Robert Piłat-Krzywda i zadośćuczynienie.pdf
(
92 KB
)
Pobierz
7734936 UNPDF
Robert Piłat
Krzywda i zadośćuczynienie
Tekst oryginalnie opublikowany w Etyka nr. 29, 1996.
Publikacja za zgodą autora.
W przedstawionych dalej rozważaniach zadaję sobie dwa pytania: (1) Czym jest krzywda i jaki skutek
pozostawia ona w skrzywdzonym i w krzywdzicielu? (2) Czy jest możliwe usunięcie tego skutku? Sprawą
moralności jest to, jak należy postępować, aby nie krzywdzić, lub mówiąc ogólniej, co należy czynić, aby nie
popełniać zła. W rozważaniach etycznych szukamy z kolei ugruntowania naszych moralnych intuicji i
dociekamy przyczyn zarówno ich zasadności, jak i zawodności. Problematyka tego eseju sytuuje się gdzie
indziej. Nie umniejszając troski o moralną identyfikacją i normatywne ograniczenie zła, jakie czynimy innym
ludziom, chcę zwrócić uwagę na faktyczność krzywdy - jej stałą obecność w ludzkim życiu. Ten stan rzeczy
domaga się osobnej i poważnej interpretacji moralnej. Powinniśmy wiedzieć nie tylko to, jak nie krzywdzić,
ale co począć z krzywdą już wyrządzoną.
1. Kiedy mówimy o krzywdzie
Czy po złożeniu tych list w dwie gigantyczne listy potrafilibyśmy uporządkować je tak, żeby każdej krzywdzie
na liście “Doznane” odpowiadała krzywda na liście “Wyrządzone”? Sądzę, że nie potrafilibyśmy. Zostałoby
nam wiele krzywd doznanych, do których wyrządzenia nikt by się nie przyznał oraz wiele wyrządzonych, do
których nie zgłosiłyby się ofiary. Jeśli ma rację to trudno będzie uzyskać takie pojęcie krzywdy, które miałoby
jakiś sens moralny czyli normujący. Bo przecież pojęcie to może mieć sens moralny tylko pod warunkiem, że
przynajmniej w określonych przypadkach jego treść jest identyczna dla obu stron: krzywdziciela i
krzywdzącego. W przeciwnym razie towarzysząca normie sankcja moralna nie dałaby satysfakcji ofierze
godząc jednocześnie w krzywdziciela.
Załóżmy jednak na początek, że krzywda, to wyrządzone zło. Wyrządzone zło nie jest czymś jednorodnym;
trzeba w nim przede wszystkim wydzielić samą doznaną szkodę (materialny lub psychiczny uszczerbek,
naruszenie lub pozbawienie kogoś pewnego typu dóbr). Szkoda jednak nie wyczerpuje treści krzywdy.
Można wyrządzić wyraźną szkodę, która nie jest krzywdą, ta jak robi to amputujący komuś nogę lekarz. Jaki
więc czynnik oddziela te i tylko te szkody, które są skrzywdzeniem? Tu już musimy natrafić na wspomniany
wcześniej rozdźwięk pomiędzy punktem widzenia krzywdziciela a punktem widzenia osoby skrzywdzonej.
Otóż krzywdziciel poznaje, że wyrządził krzywdę na kilka sposobów:
1) ma poczucie winy
2) ma (i wie, że miał) intencję wyrządzenia krzywdy
3) obserwuje szkodliwe konsekwencje swojego czynu lub braku działania
Nie wydaje mi się, żeby któryś z tych elementów ani nawet wszystkie razem pozwolił krzywdzicielowi na
pewną ocenę swojego aktu jako skrzywdzenia.
Poczucie winy nie jest wiarygodnym świadectwem popełnionej krzywdy. Wyrabiamy sobie to poczucie na
podstawie niepełnych informacji o skutkach naszych czynów. Niektóre z tych informacji mają dość ładunku
moralnego, żeby poruszyć nasze sumienie i wywołać silne poczucie, iż wyrządziło się krzywdę. Często
jednak okazuje się, że krzywdy nie było. Okazuje się, na przykład, że domniemany skrzywdzony nie ma
poczucia krzywdy, ani też nikt inny (obiektywny obserwator) o krzywdy nas nie oskarża.
Również intencja nie wydaje się koniecznym warunkiem aktu krzywdzenia. Dobre intencje rodzą często złe
konsekwencje. Angażujemy się czasem w działania, które stopniem komplikacji przerastają naszą zdolność
przewidywania i bywa, że jednym z ich skutków (chociaż wcale przez nas nie zamierzonym) jest cudza
krzywda. Taki charakter ma na przykład wiele działań gospodarczych. Jako podmioty gospodarcze
odnoszące się w swym działaniu do nieokreślonych grup lub abstrakcyjnego rynku, jesteśmy często
sprawcami niezamierzonej krzywdy. Musimy wziąć moralną odpowiedzialność za owo niezamierzone
sprawstwo, jako że krzywda jest tu bezpośrednim skutkiem działania, za które bierzemy odpowiedzialność.
Takie przypadki różnią się w sensie moralnym od przypadkowych skutków naszych działań, czyli skutków
wywołanych przez czynniki, które nie płyną z samej natury podjętego działania.
Świadomość konsekwencji swoich czynów u krzywdziciela wydaje się na tle ostatniego przykładu ważnym
warunkiem tego, aby wyrządzone zło nazwać krzywdą. Jednak sam w sobie nie wystarczy, niewiedza o
konsekwencjach może stanowić czynnik moralnie usprawiedliwiający, ale nie sprawia, że krzywda przestaje
być krzywdą. Istnieje oczywista różnica pomiędzy szkodą wyrządzoną przez człowieka nie zadającego sobie
sprawy ze skutków swego działania a szkodą wyrządzoną przez siły przyrody.
Słowem, krzywdziciel nie może polegać na “prywatnej” wiedzy, ale musi przyjąć do wiadomości szereg
obiektywnych faktów dotyczących jego działania. Wśród tych obiektywnych faktów jest i to, jak rzecz widzi
osoba skrzywdzona. Nawet jeśli u krzywdziciela nie występuje żadna świadomość (wiedza, poczucie winy,
intencja) krzywdzenia, to przecież dalej mówimy, że skrzywdził. Nie jest to moralnie obojętne, że (w wielu
wypadkach) krzywdziciel nie dysponuje dostatecznymi przesłankami do zakwalifikowania swego czynu jako
krzywdy. Dlatego natury krzywdy nie zrozumiemy odwołując się tylko do własności czynu i osoby sprawcy.
Porzućmy zatem punkt widzenia krzywdziciela i zastanówmy się nad perspektywą osoby skrzywdzonej. W
jakiej sytuacji można orzec z pewnością, że doznało się krzywdy? Rozważmy po kolei czym kieruje się
człowiek określając samego siebie jako ofiarę?
Poczucie krzywdy nie wydaje się dostatecznym powodem, aby orzec na pewno, iż doznało się krzywdy.
Wielu ludzi żyje z poczuciem krzywdy, które jest zwyczajnie fałszywe (urojone, chorobliwe, wynikające z
błędnych przekonań). Przyczyną poczucia krzywdy może się stać praktycznie każdy niefortunny obrót spraw:
nieszczęśliwy los, bolesny moralny dylemat, z którego nie widzimy wyjścia, czas i miejsce, w których
przychodzi nam żyć, niepowodzenia wyjaśniane przy pomocy obwinianie innego człowieka, itd.
Sama faktycznie doznana szkoda jest również zawodnym wyznacznikiem krzywdy. Są wielkie szkody, które
nie są odczuwane jako krzywdy, podczas gdy stosunkowo drobne są tak odczuwane. Co więc decyduje o
adekwatności poczucia krzywdy?
Część odpowiedzi na to pytanie daje wiedza o krzywdzicielu. Jeśli skrzywdzony wie, że szkodę wyrządzono
mu umyślnie, że sprawca był świadom natury swego aktu i jego możliwych konsekwencji, i wreszcie, że
krzywdziciel ma poczucie, iż wyrządził krzywdę, wówczas poczucie krzywdy wydaje się dobrze ugruntowane.
Innymi słowy, perspektywy krzywdziciela i ofiary muszą się w pewnym miejscu przeciąć. Jest to ważna
okoliczność; wynika z niej, że krzywda ustanawia relację między osobami, co okaże się ważne przy
rozważaniu problemu zadośćuczynienia.
Bywa, że ktoś reaguje na doznaną szkodę jedynie krótkotrwałym bólem lub wzburzeniem, które zaraz znika
bez śladu. Tego przypadku nie nazwalibyśmy zapewne krzywdą. Wydaje się zatem, że do natury krzywdy
należy pewnego rodzaju trwanie w skrzywdzonym. Natura tego trwania wymaga osobnego zastanowienia
2. Trwanie krzywdy i godność człowieka
Znaczące wypadki naszego życia dotykają często naszej tożsamości. Zmieniają nas na tyle, że niezależnie
od ich materialnej natury, można je nazwać nieodwracalnymi. Krzywda, za sprawą swego uporczywego
trwania w skrzywdzonym człowieku, zdaje się należeć do tego rodzaju zdarzeń. Z drugiej strony, jeśli mamy
poważnie traktować obowiązek naprawy krzywd, musimy przecież zakładać, że krzywdy są w jakiś sposób
odwracalne. Dalsze rozważania o zadośćuczynieniu muszą się więc zacząć od pytania: Jaki charakter ma
owo uporczywe trwanie krzywdy w człowieku? Bywa, że los wynagradza poniesione szkody, rany cielesne i
niecielesne ulegają uleczeniu, a te, których naprawić się nie da, zmieniają swój sens w miarę jak uczymy się
z nimi żyć. Krzywda wydaje się nie podlegać podobnym procesom. Właśnie ta różnica pomiędzy szkodą a
krzywdą stanowi o problematyczności zadośćuczynienia, które będzie przedmiotem dalszych rozważań.
O tym, że trwanie krzywdy jest jej najistotniejszym atrybutem wiedzieli stoicy, którzy radzili, by mocą samego
myślenia zredukować krzywdy i nieszczęścia do ulotnych zdarzeń. Twierdzili, że zakorzenienie się krzywdy
w człowieku zależy od jego woli. “Doznasz krzywdy tylko wtedy, kiedy myślisz, że doznajesz krzywdy. Nikt
nie może cię skrzywdzić bez twojej zgody. (…) Na przykład: Co to znaczy być obrzuconym oszczerstwami?
Stań przy kamieniu i obrzucaj go oszczerstwami. Co zdziałasz? Bądź jak kamień a wtedy pozostaniesz
nieporuszony. Skoro tylko odkryłeś, że sama rzeczywistość zależy od twojej zgody, by ją za taką uznać,
wszystkim czego potrzebujesz by czuć się wolnym, jest pozostanie nieporuszonym, ataraxia” [1].
Niedoskonali stoicy, którymi jesteśmy, muszą pogodzić się z tym, że fakt skrzywdzenia przechodzi prawie
nieuchronnie w trwanie krzywdy.
Elementem struktury człowieka, który podtrzymuje i przechowuje krzywdę jest, jak sądzę, godność
skrzywdzonego. Godność jest w nas tym, co opiera się zmianom życiowym, złym czynom innych i naszym
własnym upadkom. Tymczasem w sytuacji krzywdy godność ofiary jest naruszona lub poddana manipulacji,
co czyni ją elementem nietrwałym a samą krzywdę elementem trwałym. Ten kto krzywdzi zdaje się mówić
ofierze: “Mogę to z tobą uczynić”. Wobec tego “mogę”, to, co w człowieku stawia opór - jego godność - musi
zamilknąć, ulega zakwestionowaniu. Nie ma nic stałego i trwałego w ludzkiej godności, skoro można ludzi
krzywdzić. Krzywda, mówiąc obrazowo, przenika ofiarę na wskroś i nie napotyka oporu. Nie powiemy tak o
szkodzie - choćby dotkliwej. Nawet jeśli jest nieodwracalna, podlega przecież stopniowej erozji, rozpuszcza
się w dalszym biegu spraw; w tym procesie rozpuszczania godność pojawia się właśnie jako coś trwałego,
ośrodek oporu przeciwko destrukcyjnemu działaniu szkody. W sytuacji krzywdy godność zostaje wyparta na
rzecz urazy. Związek (negatywny) z godnością nadaje krzywdzie ową szczególną pozycję we wnętrzu
człowieka polegającą na tym, że trwa w nim, chociaż nie wydaje się to uzasadnione ani strukturą samego
aktu skrzywdzenia (np. przelotne lub odwołane później intencje krzywdziciela), ani siłą uczuć
skrzywdzonego, ani samym rozmiarem doznanej szkody.
Krzywda trwa nawet wtedy, kiedy zanika szkoda. Krzywda wdziera się na miejsce godności redukując tę
ostatnią do relatywnego i zmiennego elementu, jest ona utrwaloną zmianą w obrębie naszego życia. Co to
wszystko znaczy? W jaki sposób struktura człowieka dopuszcza taką wewnętrzną przemianę? Ma tu miejsce
osobliwe podporządkowanie osobowości ofiary faktowi krzywdy, która staje się trwałą strukturą w obrębie
osoby a w skrajnym przypadku może skupiać wokół siebie siły życiowe i działania tej osoby. Na określenie
tego trwającego efektu krzywdy będę dalej używał obrazowego określenia “żądło” zapożyczonego od E.
Cannettiego [2].
Powiedziałem już o związku żądła krzywdy z naruszeniem godności ofiary. Należałoby wiedzieć więcej o
źródłach ludzkiej godności, żeby ten punkt wyjaśnić bliżej. Tymczasem można zauważyć, że metafory
oddające ten stan ofiary: “głęboka krzywda”, “głębokie poniżenie” odwołują się nie tyle do siły samego aktu
krzywdzenia, co do utkwienia krzywdy w ofierze. Krzywda jest naruszeniem ludzkiego wnętrza, czyli sfery, w
której człowiek chce przestawać ze sobą, weryfikować swoje uczucia i sądy, utrzymywać stosowny dystans i
nabierać sił wobec przypadków losu. Kiedy ta sfera podlega pogwałceniu, w pewnym sensie przestaję być
sobą. Żądło krzywdy oznacza stałe poczucie czegoś destrukcyjnego wdzierającego się w dialog pomiędzy
mną i mną samym.
Podatność czyjejś godności na skrzywdzenie zależy w dużej mierze od zbioru dóbr, z jakimi wiąże się
godność tej osoby. Grają tu rolę czynniki kulturowe i światopoglądowe [3]. Na przykład pewne kodeksy
honorowe wiążą osobistą godność z tak wieloma dobrami, że człowiek przez cały czas narażony jest na jej
naruszenie. Na przeciwnym biegunie mamy filozoficzny stoicyzm (taki jak Epikteta), z punktu widzenia
którego nic nie może nas zranić - ludzka godność jest tu oddzielona umysłową tamą od przypadków losu i
czynów innych ludzi.
Wewnętrzna samoafirmacja (w dialogu ze sobą samym) pełni podwójną rolę: utwierdza odrębność osoby i
zarazem jej podobieństwo do innych ludzi w tym, że tak jak inni ma prawo być sobą. Żądło krzywdy wchodzi
na miejsce tej wewnętrznej samo afirmacji. Sprawia, że ofiara musi się określać właśnie jako ofiara, przez
stałe odniesienie do doznanej krzywdy a nie przez wolne samostanowienie.
3. Pytanie o możliwość zadośćuczynienia
Zadośćuczynienie za krzywdy to idea moralna o rozległych implikacjach filozoficznych i teologicznych.
Przede wszystkim oddaje ona wezwanie sumienia w krzywdzicielu. Do czego właściwie nawołuje to
sumienie, kiedy powiada: “Napraw krzywdę”? Jakie działanie krzywdziciela jest w stanie sprostać temu
wezwaniu? W jakich warunkach naprawa krzywdy przez krzywdziciela i pozbycie się jej ciężaru przez
skrzywdzonego zbiegają się? Na tle przedstawionej analizy fenomenu krzywdy nie widać prostej odpowiedzi
na te pytania. Dotychczasowe rozważania sugerują następujące określenie zadośćuczynienia: Jest to akt
usuwający żądło krzywdy tkwiące w skrzywdzonym. Ale w jaki sposób może się to dokonać?
Należałoby określić jaki akt krzywdziciela mógłby radykalnie usunąć skutek krzywdy z osoby skrzywdzonej?
A może potrafi to uczynić sam skrzywdzony? Rozważę tę pytania omawiając sześć zasadniczych sposobów
radzenia sobie z krzywdą. Jeden z nich dotyczy w pierwszym rzędzie krzywdzącego, pięć skrzywdzonego.
Są to: naprawa szkody, zemsta, kara, zapomnienie, racjonalizacja i przebaczenie. Zobaczymy jednak, że
obie strony: krzywdzący i skrzywdzony są ściśle związani w każdym z tych przypadków. Do istoty krzywdy
należy bowiem, jak już wspomniałem, bezpośredni, choć fatalny, związek pomiędzy dwiema osobami.
Związek ten przenosi się na akt zadośćuczynienia i fakt ten ma podstawowe znacznie dla możliwości
naprawy krzywdy.
4. Naprawa szkody
Wydaje się, że jakkolwiek skomplikowane może być zadośćuczynienie za krzywdę, to ma ono swych
podstaw wcale nieskomplikowany akt, jakim jest naprawa wyrządzonej szkody. Tu jednak istnieją
niepokonalne często trudności. Chodzi nie tylko o to, że niektórych dóbr nie sposób przywrócić, ale również
o to, że krzywda jest trwałą zmianą w osobie skrzywdzonej; stan naruszenia dóbr takich jak godność,
zdrowie, szczęście staje się częścią jej życia. Dlatego naprawa szkody nie jest podobna do oddania zabranej
rzeczy, ale jest bardziej złożoną restytucją. Restytucją czego? Czy sumarycznego zasobu dóbr będących
udziałem ofiary przed jej skrzywdzeniem? Czy może tego, co możnaby nazwać jakością życia lub
szczęściem? A jeśli krzywda odebrała skrzywdzonej osobie pewne możliwości, to czy naprawa szkody
obejmuje restytucję tych możliwości? I w końcu, czy naprawa szkody oznacza również “naprawę” uczuć,
jakie w związku z tą szkodą żywi ofiara? Gdzie zaczyna się i gdzie kończy akt restytucji, jaki rodzaj i rozmiar
restytucji stanowi przedmiot odpowiedzialności krzywdziciela?
Widać, że na te wszystkie pytania nie da się odpowiedzieć bez wielu dodatkowych założeń podpowiadanych
przez normy moralne oraz przez nasze teorie i wyobrażenia na temat związków pomiędzy uczuciami,
czynami, możliwościami, jakością życia itd. Owe normy, teorie i wyobrażenia to wiedza, którą musi posiadać
krzywdzący (i pewnym sensie również ofiara), aby naprawa szkody nie była próżnym gestem, ale była trafna
i adekwatna. Restytucja jest trafna, kiedy dotyczy tego, co było przedmiotem krzywdy i adekwatna, kiedy jej
skuteczność potwierdza skrzywdzony. Rzadko zdarza się prawdziwie trafna i adekwatna naprawa szkody -
czynników jakie trzeba wziąć pod uwagę jest zbyt wiele a nasza wiedza o ich wzajemnych powiązaniach
zbyt niepewna. Już w samym punkcie wyjścia każdego aktu restytucji, czyli przy próbie określenia jaka
szkoda została wyrządzona, krzywdziciel musi prócz narzucających się skutków swego aktu wziąć pod
uwagę jego dalsze, czasem rozległe konsekwencje. Tymczasem konsekwencje te w drugim człowieku mogą
być zupełnie inne niż sądzi krzywdziciel.
Zdobycie przez krzywdziciela odpowiedniego rozeznania wymaga współpracy skrzywdzonego, a zatem jego
warunkiem wstępnym jest restytucja związku pomiędzy skrzywdzonym i krzywdzicielem. To jest chyba
największa trudność. Na ogół bowiem ofiara nie chce takiej współpracy i nie można tego od niej wymagać.
Bezwarunkowo uznajemy normę “Nie krzywdź”, ale nie sądzę byśmy w tym samym stopniu akceptowali
normę “Pomagaj krzywdzicielowi w naprawieniu twojej szkody”. Taka norma wchodziłaby w konflikt z
prawem ofiary do uwolnienia się od krzywdziciela, zerwania z nim relacji. A zatem sytuacja, w której
krzywdziciel naprawia wyrządzoną szkodę i w ten sposób usuwa żądło krzywdy, wydaje się bardzo
wyidealizowana. Przejdźmy zatem do innych sposobów radzenia sobie z wyrządzoną krzywdą, kiedy to
żądło krzywdy chce usunąć sama ofiara.
5. Zapomnienie
Zapomnienie krzywdy jest w pewnym sensie przeciwieństwem jej naprawienia; jest pogodzeniem się
skrzywdzonego z niemożliwością naprawienia krzywd: z niezastępowalnym charakterem utraconego dobra,
z upływem czasu, niemożnością odtworzenia relacji z krzywdzicielem. Zamiast oczekiwać naprawy,
skrzywdzony wybiera zapomnienie. Już go nie obchodzi to, czego doznał, nie rozważa, co stracił, albo co
mogłoby go spotkać i co mógłby osiągnąć, gdyby go nie skrzywdzono, wyrzuca doznaną krzywdę ze swoich
myśli. Zapomnienie krzywd wspierane jest przez nową aktywność, nowe zaangażowania - żądło krzywdy
zostaje nie tyle usunięte, co rozpuszcza się w płynącym nadal życiu.
Zapomnienie zaznacza swą skuteczność przez to, że osłabia towarzyszące krzywdzie uczucia. W ten
sposób osiąga na pozór ten sam efekt, co nasze hipotetyczne doskonałe
zadośćuczynienie: krzywda odchodzi w przeszłość i przestaje oddziaływać na skrzywdzonego. A jednak
zapomnienie jest stanem kruchym. Jeżeli nie ma ono właściwego wsparcia w trafnej i adekwatnej naprawie
szkody (co, jak wskazywałem wyżej jest trudne lub wręcz niemożliwe), może znów przejść w
rozpamiętywanie krzywdy i okaże się, że jej żądło tkwi nadal w skrzywdzonym. Zapomnienie jest rodzajem
umysłowej tamy odgradzającej skrzywdzonego od żądła krzywdy, jednak szkoda jest nadal rzeczywistością,
której nie można ominąć wysiłkiem samego umysłu; to z niej żądło krzywdy czerpie swą silę. Ponadto, jeśli
nawet skrzywdzony skutecznie zapomniał, to pozostaje jeszcze sam krzywdziciel, dla którego to
zapomnienie “nie kończy sprawy” [4]. Każdy akt krzywdziciela zmierzający do zadośćuczynienia przypomina
o krzywdzie.
6. Racjonalizacja
Skrzywdzony może próbować wyjaśnić sobie doznaną krzywdę w ten sposób, że przedstawi ją jako efekt
bezosobowego naturalnego procesu, a nie zamierzonego i wolnego działania krzywdziciela. Sens słowa
“naturalny” w takim wyjaśnieniu bywa bardzo różny w zależności od światopoglądu ofiary. Może być
związany z poczuciem własnego nieuchronnego losu lub przekonaniem o całkowitym zdeterminowaniu
zdarzeń. Może wreszcie stanowić rozbudowaną teorię psychologiczno-socjologiczną ukazującą działanie
krzywdziciela jako wynik różnych obiektywnych, niezależnych od niego czynników. Zadaniem tych
wszystkich interpretacji jest w pierwszym rzędzie zneutralizowanie intencji krzywdziciela, a przynajmniej jego
wolności. Ponadto racjonalizacja pragnie zanegować to, że krzywda wiąże relacją dwie osoby. Skrzywdzony
wypiera się związku z krzywdzicielem, rozpuszcza jego osobowość w wielości bezosobowych czynników.
Czy przez racjonalizację można osiągnąć prawdziwe usunięcie żądła krzywdy? Występują tu dwie
zasadnicze przeszkody. Pierwsza polega na tym, że dążąc do racjonalizacji skrzywdzony zgadza się łatwo
na dowolne ad hoc przyjmowane teorie, które muszą w końcu okazać się fałszywe. Druga trudność polega
na tym, że likwidacja osobowego związku pomiędzy krzywdzicielem a skrzywdzonym odcina możliwość
restytucji relacji ze skrzywdzonym, o której była mowa wcześniej. Tymczasem krzywdziciel potrzebuje tej
restytucji, aby rozpoznać istotę wyrządzonej krzywdy czyli jej wewnętrzne aspekty, które tylko skrzywdzony
może ujawnić i usunąć. Racjonalizacja popada zatem w sprzeczność z pragnieniem naprawy wyrządzonej
szkody, jakie zakładam u krzywdziciela i z możliwością tej naprawy.
Ponadto pod pozorem racjonalizacji dokonuje się często zemsta. Za doznane zło ofiara odpowiada
ubezwłasnowolnieniem krzywdziciela (choćby tylko we własnym umyśle), czyli odebraniem mu atrybutów
moralnego sprawstwa i pełnego człowieczeństwa.
7. Zemsta
Zemsta jest bezpośrednią odpłatą za doznane zło. Dokonując zemsty odwołujemy się do ogólnej zasady
mówiącej, że zło musi się spotkać z odpłatą. Jednak zasada ta nie mówi nic o charakterze tej odpłaty. Innymi
słowy, zemsta nie odwołuje się do żadnego prawa. Szukający zemsty sam wyznacza rodzaj i rozmiar
odpłaty. Dlatego zemsta jest z definicji bezprawiem i w społeczeństwach mających aspiracje do
praworządności jest piętnowana, nawet wówczas, gdy akt zemsty zyskałby, ze względu na drastyczność
wyrządzonego zła, aprobatę większości ludzi. Napięcie pomiędzy zemstą a prawem, czyli innymi słowy,
pomiędzy zemsta a karą nie musi być ostatnim słowem przeciwko zemście, zależy to bowiem od jakości
owego prawa. Jeśli samo “prawo” jest jedynie usankcjonowanym bezprawiem, zemsta nie budzi zdziwienia,
ani silnego potępienia. Takie przeciwstawienie fałszywego prawa i zdrowego odruchu walki odgrywa ważną
rolę w filozofii Nietzschego. Nietzscheański człowiek szlachetny nie oddaje swojej siły społeczeństwu, żeby
w majestacie prawa karało za doznaną przez niego krzywdę. Zarówno prawo jak i moralność w ogóle są dla
Nietzschego pochodną resentymentu, stłumionej nienawiści do krzywdziciela, której nie potrafi się przelać w
czyn.
Zasadniczy problem z uznaniem skuteczności zemsty w usuwaniu skutku krzywdy w skrzywdzonym nie
polega jednak na napięciu pomiędzy zemstą a prawem. Leży on zupełnie gdzie indziej, w nadmiarze zemsty.
W wielu przypadkach zło zemsty przerasta zło zawarte w krzywdzie. Jest tak nie dlatego, że skrzywdzony
chce ugodzić krzywdziciela mocniej niż sam został ugodzony, ale z powodu braku kryteriów dla ustalania
“miary zemsty”. Skrzywdzony nie ma tu żadnej wskazówki, żadnej miary ani drogowskazu z wyjątkiem, jakże
zwodniczych, wzorów lub obiegowych przekonań swego środowiska. Dlatego też zemsta staje się swoistą
sumą samego zła i spowodowanej przez nie urazy. Uraza wzmacnia i rozszerza przekonanie o konieczności
odpłaty i wskutek tego skrzywdzony mści się często nie tylko za doznane zło, ale “za wszystko”: za swoje
nieudane życie, za to, że taki jest świat, za to że krzywdziciel doznaje jakiegoś powodzenia pomimo, że jest
krzywdzicielem, itd. Łatwo zrozumieć, że w takim razie zemsta musi prowadzić do eskalacji zła. Krańcową
postacią takiej eskalacji jest przekonanie, że tylko śmierć krzywdziciela może stanowić właściwą odpłatę. To
obłędne przekonanie było rzeczywiście normą w wielu lokalnych kodeksach etycznych i honorowych.
Zemsta ma jeszcze jedną osobliwą własność: każdy akt zemsty oddaje następny ruch w ręce uprzedniego
krzywdziciela. Teraz on ma prawo się mścić powołując się na wspomniany wyżej “nadmiar zemsty”. Tym
samym skrzywdzony nie tylko nie usuwa żądła zemsty, ale przeciwnie, wzmacnia je czyniąc w sobie miejsce
dla doznawania zła od innych. Mszcząc się prowokuje atak i musi go oczekiwać, wytwarza w sobie zawiązek
przyszłego cierpienia i kolejnej przyszłej zemsty. I to jest naczelny powód, dla którego zemsta nie może
zastąpić prawdziwego zadośćuczynienia.
8. Kara
W przeciwieństwie do zemsty, kara jest związana z ideałem sprawiedliwości. Zastanówmy się, czy kara
wymierzona krzywdzicielowi może stać się narzędziem prawdziwego zadośćuczynienia lub przynajmniej
częścią takiego zadośćuczynienia. “Prawdziwe zadośćuczynienie” ma być aktem aktem usuwającym z
obrębu osoby skrzywdzonego ów system skutków, który zapewnia krzywdzie trwanie i który obrazowo
nazwałem żądłem krzywdy. Problem polega teraz na tym, co jest podstawowym składnikiem tego systemu.
Jeśli byłoby nim poczucie niesprawiedliwości, kara mogłaby stanowić zadośćuczynienie. Jeśli jednak, jak to
sugerowałem, ważniejszym składnikiem żądła krzywdy jest naruszona godność, wówczas kara niczego nie
wnosi.
W przeciwieństwie do zemsty, która rozgrywa się wprost pomiędzy krzywdzicielem i skrzywdzonym, kara ma
miejsce w szerszej przestrzeni społecznej, na gruncie pewnych praw i zwyczajów. Część żądła krzywdy w
Plik z chomika:
inacosiegapisz
Inne pliki z tego folderu:
Wiki-Fenomenologia.pdf
(25 KB)
Robert Piłat-Krzywda i zadośćuczynienie.pdf
(92 KB)
Przezycie chwili obecnej.pdf
(231 KB)
Fenomenologia nr 4-2006.pdf
(129 KB)
Fenomenologia nr 3-2005.pdf
(131 KB)
Inne foldery tego chomika:
Abelard Piotr
Ajdukiewicz Kazimierz
Arystoteles
Augustyn Święty
Awicenna
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin