Margolin Phillip - Amanda Jaffe - Dzika sprawiedliwość.pdf

(1424 KB) Pobierz
PHILLIP M
394352361.001.png
394352361.002.png
PHILLIP M.
MARGOLIN
Dzika sprawiedliwość
Z angielskiego przełożył
Wacław Niepokólczycki
LiBROS
Grupa Wydawnicza Bertelsmann Media
CZĘŚĆ PIERWSZA
RĘKA CARDONIEGO
1
Blask błyskawicy oświetlił odrzutowiec Lear oczekujący na pasie startowym prywatnego
lądowiska i w chwilę później trzask pioruna wstrząsnął doktorem Cliffordem Grantem. Doktor
zbadał wzrokiem mrok w poszukiwaniu oznak życia, lecz na parkingu nie było żadnych innych
samochodów i nikt nie poruszał się na polu startowym. Gdy spojrzał na zegarek, ręka mu drżała.
Była 11. 35. Wysłannik Breacha spóźnił się już pięć minut. Popatrzył na schowek na rękawiczki.
Łyk z leżącej tam flaszki uspokoiłby jego nerwy, lecz wiedział, do czego to by doprowadziło.
Musiał mieć jasny umysł, kiedy przyniosą pieniądze.
Ciężkie krople padały coraz szybciej. Grant włączył wycieraczki i w tej samej chwili ogromna
pięść zastukała do drzwi od strony pasażera. Doktor szarpnął się w tył i wytrzeszczył oczy. Przez
chwilę sądził, że deszcz zniekształca to, co zobaczył, ale człowiek popatrujący złowrogo przez
okno był rzeczywiście taki wielki, istny potwór z masywną ogoloną czaszką i w czarnym, długim
do kolan skórzanym płaszczu.
- Otwórz drzwi - rozkazał olbrzym głosem ostrym i przerażającym.
Grant posłuchał natychmiast. Chłodny wiatr dmuchnął drobniutkim pyłem wodnym do samochodu.
- Gdzie to jest?
- W bagażniku - ledwo zdołał wykrztusić Grant, wskazując kciukiem do tyłu. Mężczyzna
cisnął walizeczkę do wnętrza samochodu i zatrzasnął drzwi. Deszcz osiadł kroplami na gładkich
ściankach walizeczki i sprawił, że jej mosiężne zamki lśniły. Pieniądze! Grant zastanawiał się, ile
biorca zamierzał zapłacić za serce, skoro on i jego wspólnik otrzymali ćwierć miliona dolarów.
Dwa raptowne stuknięcia kazały mu się odwrócić. Olbrzym łomotał w klapę bagażnika. Grant
zapomniał zwolnić zamek. Gdy sięgał do klameczki, następna błyskawica rozświetliła mrok za
tylnym oknem - i samochody, które pojawiły się nie wiedzieć skąd. Nie myśląc o tym, co robi,
Grant wcisnął pedał gazu do podłogi i skręcił kierownicę. Olbrzym odskoczył ze zdumiewającą
zręcznością, gdy samochód pomknął przechylony po asfalcie, pozostawiając za sobą swąd palącej
się gumy. Grant zdał sobie niejasno sprawę ze zgrzytu metalu o metal, kiedy przemykał obok
jednego z radiowozów policyjnych i wyrwał część ogrodzenia z ogniw łańcucha. Rozległy się
strzały, odgłos pękającego szkła i samochód przejechał kawałek na dwóch kołach, potem
wyprostował się i pomknął w noc.
Następne, co Clifford Grant pamiętał wyraźnie, to gwałtowne łomotanie w tylne drzwi domu
wspólnika. Zabłysło światło, poruszyła się firanka i wspólnik wytrzeszczył z niedowierzaniem
oczy, zanim otworzył drzwi.
- Co ty tu robisz?
Policja... - wydyszał Grant. - Obława.
- Na lotnisku?
- Wpuść mnie, na miłość boską!
Grant wszedł, potykając się, do środka. Oddychał z trudem.
- Czy to są pieniądze?
Grant kiwnął głową i osunął się na stołek przy kuchennym stole.
- Daj mi je.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin