Evans Jean - Na kazde zawolanie.rtf

(1778 KB) Pobierz

Jean Evans

 

Na każde zawołanie


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Mamo, mamo, spójrz! Skaczę do nieba!

Beth Jardine z uśmiechem pomachała ręką córeczce i wymieniła rozbawione spojrzenia z matką.

Rozsadza ją energiazauważyła. – Skąd ona bierze siły w taki upał? Swoją drogą jest tak gorąco, jakby był środek lata, a nie początek jesieni...

Annę Frazer powachlowała się gazetą.

Niesamowite. Wspaniała pogoda na kiermasz, prawda? A rano wyglądało, że będzie padać.

Beth skinęła głową.

Pogoda sprzyja organizatorom, na pewno zbiorą dużo pieniędzy. A na co właściwie jest przeznaczona ta dzisiejsza zbiórka?zapytała.

Chcą zorganizować ośrodek kultury przy ratuszuwyjaśniła jej matka. – Mówi się o tym od paru lat. Strasznie mi się zachciało pićdodała. – Ojciec i Sophie też na pewno chętnie napiliby się czegoś zimnego.

Jak tylko skończą zabawę, przeniesiemy się w cień i pójdę po coś do piciaobiecała Beth, patrząc w stronę córki wznoszącej z dziadkiem zamek z piasku.

Malutka nagle zerwała się i podbiegła do niej.

Sophie! Beth złapała ją w ramiona i mocno przytuliłaAle jesteś spocona! Strasznie się zgrzałaś.

Odsunęła dziecku mokre kosmyki z czoła i uniosła oczy na ojca. Mała natychmiast uwolniła się z jej objęć.

Paul Frazer podszedł i ciężko opad! na trawę obok nich. Na chwilę przyłożył dłoń do piersi i Beth uświadomiła sobie, że ostatnio już kilka razy widziała u niego ten gest. Chciała go zapytać, jak się czuje, ale ugryzła się y$ język. Lepiej będzie to zrobić, kiedy zostaną sami.

Pójdę po coś do piciaoświadczyła. – A ty sobie odpocznij, tato. Sophie cię wykończyła.

Wcale nie jestem zmęczonyzaprzeczył, ale mu nie uwierzyła.

Obrzuciła wzrokiem dziadków zapatrzonych w zrywającą stokrotki wnuczkę. Wyglądali na takich szczęśliwych...

Niedawno matka pisała jej, że ojciec niezbyt dobrze się czuje. To pewnie wina pogody, ale bardzo szybko się męczy i ma kłopoty z oddychaniem, zresztą niedawno przechodził grypę. Już wtedy się zaniepokoiła. Była lekarzem, ale kiedy zaczynał niedomagać ktoś z rodziny, traciła zawodowy spokój.

Potem przeprowadziła się do Kornwalii, aby być bliżej rodziców. Miała nadzieję, że dostanie pracę i zostanie tu na zawsze. Wstępna rozmowa z doktorem Douglasem Reynoldsem, kierownikiem przyszpitalnej przychodni, pozwalała optymistycznie patrzeć w przyszłość.

Kiedy tak sobie siedzimy... głos matki wyrwał ją z zamyśleniajestem szczęśliwa, że przeprowadziłaś się do Pengarrick. Ojciec bardzo kocha Sophie, ja zresztą też. Nie wyobrażamy sobie bez niej życia. Jest taka śliczna.

Beth z dumą spojrzała na córkę.

Czuje się tu bardzo dobrze. Duże miasto nie jest odpowiednim miejscem dla małego dziecka.

Tutaj jest stale na świeżym powietrzu, ma blisko szkolę i na pewno szybko znajdzie przyjaciół. – Annę nagle zatroskała się. – Wasz dom może nie jest duży, ale...

Dla nas wystarczy dokończyła za nią Betha Sophie i tak większość czasu spędza w ogródku. Już postanowiła, że chce mieć huśtawkę i królika.

Annę westchnęła.

Na szczęście wszystko jakoś się ułożyło. Przyszła do siebie po tym wypadku i chyba niewiele pamięta. Jak pomyślę, że spędziła w szpitalu prawie dwa miesiące...

Beth nie zamierzała przywoływać przykrych wspomnień.

W tym wieku szybko się zapomina. Była bardzo mała.

Najgorsze już za wami. – Annę potrząsnęła głową, jakby chciała raz na zawsze odegnać przeszłość. – Macie teraz własny dom, dostaniesz pracę i wszystko zaczniecie od nowa Córka machnęła ręką.

Praca nie jest taka pewna, mamo. Zamieniłam z doktorem Reynoldsem tylko kilka stów. To nic nie znaczy. Czeka mnie jeszcze rozmowa kwalifikacyjna.

Matka zbagatelizowała jej obawy.

To zwykła formalność, kochanie.

Matka ma racjęwtrącił Paul. – Jesteś świetnym lekarzem. Byliby głupi, gdyby się na tobie nie poznali.

Nie można też wykluczyćzmrużyła kpiąco oko Bethże jako moi rodzice, nie jesteście w tej sprawie zbyt obiektywni...

Ojciec wzruszył ramionami.

Mamy prawo, jesteś naszą ukochaną, bardzo dzielną córeczką. Przeżyłaś ciężkie chwile, a mimo to potrafisz się uśmiechać. To godne szacunku, kochanie.

Beth poczuła dławienie w gardle.

Wiesz dobrze, że bez was nie dałabym sobie radyszepnęła.

Tak czy inaczej zakończył ojciecdobrze jest mieć was tutaj przy sobie. Można się wami opiekować.

Beth skinęła głową.

Owszem, ale ja jestem już dorosła, tatusiu. Mam dwadzieścia dziewięć lat.

Uśmiechnął się do niej.

Dla nas stale jesteś dzieckiem, prawda, Annę? Matka skinęła głową, a Beth roześmiała się dźwięcznie.

Jesteście bardzo kochani. Zaraz przyniosę wam coś do picia. W namiocie z napojami chyba się nieco przerzedziło.

Jej nadzieje okazały się płonne. W namiocie wiła się kolejka, ale przynajmniej czekało się w cieniu.

Beth odrzuciła włosy na ramiona i uśmiechnęła się do siebie. Prawdziwe wakacje; czuła się lekka i radosna, a jej córeczka świetnie się bawiła. Czegóż można pragnąć więcej?

Dobrnęła do lady, poprosiła o napoje? zapłaciła i ostrożnie ujęła duże plastikowe kubki wypełnione po brzegi. Odwróciła się i...

Gwałtownie zderzyła się ze stojącym tuż za nią mężczyzną. Zachwiała się, pomarańczowy płyn chlusnął z kubków, silne męskie ramię przytrzymało ją w talii.

Wszystko w porządku?usłyszała zaniepokojony głos i poczuła na sobie uważne spojrzenie niebieskich oczu.

Jego dotyk pozostawił po sobie jakieś dziwne ciepło, które szybko rozeszło się po całym jej ciele.

Tak... wyjąkała. – Przepraszam, nie wiem, jak to się stało...

Uniosła głowę i spojrzała na nieznajomego. Był bardzo wysoki i opalony, a na jego białej koszulce widniały rozległe pomarańczowe plamy.

Strasznie mi przykro, przepraszam... Beth zaczerwieniła się gwałtownie. – To moja wina.

Nic się nie stałouspokoił ją. – Po prostu stanąłem zbyt blisko i kiedy pani się odwróciła, wpadła pani na mnie.

Ujął ją za łokieć i wyprowadził z kolejki.

Może mogłabym coś zrobićbąknęła potwornie zmieszana. – Uprać albo wytrzeć...

Poczuła na sobie jego rozbawione spojrzenie. Wyjął z jej drżących rąk jeden z kubków.

Pomog...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin