Ewa Stadtmuller
O BORSUKU SAMOTNIKU
Na skraju zielonego lasu w dużej, pięknej norze pod korzeniami starego dębu mieszkał borsuk.
- Jestem sam – zwykł mawiać i nikogo nie potrzebuję do szczęścia. Doskonale radzę sobie ze wszystkim i rzeczywiście. W jego norze nigdy niczego nie brakowało.
Pewnego dnia do mieszkania borsuka zapukał niedźwiedź.
- Mój sąsiedzie, pomóż w biedzie. W tym roku pani misiowa urodziła bliźniaki i zabrakło nam suchego mchu na kołderki. Wiem, że ty zawsze masz go spore zapasy …
- Mam, ale dla siebie – burknął niegrzecznie borsuk – musisz sobie mój sąsiedzie sam poradzić w swojej biedzie.
Innym razem, stuku-puku, otwórz sąsiedzie borsuku! Nieszczęście mnie spotkało. Zapomniałam na śmierć, gdzie zakopałam cały zapas orzechów i żołędzi, a tu na kolację pora, wiewiórczęta głodne, że aż strach. Proszę, pożycz mi garstkę żołędzi. Oddam na pewno.
- Nie tak gładko ma sąsiadko – mruknął borsuk - Gromadziłem te zapasy całe lato i nie myślę tak łatwo się ich pozbywać. Idź do kogoś innego.
Dni mijały. Do nory borsuka coraz rzadziej ktoś pukał.
- Przynajmniej mam święty spokój – mruczał do siebie leśny sobek, chociaż czasem smutno mu było siedzieć tak samemu, gdy z dziupli wiewiórki dobiegały radosne śmiechy i rozmowy, a z nory misia wesoła muzyka.
- Nie mogę przecież tak po prostu iść do niech z wizytą – przekonywał sam siebie i coraz głębiej zapadał w swój nadzwyczaj wygodny fotel. Tak, święty spokój to podstawa – myślał – nie wiedząc, jak bardzo się myli.
Przekonał się niebawem. Nad rzeką, która płynęła pod lasem osiedlił się sympatyczny pan bóbr – zawołany budowniczy. W krótkim czasie wzniósł wspaniałą tamę i utworzył pokaźne jeziorko. Nie przewidział tylko, ze tym sposobem zaleje pole starego Macieja.
- A to łobuz! – zdenerwował się gospodarz, zwołał sąsiadów i wspólnymi siłami rozbili tamę. Rety! Co się działo! Uwolniona nagle woda chlusnęła z impetem i zalała polanę pod lasem, a wraz z nią norę borsuka, który ledwo uszedł z życiem.
- Ratunku, pomocy! – krzyczał, jak mógł najgłośniej ten, który nigdy nikogo nie potrzebował.
Na szczęście nic mu się nie stało, ale piękna nora nadawała się najwyżej na mieszkanie dla żab. Nadbiegli zaalarmowani wołaniem sąsiedzi.
Niedźwiedź, gdy zobaczył borsucze mieszkanie, podrapał się zakłopotany za uchem.
- No cóż – mruknął – wprawdzie moje bliźniaki to straszne łobuziaki, ale jak śpią, to są całkiem grzeczne. Jeśli nie pogardzisz mą skromną norą sąsiedzie, to zapraszam cię do siebie.
Borsuk przystał na to z wdzięcznością i już po chwili grzał się przy kominie, popijał herbatę z lipy, żeby się nie przeziębić i patrzył jak pani misiowa szykuje mu z gałęzi i suchych liści wygodne posłanie.
Nazajutrz zjawiła się wiewiórka z woreczkiem orzechów i żołędzi.
- Słyszałam, że wszystkie twoje zapasy porwała woda – chrząknęła niepewnie – wiec przyniosłam ci trochę swoich z odnalezionej spiżarni …
Gdy woda opadła, misie, wiewiórki i zajączki wraz z borsukiem wzięły się do czyszczenia nory z rzecznego mułu i szlamu. Pod wieczór borsucze mieszkanie wyglądało jak nowe.
- Zapraszam wszystkich na herbatę! – zawołał uszczęśliwiony gospodarz.
- Bóbrrrrrr obrrraził się na starrrego Macieja i wyprrrrowadził się do sąsiedniego lasu – doniosła skrzekliwie plotkarka – sroka.
- To znaczy, że już nie musisz obawiać się powodzi sąsiedzie – uśmiechnęła się wiewióreczka.
Borsuk spojrzał na swych gości ze wzruszeniem.
- Widać była mi ona potrzebna – stwierdził – dzięki niej zrozumiałem, że nie jestem i wcale nie chcę być sam.
2
Toyalidka