pamiętnik narkomanki1(1).docx

(294 KB) Pobierz

 

Prawda jest dziwniejsza od fikcji,

a to dlatego, że fikcja musi być

prawdopodobna. Prawda - nie.

Mark Twain

21 marca 1973 roku

Pierwszy dzień wiosny. Wspaniały, słoneczny. Wszystko budzi się do

życia. I we mnie coś się obudziło. Do głowy wpadł mi szalony pomysł. Poszłam

na pierwsze w życiu wagary. Ja, wzorowa uczennica i córka.

Ostatnio wszystko zaczęło się zmieniać w moim życiu. Jeszcze nie

rozumiałam tego, ale już czułam, że coś ma nastąpić. Coś nowego i

niezwykłego. Może sprawił to wiosenny nastrój, a może ja sama bardzo

chciałam, żeby w końcu coś się stało, coś wielkiego i ważnego. Nie potrafiłam

już być taka jak przedtem, a nie wiedziałam, co ma nastąpić. I chyba bardzo

chciałam, by To stało się właśnie dzisiaj, w ten wiosenny dzień, kiedy można we

wszystko uwierzyć od początku. Potrzebowałam nowej wiary, by coś złego nie

stało się ze mną.

Właściwie to chodziłam po ulicach, nie bardzo wiedząc, co mam z tą

wolnością zrobić. Weszłam do małej kawiarni, gdzie było dużo młodych ludzi,

niewiele starszych ode mnie. Trochę się zdziwiłam. Oni chyba też byli na

wagarach.

Do mojego stolika dosiadło się dwóch chłopców. Byli dziwnie ubrani.

Mieli długie włosy, rzemyki na szyjach i rękach. Spytali, co tu robię i tak

zaczęliśmy rozmawiać. Jeden z nich, Filip, długo przyglądał mi się i w końcu

spytał, czy chcę iść z nimi w pewne miejsce. Zgodziłam się, nie pytając o nic.

Czułam, że będzie to coś bardzo interesującego. Chciałam dowiedzieć się, co

porabiają ci chłopcy, jak żyją. Chciałam poznać coś innego od tego wszystkiego,

co do tej pory znałam. Czyli domu rodzinnego i szkoły.

Poszliśmy w trójkę. Nie znałam imienia drugiego chłopaka, nie

przedstawił mi się.

Weszliśmy do pewnego mieszkania. Wszystko tutaj było nieokreślone,

wszystko, czemu się przyglądałam. Trochę zaczęłam się bać, ale weszłam dalej,

do pokoju, Byli tam inni, podobni do moich nowych kolegów. Dziewczyny też

były. Wszyscy podobnie ubrani, chociaż każdy inaczej. Filip powiedział im, że

jestem „nowa”. Jakaś dziewczyna wstała i zawiesiła mi na szyi sznur

przeźroczystych koralików. Zrozumiałam, że zostałam przyjęta do ich grona,

chociaż jeszcze nie wiedziałam kim są.

Na stoliku zauważyłam kilka strzykawek i jakieś pudełka. Filip wyjął z

jednego ampułki i naciągnął płynu do strzykawki. Wziął moją rękę i podwinął

rękaw. Bałam się bardzo, ale ciekawość była silniejsza. „Pierwsza komunia” -

usłyszałam czyjś głos i śmiech. Poczułam ukłucie i wlewanie się płynu do krwi.

Po chwili wszystko się zmieniło. Było mi tak dobrze, ci ludzie byli wspaniali.

Nie martwiłam się szkołą, domem. Chciałam zostać tutaj z nimi na zawsze. Nie

wiem, jak długo to trwało. Zaczęłam podsypiać. Był to wspaniały półsen.

Wszystko straciło znaczenie, liczył się tylko mój stan. Było mi po prostu dobrze.

Teraz, gdy to opisuję, jestem bardzo senna. Nie wiem, jak wróciłam do

domu i co powiedziałam rodzicom. Może nie powiedziałam nic, bo trudno było

mi mówić. Nie wiem też, jaki zastrzyk zrobił mi Filip. Wiem tylko, że nie

żałuję, że poszłam na wagary.

22 marca

Mama obudziła mnie do szkoły. Wstałam szybko, ale nie miałam zamiaru

iść. Poszłam do kawiarni. Nie było Filipa ani jego kolegi. Tak jak wczoraj, było

tutaj dużo małolatów (mówią tak sami o sobie). Było też dużo starszych, z

wytatuowaną kropką pod lewym okiem. Wiedziałam już, że są to gitowcy. Tych

Filip radził mi unikać. Mówił, że są zbyt źli, nie warto znać ich choćby z

widzenia.

Poszłam od razu do tego mieszkania. Byli tam prawie wszyscy ci sami co

wczoraj. Od razu podeszłam do stolika. Chciałam się dowiedzieć, co dostałam.

Filip złapał mnie za rękę i powiedział:

- To majka, nasza siostra. My sister is morfina. Zapamiętaj. Chcesz?

Kiwnęłam głowa.. Wszystko powtórzyło się. Nie byłam taka śpiąca jak

wczoraj. Cieszyłam się muzyką, słuchałam, o czym rozmawiają, sama niewiele

mówiąc. Wydawało mi się, że nie trzeba mówić, kiedy jest tak dobrze. Że

wszyscy powinni i tak się rozumieć.

Siedziałam w kącie spokojnie, kiwając się w rytm muzyki. Filip usiadł

obok mnie. Widziałam, jak robił sobie zastrzyk. Teraz zobaczyłam, że ma wiele

śladów na rękach.

W domu milczałam. Komu i co mogłabym powiedzieć?

25 marca

Mam wszystko olewać i robić swoje, bo jestem hipiską. Mam się nie

przejmować codziennością, tylko żyć we własnym świecie. Mam pomagać

ludziom podobnym do mnie, czyli innym hipisom. Jestem wolna.

Może i jestem wolna, chociaż muszę chodzić do szkoły i słuchać

rodziców. Tylko czy warto ich słuchać? Może i dobrze, że się chodzi do szkoły.

Lubię czytać i poznawać nowe rzeczy. Ale to, co poznaję teraz, to zupełnie inny

świat. Jeszcze nie rozumiem wielu spraw. Nie wiem, co to znaczy tak naprawdę

być hipiską. Ale jestem z nimi. Bo czas już się zbuntować. Tak twierdzi Filip. Ja

też tak sądzę.

Bo nie mogę się pogodzić z tym, co dzieje się w moim domu. Tego nie da

się z niczym pogodzić.

Poszłam dzisiaj do biblioteki. Chciałam się dowiedzieć, co właściwie

wstrzykuje mi Filip. I dowiedziałam się, że morfina jest właściwie

najsilniejszym u nas narkotykiem. Dłuższe zażywanie prowadzi do nałogu. A

potem niszczy się własne zdrowie. Przeraziłam się. Ale przecież nic się nie

stało. Ja tylko spróbowałam. Nie jestem żadną narkomanką. Nie muszę niczego

brać. Chociaż... Po niej jest tak cudownie. I nie pamięta się o tych najgorszych

sprawach. Po prostu nie pamięta się.

3 kwietnia

Wychowawczyni poszła do ojca, do pracy i powiedziała o moich

wagarach. W domu była kosmiczna awantura. Właściwie tak naprawdę to nikt

nie próbował ze mną porozmawiać. Nakazano mi powrót do szkoły, więc

wróciłam. Nie zwierzyłam się nikomu z tego, co robiłam. Wszyscy nauczyciele

byli zaskoczeni, że taka dobra uczennica poszła na wagary. Tak jakby to był

tylko przywilej złych uczniów. Dziwni są nauczyciele. Dziwnie myślą. Dobrze

się uczysz - jesteś dobra. I odwrotnie. A jacy oni są? To oni są źli. I zupełnie nie

wiedzą, jak z nami postępować.

A ja i tak będę robić swoje. Tylko po kryjomu. Już zaczęłam kłamać, że

wieczorem idę do koleżanki czy do kina. Dlaczego trzeba kłamać? By robić to,

na co ma się ochotę, a dorośli nie pozwalają, oni w ogóle nie orientują się, co się

z nami dzieje.

6 kwietniu

Wstałam wcześniej i spotkałam się z Filipem. Zrobił mi zastrzyk. Był

jakiś smutny, gdy mu powiedziałam, że muszę iść do szkoły. Lubię go i nic

więcej.

Poszłam do szkoły zaćpana. Pokłóciłam się z nauczycielką. Kazała

przyjść rodzicom.

Będzie nowa awantura. Ale jakie to ma teraz znaczenie.

12 kwietnia

Chodzę grzecznie do szkoły. Tylko nauczycielki nie chciałam przeprosić.

Uważałam, że nie mam za co. Dawno nie widziałam się z ludźmi. Zaćpałoby

się. Może nie byłabym taka smutna. Te koszmarne wieczory w domu. Nawet

uczyć mi się nie chce. Teraz mnie to śmieszy, że kiedyś zależało mi na dobrych

stopniach. Ale kiedyś inaczej wyglądało moje życie. W domu jest coraz gorzej i

ja poznałam smak innego świata. Czy naprawdę poznałam? Może to tylko małe

doświadczenie, które się skończyło? Nie. Czuję, że jestem inna. Nie dam się już

teraz stłamsić. Teraz to już naprawdę niemożliwe.

16 kwietnia

Filip nauczył mnie robić sobie zastrzyk. To naprawdę nic trudnego. Sprzęt

można bez problemów kupić w każdej aptece. Mam trochę śladów na rękach i

przestałam chodzić na w-f. Będzie z tego nowa awantura. Trzeba postarać się o

zwolnienie. Kiedyś miałam, bo mam chore serce, więc chyba nie będzie to

trudne. Trzeba tylko iść do lekarza, jak się trochę ślady zagoją.

Mam pomysł. Najpierw trzeba zrobić badania krwi. Więc do dzieła.

Wmówię lekarzowi, że pielęgniarka nie mogła się wkłuć.

21 kwietnia

Mam zwolnienie z w-fu. To nie było trudne. Jeszcze lekarz mnie objechał,

że przyszłam tak późno. Mam wadę serca i nie wolno mi wykonywać cięższych

prac fizycznych.

O ślady na rękach nie pytał. Mam podwyższone OB i ASO. To po

zapaleniu stawów. Czyli jestem naprawdę chora. Mogę spokojnie brać

narkotyki, bez obawy, że ktoś mnie nakryje.

Wieczorem czytam książki. To jest mój trzeci świat, obok dwóch tamtych.

Nie wyobrażam sobie życia bez książek. I dobrze, że mam mój dziennik. Teraz

naprawdę nie mogę nikomu o niczym powiedzieć. Zostało mi tylko pisanie.

Dlaczego właściwie ćpam? Bo jest mi inaczej po majce. I lżej żyć. Tylko

do czego to doprowadzi? Skąd mogę to wiedzieć. Moi nowi znajomi nie uczą

się, nie pracują, Z czego żyją?

Głoszę swoją filozofię. Tylko co dalej? Lepiej nie pytać. Jakoś to musi

być. Właściwie to jestem sama. Filip pomaga mi tylko załatwić ćpanie i niczego

nie chce za to. Ale Alfa powiedział mi, że kiedyś będę musiała coś dla nich

zrobić. Akurat. Przecież nie muszę brać narkotyków. Biorę, bo tak mi się

podoba. Mogę przerwać w każdej chwili.

23 kwietnia

Nie chce mi się w ogóle uczyć. Dobrze, że do końca roku szkolnego

jeszcze tylko dwa miesiące. A potem zacznie się sezon. Tak mówi Filip. Mam

poznać jego uroki. Towar się kończy i właściwie nie ma co ćpać. Bierzemy

jakieś prochy. Ale to nie to samo. Ludzie wąchają tri, ale ja nie chcę. Nikt mnie

zresztą nie namawia do tego świństwa. Wszyscy są tacy rozdrażnieni, bo nie ma

majki. Gdy teraz na nich patrzę, wydają mi się jacyś inni niż tamtego dnia, gdy

ich poznałam. Co się zmieniło? Może to ten głód, o którym czytałam? Bardzo

możliwe. Ja też się zmieniłam. W domu ze mną już nie można porozmawiać. W

szkole warczę na nauczycieli, a oni na mnie. Co się dzieje? Zaczynam bać się

tego wszystkiego, ale nie potrafię na razie niczego zmienić. Dokąd mogłabym

pójść?

2 maja

Poszłam do szkoły niedoćpana. To znaczy wzięłam, ale za mało i

wszystko mnie drażniło. Wyzwałam nauczycielkę. Wezwano od razu rodziców.

Od nowego roku szkolnego mam przejść do innej szkoły. To podobno ma być

dobre rozwiązanie dla wszystkich. Tylko nie dla mnie. Nikt mnie nie spytał o

zdanie w tej sprawie. Popłakałam się. Ale dobrze. Nie chcą mnie tutaj, to

odejdę.

W domu wielka cisza. Nie rozmawiamy ze sobą. To znaczy ja uciekam do

swego pokoju, gdy oni zaczynają. Jeszcze mi tego potrzeba, by ich

wysłuchiwać.

10 maja

Do szkoły chodzę teraz na luzie. Niedługo stąd odejdę. Klasy też mi nie

żal. Nigdy nie byłam z nimi blisko, nie miałam żadnej przyjaciółki czy nawet

koleżanki. Żyłam sobie spokojnie sama wśród książek. Co mnie wygnało z

domu? Smak wagarów? Nie tylko. Ale im tego nigdy nie powiem.

Właściwie teraz nic nie biorę i rzadko widuję ludzi. I zabrałam się trochę

do nauki. Robią nam sprawdziany, powtórki.

Z lekcji wychodzę do ubikacji na papierosa lub tak sobie wychodzę. Nie

wzywają rodziców. Wiedzą, że odchodzę, i chcą to przeczekać. Czuję, że sprawi

im to wielką ulgę.

16 maja

Filip dał mi kodę. Nawet fajnie działa. I nie ma śladów na rękach. A to

teraz ważne. Jest coraz cieplej i noszę ubranie z krótkim rękawem. Dawno nie

byłam w naszej chacie. Spotykam się z Filipem w kawiarni. Mówi, że lepiej tam

teraz nie chodzić, ale nie wyjaśnił mi dlaczego. Jest zawsze z nim Alfa.

Wyczuwam, że mnie nie lubi. Trudno. Ja też go nie lubię.

1 czerwca

Dzisiaj w szkole były zawody sportowe między klasami. Zgłosiłam się do

skoku w dal, wzwyż, do biegu na 60 m i wszystkie konkurencje wygrałam. To

tak na pożegnanie. Już nie żałuję, że odchodzę. Może coś się zmieni w nowej

szkole.

Po zawodach poszłam z dwoma kolegami z klasy na wino. Piliśmy nad

rzeką. Trochę się upiłam.

7 czerwca

Już nic nie robię. Chodzę do szkoły dla świętego spokoju i czekam na

rozdanie świadectw. Z Filipem też się nie widuję.

Jestem nawet spokojna, nie rozrabiam. Tylko nie chodzę na lekcje tej

nauczycielki, przez którą muszę odejść. To już niczego nie zmieni. Wiem, że

świadectwa są już wypisane i mam obniżone sprawowanie. Olewam to.

17 czerwca

Byłam w chacie. Ludzie powitali mnie z radością, chociaż właściwie mało

się znamy. Ale to nieważne. Jestem jedną z nich. Noszę koraliki i rzemyk i

ćpam z nimi. Nie rozumiem jeszcze tego, co głoszą. Ale może kiedyś

zrozumiem.

Filip mówi, bym była gotowa pod koniec czerwca. Wyruszamy w Polskę.

Zaczyna się Sezon. Ludzie nie mogą się doczekać.

Mieli tylko ziomki. Zastrzyk zrobił mi Filip. Uświadomiłam sobie dzisiaj,

że lubię, jak on robi mi zastrzyk.

20 czerwca

Dostałam świadectwo. Zdałam do ósmej klasy. Śmieszne. Mam prawie

same piątki i obniżone sprawowanie. To jest coś. Nie żegnałam się z nikim.

Wzięłam ten papierek i wróciłam do domu. Darowałam sobie akademię i inne

szkolne uroczystości. Żegnaj, szkoło. Nie dałam się wam zgnębić. Walka była

ostra. Ale ja nie przegrałam. Ja robię swoje.

25 czerwca

Skończyłam 14 lat. Ale ze mnie małolata. W domu spokój. Gdy jest jakaś

rocznica, wszystko się ucisza na ten dzień. Dziwnie tak. Ale co zrobić? Ja

niewiele tutaj mogę. Pozostał tylko bunt

Co to znaczy mieć 14 lat? Wyrzekać się domu, próbować narkotyków,

alkoholu, papierosów.

I trzeba do tego jeszcze być sobą. I z nimi.

26 czerwca

Nieprawda, że wyrzekam się domu. Przecież tak bardzo pragnę, by było

inaczej. Chyba wtedy też byłabym inna. Co się stało ze mną przez te trzy

miesiące? Dlaczego jestem przeciwko nim? A jak oni myślą? Czy wiedzą,

dlaczego taka jestem?

30 czerwca

Jutro mam jechać „w Polskę”. Ale nie pojadę. Nie wychodzę z domu, by

się z nimi nie spotkać. Filip będzie czekał. A może nie będzie czekał. Chcę

zostać w domu. Nie wiem, czy naprawdę tak chcę, ale obawiam się tego

wyjazdu. Coś mnie jeszcze wstrzymuje.

5 lipca

Wiem, że na mnie czekali. Powiedział mi o tym kolega Filipa. Mają

przysłać mi kartkę, mogę jeszcze dojechać. Chcę i nie chcę. Jak jest lepiej w

domu, to chcę tu być, Ale czasem pojechałabym bardzo daleko. Na razie od

czasu do czasu podróżuję w snach. Ładnie się to nazywa. Podróż w nieznane.

Bo podobno w tych snach są pociągi, a w nich pełno wolnych miejsc, i są

okręty, które chcą nas zabrać w długi rejs. A tutaj jest smutno i tak zwyczajnie.

A raczej niezwyczajnie smutno.

7 lipca

Kupuję ziomki w aptece. Robię je tak, jak nauczył mnie Filip, i

wstrzykuję sobie. I wszystko się zmienia. Jest trochę inaczej niż po majce,

chociaż podobnie. Nie potrafię określić tej różnicy.

Gdy jestem po zastrzyku, mniej czytam, chyba nawet mniej myślę. Lubię

wtedy spacerować po ulicach i przyglądać się ludziom, jak śpieszą się, kłócą,

żyją. Nie odczuwam tak wtedy przemijania czasu. Idę przed siebie i chodzę tak

godzinami. Dopiero gdy zaczyna się ściemniać, wracam do domu. Mniej mówię

i staram się z nimi nie kłócić.

Dziwne to wszystko. A może to ja się zmieniłam.

11 lipca

Kupuję ziomki zmieniając apteki. Już poznaję farmaceutów i staram się,

by oni mnie nie zapamiętali. Dlaczego? Filip mi o tym powiedział. Nie ma go

teraz w Częstochowie, ale jego duch jest stale przy mnie.

Mam się wystrzegać jak najdłużej kontaktów z milicją. Przecież nie robię

nic złego nikomu. Może tylko sobie. Właściwie całe dnie spędzam sama. Do

południa odsypiam narkotyk. Nigdy dotąd nie miałam tak dobrego snu. Gdy

rodzice wracają z pracy, wychodzę z domu. Mówię, że idę do kina lub do

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin