Boże NarodzenieNajpierw trzeba, ku*wa, kupić prezenty. Oznacza to, że będę latał posklepach, przepychał się przez spoconych ludzi z obłędem w oczach, żebywydać mnóstwo kasy na jakieś pierdoły. Co gorsza, wszystko już kiedyś komuś kupiłem. Wujek Edek dostał w zeszłym roku flaszkę, a przecież niekupię mu w tym roku książki, bo ten facet nigdy nie przeczytał nic ponadtekst na etykiecie półlitrówki. Ciocia Jadzia rok temu ukontentowała się kremem nawilżającym, co go kupiłem z przeceny, bo za tydzień kończył siętermin ważności. W tym roku jedynym kosmetykiem dla tej lampucery byłbykrem przeciwzmarszczkowy, ale po pierwsze, takich zmarszczek żaden krem nie wygładzi, a po drugie, przecież nie wydam na kosmetyki całej kasy naBoże Narodzenie. I tak ze wszystkimi.Dziecko mordę drze o jakiś nowy program komputerowy, choć i tak wiadomo,że przestanie się nim zajmować po 2 godzinach, bo każda gra jest dla tego półmózga za trudna. Żona będzie miała jak zwykle pretensje, żeKowalska z jej biura dostanie coś ładniejszego. W rezultacie kupię byleco, jak co roku. Potem śledzik w pracy z ludźmi, których mordy są minienawistne, i patrzenie na męki szefa, który życzy nam "dużopieniędzy", choć wszyscy wiedzą, że dopiero wtedy byłby szczęśliwy,gdybym pracował za miskę zupy z brukwi przykuty łańcuchem do komputera.Krwiopijca. Potem wszyscy się nawalą jak szpaki, a pan Henio obślinibiust pani Bożeny z księgowości, zamkną się oboje w archiwum, bo onizawsze walą się jak króliki, kiedy są naprani. Następnego dnia kac, wdodatku żona będzie robić wymówki. Jeszcze tylko trzeba jebnąć w baniak karpia, bo małżonka - uważacie - wrażliwa jest i na męki zwierzątka niemoże patrzeć, choć mnie męczy od 15 lat bez zmrużenia oka. Garbata owca.A jeszcze przynieść i przystroić choinkę. Z dzieckiem, "żeby miało ciepłe wspomnienia z dzieciństwa", a ono w dupie ma choinkę, mnie, BożeNarodzenie i wszystko. Jak taki glon emocjonalny może mieć jakiekolwiekwspomnienia? No i kolacyjka wigilijna. Rodzinna, mać ich w tę i z powrotem. Jedna wielka męka. Co za ku*as wymyślił ten łzawy termin"rodzinna wieczerza"? Przyjdą wszyscy ci, od których na co dzień trzymamsię z daleka z dobrym skutkiem. Usiądziemy za stołem... A nie, pardon, najpierw prezenty! Trzeba będzie się kłamliwie ucieszyć, choć z górywiem, że ten chu*owy krawat kupiony na bazarze od Wietnamczykówdopełniłby liczną kolekcję podobnych gówien, gdybym oczywiście zawaliłszafę takim badziewiem, a nie zaraz następnego dnia wyrzucił wszystko do śmietnika. Dostanę też najtańszy koniak i jakieś kosmetyki. Jakie? Będęwiedział ostatniego dnia przed Wigilią, kiedy w pobliskim supermarkeciezaczną wyprzedawać to, czego nie udało się upchnąć ludziom do wigilii. Po prezentach się zacznie. Te same kretyńskie dowcipy wuja Bronka,zwłaszcza, kurna, ten o gąsce Balbince. Wszyscy będą dokarmiać mojegopsa po to, żeby narzygał w nocy na mnie i pościel bo przecież wiadomo żeśpię z psem. Ciotka załzawi się po dwóch godzinach żucia żarcia zwytrwałością tapira i zacznie płakać, "jak to dobrze, że trzymamy sięrazem". Gówno prawda akurat, co wykażą następne dwie godziny, kiedy to nawaliwszy się już, zacznie wyzywać swojego ślubnego od złamanychchu*ów. To oczywiście prawda. Jedyna nadzieja, że akurat w tym roku 6-letnia latorośl kuzynostwa z Łodzi nie nawali w gacie w połowie kolacjii nie zakomunikuje o tym radośnie jeszcze przed deserem. Bo to, że cośwywali sobie na łeb ze stołu, to pewne jak w banku. Jeszcze tylko muszęprzeżyć debilne gadki o polityce, przy których wszyscy oczywiście skoczą sobie do gardeł i na siebie się poobrażają. Na koniec ciotula Jadziapuści maleńkiego pawika na ścianę koło swojego fotela i można będzieodtrąbić koniec męczarni.A nie, byłbym zapomniał.Kolejną rozrywką będzie wyprawa na pasterkę, bo to religijna rodzina. No to pójdę, choć nikt nigdy nie wyjaśnił, po nagłą cholerę tłuc się ponocy, żeby stać na mrozie w bezruchu przez godzinę czy więcej. Ciekawe,czy moja małżonka znowu wywinie orła na ryj na schodkach kościółka - jak to robi od kilku lat z uporem godnym lepszej sprawy? W kościele, jeślitam się dopcham, będzie cuchnąć jak w gorzelni, bo wierni tylko dlategostoją na własnych nogach, bo za duży tłok, żeby upaść. Czasem tylko ktoś beknie albo puści głośno bąka, ale i tak nikt na to nie zwróci uwagi, bowszyscy drzemią na stojąco. Wracając trzeba tylko będzie uważać nachłopców z osiedla, bo w Wigilię katolicka młodzież szczególnie lubiwpier*olić bliźniemu. Rok temu zglanowali wujka Edka, ale on chyba tegonie zauważył, bo był zalany w płaskorzeźbę. Wreszcie wychodzą z chałupy,wory jedne. Moment zamykania drzwi za ostatnim z tych troglodytów jest najszczęśliwszą chwilą w moim świątecznym życiu. Kilka dni odpoczynku.Ale mijają jak z bata strzelił, bo wielkimi krokami zbliża się kolejnykretyński wynalazek...SylwesterLudzie! Kto to ku*wa wymyślił ?! Już od listopada ślubna wydala z siebie idiotyczne pomysły, żeby pójść na "jakiś bal". Jakbyśmy sralipieniędzmi... Albo żeby gdzieś wyjechać, gdzie gorąco. A niech se włączyfarelkę pod fikusem, będzie miała tropiki w chałupie. I tak przecież skończy się na balandze u Witka. Jasne, trzeba ładnie się ubrać, bowszystkim się wydaje, że to jakiś uroczysty dzień. Czyli żona najpierwpuści w trąbę pół budżetu domowego na jakąś kieckę, w której wygląda jak zwykle, czyli jak w worku po nawozach sztucznych. Ale cena taka, że zato można by żywić jeden powiat w Somalii przez kwartał. Ja się wbijam wgarnitur, bo europejska cywilizacja wymyśliła, że mężczyzna wyglądadobrze, gdy wdzieje na siebie marynarę, co pije pod pachami. Pod szyjązawiążę sobie kolorowy postronek. I tak mam przewagę, bo prysnę na dzióbjakąś wodę kolońską i jazda, a małżonka kładzie sobie tapety tyle, żepalec w to wchodzi do pierwszego stawu, a daje rezultat mumiiTutenhamona zaraz przed konserwacją. I zajmuje ze trzy godziny.Łazienka, oczywiście, zajęta i wszyscy pozostali domownicy muszą szczaćdo zlewu. Wiadomo mamusia się szykuje na sylwestra. U Witka ten sam zestaw ludzki, ale czasem trafia się coś nowego, na czym można by okozawiesić. Jak zwykle nic z tego nie wyjdzie, bo chociaż Wituś ma dużąchałupę, to ryzyko za duże. Zresztą każda kobitka jeszcze przed północą doprowadza się do stanu, w którym wygląda jak kupa. W tym dniu trzebabyć radosnym jak młody pies, szczerzyć zęby w uśmiechu i ruszać w tany,nawet jeśli ni pyty nie mam o tym pojęcia. Zresztą nikt nie ma, za to wszyscy miotają się w konwulsjach i po krótkim czasie cuchną, jak gdybynie myli się z tydzień. Baby w szczególności. Z facetami jest prostszasprawa, bo już koło jedenastej są pijani w sztok i bełkoczą albo chcą ruchać wszystko, na co trafią. O północy trzeba obcałować wszystkie teoślinione i śmierdzące wódą mordy, obłudnie życząc wszystkiegonajlepszego, choć jedyne, o czym wtedy myślę, to żeby ich szlag trafiłczym prędzej. Potem sylwestrowa noc, banalna do bólu - rozmazane makijaże kobitek (najlepszy tusz nie wytrzyma, gdy właścicielka walniemordą w sałatkę), śpiący pokotem faceci, jacyś zarzygani klienci wkiblu. Norma. Ja, oczywiście, nawalę się już przed północą, żeby uniknąćkonieczności potańcówek i dialogów z własną żoną, bo co jej można nowegopowiedzieć po 15 latach małżeństwa? Trzeba tylko doczekać do rana, kiedyruszą pierwsze autobusy, bo zamówienie taksówki graniczy z cudem. Pijany i śmierdzący autobus dowiezie nas jakoś do domu. Można spać.
wieslaw3724