Coburn Jennifer - Oddam meza w dobre rece.pdf

(1069 KB) Pobierz
975413829.003.png
Jennifer Coburn
Oddam męża
w dobre ręce
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wyszukanie nowej żony dla mojego męża zapowiadało się na trudne zadanie. Zatajenie istnienia Reilly'ego przed moim
nowym narzeczonym miało okazać się jeszcze trudniejsze. Wiem, że to brzmi po prostu strasznie. Owszem, uwikłałam się w
dość niezręczną sytuację, kursując między mężem a narzeczonym, ale to wcale nie znaczy, że jestem złym człowiekiem.
Przyznaję się bez bicia, że w zeszły weekend zachowałam się beznadziejnie. Powołuję się na przej
ściową głupotę. No dobrze, na niereformowalny egoizm. Ale teraz muszę wziąć się za bary z dniem dzisiejszym, czyli z
rzeczywistością.
Mogę pogrążyć się w żalu z powodu błędu, jaki popełniłam, ale to nikomu nie przyniesie żadnych korzyści. Mogę też
spróbować naprawić szkody, jakie spowodowałam.
Gdzieś wyczytałam, że czterdzieści procent kobiet zdradza swoich mężów. Nigdy jednak nie słyszałam, by jakaś żona, która
ma wkrótce odejść od męża, szukała dla niego nowej narzeczonej, by po rozwodzie nie czuł się samotny. To chyba coś znaczy,
prawda?
Wiedziałam, że mój plan jest cokolwiek niezwykły. Dobrze chociaż, że trójka moich przyjaciół podpisałaby się pod tą dziwną
decyzją. Jennifer, Sophie i Chad z pewnością zrozumieliby, dlaczego muszę znaleźć nową żonę dla Reilly'ego.
Moi znajomi z Ann Arbor nie mogli pojąć, że podczas krótkiego, weekendowego zlotu absolwentów zakochałam się w swoim
chłopaku z college'u. Moja niewierność była policzkiem dla moralności Cindy - zupełnie jakbym to ją zdradziła. Eve nieco
łagodniej wyraziła potępienie, ale mój występek tak samo ją zniesmaczył.
Obie były za bardzo zajęte ocenianiem mnie, by spytać, co ja czuję.
Ja zaś czułam, że jako osoba zdradzająca mam prawo tylko do jednej emocji: wyrzutów sumienia. A tych miałam mnóstwo.
Ale poza tym, że nękało mnie poczucie winy, bardzo potrzebowałam tego, by ktoś z przyjaciół spytał mnie o samopoczucie. O
to, jak sobie radzę 8
J e n n i f e r C o b u r n
z faktem, że moje małżeństwo przemieniło się w domek z kart. Czy mam wątpliwości związane z rozwodem z Reillym. Albo z
perspektywą poślubienia Matta.
Kiedy wchodziłam do „Monkey Bar", naszej ulubionej knajpki w śródmieściu, gdzie zawsze jadaliśmy lunch, do krawężnika
podjechała taksówka. Patrzyłam, jak wyłaniają się z niej długie nogi Jennifer. Całą minutę później wysiadła ich właścicielka.
Tam, gdzie zjawiła się Jennifer, nawet w samo południe panowała atmosfera jak po zmierzchu. Należała do kobiet, którym
zdaje się towarzyszyć zmysłowa melodia na saksofon napisana specjalnie dla niej. Jennifer wysiada z taksówki. Jennifer idzie
chodnikiem. Preludium do Jennifer.
Mogłaby grać femme fatale w czarnych kryminałach z lat czterdziestych, gdyby tylko w rolach głównych obsadzali wtedy
czarnoskórych. Była seksowna, charyzmatyczna i co dziwne przy wzroście metr osiemdziesiąt, drobna.
Chad i Sophie już siedzieli w środku i nad przysadzistymi szklaneczkami opowiadali sobie najnowsze ploteczki. Chad, ubrany
w jasnoniebieską zamszową kurtkę, oparł oba łokcie na stole, konspiracyjnie szepcząc coś Sophie. Sophie roześmiała się,
odrzucając do ty
975413829.004.png 975413829.005.png
łu faliste czarne włosy, po czym lekko poklepała Chada po dłoni.
Miałam wrażenie, że coś mnie ominęło.
Sophie przeprowadziła się do Nowego Jorku w zeszłym roku po rozwodzie. Wtedy właśnie sprzedała swój dom na przedmie
ściach, zapakowała dzieciaki do samochodu i wyruszyła w pięciodniową podróż z San Diego. Już nie musi pracować - a to
dzięki sprawie, którą wygrała i w której reprezentowała osiemdziesiąt cztery osoby z powództwa grupowego przeciwko sieci
chińskich restauracji „Lo Fats" w Południowej Kalifornii. Kucharze dodawali do potraw nieco więcej tłuszczu, niż to było
podane w menu. Sophie uda
ło się przekonać lawę przysięgłych, że fałszywe dane dotyczące liczby kalorii i gramów tłuszczu przyczyniły się do
wystąpienia czterech rozległych ataków serca wśród klientów z chorobami układu krążenia, którzy sądzili, że jedzą
niskokaloryczne potrawy, oraz do pojawienia się osiemdziesięciu przypadków depresji wśród kobiet, które O D D A M M Ę
Ż A W D O B R E R Ę C E
9
nie mogły zrozumieć, dlaczego nie chudną na diecie złożonej z rzekomo lekkich dań. Sophie zdobyła dla nich odszkodowanie
w wysokości czterdziestu dziewięciu milionów dolarów, z czego udało jej się zebrać dla swoich klientów połowę, zanim sieć
restauracji ostatecznie ogłosiła upadłość.
Jennifer uniosła brwi, czekając na moje wyjaśnienia.
- No, więc co się stało? - spytała.
Jennifer jest dyrektorem kreatywnym w firmie Ogilvy i uważa się za królową marketingu. Po latach znajomości z nią
nabawiłam się irytującego nawyku porównywania reklam z ich rzeczywistymi odpowiednikami. Jennifer robi zakupy w Off
Broadway's Back, butiku w dzielnicy teatralnej, gdzie sprzedają używane kostiumy z różnych przedstawień. Ludzie zaglądają
tam zazwyczaj wtedy, kiedy wybierają się na bal przebierańców, ale Jennifer nosi te dziwaczne stroje na co dzień. Kiedyś
przyszła do pracy w cylindrze obszytym złotymi cekinami z musicalu Chorus Line. Na spotkania z ważnymi klientami stawia
się ubrana jak Aida. Jen jest tak atrakcyjna, że ta ekstrawagancja uchodzi jej na sucho, a klienci jej firmy zakładają, że osoba,
która ubiera się w ten sposób, musi być szalonym, twórczym geniuszem.
- Wiem, że to dziwnie zabrzmi - zaczęłam - ale, jak wiesz, w zeszły weekend pojechałam do Ann Arbor i spotkałam mojego by
łego chłopaka.
- I...? - ponagliła mnie Jennifer.
- Zaręczyłam się.
- Co zrobiłaś? - spytał Chad.
- Zaręczyłam - odparłam już nieco ciszej.
- Co zaręczyłaś? - zdumiał się.
- No, zaręczyłam się. Wecie, wychodzę za mąż.
- Prudence, nic z tego nie rozumiem. Przecież ty już masz mę
ża - przypomniała Sophie.
- Boże kochany - jęknął Chad. - Ty chyba nie mówisz poważnie, co, Prudence?
Niepewnie kiwnęłam głową, patrząc na nich szeroko otwartymi oczami, spojrzeniem błagając o zrozumienie. Wyśniłam, że 1 0
J e n n i f e r C o b u r n
975413829.006.png
zakochałam się w Matcie i że planujemy pobrać się latem, kiedy sprzeda swój dom w Los Angeles i znajdzie pracę w Nowym
Jorku.
- Wiecie, to moja bratnia dusza - powiedziałam tytułem wstępu przed rozpoczęciem opowieści o weekendzie. - Jestem w nim
zakochana po same uszy, więc czy moglibyście cieszyć się moim szczęściem?
- Nie nadążam - mruknęła Jennifer. - Jak on ma na imię?
Mike? Mark?
- Matt.
- Matt - powtórzyła Jennifer. - Czy on wie o Reillym? We, że już jesteś mężatką?!
- Niezupełnie. - Zawahałam się przed wyjawieniem najokrut-niejszego z moich weekendowych kłamstw. - Właściwie mu o
tym nie mówiłam. Matt myśli, że Reilly nie żyje.
Spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.
- Słuchajcie, wiem, że to dziwnie brzmi, nawet dla mnie samej
- ciągnęłam swoje wyjaśnienia. - Wecie, że nigdy nie robię takich głupstw, ale czyż każdy nie ma prawa czasami czegoś
schrzanić?
- Powiedziałbym, że to coś więcej niż zwykłe schrzanienie sprawy - zauważył Chad. - Udawanie, że twój mąż nie żyje, byś
mogła się zabawić z byłym chłopakiem, to zwykła podłość, kochanie.
Chad jest właścicielem galerii mieszczącej się pod loftem, który kupiliśmy z Reillym tuż po ślubie. Jest dobre piętnaście lat
starszy od nas. Był jednym z tych przymierających głodem młodych malarzy, którzy mieli dość rozumu, by w latach
siedemdziesiątych za psi pieniądz kupić parę magazynów w SoHo. To on między innymi przyczynił się do przekształcenia tej
okolicy w ekskluzywną artystyczną oazę. Jego partner Daniel jest rzeźbiarzem podobnym w typie do tych facetów z reklam
środków czyszczących, tylko nosi mnóstwo kolczyków. Obaj należą do zagorzałych fanów popkultury, więc niemal zemdleli z
zachwytu, kiedy odkryli program komputerowy, dzięki któremu można dowolnie przekształcać dzieła sztuki. Stworzyli
gigantyczną wersję obrazu Amerykański gotyk, na którym obaj wcielili się w postacie farmerów i który teraz wisi nad ich
białym aksamitnym kompletem wypoczynkowym. Dan umieścił swoje oblicze O D D A M M Ę Ż A W D O B R E R Ę C E 1
1
na obrazie Krzyk z tłem zmienionym na dom towarowy Barney's w trakcie wyprzedaży. Chad stworzył swój portret na modłę
abstrakcyjnych, kolorowych obrazów. Ich pokój został urządzony na podobieństwo buduaru kurtyzany. Znajduje się tam z sześć
tysięcy poduszek, z sufitu zwisają szarfy we wszystkich odcieniach różu, stoi tam też gruby manekin w turbanie pomalowany na
jasnobrązowy kolor.
Uściskali mnie mocno, kiedy okazało się, że tylko ja rozpoznałam w owym manekinie kuzyna Hodgie.
- Wiem, że to podłość - przyznałam z mieszaniną pokory i niecierpliwości. - Ale co się stało, to się nie odstanie, więc muszę
jakoś się rozprawić z tą sytuacją. Nie pomagacie mi twierdząc, że schrzaniłam sprawę. Wiem, że popełniłam głupstwo, ale
zamierzam to naprawić. Już się do tego zabieram. Obiecuję, że na dłuższą metę każdy dobrze na tym wyjdzie. Nawet Reilly.
Zwłaszcza Reilly.
- A tak swoją drogą, to odkąd ty i Reilly jesteście nieszczęśliwi? -
spytała Jennifer. - Nigdy nie mówiłaś, że między wami się nie układa.
- A czy ja kiedykolwiek coś mówiłam o moim małżeństwie?
- No dobrze, przemówię jako człowiek doświadczony - wtrąciła Sophie. - W małżeństwie nie musi źle się dziać, żeby było
nieudane, jeśli wiecie, co mam na myśli.
Miny Chada i Jennifer świadczyły o tym, że kompletnie nie wiedzą, co Sophie ma na myśli.
975413829.001.png
Sophie westchnęła i spróbowała raz jeszcze:
- Nie musi się stać nic strasznego, żeby małżeństwo się rozpad
ło. Nie musi wydarzyć się żaden dramat. Brak dramatyzmu w mał
żeństwie to pewnie jeden z powodów, dla których Prudence postanowiła coś zmienić.
Chad przewracał oczami, słuchając filozofowania Sophie na temat erozji małżeństwa pozbawionego dramatyzmu.
- Prudence, złotko, wiesz, że cię kochamy, ale istnieje duża różnica między wprowadzaniem zmian a zaręczaniem się z byłym
kochankiem, który myśli, że twój mąż nie żyje. Nie żyje, Prudence. Nie próbowałaś w ten sposób schlebić własnej próżności.
Nie skłamałaś na temat swojej wagi, powiedziałaś facetowi, że Reilly nie żyje. Przecież wiesz, że on nie umarł, prawda?
1 2 J e n n i f e r C o b u r n
- Chad, Prudence już cię poprosiła, żebyś przystopował - Jennifer stanęła w mojej obronie. - Wie, że to było szaleństwo. Nie
karć jej, wiecznie przypominając, że wymyśliła dziwaczne i przerażające kłamstwo.
Sophie odwróciła się do mnie.
- Czy mogłabyś nam jeszcze raz opowiedzieć, jak ci zębami zdejmował majtki? - poprosiła.
Z chęcią się zgodziłam, gdyż jej prośba oznaczała jeśli nie aprobatę, to przynajmniej akceptację mojego wyboru.
- Napisałaś w mailu, że potrzebujesz naszej rady - powiedzia
ła Jennifer. - O co dokładnie ci chodzi?
- No, przydałaby mi się wasza kreatywność... - zaczęłam.
- Boże kochany, już się boję - wymamrotał Chad.
Patrzyli na mnie tępym wzrokiem. Niezłe mi twórcze umysły, pomyślałam. Potrafią tylko gapić się z niedowierzaniem.
- Muszę znaleźć dla Reilly'ego nową żonę, która mnie zastąpi, kiedy od niego odejdę.
- Prudence, zupełnie się pogubiłam - oświadczyła Jennifer. -
Dlaczego musisz znaleźć dla Reilly'ego nową żonę?
- Bo tak, i już.
Zdezorientowana Sophie zmarszczyła brwi.
- Szalenie mi przykro, ale ja też nic nie rozumiem. Kto powiedział, że musisz znaleźć Reilly'emu nową żonę?
- Reilly nie zrobił nic złego - wyjaśniłam. - To niesprawiedliwe zostawiać go bez żony.
- Prudence - powiedział cicho Chad, jakby zwracał się do wariata. - Ludzie się rozwodzą, nie szukając swoich następców.
- Wiem, ale myślę, że tak trzeba. On jest taki uczciwy. Nie zasługuje na to, żeby go rzucić w ten sposób.
- Jeżeli rzeczywiście jest taki wspaniały, to sam znajdzie sobie żonę - powiedział Chad. - Pan Cudowny nie potrzebuje usług
swatki - dodał, wskazując na mnie i znowu na mnie spoglądając.
- Poza tym dlaczego myślisz, że przyjąłby kobietę, którą ty dla niego wybierzesz? Nie sądzisz, że poczuje się nieco urażony,
kiedy za-O D D A M M Ę Ż A W D O B R E R Ę C E 1 3
żądasz rozwodu? Dlaczego miałby przyjąć od ciebie nagrodę pocieszenia?
975413829.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin