?

Kiedy nie odpowiedział, podeszła do kanapy i zobaczyła, że śpi.

Po chwili wahania z westchnieniem nałożyła płaszcz i cicho zamknęła za sobą drzwi.

Oboje działaliśmy pod wpływem irracjonalnego impulsu, pomyślała z drżeniem serca. Tyle że on ma usprawiedliwienie, a ja nie. Co za straszna zmiana ról. Zwykle to mężczyzna wykorzystuje kobietę upojoną alkoholem. Kiedy Nick się obudzi, pomyśli, że skorzystałam z jego chwilowej bezbronności. Okropna sytuacja.

Jeśli miała nadal dla niego pracować, musi udowodnić, że to była tylko chwila szaleństwa, podczas której on pogrążony w żalu potraktował ją jak środek terapeutyczny, a ona się na to zgodziła. Odzyskanie szacunku dla samej siebie zależało od postanowienia, iż to nigdy więcej się nie powtórzy.


Rozdział drugi

 

Nick stał przy wielkim oknie swego biura z rękami wbitymi w kieszenie i patrzył na ponure londyńskie domy po drugiej stronie ulicy.

Cały ostatni weekend spędził na zapewnianiu wyjeżdżających krewnych, że nic mu nie jest i że natychmiast wróci do pracy. Na dodatek musiał uporać się ze wspomnieniem tego, co zaszło piątkowej nocy.

Zaklął pod nosem i wrócił do biurka. Oczywiście powinien spotkać się z Lucy, tylko co ma jej powiedzieć? Trudno mu było uwierzyć w to, co się stało. Wszystko wyglądało jak sen. Zdawał sobie sprawę, że był pijany i nie wszystko pamięta. Nie było jednak wątpliwości, iż popełnił błąd, i to z własną sekretarką.

Spojrzał niewidzącym wzrokiem na ekran komputera i czekał.

Zastanawiał się, co ma jej powiedzieć? Że musiał się z nią przespać? Wiedziony złością na samego siebie uderzył ręką w blat biurka. Obawiał się, iż Lucy w ogóle nie przyjdzie do pracy.

 

* * *

 

Jednak przyszła.

Mimo że przerażała ją perspektywa stanięcia twarzą w twarz z szefem w poniedziałkowy ranek, wstała o zwykłej porze, ubrała się, wypiła kawę i zjadła jedną grzankę.

Kiedy znalazła się w końcu przed szklaną ścianą firmy, wzięła głęboki oddech i weszła do środka. Po drodze wymieniła słowa powitania z kolegami.

Drugie piętro budynku zajmowały gabinety dyrektorskie. Dochodząc do drzwi własnego pokoju, dziewczyna desperacko spojrzała na windę, zastanawiając się, czy aby nie uciec. Ze zdenerwowania bolał ją żołądek. Nie wiedziała, czy Nick już przyszedł. Może nie pamiętał, co się stało w piątek, w końcu dużo wypił.

Otworzyła drzwi i zobaczyła go siedzącego, jak przystało na szefa, w skórzanym fotelu i z pewnym siebie wyrazem twarzy. Pracował przy komputerze.

— Czy mam podać kawę? — spytała, zdejmując płaszcz.

Gdy nie odpowiedział, zatrzymała się w drzwiach łączących jej pokój z gabinetem. Starała się zachowywać normalnie.

— Myślę, że powinniśmy porozmawiać — rzekł.

Jednak pamiętał.

— Naprawdę? — spytała tonem, w którym rozbrzmiewała prośba. — Jest tyle do zrobienia. Może powinnam zająć się pracą?

— Wejdź i zamknij drzwi. Prosiłem Christinę, żeby nie łączyła ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin