Marr Melissa - Królowa lata 03 - Krucha wieczność.pdf

(1000 KB) Pobierz
391497419 UNPDF
MELISSA MARR
KRUCHA WIECZNOŚĆ
PROLOG
Seth wiedział, że Aislinn wślizgnęła się do domu; poczułby, że wróciła, po
nieznacznym wzroście temperatury, nawet gdyby w mroku nocy nie spostrzegł migotania
światła słonecznego. „Lepsza niż latarnia”. Uśmiechnął się na myśl o tym, jak zareagowałaby
jego dziewczyna, gdyby nazwano ją latarnią. Jednak ten uśmiech zbladł chwilę później, gdy
stanęła w drzwiach.
Zdążyła już zrzucić buty. Miała rozpuszczone włosy, choć wcześniej musiała upiąć je
na czas hulanek Letniego Dworu, w których uczestniczyła tej nocy. „Z Keenanem”. Seth
denerwował się na myśl o Aislinn w ramionach Keenana. Ash co miesiąc wybierała się na
całonocne tańce z Królem Lata i chociaż Seth starał się być opanowany, targała nim zazdrość.
„Ale już nie jest z nim. Przyszła do mnie”.
Spojrzała na niego, rozpinając gorset staromodnej sukni.
- Hej.
Chyba coś odpowiedziała, ale nie był pewien. To i tak nie miało znaczenia. W takich
chwilach liczyło się niewiele prócz niej, prócz nich, prócz tego, co dla siebie znaczyli.
Materiał opadł na ziemię i Aislinn znalazła się w jego ramionach. A gdy światło
słoneczne ogrzewało jej skórę tak, że stała się niczym miód, milczał. Zabawy Letniego
Dworu dobiegły końca, a ona była tutaj.
„Nie z nim. Tylko ze mną”.
Śmiertelnicy nie mogli uczestniczyć w comiesięcznym świętowaniu. Jednak po
zakończeniu uroczystości Aislinn wracała, wypełniona zbyt dużą ilością światła słonecznego,
zbyt rozbawiona, żeby po prostu zasnąć, zbyt przerażona tym, kim się stała, żeby całą noc
spędzić z resztą Letniego Dworu. Wpadła w objęcia Setha, odurzona słońcem, zapominając o
ostrożności, którą zachowywała przy nim podczas pozostałych nocy.
Pocałowała go, a on starał się nie zważać na tropikalny upał. W pokoju wyrosły
orchidee, drzewko ylang-ylang i łodygi bambusa. Ciężkie zapachy przesycały wilgotne
powietrze, ale i tak wolał to od wodospadu sprzed kilku miesięcy.
Kiedy trzymał Aislinn w ramionach, konsekwencje traciły znaczenie. Liczyli się tylko
oni.
Śmiertelnicy nie zostali stworzeni, by kochać wróżki. Seth przekonywał się o tym co
miesiąc, gdy ona zapominała, jaki kruchy jest człowiek. Gdyby miał moc wróżek, mógłby
uczestniczyć w zabawach Letniego Dworu. Pogodził się jednak z faktem, że nie jest
bezpieczny w tłumie tych nieokiełznanych istot. Dlatego czekał w mroku z nadzieją, że
jeszcze tym razem jego dziewczyna nie zostanie z Keenanem.
Później, gdy znów mógł mówić, wyjął kilka płatków orchidei z jej włosów.
- Kocham.
- Też. - Zarumieniła się i schyliła głowę. - Wszystko w porządku?
- Kiedy jesteś przy mnie, to tak. - Upuścił płatki na podłogę. - Gdyby to ode mnie
zależało, spędziłabyś tutaj każdą noc.
- Chętnie.
Wtuliła się w niego i zamknęła oczy. Jej skóra przestała świecić - znak, że się
uspokoiła i odprężyła - i Seth był za to wdzięczny. Za dwie godziny wstanie nowy dzień;
wtedy ujrzy oparzenia na jego bokach i plecach w miejscach, gdzie go bez opamiętania
dotykała. Porem odwróci wzrok. Poruszy znienawidzone przez niego tematy.
Królowa Zimy, Donia, zdradziła mu recepturę balsamu leczącego poparzenia
słoneczne. Na śmiertelników nie działał tak skutecznie jak na wróżki, ale Seth wiedział, że
jeśli nałoży go wystarczająco szybko, opuchlizna zniknie w ciągu dnia. Zerknął na zegar.
- Już prawie pora śniadania.
- Nie - mruknęła Aislinn. - Pora spać.
- Dobrze.
Pocałował ją i tulił, jak długo było to bezpieczne. Patrzył na zegar i słuchał jej
równego oddechu, gdy zapadała w sen. A potem, gdy już nie mógł wytrzymać, chciał
wyślizgnąć się z łóżka. Wtedy otworzyła oczy.
- Zostań.
- Idę do łazienki. Zaraz wracam.
Uśmiechając się, zmieszany, mając nadzieję, że Aislinn nie zada więcej pytań. Skoro
nie mogła kłamać, on również starał się być szczery, ale czasami nie mówił całej prawdy.
Gdy spojrzała na jego ręce, zrozumiał, że żadne z nich nie chce odbyć nieuniknionej
rozmowy - podczas której ona powiedziałaby, że nie powinna przychodzić do niego w takim
stanie, a on spanikowałby na myśl, że zamiast tego mogłaby udać się do loftu z Królem Lata.
Skrzywiła się.
- Przepraszam. Wydawało mi się, że powiedziałeś, że nic ci nie jest…
Mógł się z nim pokłócić albo zająć ją czymś innym. Wybór był prosty.
Po przebudzeniu Aislinn podparła się na ręce i przyjrzała Sethowi pogrążonemu we
śnie. Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby kiedykolwiek miała go stracić. Czasami czuła, że nie
rozpada się na kawałki tylko dzięki niemu; jakby oplatały ją winorośle Letnich Panien.
„A ja go krzywdzę. Kolejny raz”.
Widziała ciemne siniaki i jasne poparzenia na jego skórze, w miejscach, gdzie go
dotknęła. Nigdy nie narzekał, ale ona i tak się martwiła. Był taki kruchy w porównaniu nawet
z najsłabszymi wróżkami. Musnęła palcami jego ramię, a on się do niej przysunął. Odkąd
została Królową Lata, trwał przy niej. Nie wymagał, by dokonała wyboru między życiem
śmiertelniczki a życiem wróżki; pozwolił jej być sobą. Ofiarował jej dar, za który nigdy nie
będzie w stanie mu się odwdzięczyć. Był bezcenny. Niezbędny do życia, zanim uległa
przemianie, później stał się jeszcze ważniejszy.
Seth otworzył oczy i spojrzał na nią.
- Mam wrażenie, że jesteś daleko stąd.
- Rozmyślam.
- O czym? - Uniósł brew ozdobioną kolczykiem, a jej serce zatrzepotało tak samo jak
w czasach, gdy próbowała się z nim wyłącznie przyjaźnić.
- O tym, co zwykle…
- Wszystko się ułoży. - Przytulił ją. - Poradzimy sobie.
Oplotła go rękami i wsunęła palce w jego włosy. Nakazała sobie zachować ostrożność,
zmniejszyć nacisk, żeby nie przypominać mu, o ile jest silniejsza od zwykłego człowieka. „Że
nie jestem taka jak on”.
- Chcę, żeby się ułożyło - szepnęła, próbując odpędzić od siebie myśli o jego
śmiertelności, o tym, że odejdzie, gdy ona wciąż będzie miała przed sobą wieczność, o tym,
jak niewiele czasu mu zostało w porównaniu z nią. - Możesz powtórzyć?
Pocałunkiem zapewnił ją o tym, co nie wymagało słów. Potem powiedział cicho:
- Coś tak dobrego może trwać wiecznie.
Przesunęła rękę po jego plecach. Zastanowiło ją, jaka byłaby jego reakcja, gdyby
wiedział, że chciała wypuścić światło słoneczne przez palce podczas tej pieszczoty. Czy
uznałby ją za dziwaczkę? Czy w ten sposób przypomniałaby mu o swojej odmienności?
- Chciałabym, żeby zawsze tak było. Tylko my.
Miał nieodgadniony wyraz twarzy, ale jak tylko przyciągnął ją do siebie zapomniała o
myślach i słowach.
ROZDZIAŁ 1
Jej Wysokość zaniepokojona zmierzała w kierunku holu. Zwykle Sorcha kazała
przyprowadzać gości do siebie, ale tym razem postanowiła zrobić wyjątek. Bananach
mogłaby stworzyć zbyt duże zagrożenie, gdyby pozwoliła jej krążyć po hotelu.
W ostatnich miesiącach Sorcha przeniosła Wysoki Dwór na skraj świata
śmiertelników. W tym celu zajęła całą dzielnicę i zaadoptowała wedle swoich potrzeb. Każdy,
kto wkraczał na jej teren, opuszczał królestwo ludzi i znajdował się w Krainie Czarów.
Włości Sorchy pozostawały odcięte. Zasady rządzące światem śmiertelników - dotyczące
czasu, przestrzeni, praw przyrody - były kwestionowane w królestwie Jej Wysokości, miejscu
zawieszonym pomiędzy dwoma światami.
Na przestrzeni wieków Sorcha nigdy nie ulokowała swoich podwładnych bliżej
królestwa ludzi niż teraz. Lecz skoro pozostałe dwory ulegały transformacjom, Sorcha nie
mogła trzymać się na uboczu. Zbyt długi pobyt w świecie śmiertelników byłby nieroztropny,
ale życie u jego granic nie niosło ze sobą żadnych konsekwencji. Wybrała rozsądne
rozwiązanie. Młody król objął tron wraz ze swoją odnalezioną po wiekach Królową Lata.
Jego ukochana przejęła rządy na Zimowym Dworze. A Niall, który kiedyś prawie skusił
Sorchę, zapanował nad mrocznymi wróżkami. Oczywiście żadne z tych wydarzeń nie było
specjalnie zaskakujące, ale ważne było to, że zmiany nastąpiły w okamgnieniu.
Dotknęła poręczy z gładkiego drewna i przesunęła po niej ręką, wspominając czasy,
gdy wszystko było prostsze. Natychmiast jednak pohamowała nostalgię. Władała od
niepamiętnych czasów. Była Niezmienną Królową. Jej dwór, od wieków taki sam, stanowił
serce Krainy Czarów, głos odległego świata.
Ale nie tylko ona ustalała reguły. W pokoju stała jej bliźniacza siostra, Bananach.
Reprezentowała wszystko to, czym nie była Sorcha. Ruszyła chwiejnym krokiem, a z jej oczu
wyzierało szaleństwo. Każda zbłąkana myśl o chaosie i niezgodzie, która mogłaby należeć do
Jej Wysokości, znajdowała drogę do umysłu Bananach. Jak długo krucza wróżka je
gromadziła, tak długo Sorcha była wolna od ciężaru większości tych nieprzyjemnych uczuć.
Łączyła ją z bliźniaczką niewygodna więź.
- Upłynęło sporo czasu - odezwała się Bananach. Poruszała się niepewnie, wodząc
wokół rękami, jakby musiała na nowo zaznajomić się ze światem, jakby dzięki dotykowi nie
traciła kontraktu z rzeczywistością. - Od naszej ostatniej rozmowy upłynęło sporo czasu.
Sorcha nie była pewna, czy to pytania, czy stwierdzenia; nawet w szczytowej formie
Bananach z trudem zachowywała jasność umysłu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin