TOTALITARYZM W DOMU.docx

(16 KB) Pobierz

Totalitaryzm w domu

Poświęćmy nieco uwagi kwestii sprawowania przez rodziców nadmiernej, często przybierającej patologiczne formy, kontroli psychologicznej nad dzieckiem.



Nie chodzi nam o podważanie fundamentalnego prawa (i obowiązku) rodziców do opieki, troski i czuwania nad swymi pociechami, ale o takie przejawy nadzoru, które są nadmierne i wskutek tego bardziej dziecku szkodzą, niż służą.



Chodzi nam o taki rodzaj „chorej" kontroli, w której wyraża się chęć panowania nad dzieckiem, narzucania mu swej władzy i woli. O „totalitarny" wgląd mający na celu: wszystko wiedzieć, wszystko słyszeć, wszystko widzieć, wszystko cenzurować, wszystko inspirować i o wszystkim decydować. O taki dozór, który jest przejawem ukrytej przemocy wobec dziecka, wszak to, co określamy jako nadopiekuńczość, jest także subtelną, choć niezwykle dotkliwą, formą rodzicielskiej agresji, przymusu, a nawet terroru psychicznego w domu.



W swojej praktyce terapeutycznej spotykam rodziców przeświadczonych, że gdy tak właśnie będą postępować i gdy będą mieć nad wszystkim pieczę, nic, co dotyczy dziecka, ich nie zaskoczy, że wskutek tego przyszłość jest przewidywalna i dająca się dokładnie zaplanować. W teatrze zaś życia rodzinnego to oni są głównymi bohaterami i aktorami trzymającymi w swych rękach wszystkie sznurki.



Widzę też, jak ich dorastające dzieci, broniąc się przed nadmiarem ingerującego wglądu, wkładają w to ogrom energii. Jak tworzą fikcyjną rzeczywistość specjalnie przeznaczoną dla natrętnego „kontrolera"! Trochę tak jak w znanej piosence Wojciecha Młynarskiego (mającej być ponoć aluzją do schyłkowego okresu rządów Gomułki), gdy to w jednej z rodzin drukowano dla babci specjalną gazetę - aby zbytnio się nie denerwowała.



Nadmiar dozoru zawsze uruchamia mechanizmy odwrotne do zakładanych. Tworzy się specjalnie dla tyrana pozory realności -tylko po to, aby dal nam wreszcie święty spokój. On z kolei nadzorując fikcję siłą rzeczy (następuje to wcześniej lub później) dostrzega w niej coraz liczniejsze niekonsekwencje, oczywiste sprzeczności i sygnały, że „coś tutaj nie gra".



Zaczyna się denerwować i niepokoić, a to skłania go do jeszcze większego nasilenia kontroli, która budzi z kolei jeszcze większy opór. Błędne koło zaburzonych wzajemnych kontaktów między rodzicami a dziećmi w magiczny sposób się zamyka.



Zjawisko to wspaniale określił znany nieżyjący już psychiatra krakowski Antoni Kępiński, mówiąc tak; Nerwica może być przyrównana do złego systemu władzy, w którym naczelne czynniki sterujące o wszystkim chcą wiedzieć i o wszystkim decydować, wskutek czego o niczym nie wiedzą i o niczym nie decydują.



Skąd się biorą podobne zachowania u rodziców? Najogólniej można powiedzieć, że wynikają ze swoiście przeżywanego stanu niepokoju, określanego jako lęk. Jest to uczucie przykre, domagające się pozbycia, usunięcia, ponownego uzyskania stanu spokoju i równowagi. Wielu rodzicom wydaje się, że osiągną to najłatwiej czy najpełniej przez posiadanie dokładnych informacji o dziecku, przez roztoczenie wszechstronnej kontroli nad jego życiem. Stanowi to formę przejawiania się władzy rodzicielskiej nad dzieckiem.



Nieprzypadkowo od najdawniejszych czasów rządzący pragnęli zawładnąć sferą społecznej komunikacji. Nieprzypadkowo politycy po dzień dzisiejszy toczą między sobą boje głównie o wywiad, telewizję czy prasę. Jest to jednak sprawowanie władzy rozumiane jako narzucanie swej woli innym, gdyż jak mawiał cytowany już Antoni Kępiński: Im większa bezsilność, tym silniejsze dążenie do władzy.



Często to właśnie bezsilność czyni postępowanie rodzicielskie bezrozumnym. Dzieje się tak wówczas, gdy to matka zamienia się w „cenzora stanu wojennego" przeglądając listy swej córki lub zmienia się z kolei w „ginekologa - amatora" sprawdzając jej intymny kalendarzyk. Gdy ojciec zagląda podczas nieobecności syna do jego rzeczy osobistych, gdy babcia z kolei (bo przecież nie tylko rodziców dotyczy omawiane zjawisko) przeobraża się w „kontrolera lotów" i cierpliwie wydzwania do znajomych wnuczki, aby zaktualizować bieżące współrzędne geograficzne swej ukochanej latorośli w mieście. Gdy dorosły syn zmuszany jest do codziennego informowania swej matki staruszki o tym, co w tej chwili robi i co w najbliższym czasie robić zamierza. Starsza pani musi bowiem mieć poczucie, że ma nadal nad wszystkim pieczę - to daje jej błogie poczucie spokoju i równowagi chorego świata, w jakim żyje.



Widzimy jasno, że życie rodzica kontrolera jest nie do pozazdroszczenia. Ale czy egzystencja kontrolowanego dziecka jest lepsza, czy dziecko może polubić niekończący się dozór nad sobą? Pomyślmy, czy sami lubimy być kontrolowani? Czy obce jest nam przykre uczucie towarzyszące konieczności poddania się kontroli? l to poczynając od nagiego poborowego stojącego przed komisją wojskową, po konieczność okazania bileciku do kontroli „nocnemu kanarkowi", przymus kontroli w punkcie granicznym, po wszelkie przejawy i formy rewizji, lustracji, weryfikacji, inspekcji, hospitacji, wizytacji..., wglądu i obserwacji.



Z reguły dozór odbieramy jako doświadczenie przykre, naruszające naszą wolność, wkraczające w intymność i prawo do nietykalności ważnych obszarów naszego życia. Nie inaczej jest przecież z dzieckiem. Ono również pragnie zachować w stanie nienaruszonym swoje terytorium psychologiczne, bez obcej, zaborczej aneksji. Oczywiście różnie to wygląda na poszczególnych etapach rozwoju dziecka -ale zawsze jako obrona siebie istnieje! Nawet zupełny malec rozpoczynając pierwsze próby chodzenia, pragnie uwolnić się od kontroli, wykrzykując: ja sam! lub: ja sama!, co upewnia nas dodatkowo, że płeć nie gra tu roli, a samo zjawisko ma charakter uniwersalny.

Co dopiero mówić o młodzieży w okresie dorastania, kiedy to pragnienie autonomii i prawa do decydowania o sobie osiąga apogeum, l gdy wówczas dziecko nie uwolni się od presji „bycia przezroczystym" dla otoczenia, traci bezpowrotnie szansę na normalny rozwój swej osobowości. Jako osoba dorosła będzie zawsze ujawniać niską samoocenę, zalęknienie i oczekiwanie akceptacji ze strony innych. Jego postępowanie będzie jakby mówić światu: nie mam szansy być sobą, bo i tak zostanie to poddane kontroli i ocenie innych, a kontrola, jak to każda kontrola, zawsze mi coś wytknie.

Warto więc, aby rodzice przyjrzeli się czasem swojemu systemowi kontroli nad dzieckiem. l odpowiedzieli sobie na pytanie, czy jest on właściwy. Czy w ich postępowaniu i osobowości nie tkwi coś takiego, co może czynić normalny przecież rodzicielski nadzór zjawiskiem nie do zniesienia. Może w tym pomóc zamieszczony przez nas psychotest, który warto jednak potraktować trochę z dystansem, jak każdą tego typu próbę.



Psychotest



Poniżej przedstawiamy szereg zdań, które pozwolą odpowiedzieć na pytanie, w jakim stopniu mają Państwo tendencję do sprawowania nadmiernej kontroli nad swoim dzieckiem. Należy zatem zastanowić się przez chwilę nad każdym zdaniem i udzielić najbardziej szczerej odpowiedzi, na jaką nas stać. Następnie przy każdym z poniższych zdań wpisać uzyskaną liczbę punktów.



Za odpowiedź:



Nie, nigdy, wpisujemy 0 pkt.



Trochę 1 pkt; Wyraźnie 2 pkt. ; Bardzo często 3 pkt.



1. Często myślę z niepokojem o przyszłości mojego dziecka.



2. Staję się czujny(a), gdy ktoś mnie rani.



3. Wiele wiem o moim dziecku.



4. Osiągam cele, które sobie stawiam.



5. Mam poczucie, że w kontaktach z moim dzieckiem niewiele mogę zmienić.



6. Gdy sam(a) byłem(am) dzieckiem, czutem(am) kontrolujące oczy moich rodziców.



7. Z dzieckiem mam wiecznie jakieś problemy.



8. Łatwo wyprowadzić mnie z równowagi.



9. Moje dziecko jest bardzo do mnie podobne w sensie psychicznym.



10. Chyba jestem bardziej lękliwy (a) niż inni rodzice.




11. Często niepokoi mnie stan zdrowia mojego dziecka.




12. Ciągle wplątuję się w jakieś problemy.




13. Często myślę, że los mojego dziecka musi być lepszy niż mój.



14. Im bardziej staram się czegoś uniknąć, tym mniej mi to wychodzi.


15. Jestem zaniepokojony (a), gdy nagle sytuacja mojego dziecka się zmienia.


16. Częściej myślę o przyszłości lub przeszłości niż o tym, co mnie teraz spotyka.


17. Częściej myślę, że mojemu dziecku uda się to, czego sam(a) nie osiągnąłem (tam).


18. Mam swoje plany dotyczące dziecka.


19. Czasem czuję się bezsilny(a).


20. Brak mi wewnętrznego bezpieczeństwa.


Suma punktów


Należy teraz podliczyć punkty. Jeżeli masz:




40 punktów i więcej - Jesteś jednak osobą mającą tendencję do sprawowania nadmiernej kontroli nad swoim dzieckiem. Pomyśl nad tym. Może jest to Twój problem, z którym warto zwrócić się do kogoś po pomoc psychologiczną?



25-40 punktów - Czasem Twoja kontrola nad dzieckiem jest nadmierna, umiesz to jednak przezwyciężyć i jest nadzieja, że przemieniasz się w nadzorcę.



10-25 punktów - Nadmierny nadzór nad dzieckiem nie jest chyba Twoim problemem, wiesz jednak, co to jest.



Poniżej 10 punktów - Jesteś osobą pozbawioną zapędów do „totalitarnej" kontroli nad dzieckiem. Gratulujemy.




JAROSŁAW JAGIEŁA, psychoterapeuta

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin