Dolina Issy.doc

(56 KB) Pobierz

Drodzy edytorzy!

Jedyne opracowanie tej lektury, jakie udało mi się znaleźć, to posłowie Marka Zaleskiego do wydania WL, z cokolwiek egzaltowanym stylem, które też streszczam poniżej.

 

Został wybrany: odwiedzał go demon, a Moce Ziemi uczyniły swoim instrumentem. W okupowanej Warszawie nawet anioł okrył go swym skrzydłem; inaczej Świat. Poema naiwne nie mógłby powstać w tym kręgu zła, jakim w roku 1943 było miasto z dogasającym gettem. A jednak w następnych latach jego poezja – jak ją oceniał Kazimierz Wyka – „pisana na miarę poezji, która nie przemija, gdy przeminą jej czasy” została wystawiona na wielkie niebezpieczeństwo – logikę dziejowej konieczności [cokolwiek to znaczyJ]. Wydany w roku 1953 esej, przybierający niekiedy formę politycznego traktatu, Zniewolony umysł i powieść Zdobycie władzy zostały przetłumaczone na wiele języków, zanim pojawiły się ich polskie wydania, i przyniosły autorowi międzynarodowy rozgłos, ale wyrabiały mu też opinię „eksperta od komunizmu”, gdy tymczasem był jedynie „lirycznym poetą, który został wtrącony w dziwaczną studnię i starał się jak umiał z niej wydostać” – skarżył się w liście otwartym do Gombrowicza, zamieszczonym w październikowej „Kulturze” w roku 1953.

Gwoli sprawiedliwości należy dodać, że w owej studni znalazł się  z własnej woli. Historyczność napędzana heglowską metafizyką dziejowej konieczności stała się jego obsesją, dla której porzucił ogrody arkadyjskie. Zauroczenie trującą poezją historyczności, historicite, wysuszało, prowadziło do „oschłości serca i wątroby” (jak lubił to nazywać, idąc tropem starożytnej teorii temperamentów), wydawało bowiem myślenie na łup nihilizmu. Ubóstwienie wszechobecnego ruchu i urzeczenie nieustanną zmianą skłaniało do pogardy dla szczegółu, do lekceważenia sentymentalnych więzi i do traktowania wszystkiego jako form tymczasowości albo iluzji rozumu nie kształconego w szkole dialektyki. Z kolei porzucenie takiego myślenia zdawało się obrazą samego myślenia właśnie, było więc grzechem przeciwko Duchowi Świętemu, w dodatku skazywało na anachronizm i wyłączenie z gry.

Dylemat ten w połączeniu z kłopotami związanymi z decyzją pozostania na Zachodzie (jako azylant polityczny, luty 1951), doprowadził do ostrego kryzysu. Jako dyplomata w służbie komunistycznego reżimu stał się obiektem nagonki i kampanii oszczerstw ze strony części emigracji. Z drugiej strony, jako autor wydanych na Zachodzie książek odsłaniających mechanizm politycznego zniewolenia i oszustwo intelektualne marksizmu sowieckiej proweniencji, ostracyzowany był przez lewicowe wtedy, opiniotwórcze kręgi literackie we Francji. Był oczywiście celem bardzo ostrych ataków w Polsce jako zdrajca, ale i obiektem pogardliwego współczucia, jako ktoś, kto, emigrując, podpisał na siebie wyrok śmierci jako poeta. Za żelazną kurtyną pozostawił swych najbardziej rozumiejących czytelników. Później wspominał ten okres jako najcięższy w swoim życiu kryzys psychiczny i intelektualny.

Jesienią roku 1953 w Bon nad Lemanem, nie bez wpływu Stanisława Vincenta, zaczął pisać powieść, która ukazała się w maju 1955, wydana przez Jerzego Giedrojcia w Bibliotece „Kultury”. Była to właśnie Dolina Issy. Pracę nad dziełem, ukończoną w czerwcu roku następnego w Brie-Comte-Robert pod Paryżem, gdzie zamieszkał z rodziną sprowadzoną z Ameryki, określił po latach jako „zabieg kuracyjny”, a samą książkę jako „pisaną dla siebie”, z wewnętrznej konieczności. Do poety „w wędrówce życia na połowie czasu” najsilniej przemawiały słowa mitu jego własnej genezy. Musiał jednak wyjść z gorsetu kategorii, w jaki wtłaczał go intelekt, i pozwolić, by powodowała nim jego anima. Musiał kierować się emocjami, napić się z rzeki zapomnienia i niewiedzy. Chciał też osiągnąć w poznaniu świeżość i intensywność wizji dziecka. Opowieść o własnej Genesis miała wartość przywracającego do życia sakramentu. Dylemat intelektualny, o którym była mowa, znalazł swoje rozwiązanie. Sprowadzał się do tego, by w rzece czasu i pośród zmienności zjawisk znaleźć punkt stały, co pozwoliłoby myśleć, iż życie jest czymś innym aniżeli tylko bezładnym ruchem elektronów. Czy istniała możliwość takiego punktu oparcia, aby „należeć do siebie”, „być w każdej sekundzie źródłem ruchu, czuć, że dalszy ruch jest wyznaczany przez nasze akty”, a więc odnaleźć coś, czego mogłaby się uczepić nasza potrzeba pobożności.

Takim znakiem obecności transcendencji był dar i umiejętność myślenia o czasie i przeżywania czasu jako śladu wieczności. Była nim po nietzscheańsku myślana chwila i życie pojęte jako ciąg chwil, za które jesteśmy odpowiedzialni, bo chęć ich powtórzenia stanowi warunek naszej wolności. W jednym z jego najważniejszych wierszy, Bon nad Lemanem, datowanym właśnie na rok 1953 zapisana została owa sprzeczność i próba jej pogodzenia: uświęcenie i kontemplacja chwili, jako obecności tego, co nieśmiertelne, mającej swój fundament w rzeczywistości wiecznego ruchu, ruchu wiecznego powrotu. Próbuje Miłosz ową sprzeczność rozwiązać również w Dolinie Issy.

Dolina Issy nie jest książką autobiograficzną, ale zarazem jest nią w innym, niejawnym planie, w porządku rozstrzygnięć ważnych dla autora. Wiele tu materiału autobiograficznego. Tomasz odbywa kwarantannę w domu dziadka Subkonta, bez rodziców: ojciec jest inżynierem w armii rosyjskiej, a po odzyskaniu przez Polskę niepodległości pozostaje w wojsku, bo toczy się wojna polsko-bolszewicka; matka przebywa za granicznym kordonem. Chłopiec wychowywany jest przez babki i ciotki – to bardzo przypomina sytuację małego Miłosza. Dziadek Artur, mąż babki Bronisławy Dilbinowej, ma wiele z postaci prawdziwego dziadka autora i nosi to samo imię. Również wiele innych postaci ma realnie istniejące pierwowzory: nieszczęsny Baltazar, w którym „szalało”, szlachciura-hreczkosiej i myśliwy – Romuald Bukowski. Krajobrazy znad Issy są krajobrazami doliny rzeki Niewiary, miejsca polowań wzięte z podwileńskich okolic w Radounce. Również powieściowe epizody, jak historia z granatem wrzuconym nocą przez okno ręką litewskiego nacjonalisty, wydarzyły się naprawdę. Powieściowy dwór stał w Szetejniach i wiernie został opisany. Miłosz zawsze podkreślał, że Dolina Issy nie jest jednak wspomnieniami z dzieciństwa i wszystkie realia zostały przetransponowane na użytek wizji powieściowej. Rzecz jednak w tym, że siłą napędową powieści są zapamiętane obrazy, silnie naznaczające na resztę życia, wrażenia, szczegóły często bardzo zwyczajne, które, gdy wracają w powtórzeniu, dają wrażenie intensywnego wglądu w istotę rzeczy. Owe obrazy i doznania – u Prousta występujące jako epifanie pamięci mimowolnej – wszystkie są ową chwilą mającą wartość odnowicielskiego doświadczenia, w którym to, co jest teraz, zawsze ma swoje odniesienie do wczoraj i do jutra. W literackiej [wiecie, że filozofowie to impotenci?] transpozycji często owa chwila przybiera postać odległego od rzeczywistego obrazu metafory albo fantazmatu. Dobrym [niewątpliwie, a przy tym jakże doskonale wszystko wyjaśniającym] przykładem w powieści jest śniona przez Tomasza postać zmarłej kochanki wiejskiego księdza, grzesznicy, „co nie zaznała zmazy”, Magdaleny, leżącej w grobie, żywej i martwej jednocześnie – turpistyczny i zmysłowy obraz, budzący w chłopcu grozę, ale i silną fascynację erotyczną.

Silny klucz autobiograficzny w dziele istnieje dlatego, że jego pisanie przypominało proces terapeutyczny. Chodziło o szczególną anamnezę – udręczona dusza powracał do świata, który kontemplowała niegdyś w raju. Tym rajem był świat dzieciństwa – rajem skażonym, wątpliwym, na miarę istot zrodzonych już po upadku pierwszych rodziców. Niewiele tu z wizji, jaką znajdujemy w cyklu Świat. Poema naiwne, w którym rzeczywistość podporządkowana prawu rozumnej konieczności i opromieniona łaską istnieje jako przedmiot wiary w ład świata.

Dolina Issy była dla autora książką o nim samym. To w pewnym sensie przykład duchowej autobiografii, rodzaj odwrotnej teleologii, czyli ruchu powrotnego przez pisanie pozwalające na nowo ustanowić wzór zagrożonej tożsamości. To antidotum na ubóstwienie ruchu w jego zwulgaryzowanej i politycznej odmianie czyli na bałwochwalcze godzenie się ze swym historycznym momentem.

Bohaterem powieści jest dorastający chłopiec (w zakończeniu powieści ma 13 lat), a jej akcja rozgrywa się w na poły realnej, na poły baśniowej krainie jezior, w dolinie przechowującej czas pogańskiego starowieku. „Osobliwością doliny jest większa niż gdzie indziej ilość diabłów”. Niewidzialne Siły asystują poczynaniom powieściowych postaci. W lecie mieszka czarownik Masiulis, przyrządzający magiczne zioła. Trupa przebija się osinowym kołkiem, by nie powracał między żyjących. Wszystko otacza aura pogańskiej cudowności. Dolina Issy ukazała się w tym samym roku co Smutek tropików Claude`a Levi-Straussa. Obie książki, choć całkiem różne, zostały napisane po to, aby lepiej zrozumieć siebie, dziś, zanurzonych w swojej współczesności, bo „tylko umieszczając się poza obrębem pewnej cywilizacji, odkrywa się gest dyktowany przez jej kostium”. Dolina jest więc miejscem, które służy ,aby opowiedzieć o swojej kondycji i problemach tu i teraz.

Autor powieści chce dotrzeć do siebie samego poprzez dziecko w nim samym – dziecko bywa przecież ojcem dorosłego (Wordsworth). Chce odzyskać wrażliwość dziecka, przypominającą pod wieloma względami wrażliwość poety. Właściwa dziecku intensywność postrzegania świata, widzenia w nim cudowności, poczucie jedności ze wszystkim, co je otacza, zdolność odczuwania czasu jako nieskończonego trwania, jest fundamentem właściwego dziecku poczucia nieśmiertelności. Tomasz żyje w rzeczywistości, w której szczęście oznaczało po prostu być. Silne poczucie materialności istnienia zakorzeniało przyszłość w ciele i ją zabezpieczało.

Czyniąc dzieciństwo Tomasz figurą swego życia i swojego losu, narrator wymyka się alternatywie nakazującej być albo zewnętrznym obserwatorem, kronikarzem, sędzią świata przedstawionego, albo jego częścią. W wielu przypadkach narracja prowadzona jest tak, by zbliżyć punkt widzenia Tomasza i narratora, a tym samym podkreślić wspólny dla nich sposób światoodczucia.

Jest to więc opowieść o sobowtórze autora i zdaje sprawę z jego własnych przemyśleń i poszukiwań. Dlatego między czytelnika a bohatera wpycha się autor, nie pozwalając bez reszty pokochać swego bohatera, odnajdywać go także jako alter ego czytelnika. Mieli mu to za złe niektórzy czytelnicy. Zygmunt Hertz uznał Dolinę Issy za najlepszą książkę Miłosza – bo „wreszcie dla ludzi” – utwór nie przestaje być ani na chwilę arcybarwną opowieścią o dorastaniu chłopca, litewskim kraju i jego mieszkańcach.

Baśń ta jest jednak od pierwszej strony „zamaskowanym traktatem teologicznym” – tak jak lubił o niej mówić Miłosz. Tomasz to „stary malutki”, z pozoru żyje poza dobrem i złem, w unii ze światem, ale ze strony na stronę powieści pojawiają się w tym przymierzu rysy i pęknięcia, a sama powieść staje się rozprawą o naturze ludzkiej.

Jeśli Tomcio, nauczyciel ironii Tomasza, pastuch, który „do Boga chowa urazę” za niesprawiedliwe urządzenie świata, jest w powieści dorastającym „przebranym królem” skrzywdzonych i poniżonych, to jeszcze bardziej Tomasz, urodzony w centrum świata, w domu na górze porosłej świętymi dębami, dwukrotnie cudownie wydarty śmierci, jest przebranym księciem, trochę jak z dramatów Szekspira, który odbywa swą pastoralną kwarantannę i pobiera nauki, by wreszcie wyruszyć w wielki świat i objąć należną mu władzę. Niczym w powieści edukacyjnej, Tomasz znajduje się w centrum świata powieściowego i jest kształcony przez innych. Wszystkie postaci z powieści są figurami jego możliwego losu. Najbardziej może dręczony chorobą wiecznego nienasycenia, nieszczęśliwy poszukiwacz amor fati leśnik Baltazar – co zostaje powiedziane wprost i co Tomasza fascynuje, a jednocześnie napełnia lękiem.

Tomasz dostępuje rozmaitych wtajemniczeń i inicjacji, które wprowadzają do jego duszy dysonans, podejrzenie, że oto może nie żyjemy na najlepszym ze światów, choć żyjemy na ziemi czarów. Dowiaduje się więc, że miłość chce się spełniać przez pożądanie, a to oznacza potrzebę posiadania. Eros domaga się władzy absolutnej, nawet gdyby oznaczała śmierć zadaną z miłości właśnie. Odsłania mu się dziwna wielość rzeczywistości, psująca poczucie jedności: jak to jest, że ci sami chłopcy są pastuchami i ministrantami? Dlaczego mężczyźni tak się zmieniają w towarzystwie kobiet i odwrotnie? Jak to jest, że jest się tym, kim się jest? „Dlaczego wszyscy grają komedię, wykrzywiają się, małpują jedni drugich, jeśli naprawdę są zupełnie inni?” Skąd się bierze to „aktorstwo polegające na tym, że się jest kimś, a równocześnie, drugą częścią siebie, stwierdza się, że jest się tym kimś niezupełnie?” Skąd się bierze nasza podwójność i to, że wybieramy, paradoksalnie, przeciwko temu co nam drogie?

Przede wszystkim jednak Tomasz odkrywa obecność zła, a jest nim śmierć i cierpienie jako stałe elementy porządku wszystkiego, co przynależy do Natury. W powieści jesteśmy świadkami różnych śmierci, za każdym razem przedstawionych jako misterium tremendum et fascinans, będące w zgodzie z porządkiem świata i jednocześnie zadające gwałt. Tomasz też zadaje śmierć, ale urządzenie świata postrzega jako niesprawiedliwe, dopiero kiedy zdaje sobie sprawę, że dla wiewiórki, którą zabił na polowaniu, nie ma już zmartwychwstania. Odtąd Tomasz zaczyna czuć się obcy  w swoim świecie. Tomasz nie bez przyczyny ma wśród swoich przodków wyznawcę heretyckich antytrynitarskich nauk o naturze człowieka-Boga i naturze samego zbawienia. Chłopiec, choć jego doświadczenie już temu przeczy, chce wierzyć, że śmierci nie ma, nie na darmo nosi imię biblijnego apostoła niedowiarka.

Inicjacje, jaki chłopiec przechodzi, wyposażają go w wiedzę, że zło mieszka nie tylko w porządku natury, ale i w świecie społecznym, a życie dorosłych odznacza się nie mniejszym okrucieństwem.

Autor każe Tomaszowi opuścić dolinę i wyjechać w świat. Mimo wszystkich mąk i udręki wieku dorastanie nigdy i nigdzie nie będzie mu już tak dobrze. Jednak zaplanowane z myślą o nim w dolinie „nasiona rozumu” spełniły już swoja rolę i teraz musi jechać dalej, aby odkryć karty swych przeznaczeń. Bo taką konieczność dyktowało rozpoznanie, jakie poczynił autor powieści, zmagając się ze swymi trudnościami, o których była już mowa.

„Tak, jestem dzieckiem” – przyznawał Miłosz w liście otwartym do Gombrowicza. Ale w eseju Niedziela w Brunnen pisze o potrzebie dorosłości. W jego zakończeniu Miłosz twierdzi, że jako mały chłopiec chciał być przyrodnikiem i przysięgał sobie nigdy nie stać się tak głupim, jak dorośli. Szacunek budzili w nim jedynie miłośnicy natury, co zrywali się rano, by obserwować ptaki, bo rządziła nimi „czysta namiętność” – żyli po dziecinnemu. Podobny tamtemu entuzjazm odnalazł w literaturze, która była mu bronią w walce z inercją życia o pozwalała się spodziewać, że zachowa wieczną młodość.

Trzeba więc wydorośleć [ewidentnie wynika to z całego toku myślenia, jak i z przytoczonych cytatówJ], bo dorosłość to wierność temu, co lokuje się poza czasem, to wiara, że nasze uczynki mają swoje ostateczne znaczenie, a każda rzecz ma rację bytu. Dlatego Tomasz musi  wyjechać. Ten gest zostanie powtórzony w napisanym tuż po Dolinie Issy Traktacie poetyckim. Tomasz musi więc odnaleźć sposób, jak własną niewiedzę i przynależność do natury, która czyni go więźniem śmiertelnego i żywiącego się swym bezwiednym egoizmem ciała, przekuć w siłę, czyli jak zamieszkać w świecie historii, ale tak, by nie zmieniła się ona w fatum rządzące się prawami mitycznej dziejowej konieczności. Czyli jak kierować się zasadą rzeczywistości , a nie przyjemności, jak konieczność zmienić w wolność, jak być ponadhistorycznym, by być historycznym. Naturalna człowiekowi jest potrzeba przekraczania własnej natury i instalowania się w historyczności, w świecie sztucznym i nienaturalnym i przez to dającym wolność, pozwalającym się wyrwać z nieludzkiej konieczności, z porządku natury.

Sam Miłosz skarżył się, że niektóre rzeczy w Dolinie Issy go żenują. Boi się, że wizja powieściowa w dziele jest nazbyt skażona udziałem literackich konwencji, a on chce pisać o tym, co było naprawdę. Bo przecież jest to wizja ironiczna, w której otrzymujemy dziecinny punkt widzenia skonstruowany zostaje ze świadomością, że taki właśnie jest. Wszechwiedzący narrator ingeruje często w tok opowiadania, dokonując tym samym deziluzji. Występuje też w utworze gra aluzji (np. w zakończeniu autor sięga po czas teraźniejszy i przypomina zakończenie Czarodziejskiej góry). Poza tym proza wpycha w dyskurs, intelektualizuje materię.

Miłosz wyznaje, że nie udało mu się „przeniknąć w sam ogród rzeczywistości”, jak to pragnął był uczynić [skromniacha taki z tego CzesiaJ]. Zalewski suponuje, iż to prawdopodobnie niemożliwe, ale powieść i tak mu się podobała i że chciałby ja kiedyś móc przeżyć jako swoją własnąJ.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin