§ Jackson Lisa - New Orleans 07 - Kręte ścieżki.doc

(2253 KB) Pobierz




Jackson Lisa


New Orleans 07


Kręte ścieżki





Detektyw Montoya widział niejedno, ale zbrodnia w nowoorleańskiej katedrze

jest przerażająca. Ofiara to młoda zakonnica, lecz jeszcze bardziej szokujące jest

to, że Montoya rozpoznaje w niej swoją miłość sprzed lat. Dlaczego wstąpiła do

klasztoru? I dlaczego w chwili śmierci miała na sobie starą ślubną suknię?


Valerie Hudson, siostra zamordowanej, to jedyna osoba, która może pomóc

rozwiązać zagadkę. Ale morderca wie równie dobrze, że Valerie jest kluczem do

tajemnicy tej zbrodni. I sięgającego w przeszłość ponurego sekretu klasztoru






Rozdział 1

Już pora.

Głos brzmiał wyraźnie.

Z uśmiechem na twarzy, czując wielką ulgę, Camilla przecisnęła przez dziurkę ostatni guziczek.

Spojrzała w lusterko i poprawiła welon.

-W bieli wyglądasz zjawiskowo -pochwalił ojciec.

Ale jego tu nie ma, prawda? Nie poprowadzi jej kościelną nawą. Nie, jasne, że nie. Przecież zmarł

wiele lat temu. Przynajmniej tak sądziła. Choć z drugiej strony nie był jej prawdziwym ojcem... Tylko

ojczymem. Tak? Camilła energicznie zamrugała. Oszołomiona, próbowała zebrać myśli, pozbyć się

uczucia wyobcowania, które tak nagle nią owładnęło.

To dzień twojego ślubu; dlatego nerwy odmawiają ci posłuszeństwa i myśli plączą się w głowie.

-Narzeczony czeka. -Głos znowu ją popędzał, a ona się zastanawiała, czy naprawdę ktoś do niej

mówi, czy to tylko wyobraźnia.

Głuptasie, oczywiście, że to się dzieje naprawdę!

Opuściła pokój, w którym się przebierała, i chwiejnym krokiem ruszyła korytarzem oświetlonym

kilkoma migoczącymi kinkietami. Było ciemnawo, a jednak korytarz jakby lśnił.

Schodami o stopniach wytartych tysiącami spieszących w górę i dół stóp zeszła do sieni, kierując się

do mniejszej kaplicy, gdzie już na nią czekał.

Serce biło jej mocno z podniecenia.






Krew tętniła w żyłach.

Cóż za wspaniała, wspaniała noc!

Schodząc, położyła dłoń na poręczy, czubkami palców przesuwając po gładko wypolerowanej

powierzchni.

-Szybciej! -krzyknął jej do ucha ostry głos, a ona o mało nie potknęłaby się o rąbeksukni. -Nie każ

mu na siebie czekać!

-Nie każę -zapewniła. Jej własny głos zdawał się przypływać gdzieś z oddali i brzmiał jak echo w

tunelu. A może to tylko echo w jej własnym sercu?

Uniosła suknię, żeby iść szybciej, ale jej bose stopy ślizgały się po posadzce. Czuła się lekka, jakby

unosiła się w powietrzu. Oczekiwanie gnało ją do przodu.

Światło księżyca przesączało się przez wysokie witrażowe okna, rozsiewając cienie i kolorowe plamy

na posadzce. Dotarła do kaplicy trochę chwiejnie, jakby miała pantofle na wysokich obcasach.

Ale jej stopy były bose, zimno kamiennej posadzki przenikało podeszwy.

Ubóstwo, czystość, posłuszeństwo.

Te słowa krążyły jej w myślach, gdy drzwi kaplicy się otworzyły i weszła do środka. W głowie

słyszała muzykę, anielskie głosy wzlatujące w niebo po iglicach katedry St. Marguerite's w ten

wyjątkowy dzień jej zaślubin.

Noc... jest noc.

Na ołtarzu migotały świece, rzucając blask na wielki krucyfiks, którego widok przypomniał cierpienie

Chrystusa. Przyklęknęła, przeżegnała się, p...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin