Gra W Podchody.doc

(82 KB) Pobierz

GRA W PODCHODY
annodomini



  Z Damianem znamy się od dzieciństwa. Nasze mamy razem pracowały, przyjaźniły się i często się odwiedzały, a my spędzaliśmy ten czas na wspólnych zabawach. Mieszkaliśmy dość daleko od siebie, ale nie było to żadną przeszkodą. Nieraz zdarzało się, że nasze mamy szukały nas po okolicy i miały nam za złe, że odchodzimy tak daleko od domu, nic im nie mówiąc. Zdarzało się też, że nocowaliśmy u siebie nawzajem. Damian prosił mamę, że nie chce jeszcze iść, że tak się fajnie bawimy, że chce jeszcze zostać, a moja mama zgadzała się i mówiła, że jutro go odprowadzi. Spaliśmy razem, ale co tam, przecież byliśmy dziećmi, nikt na to nie zwracał uwagi. Na podwórku mówili na nas „Bracia DeDe”.
  Niestety, potem przyszedł czas szkoły i nauki. Chodziliśmy do tej samej szkoły, ale trafiliśmy do różnych klas. Wtedy nasze koleżeństwo mocno osłabło. „Oddalaliśmy” się od siebie, poznawaliśmy nowych przyjaciół. Po lekcjach nie mielimy już tyle czasu dla siebie, a i nasze mamy już rzadziej się odwiedzały. W gimnazjum było podobnie, też byliśmy w równoległych klasach, ale raz w tygodniu wypadała nam razem lekcja w-f. Ale i tu nieraz bywało, że graliśmy w przeciwnych drużynach.  Łączyło nas coraz mniej, zwykłe koleżeńskie „cześć”. Wkrótce się okazało, że Damian jest typem sportowca, szalał za piłką, a ja stałem się typem kujona, który bardziej interesował się innymi przedmiotami niż tym, co się dzieje na w-fie.
  Dopiero tu, w gimnazjum, zacząłem się porównywać z innymi chłopakami. Przypatrywałem się kolegom, jak są zbudowani, jakie mają mięśnie, że jedni są „fajni” dla oka, inni mniej. Ze zdziwieniem zauważałem, ze jedni mają w majtkach więcej, drugim ledwie „coś” widać. Nie to, żebym wtedy już wiedział, kim będę albo kim już jestem. To była moja zwykła ciekawość, chyba jak u każdego młodego chłopaka. Wkrótce zacząłem popadać w kompleksy, widząc jak niektórym znad majtek widać ścieżkę ślicznych włosków, jak świetnie rysuje się ich klata, że mają pod nosem pierwszy meszek i... opowiadają o swoich pierwszych randkach i przygodach. Ja nie miałem się czym pochwalić, oprócz tego, że wciąż jeszcze rosłem, bo spodnie jakby z dnia na dzień stawały się coraz krótsze, a koszula za mała. Więc tylko słuchałem ich opowieści i śmiałem się razem z nimi.
  Damian wyprzedził mnie daleko, daleko... Jego mięśnie były idealne, sylwetka super, a gdy dowiedziałem się jeszcze, że chodzi na siłownię... I tak powoli, powoli, nasze drogi rozchodziły się. W szkole średniej – on na innym profilu, ja na innym. Zdarzało się nawet, że mijaliśmy się na korytarzu bez słowa lub tylko z obojętnym „cześć”.
  Po maturze wszystkie moje plany wzięły w łeb. Jak to się stało, że mimo dobrych ocen na świadectwie maturę napisałem tak, jak napisałem? Nie wiem... Nie wystarczyło, żeby dostać się na uniwerek. Zacisnąłem zęby, żeby niczego po sobie nie pokazać. A Damian – został przyjęty... Dowiedziałem się tego, gdyśmy się przelotnie spotkali w markecie, gdy ominąć się już nie mogliśmy. Powiedziałem mu, że chcę się szybko usamodzielnić, mieć swoją kasę i dlatego zdecydowałem się na licencjat. Żeby mieć jakiś „papierek”. Damian kurtuazyjnie poparł mój wybór, a ja mu pogratulowałem uniwerku.
  Przez te trzy lata prawie się z Damianem nie widzieliśmy. Rzadko przyjeżdżał do domu, żył tam, daleko, swoim studenckim życiem. Ja tylko namiastką tego „studenckiego bytu” z dala od wielkich ośrodków akademickich. Znów czułem się gorszy! Dlaczego, dlaczego...? I tyle innych pytań, by ostatecznie podjąć decyzję, że po licencjacie robię uzupełniające studia magisterskie! Zrobię je! Żeby wszystkim pokazać, że jednak je skończę! I poszedłem za ciosem. Złożyłem dokumenty na uniwerek. Teraz nie obawiałem się „porażki”, że „braknie mi punktów”. Zostałem przyjęty. Starannie kryłem rozpierającą mnie radość i dumę...
  Pojechałem. Załatwiłem wszystkie formalności, złożyłem wniosek o przydział akademika i zachłysnąłem się wielkim miastem, w którym przyjdzie mi spędzić dwa lata – lub więcej, o ile tu zostanę.
  Rok akademicki rozpoczynał się w środę. Ja przyjechałem już w poniedziałek. Dostałem klucz do pokoju, rozpakowałem się, rozgościłem. Byłem zadowolony, że pokój jest ładny, dwuosobowy. Ciekawe, z kim będę go dzielił? Mam nadzieję, że z kimś spokojnym, a nie z jakimś rozrywkowym imprezowiczem, przy którym nie da się uczyć.
  Wyszedłem na miasto, kupiłem gazetę. Przeglądałem ogłoszenia. Na magisterce nie ma już tylu zajęć, więc może znajdę jakąś ofertę pracy, żeby mieć jakiś dodatkowy grosz. Niestety, nic dla mnie. Wróciłem markotny.
  Właśnie sprzątałem ze stołu po kolacji – chleb i tania konserwa – gdy ktoś zapukał i nie czekając na moje „proszę”, po prostu wszedł. Ja – zaniemówiłem... On – zatrzymał się w progu, nie dowierzając.
  – Dawid...??? – wydusił wreszcie. – Skąd się tu wziąłeś?
  – Damian...? – ja też dopiero po chwili odzyskałem głos.
  Myślałem, że mnie zmiażdży w ramionach, kawał chłopa! Skąd u niego nagle taka serdeczność?
  – Co ty tu robisz? – zapytałem wreszcie, widząc w jego ręku wypchaną torbę.
  – Dostałem tu przydział. W życiu bym nie pomyślał, z kim...! Mam tu mieszkać, no, nie rozumiesz?
  – Pierdolisz... Niemożliwe... – wyrwało mi się
  – A jednak możliwe! Chyba lepiej nie mogło się nam trafić!
   Dopiero teraz dokładniej mu się przyjrzałem. Przed sobą widziałem przystojnego szatyna o dużych piwnymi oczach, które nie zmieniły mu się od dziecka. Dłuższe włosy spadały mu na ramiona a grzywka na oczy, którą odrzucał w bok energicznym ruchem głowy. Wydawał się wyższy ode mnie, ale zaraz się okazało, że nie. Na tamtych moich studiach byłem najwyższy w grupie, metr osiemdziesiąt sześć. Więc on ma tyle samo. Ale ta reszta... Przez biały t-shirt mocno rysowały mu się mięśnie klatki piersiowej i brzucha. Mocne ramiona, barki... Dżinsy wspaniale opinały mu uda i idealnie uwydatniały kulisty wzgórek w rozporku. Jedno było pewne: niesamowicie zmężniał i na pewno jest typem podrywacza, który wykorzystuje wszystkie swoje walory. Ciekawe, ile dziewczyn zaliczył? – przemknęło mi przez myśl. Ja – żadnej... Dwa razy było już blisko. W obu przypadkach na naszych studenckich rajdach, gdy sytuacja już tak daleko zaszła, że tylko krok... Ale odzywały się wtedy moje kompleksy i to dziwne wewnętrzne anty-żeńskie nastawienie. Mówiłem: wybacz, nie... U jednej wzbudziłem tym podziw, u drugiej niesmak. Co do chłopaków – jak by to powiedzieć... Obserwowałem wszystkich, ale żaden w grupie nie był w moim typie, no – może jeden. Zdawałem sobie sprawę, że jestem gejem, ale ukrywałem to. Nigdy przed nikim bym się nie zdradził ze swoich skłonności. Innych kontaktów nie szukałem. Prawdę o sobie znałem tylko ja.
  Nie było wspomnień z dzieciństwa ani ze szkolnego boiska. W krótkiej rozmowie Damian pochwalił mój wybór, że jednak to dobrze mieć mgr przed nazwiskiem. Mieć a nie mieć, to duża różnica, wielu na to patrzy. Potem dowiedziałem się, że ma rok w plecy, zawalił przez własną głupotę i z tego powodu musiał zamienić stancję na akademik, bo starzy mocno okroili mu budżet.
  A potem:
  – No to wieczorem walimy gdzieś, nie?
  Zaskoczyło mnie to pytanie, nie trafiłem w jego sens!
  – Jest tu kilka fajnych lokali i dobrych studenckich klubów – dodał, i wtedy zrozumiałem.
  – Nie znam miasta, wiesz...
  – Pokażę ci, spoko! No to szykuj się. Ja jeszcze muszę załatwić parę administracyjnych spraw – i wyszedł, zostawiając torbę na łóżku.
  Cóż miałem zrobić. Nie jestem typem imprezowicza, bardzo rzadko chodziłem na jakieś balangi, ale nie chciałem, aby Damian pomyślał sobie, że jestem jakimś bufonem albo sknerą, któremu żal kasy. Przemogłem się i zacząłem się przygotowywać. Wykorzystując jego nieobecność, pospiesznie przebrałem się w czystą bieliznę. Moje głupie kompleksy co do własnego wyglądu chyba nigdy mnie nie opuszczą. Nawet być przy kimś w samych bokserkach byłoby dla mnie krępującą katorgą.
  Damian zaszalał. Byliśmy w trzech klubach. Podziwiałem jego popisy na parkiecie i już byłem gotowy postawić własną głowę w zakład, że ta lalunia, z którą najczęściej tańczył, da mu dupy nawet tu, na stojąco. Ja też, nie powiem, zaliczyłem kilka „tańców”, ale z umiarem, i właściwie tylko po to, żeby zakręcić się przy kilku fajnych chłopakach i z bliska im się przyjrzeć. Do tego alkohol. Damian chyba zna swoje możliwości, bo nie wylewał za kołnierz. Ja bardziej udawałem, że piję, niż rzeczywiście piłem. Dolewałem sobie do drinków zwykłej kolorowej oranżady, a Damian opróżniał duszkiem jednego po drugim.
  Do akademika dobrnęliśmy o drugiej w nocy. Damian ledwo szedł, więc podpierałem go ramieniem. Dotarliśmy do pokoju, dobrze, że to tylko pierwsze piętro... Padł na moje łóżko. Musiałem go dźwigać, grzecznie mu tłumacząc, że jego wyro to jest to drugie. Skopał buty z nóg. Adidasowy smrodek poleciał wszędzie naokoło, no nie... Odstawiłem je do przedpokoju, niosąc daleko od siebie.
  – Pomóż mi zdjąć te szmaty – powiedział, próbując zerwać koszulkę przez głowę.
  Pomogłem. Zobaczyłem pięknie wyrzeźbiony kaloryfer i lekkie owłosienie od pępka w dół. Klasa!... Ze spodniami też sobie nie poradził. Rozpiąłem mu pasek i suwak. Zobaczyłem w gaciach mocne wybrzuszenie... ale już łapałem za nogawki, żeby mu je ściągnąć, bo sam uniósł biodra.
  – Stoi mi, wiem – powiedział mamrotając pod nosem. – Przydałaby się jakaś dupa. Jutro muszę coś poszukać... – obrócił się na bok i zachrapał, a ja przykryłem go kocem.
  Zaraz byłem w łazience. Wciąż mając przed oczami obraz jego penisa, tak mocno odciśniętego w slipach, w pełnej erekcji – miałem nieziemski odlot.
  Rano wstałem, gdy on jeszcze spał. Zebrałem z podłogi jego koszulkę i spodnie, które położyłem na krzesełku i wyszedłem.
  Przechodziłem obok kawiarni, gdy zobaczyłem, jak właśnie w tej chwili tęgi gość przykleja na szybie duże ogłoszenie: „Przyjmę do pracy studenta / studentkę...” Co? Natychmiast byłem w środku.
  – Przepraszam pana – powiedziałem. – Jestem zainteresowany tym ogłoszeniem.
  – Student?
  – Tak.
  – No to chyba z nieba mi pan spada! O ile...
  – Co miałbym robić?
  – Tradycyjnie, na zmywak.
  – Biorę!
  Nawet nie zapytałem o wynagrodzenie. Najważniejsze były godziny pracy, czy dopasuję je do swoich zajęć.
  – Damy radę. Pójdziemy panu na rękę – odpowiedział z szerokim uśmiechem i od razu zmiął ogłoszenie, wyrzucając je do kosza.
  Zabawiłem u niego z godzinę. Tu gumowy fartuch, tu buty, tu środki czystości, tak się obsługuje tę maszynę...
  Poczułem się, jakbym miał skrzydła u ramion. Prawie biegłem do akademika, żeby się swoją radością podzielić z Damianem.
  Nie było go. Nie było go cały dzień. Nie było go wieczorem. Już było późno. Coraz później. Nie czekałem. Zgasiłem światło. Położyłem się. Nie zamykałem drzwi, bo nie wiedziałem, czy ma drugi klucz. Usnąłem.
  Obudziłem się, choć on starał się zachowywać cicho. On... czy oni?  
  – No co ty, to nie jest pierwszoroczniak, zna się na obyczajach. Nawet jak nie śpi, to głowy spod kołdry nie wystawi – usłyszałem głośniejszy szept Damiana. Zrozumiałem, że te słowa skierowane były bezpośrednio do mnie, choć mówił je do... Jasne. Jest z kimś. Więc znalazł sobie dupę, tak, jak wczoraj mówił. Tuż za moment usłyszałem szelest ściąganych rzeczy, delikatny zgrzyt jego łóżka – i... Do końca nie wystawiłem głowy spod kołdry. Całą dłonią ściskałem swojego małego, a bałem się wykonać nawet najmniejszego ruchu. I nie wystawiłem głowy spod kołdry ani wtedy, gdy usłyszałem jego finałowy spazm, ani wtedy, gdy powiedział: „No, pora na ciebie, zbieraj się. Drzwi są otwarte”. Pomyślałem: bezczelność... Ani wtedy, gdy stuknęły drzwi, ani nawet wtedy, gdy pochylał się nade mną, jakby sprawdzał, czy naprawdę śpię. Dopiero gdy usłyszałem jego pogrążony we śnie równy, miarowy oddech, odwróciłem się na brzuch i po kilku posuwistych ruchach po prześcieradle, zostawiłem spermę między własnym brzuchem a bokserkami...
  Rano ten sam obraz: jego spodnie, t-shirt, ale także slipy! leżały na podłodze. Podniosłem to wszystko, jak wczoraj. Spoglądnąłem na slipy z tym półokrągło uformowanym wybrzuszeniem na jądra i penisa. Ukradkiem przejechałem po nich palcami... – i też odłożyłem na krzesło. I zobaczyłem coś jeszcze: pełna, zastygnięta prezerwatywa. Kurw...! Podniosłem ją przez serwetkę. Poszedłem do łazienki. Kosz... Potem zmieniłem bieliznę. Wyprałem bokserki.
  Ubrałem się elegancko, przecież to inauguracja i dopiero stojąc przy drzwiach, gdy Damian przekręcał się z boku na bok, spytałem.
  – Idziesz na rozpoczęcie?
  – E tam, w dupie...
  – Jak chcesz..
  Wyszedłem. Ale też nie byłem na inauguracji. Jedną, trzy lata temu, miałem za sobą. Natomiast uważnie spisałem swój plan i poszedłem z nim do mojego nowego pracodawcy. Od jutra zaczynam.
  Byłem zdziwiony, że Damian jest w pokoju. Nigdzie nie poszedł?
  – Dziś kolację ja robię, ok.? – powiedział, czym jeszcze bardziej mnie zdziwił.
  A obok kanapek na stole stanął alkohol.
  – Co to za okazja? – zapytałem.
  – Inauguracja – uśmiechnął się z przymrużeniem oka.
  Damian nalewał „na oko”, raz więcej, raz mniej. Nie mogłem oszukiwać, że piję – nie pijąc.
  – Jak ci się tu podoba? – zapytał.
  – Nie chcę zapeszać – odpowiedziałem.
  I tak zaczęła się nasza rozmowa. W pewnym momencie zapytał:
  – Pamiętasz nasze wspólne dziecięce zabawy?
  – Pewnie, że pamiętam.
  – Uwielbialiśmy budować bazy w różnych miejscach. I graliśmy w podchody...
  – Pamiętam, jak się złościłeś, że zawsze znalazłem twoją kryjówkę.
  – Zawsze miałeś nosa... Powiedz, kto u kogo częściej spał? Ja u ciebie czy ty u mnie?
  – Chyba ty u mnie – roześmiałem się.
  – Tak... Obejmowaliśmy się za szyję jak bracia i zasypialiśmy przytuleni... Jak to fajnie było być dzieciakiem. Ciekawe, jak by to było dziś...
  Toast za toastem, wspomnienia z podwórka, znad rzeczki, z gimnazjum, z liceum... Byłem szczęśliwy, wracając pamięcią do tamtych naprawdę wspaniałych, beztroskich lat. I szczęśliwy, gdy butelka pokazała dno. Brało mnie już, ale w pełni się kontrolowałem. Lecz gdy Damian postawił drugą...
  – O nie, wystarczy – zaprotestowałem, ale on już wznosił toast:
  – Żeby to, co przed nami, nie było gorsze niż to, co za nami...
  Przyznałem mu rację. Wypiłem.
  Wiem, że byliśmy obaj mocno wstawieni. Powiedziałem, że teraz marzę tylko o łóżku. Odpowiedział, że on też i że nie będziemy już sprzątać tego bałaganu.
  Z trudem rozścieliłem swój tapczan. Damian zaczął od rozbierania się. Gestem pokazałem mu krzesełko, żeby ciuchy znowu nie znalazły się na podłodze.
  Położyłem się. Zamknąłem oczy. I poczułem szturchnięcie.
  – Posuń się...
  – Co...?
  – Posuń się. Chcę sobie przypomnieć dzieciństwo.
  – Co ty...? Minęło, nie wróci. Popatrz, ile mamy lat? – odpowiedziałem skrępowany.
  – Nie zajmuję dużo miejsca... Posuń się. Tylko dziś – sam wsunął się w moją pościel, przytulił się i objął mnie mocno. Stopy splótł z moimi stopami, podbrzuszem przywarł do mnie, że odruchowo cofnąłem biodra, ale on jeszcze mocniej mnie objął. Spłynęło na mnie gorąco jego ciała. Z przerażeniem czułem, że mały mi staje! A Damian przyciska mi jaja swoim udem! Zaraz to odkryje! Po chwili z niejaką ulgą poczułem, że jego wybrzuszenie w slipach też staje się coraz większe i twardsze.
  – Nie śpisz? – zapytał.
  – Nie...
  – Możemy jeszcze pogadać?
  – O czym?
  – Wiesz... powinienem cię przeprosić za tamte wszystkie głupie szkolne lata. Tak jakoś rozstaliśmy się bez żadnego powodu.
  – Tak wyszło – odpowiedziałem.
  – Na pewno dzisiaj to wszystko między nami by było inaczej... Ale wszystko jest do naprawienia – i znów poczułem mocniejszy napór jego penisa.
  – Na pewno – potwierdziłem. – Ale... może będzie lepiej, jak będziemy spać osobno? – dodałem nieśmiało.
  – A co to za różnica... Wiem, że mi stoi. Wóda zawsze działa na mnie pobudzająco. Nie bój się... Ale tobie chyba też...
  Dobrze, że to on powiedział, nie ja. To dobry pretekst. I dobrze, że nie towarzyszył temu żaden gest, żaden ruch, ale z trudem panowałem nad sobą, żeby go nie dotknąć.
  – Dlatego staram się nie pić.
  – A kiedy miałeś ostatni seks?
  Najpierw wziąłem głęboki oddech, bo Damian mocniej się do mnie przytulił, a ciepło jego uda rozgrzewało mi malucha coraz niebezpieczniej! Byłem cały spięty, stremowany, skrępowany! W dodatku wiedziałem, że tego pytania nie mogę przemilczeć. Że muszę odpowiedzieć. A przecież nie przyznam mu się do mojej porażki i nie powiem mu, że wciąż jeszcze jestem prawiczkiem!
  – Dawno, jeszcze na drugim roku licencjata – skłamałem.
  – To naprawdę dawno – stwierdził z lekkim podziwem. – A ile miałeś dziewczyn?
  – Tylko jedną. Zdradziła mnie z kumplem z roku, więc nie szukałem dalej – powiedziałem cicho.
  – To fakt, można się przejechać...
  – Ty nie masz takich problemów. Wczoraj tamta lala na parkiecie, dziś w łóżku.
  – Tak wyszło. Słyszałeś?
  – Tak.
  – Wiedziałem, że nie spisz. Cieszę się, że jesteś... dyskretny.
  Cisza... Jego gorące udo dokładnie przygniatało mojego małego, a jego twardy penis dotykał mojego podbrzusza! Żadne bokserki nie zmienią tego, że to się po prostu tak czuje,  jak nago, że nie da się tego spokojnie wytrzymać! A on chyba celowo poruszał udem, podniecając mnie jeszcze mocniej!
  – Ty jesteś wzorem chłopaka. Zasługujesz na kogoś wyjątkowego – powiedział po chwili. – Wiesz właściwie, dlaczego tak się między nami to w szkole urwało?
  – Nie wiem... Wiesz? Mów...
  – Pamiętasz taką scenę? Graliśmy w siatkę w przeciwnych drużynach. Cały czas ładowałem piłki na ciebie. Specjalnie.
  Przypomniałem sobie. Tak było!
  – Żebym nie odebrał...
  – Nie. Żeby chociaż raz zobaczyć gniew w twoich oczach. A ty – nic... Oni fiksowali, że im punkty tracisz, a ty spokojnie...
  – I co z tego wynikło?
  – Potem w szatni chciałem cię przeprosić. A ty nawet na mnie nie spojrzałeś.
  – Nie gniewałem się o to.
  – Wiem. Ale wtedy pomyślałem, że ja ci nawet do pięt nie dorastam. Że jesteś przede mną o miliony lat świetlnych. Masz w sobie taką wewnętrzną siłę...
  – Wcale nie. Wprost przeciwnie. Jestem małym, szarym, zakompleksionym...
  – Jesteś najwspanialszym przyjacielem, co zrozumiałem dopiero wtedy, jak cię utraciłem... Śpijmy już...
  – Nie, Damian. Zacząłeś, to mów! Dokończ!
  – Wiesz, ile nocy nie przespałem przez ciebie?
  – Gadasz... – poderwałem się na łokciu.
  – Byłem gotowy wtedy zrobić wszystko, żebyś się tylko do mnie odezwał. Absolutnie wszystko! Dziś też jestem gotowy... – uniósł lekko głowę, patrząc mi w oczy, a ja nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
  – Na przykład co... – zapytałem wreszcie.
  – Na przykład odprężyć cię... Za ten rok z hakiem twojego przymusowego seks-postu... – powiedział, a jego ręka dotknęła mojego penisa przez bokserki. Gdybym miał więcej siły, pewnie bym się zerwał na równe nogi. Tymczasem jak paraliż...
  – Nie jestem gejem, żeby to... z chłopakiem... – prawie zakrzyknąłem. Byłem przerażony, że Damian odkryje prawdę o mnie!
  – Tak zwani normalni też to robią – powiedział spokojnie. – Facet powinien facetowi pomagać.
  – Przestań... – broniłem się, ale bez przekonania, gdy jego ręka już wsuwała się w moje bokserki. Dotknął... a mnie oblała fala gorąca.
  – Pamiętasz? Jako dzieciak, zasypiałem z tobą trzymając cię za ptaszka...
  Nie! Tego naprawdę nie pamiętałem! Nie było tak! A może... było?
  – Damian, nie chcę... A ty dopiero byłeś z dziewczyną...
  – Widziałeś?
  – Słyszałem!
  – To skąd wiesz, kto to był? – i odrzucił kołdrę, odkrywając mnie, jednym ruchem wyjął mojego penisa z bokserek i... wziął go do ust. Nie zdążyłem już nic powiedzieć. Zakręciło mi się w głowie...
  Obudziłem się w środku nocy. Nie wiem, ile spałem. Obok mnie – Damian. Wszystko sobie przypomniałem. To nie był sen! Zadrżałem. Czy... czy jutro... Co będzie jutro? Obaj nie zapanowaliśmy nad sobą. Byłem sparaliżowany strachem. Ranek... Co on mi przyniesie?
  A przyniósł...
  – Chcesz zmienić pokój? – to były jego pierwsze słowa.
  – Dlaczego?
  – Po tym, co zrobiłem w nocy...
  – Nie. Nie chcę zmieniać pokoju – odpowiedziałem głośno. Wstałem i... po raz pierwszy przy kimś! nago! – poszedłem do łazienki. Tu w samotności biłem się z własnymi myślami. Radość i lęk. Przecież jestem gejem! Pierwszy raz „jakiś” chłopak się mną zainteresował! Pierwszy raz zrobiłem „coś” z chłopakiem! Ale – co, co właściwie zrobiłem? Ja – nic. To on. Gdy doprowadził mnie do wytrysku, rzucało mną jak piórkiem.
  – Woda mineralna. Na kaca. Byłem przewidujący, zostawiłem na rano – przywitał mnie, gdy wreszcie stamtąd wyszedłem, ubrany w czyste, wyprane spodenki. Podał mi szklankę bombelkowego napoju. Wychyliłem duszkiem. Jaka ulga!
  – I... przepraszam, jeśli coś było nie tak – wyciągnął do mnie rękę. Nie wahałem się, żeby ją uścisnąć.
  Zajęcia. Kawiarnia. Zmywak. Do samego wieczora, prawie do 22:30.
  Wróciłem. Daniel już spał. I ja, skonany, rzuciłem się na łóżko. Nie wiem, kiedy usnąłem.
  I tak cały tydzień. Z Damianem prawie nie rozmawiałem. Wydawało mi się, że teraz on mnie unika. Że znów oddalamy się od siebie. A mogło być jak dawniej, jak kiedyś.
  Dziś ja wróciłem wcześniej. Pomyślałem, że Damian znowu gdzieś imprezuje. Położyłem się. Zasnąłem. Nie słyszałem, kiedy wrócił. Ale gdy pochylony nade mną... pocałował mnie w policzek – zdumiony zacisnąłem wybudzone oczy. Alkohol w jego oddechu, alkohol w całym pokoju... Ale – nie... Nic... Nawet nie świecił światła. Rozebrał się. Położył się u siebie.
  Rano – już go nie było.
  Wreszcie dzień wolny. A raczej wolne popołudnie i wieczór. Upragniony odpoczynek. Przy tym zmywaku nogi same do dupy włażą. Leżałem rozciągnięty na tapczanie. O czym myślałem? Że: Damian, nawet jak wraca na mocnym rauszu, już nie kładzie się obok mnie. Więc cała tamta sytuacja była tylko jakąś naszą pijacką fantazją. Jego i moją. Jego, bo to zrobił, moją, bo się temu nie sprzeciwiłem. Oraz: że nocą już nie przyprowadza nikogo do pokoju na zwykły, brudny, ordynarny seks. Pilnował się, co było dla niego na plus. A jaką ja mam z tego korzyść? Żadnej... Wciąż nie umiałem i nie mogłem zapomnieć tej naszej wspólnej nocy. Było w tym coś intrygującego i tak wspaniale podniecającego. Niestety, tylko – było. Wiedziałem, że chciałbym to przeżyć jeszcze raz, zupełnie świadomie, bez alkoholowego podkładu. Czy wtedy byłoby tak samo?
  Wrócił Damian. Był trzeźwy. Tym razem on się zdziwił, że już jestem. I rozmowa o niczym. O zajęciach, o wariackich wymaganiach jakiegoś adiunkta, który cudów żąda...
  Rozebrał się. Rzeczy starannie złożył na krzesełku. Poszedł do łazienki. Słyszałem, że brał tusz. Wrócił w ręczniku na biodrach, teraz go odwinął, błysnął mi nagimi pośladkami i wszedł pod kołdrę.
  – Śpisz nago? – spytałem, gdy zgasił swoją lampkę.  
  – Tak. Często – odpowiedział. – A ty?
  – Rzadko... Nie, wcale...
  – Nie lubię piżamy.
  – Ja też.
  Leżeliśmy w milczeniu. Wiedziałem, że nie śpi. Cały czas zastanawiałem się, co zrobić.
  – Możemy porozmawiać? – spytałem cicho, przerywając tę drętwą ciszę.
  – Zawsze możemy. No to... chodź do mnie. Ja już byłem u ciebie, teraz twoja kolej.
  – Jesteś... goły...!
  – To co? Nie bój się, nic ci nie zrobię – wyczułem żart w jego słowach.
  Zebrałem się na odwagę. Jest nagi, to niech będzie. Ja – w podkoszulku i w bokserkach. Wstałem. Podszedłem do jego łóżka. Damian uniósł kołdrę. Zobaczyłem ten jego pięknie umięśniony kaloryfer z lekkim zarostem u dołu. W promieniach księżyca wyglądał zjawiskowo. Położyłem się obok. Wtuliłem się w jego pościel, a on otoczył mnie ramieniem. Poprawił moje udo tak, że kolanem dotknąłem jego jąder i śpiącego penisa. Poczułem lekki dreszcz.
  – Zawsze po alkoholu jesteś podniecony? – spytałem wprost.
  – Nie. Po prostu wtedy mam więcej odwagi.
  – Na trzeźwo brakuje ci jej...
  – Tak.
  – Więc... gdybyś wtedy nie wypił, nie byłoby tego między nami.
  – Dawid, wcześniej czy później – byłoby...
  Uniosłem się na łokciu, szukając jego wzroku. Rozumiałem, czy nie rozumiałem?
  – Wiesz, co dla mnie znaczyło nie widzieć cię te całe trzy lata? Rzadko przyjeżdżałem do domu, bo... bo nie chciałem się z tobą spotkać, nawet przypadkiem.
  Teraz naprawdę nic nie rozumiałem.
  – Gdy zobaczyłem cię na liście mieszkańców akademika, pomyślałem, że to niemożliwe, że to chyba ktoś inny o tym samym imieniu i nazwisku. Ale adres też się zgadzał. Wtedy pomyślałem, że chyba sama opatrzność mi ciebie zsyła. Poprosiłem o zamianę, żebym mieszkał z tobą. Że tobie będzie wszystko jedno, z kim. A ja, po dziekance...
  – Więc to nie był przypadek! I tak...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin