Bill Cosby Być Tatą
Przekład Julita Jeziorek i Barbara Kurek
Optima Warszawa 1992
Tytuł oryginału: Fatherhood
Copyright (c) 1986 by Willliam Cosby Jr
Copyright (c) for the Polish edition by Optima sp.
z o.o. Zdjęcia na I i IV str. okładki: Lisa Bonet,
Gamma oraz
Pugliano-Liaison, Gamma
Tłumaczenie: Julita Jeziorek i Barbara Kurek
Projekt okładki: Maciej Koński i Dariusz
Przychoda Korekta: Ewa Redlicka i Alicja
Chylińska
ISBN 83-85447-06-7
Optima, sp. z o.o.
00-512 Warszawa, ul. Marszałkowska 82
sekretariat pok. 434, tel. 6236625, 6236672
Druk: Tomaszowskie Zakłady Graficzne., Tomaszów Maz., ul. Farbiarska 32/34
Kochanym mamie i tacie, to znaczy Annie Pearl i Williamowi Henry'emu - Cosby'emu oczywiście.
I tym ludziom, którzy nie mają jeszcze dzieci, ale sądzą, że kiedyś będą chcieli je mieć, by wypełniły ich życie. Pamiętajcie: to
wymaga odpowiedzialności
Nie jestem ani socjologiem, ani psychologiem. Wprawdzie mam doktorat z pedagogiki, ale znacznie
ważniejsza od doktoratu jest moja fascynacja dziećmi. Część pracy, którą wykonywałem, polegała na
dostarczaniu im rozrywki i nauczaniu ich. Lubię dzieci. Nic, czego dokonałem, nie dało mi więcej radości i
zadowolenia niż to, że jestem ojcem pięciorga dzieci. Oczywiście tym radościom towarzyszyły codzienne
zmagania związane z życiem rodzinnym, drobne nieporozumienia i utarczki, bez których niemożliwe jest
ucywilizowanie dzieci. Im więcej mówię o tych problemach, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że
wszyscy rodzice mają te same kłopoty, a moje słowa, rozśmieszając ich, przynoszą im ulgę.
Tak, każde z Was, rodziców, wie dobrze, skąd się bierze ten śmiech. Pośmiejmy się więc teraz razem.
Bill Cosby
CZY TROJE TO ZA WIELE?
Kłopotliwe pytanie
Postanowiliście więc mieć dziecko. Postanowiliście zrezygnować ze spokojnych wieczorów spędzanych
nad dobrą książką i z wypełnionych lenistwem weekendów, z dobrą muzyką i posiłkami w intymnym nastroju,
podczas których mogliście spokojnie dokończyć zdanie, z rozkosznych chwil we dwoje, kiedy to cieszyliście
się myślą, że potrzebujecie jedynie siebie i swojej miłości. Postanowiliście zmienić swoje tapczany w
trampoliny i porzucić przyjemność delektowania się reprodukcjami wielkiej sztuki dla przyjemności
wściekłego opędzania się od reprodukcji was samych.
Dlaczego?
Według poetów, przyczyną, dla której ludzie mają dzieci jest chęć zapewnienia sobie nieśmiertelności. Sam
przyznaję, że prosiłem Boga o syna dla zachowania nazwiska. No cóż, Bóg mnie wysłuchał, a ja wyznaję
teraz, że zdarzały się chwile, gdy nic pozwalałem synowi ujawniać kim jest.
- Wymyśl sobie nazwisko - mówiłem. - Tylko nie przyznawaj się nikomu kim jesteś.
Nieśmiertelność? Teraz, kiedy jestem ojcem pięciorga dzieci, mam jedynie nadzieję, że dorosną i
opuszczą dom zanim umrę.
Nic, nieśmiertelność nic była powodem, dla którego postaraliśmy się z żoną o te ukochane fabryki
brudnych ubrań i źródła nieustannego hałasu. Zdecydowaliśmy się na dzieci również nic dlatego, że
sądziliśmy, iż byłoby zabawnie widzieć jak jedno z nich siedzi na krześle i wystawia nogę po to, żeby drugie
biegnące obok zostało wystrzelone niczym satelita. Po tym zdarzeniu spytałem dziecko, które było wyrzutnią
rakietową: - Dlaczego to zrobiłeś?
- Co takiego? - odparł.
- Podstawiłeś mu nogę.
- Tato, ja nie wiedziałem, że moja noga się wysuwa. Moja noga robi to ciągle.
Jeśli nie potraficie funkcjonować w świecie, w którym padają takie odpowiedzi, to zapomnijcie lepiej o
wychowywaniu dzieci i zajmijcie się hodowlą kwiatów.
Nie po to też chcieliśmy mieć z żoną dzieci, by przeraźliwie wrzeszczały na siebie, zmuszając mnie do
interwencji:
- Co się stało?
- Ona macha do mnie nogą - wyjaśniła moja córka.
- I to ci przeszkadza?
- Tak. Nie chcę jej nogi w moim pokoju.
- No cóż - odrzekłem, sięgając do skarb nicy ojcowskiej mądrości. - Dlaczego po prostu nie
zamkniesz drzwi?
- Wtedy nic mogłabym widzieć co ona robi! Ponadto zdecydowaliśmy się na dzieci nie
dla satysfakcji obserwowania ich poczynań godnych zainteresowania Kliniki Psychiatrycznej Menningerów.
- W porządku - powiedziałem do całej piątki pewnego dnia. - Wsiadajcie do samo chodu.
Cała piątka ruszyła więc do tych samych drzwi, wszyscy chwycili jedną klamkę i przez pięć minut
tłukli się wzajemnie. Żadne z nich nie wykazało inteligencji na tyle, żeby powiedzieć: - Zobaczcie. Jest
jeszcze troje drzwi. - Jedynie pies od razu znalazł się w samochodzie.
Chcieliśmy mieć dzieci również nic po to, żeby na twarzy mojej żony powstały nowe zmarszczki, ani też
dlatego, że zawsze pragnęła wołać do siebie: - Tylko mi nie mów, że tego nic zrobisz. Rusz się wreszcie. -
Nic po to również zdecydowaliśmy się na dzieci, żebym mógł się ciągle pytać: - Gdzie są moje drobne?
Podobnie jak większość młodych małżeństw, nie potrafiliśmy patrzeć w przyszłość. Nie dostrzegaliśmy w
restauracjach małych dzieci wrzucających chleb do szklanek z wodą, przyniesionych przez kelnera. Nic
zauważaliśmy matki, która była zmuszona do poszczenia, ponieważ kroiła jedzenie dla jednego dziecka, a
jednocześnie drugą swoją pociechę wciągała na krzesło, żeby ta mogła znowu ześlizgnąć się na podłogę. W
naszych planach nie wykraczaliśmy poza te cudowne soboty, kiedy po wspólnym śniadaniu, zjedzonym bez
pośpiechu, kupowaliśmy kosztowne drobiazgi. Nic przewidzieliśmy, że wkrótce zaczną się pojawiać inne
cenne drobiazgi, które zniszczą naszą paczkę.
Słodka naiwność
Tak, wydanie na świat dziecka to z pewnością najpiękniejszy niemądry wyczyn, na jaki może się zdobyć
dwoje zakochanych ludzi. Fakt, że mam pięcioro dzieci upoważnia mnie do napisania tej książki, ale nie
daje mi prawa do udzielania idealnych rad, gdyż takie nie istnieją. Scenarzysta William Goldman powiedział,
że pomimo wielkiego doświadczenia jakie mają ludzie tworzący filmy w Hollywood, to i tak "nikt nic nie
wie". Czasami myślę, że to stwierdzenie można także odnieść do wychowywania dzieci. Pomimo sześciu
tysięcy podręczników na ten temat dostępnych w księgarniach, dziedzina ta pozostaje wciąż niezbadanym
lądem i naprawdę nikt nic nie wie. Po prostu potrzebujecie dużo miłości i szczęścia - i oczywiście odwagi,
bo przez wiele lat będziecie żyć w strachu o swoje dzieci.
Występując w całym kraju z odczytami, przeprowadziłem swoją własną ankietę - Ankietę Cosby'ego.
Pytałem rodziców: "Dlaczego zdecydowaliście się mieć dziecko, skoro wszystkie inne wasze decyzje były
rozsądne?" Otrzymałem mniej więcej takie odpowiedzi:
- Ponieważ chciałem przekazać komuś nazwisko.
- Ponieważ dziecko jest trwałym odbiciem nas samych.
- Ponieważ chcę, żeby ktoś zaopiekował się mną na stare lata.
- Ponieważ chcemy, aby nasz dom tętnił życiem.
Nie obchodzi mnie inteligencja ludzi, po prostu chcę usłyszeć rozsądny argument, który wyjaśni, co
skłania mężczyznę do tego, że wychodzi na ulicę, znajduje sobie partnerkę i mówi do niej: "Chcę
ciebie zapłodnić, żeby mieć dzieciaka".
Tym niemniej znalazł się wyjątek w mojej ankiecie. Pewnego dnia spotkałem kobietę, która była
matką sześciorga dzieci. Bardzo prosto wytłumaczyła mi dlaczego je ma.
- Ponieważ - powiedziała - często spałam.
Niektórzy ludzie nazywają dziecko "symbolem swojej miłości", czując, że oni sami go nie stanowią. Jak
pokazuje smutna rzeczywistość, bywa, że dwoje ludzi pobiera się, coraz bardziej oddala od siebie, a na
koniec jedno z rodziców każe temu "symbolowi swojej miłości" nienawidzić drugiego.
Mam wrażenie, że dwoje ludzi decyduje się na dziecko po prostu po to, żeby sprawdzić do czego są
zdolni, taki rodzaj erotycznej sztuki albo też rzemiosła. Niektórzy zaś mają po kilkoro dzieci, ponieważ
obawiają się niepowodzenia. Zakładają, że jeżeli będą mieli ich tuzin, to może jedno albo dwoje będzie
udanych, gdyż rodzenie dzieci to jak gra na loterii. Znany komentator sportowy Ring Lardner powiedział
kiedyś, że zmaganie z życiem jest meczem, w którym zawsze mamy mniejsze szansę. No cóż,
wychować dobrze dziecko, to tak jak w sporcie bić codziennie rekordy, co też nasz ojciec czynił, tłukąc
mojego brata i mnie.
Wychowywanie dzieci to niezwykle trudne i ryzykowne przedsięwzięcie, o którym nie można zgromadzić
wiedzy - każde pokolenie powiela błędy poprzedniego. Kiedy sława angielskiej literatury, dr Samuel
Johnson, zobaczył psa chodzącego na tylnych łapach, powiedział: "Zdumiewające jest nic to, że on świetnie
chodzi, ale sam fakt, że to w ogóle jest możliwe". To samo stwierdzenie odnosi się do wychowywania
dzieci, ponieważ nie potrafią one kroczyć prostą drogą dopóki nie skończą dziewiętnastu lub dwudziestu lat.
My rodzice bardzo często robimy wiele hałasu wokół obowiązku wychowania dzieci, ale nic dlatego, że
chcemy zmienić jakąś filozofię. Wątpię, aby istniała jakakolwiek filozofia odnosząca się do czegoś tak
trudnego, tak niezwykle tajemniczego, jak wychowywanie dzieci. Trener baseballu zna swoje zajęcie,
ponieważ kiedyś był zawodnikiem. Rodzice wprawdzie byli kiedyś dziećmi, ale nie nauczyli się niczego
przydatnego. Czego można się nauczyć z dziedziny życia, w której ulubioną odpowiedzią dziecka jest "nie
wiem"?
Ojciec wchodzi do pokoju syna i widzi, że chłopiec jest bez włosów.
- Co się stało z twoją głową? - pyta ojciec widząc wystrzyżonego syna. - Czy obciąłeś sobie
włosy?
- Nie wiem - odpowiada chłopak.
Nic wiesz, czy obciąłeś sobie włosy? Powiedz mi więc, czy miałeś dzisiaj przez cały czas głowę przy
sobie?
Uważaj na swoje głupie serce
Ludzie, którzy nie mają dzieci mówią, że kochają je, bo dzieci są prawdziwe, autentyczne. No cóż, mając
ich pięcioro dysponowałem niemałym polem doświadczalnym i mówię wam, przedstawiam to jako fakt
naukowy, że dzieci nie kłamią tylko wtedy, kiedy im coś dolega.
Małe dziecko, w każdym razie, potrafi zdobyć każdego bez jakiejkolwiek pomocy, niewielu potrafi mu się
oprzeć. W niemowlętach jest coś ujmującego, zmuszającego ludzi do pieszczenia i ochraniania tych
maleństw, które wiercą się, ślinią i produkują to, co poetycko nazywamy kupką. Nawet coś takiego staje się
cenne, a to dlatego, że z pojawieniem się dzieci znika nasz rozsądek. Często razem z żoną wołaliśmy
dziadków do naszego pierwszego dziecka, żeby się pochwalić: "Patrzcie! Kupka!" Takie zachowanie jest
najlepszym argumentem jaki znam przeciw teorii ewolucji. Czy mam przedstawić jeszcze jeden argument?
Istoty ludzkie to jedyne stworzenia na ziemi, które pozwalają swoim dzieciom na powrót do domu.
Niemowlę rozczula nas, nawet jego zapach wzrusza bardziej niż zapach sosny czy pieczone-
go chleba. A to dlatego, że niemowlę jest samym życiem. Jest ono również paskudztwem, ale tak
ujmującym, że nie dostrzegamy tego, widząc jedynie skarb, który się w nim kryje.
Kochamy nawet obrzydliwe potomstwo niższych gatunków. Pewnego wieczoru oglądałem w telewizji
film o żółwiach morskich. Gromady żółwi wychodziły z dołów na plaży, całe oblepione ohydnym śluzem z jaj.
Obślizgłe żółwiątka pokryte piaskiem, ze zgiętymi dziwacznie kończynami są niewątpliwie najszkaradniejszym
potomstwem. Nic zważając na ich brzydotę oglądałem dalej film, a nawet powiedziałem: "Ach, patrzcie
jakie urocze żółwiątka".
Płacz dziecka przypomina, jak bardzo jest ono nam potrzebne, że nie możemy go stracić. Dla świeżo
upieczonego ojca taki mały człowiek jest czymś, co można trzymać w rękach, kochać, czym można się
pobawić. Ojciec może go nawet czegoś nauczyć, jeżeli sam cokolwiek umie. Nie uświadamiając sobie tego,
kochał on dzieci już wtedy, kiedy sam był dzieckiem. Nawet trzylatek mówi: "Ooo, zobacz, dziecko!" i
biegnie, żeby je dotknąć. Wtedy musimy nauczyć trzylatka, że nie można wydłubywać dzieciom oczu. Taki
trzylatek jest oczywiście zdolny kochać również dziecko pantery.
- Ooo, malutki kiciuś - powie.
- Nic, malutka pantera - odpowiesz.
- Czy mogę pobawić się z kiciusiem?
- Nic, tylko pogromcy dzikich zwierząt bawią się z takim kiciusiem - odpowiesz.
- Tak, dziecko ma w sobie tyle uroku, że zachwyca ludzi nawet kiedy śpi. Zwróćcie uwagę, jak
dorośli ludzie podchodzą na palcach do łóżeczka i patrzą na dziecko. Być może to właśnie jest
odpowiedzią na pytanie, dlaczego ludzie mają dzieci, które już wkrótce zaczną mówić: "Nie wiem" i
"To moje! To moje!" i zaczną łazić z wiecznie porozpinanymi rozporkami. Decyzja, żeby mieć coś
takiego, musi pochodzić z serca, a nie z mózgu.
PRAWIĄC
KOMPLEMENTY
I MASUJĄC PLECY
Ponieważ ono tam jest
To miłość, oczywiście, sprawia, że my, ojcowie decydujemy się na coś takiego, to miłość do kobiety, którą
poślubiliśmy i miłość do każdego napotkanego dziecka, z wyjątkiem tego jednego, które zwymiotowało nam
na buty. Tak więc, pomimo wszystkich naszych zastrzeżeń co do tego straszliwego obowiązku rozmnażania
się, musimy przyznać, że ludzie wyglądają na szczęśliwych, kiedy spodziewają się dziecka. Mężczyzna sprawia
wrażenie szczególnie zadowolonego, ponieważ ma kogoś, kto nosi jego dziecko, swojego kochanego tragarza.
Jego żona jest jednak również szczęśliwa, ponieważ czuje się w pełni kobietą. Słyszałem, jak panie
mówiły, że zostały matkami po to, by czuć się prawdziwymi kobietami, tak jakby przedtem uważały się za
jakichś dokerów. Wiele innych twierdziło: "Mam dziecko, bo chciałam się przekonać, czy jestem do tego
zdolna" - co brzmi zupełnie jak próba wyjaśnienia powodu, dla którego ludzie wspinają się na Mont
Everest i biją rekordy sportowe. Skoro jednak nawet szympansica może urodzić, to kobieta powinna zdawać
sobie sprawę, że ten wyczyn nie zasługuje na umieszczenie w Księdze Rekordów Guin-nessa.
Świeżo upieczony ojciec natomiast uważa samo zapłodnienie swojej partnerki, które jest na porządku
dziennym u wydr i małp, za coś zasługującego na złoty medal olimpijski. Nawet jeżeli mężczyzna boi się
nieszkodliwego zaskrońca, po tym wyczynie czuje się jak prawdziwy bohater. Uważa, że razem z żoną
dokonali szlachetnego dzieła stworzenia czegoś, co przetrwa. Nawet nie przyjdzie mu na myśl, że być
może stworzyli jednego z dziesięciu największych półgłówków w mieście.
Okaż trochę czułości
Mężczyzna musi wyzbyć się przekonania, że współżycie z żoną czyni go prawdziwym mężczyzną, a samo
zapłodnienie zasługuje na najwyższy podziw. Musi zrezygnować z drobnomieszczańskiej satysfakcji.
Jeżeli naprawdę kochasz żonę, to jej ciąża jest okazją do sprawdzenia jak bardzo się o nią troszczysz.
Powinieneś wykazywać zainteresowanie, gdy mówi: "Rusza się! Obudź się! Zobacz!" Musisz zachowywać się
wtedy tak, jakbyś oglądał powtórkę decydującej bramki. Pamiętaj, że oczekiwania twojej żony, domaganie
się, byś okazywał jej zainteresowanie i miłość są niczym wobec wymagań, jakie będzie ci stawiać dziecko.
Zmieni się nie tylko jej figura, ale i osobowość. Pojawią się nagłe wybuchy gniewu i potoki łez. Od czasu
do czasu będzie obwiniać cię o wszystko, poczynając od bólów krzyża, a kończąc na budżecie państwa.
Będzie uważała, że wygląda okropnie, bez względu na to, ilu znajomych by jej nie powtarzało, jak
promienną ma cerę.
- Jeśli noszenie tego ciężaru przez dziewięć miesięcy tak poprawia wygląd - chciałaby ci
powiedzieć - to może sam byś ponosił i poprawił swoją cerę?
Chociaż nie musisz się zgadzać na noszenie tego zamiast niej, musisz dołożyć wszelkich starań, by
nieustannie jej pomagać i wciąż okazywać swą miłość. Zadbaj zawsze o to, by siedziała na wygodnym
krześle, a gdy przyjdzie czas, żeby wyjść, pomóż jej wstać. W przeciwnym razie znajdziesz się na ulicy bez
niej, podczas gdy ona, wciąż siedząc na krześle, będzie machała rękami, tak jakby chciała wznieść się w
powietrze.
Musisz też zrozumieć, że straciła nie tylko swą dawną sprawność i figurę. Straciła też przyjemność
spania na brzuchu. Jej nowym hobby stało się wyszukiwanie wygodnej pozycji do spania, potrzebuje więc
ciebie, żebyś jej podkładał poduszki i pod plecy, i pod głowę, i pod nogi. Potrzebuje też twojej pomocy przy
wsiadaniu do samochodu, waszego samochodu, który kupiliście jeszcze wtedy, kiedy głupio łudziliście się, że
będziecie wieść beztroskie życie we dwoje, rozkoszując się tylko sobą.
Potrzebuje twojej pomocy nawet przy porodzie.
Tak rozgarnięty jak neandertalczyk
Zanim przyszły na świat nasze dzieci, uważaliśmy się za wykształconych ludzi. Żona skończyła studia na
wydziale psychologii dziecięcej ze średnią cztery plus, co oznacza, że jeśli zada się jej pytanie na temat
zachowania dzieci, to udzieli osiemdziesiąt pięć procent odpowiedzi. Ja natomiast skończyłem wychowanie
fizyczne z elementami psychologii dziecięcej w Tempie, co z kolei oznacza, że jeżeli zostanę spytany o
zachowanie dziecka, to poradzą, żeby przebiegło ono jedno okrążenie.
Ponieważ byliśmy absolwentami wyższej uczelni, studiowaliśmy te rzeczy, które zawsze zachodziły w
sposób naturalny, jak na przykład rodzenie dzieci. Tak więc zdecydowaliśmy, że poród naszego pierwszego
dziecka będzie naturalny. Oczywiście poród jest czymś naturalnym: bóle pojawiają się same, mięśnie kurczą
się, wypierają, i jak wiadomo, potrzebna jest jedynie gorąca woda. Neandertalczycy rodzili dzieci bez
podręczników.
Tym niemniej istnieją kursy, po których ojciec otrzymuje dyplom pozwalający mu na uczestniczenie w
porodzie. A to, czego te kursy uczą, to jak dodawać otuchy na sali porodowej: jak wołać - Przyj! Przyj!
Przyj mocno! Do dołu! Taaaaak!
Zadaniem mojej żony było prawidłowe oddychanie, a że przestudiowała to wcześniej, oddychała najlepiej
ze wszystkich kursantek. Zanim otrzymaliśmy dyplom, dobrze przygotowano nas do naturalnego porodu, to
znaczy takiego, podczas którego rodząca nie otrzymuje żadnych leków. Ojciec może otrzymać, co tylko
chce.
Pewnego dnia, pod koniec dziewiątego miesiąca, przybiegła do mnie żona, cała zdyszana, krzycząc: -
Bill!
- Przyj! - odkrzyknąłem.
Ale po chwili przypomniałem sobie jeszcze coś z kursu: trzeba jechać do szpitala. Tak też zrobiliśmy, z
szybkością dwustu kilometrów na godzinę, z żoną jęczącą przez całą drogę. Gdy tylko znaleźliśmy się w
szpitalu, poszliśmy od razu do sali porodowej, gdzie włożyłem na buty ochraniacze. Jej nogi powędrowały
do góry, a położnik usiadł sobie i czekał na poród, jak Jasio Ławniczek.
Kiedy złapał ją pierwszy mocny skurcz, radośnie powiedziałem: - Przyj!
Jak każdy mężczyzna, oczywiście nie miałem najmniejszego pojęcia jak silne są bóle porodowe. Carol
Burnett powiedziała: "Jeśli chcesz znać to uczucie, to po prostu chwyć się za dolną wargę i naciągnij są
sobie na głowę".
Kiedy żonę złapał drugi silny skurcz, wrzasnęła i podniosła się.
- Morfina! - krzyknęła. - Chcę morfinę!
- Ależ kochanie - powiedziałem łagodnie - przecież wiesz, że morfina....
- Zamknij się! To przez ciebie!
I przy następnym skurczu wszyscy na sali porodowej dowiedzieli się, że moi rodzice nigdy nie mieli ślubu.
Potem zaczęła spokojnie oddychać, a ja z boku dodawałem jej otuchy: - Przyj! Przyj!
- Nie chcę już przeć - powiedziała. -Bill, powiedz im, żeby mi coś dali.
- Nie, kochanie, na kursie zabronili...
- Rezygnuję z kursu!
- Ależ na pewno dasz sobie radę!
W tym czasie Jasio Ławniczek wciąż siedział i czekał na poród.
- Zobacz! - wykrzyknąłem nagle. - Czy to nic główka?
- Chyba tak - odpowiedział.
- To ją wyjmij.
- Utknęła.
- To weź bracie jakieś łyżki.
Wziął więc te łyżki, dziecko urodziło się, a my z żoną przeżyliśmy największe wzruszenie w życiu. To
było to, o co prosiliśmy Boga. Chcieliśmy sprawdzić, czy jesteśmy do tego zdolni. Patrzyłem z uwielbieniem na
to coś. Zaczęli je wycierać, ale wcale nic wyglądało lepiej.
Potem podszedłem do żony, pocałowałem ją delikatnie i powiedziałem: - Kochanie, bardzo ciebie
kocham. Właśnie urodziłaś jaszczurkę.
Co zawiera imię?
Całe miliony dzieci są do siebie podobne, a tym, co pozwoli odróżnić twoje dziecko od reszty, jest
jego imię. Wybieraj tylko imiona zakończone na samogłoskę, aby brzmiały donośnie, gdy je będziesz
wykrzykiwać. Nie wyobrażam sobie, żeby jakaś matka, wychylając się przez okno, mogła cokolwiek
zdziałać wołaniem "Łukasz!" Zdenerwowana matka potrzebuje na końcu "o" lub "u" lub "i", ponieważ
trwają one wystarczająco długo, żeby ściągnąć dzieciaka do domu na lanie. Nic usłyszy jej też drugi syn,
Tomek, ponieważ "k" nie ma większego zasięgu niż "sz".
Jeśli już musisz wstawić spółgłoski do imienia twojego dziecka, to wstaw je w środku - "n" lub dwa
"n" lub nawet cztery będą działać, pod warunkiem, że na końcu jest samogłoska. Jeśli na przykład nazwałeś
swoje dziecko Anna, możesz dłużej zatrzymywać się na "Ann" i następnie zakończyć mocnym "aaaa".
Wołając, zdołasz sięgnąć pod ziemię, spokojnie więc dotrzesz na kilka sąsiednich ulic.
Mój własny ojciec pogwałcił tę zasadę, dając mi imię kończące się na "s", ale sami przyznacie, że jest ono
wyjątkowe. Wołał na mnie Jezus. Często zwracał się do mnie z krzykiem: Jezus!
Mój brat też miał imię zakończone spółgłoską: Psiakrew. Zwracając się do nas, ojciec zwykł był mówić:
- Psiakrew, przestań skakać po meblach! Jezus, czy ty nic możesz być przez chwilę spokojny?
Czasem zdarzało się, że ojciec nas mylił. Pewnego dnia, gdy bawiłem się na deszczu, pojawił się w
drzwiach i zawołał: - Psiakrew!
A ja odpowiedziałem: - Tato, ja jestem Jezus.
Z wyjątkiem naszych imion, ojciec bardzo starał się nie przeklinać, co czyniło jego mowę na wpół
zrozumiałą. Usiłując stłumić przekleństwa, którymi z całego serca chciał mnie obsypać, ograniczał się do
takich wypowiedzi: - "Jeśli jeszcze kiedyś... ty... i ja ci... bo to po prostu jest... i przysięgam ci, że..." Przez
wiele lat naprawdę sądziłem, że mój ojciec nic potrafi dokończyć zdania. To ja zmuszałem go do dławienia w
sobie przekleństw.
Zawsze z szacunkiem poprawiałem swojego ojca, bo chociaż nigdy nie spuścił mi prawdziwego lania, to
miał takie uderzenie, że wylatywałem jak z procy. Często zdarzało się, że przelatywałem obok sąsiada, a
on prosił, żebym przekazał pozdrowienia ojcu.
- Dzięki mnie przyszedłeś na świat i ja mogę sprawić, że go opuścisz - zwykł mawiać mój ojciec. -
Nic stanowi to dla mnie żadnej różnicy. Po prostu sprawię sobie drugiego takiego bachora jak ty.
Mó...
migotka1313