Rozdział 7.doc

(41 KB) Pobierz
7

7.

Dom

 

              Znów te dziwne sny. Nie chciałam o nich mówić Edwardowi. Nie chciałam psuć nam ważnej chwili. Z lotniska do naszego nowego domu przyjechaliśmy autem, które Edward tymczasowo wypożyczył.

Pogoda była ładna i było ciepło. Słońce delikatnie przebijało się przez chmury, raz na jakiś czas. Ale było to nie lada fenomenem, jak na Alaskę.

Domek był niesamowity. Mały, z kamienia i drewna, położony w pięknej i malowniczej okolicy. Dookoła las, obok domu ogród. Było po prostu cudownie.

Carlisle kupił nam dom, bo Edward nie wyobrażał sobie życia w wynajętym mieszkaniu. I miał rację. Nie zamieniłabym tego domku na żaden inny. Był niewielki i bardzo przytulny. Mała kuchnia, salon z kominkiem, łazienka i sypialnia. Był pięknie urządzony, skromnie i z gustem.

- Edward, jak tu pięknie – powiedziałam z zachwytem, gdy wyszliśmy z domu do ogrodu.

- Tak, ujmująca okolica. Właśnie dziś rozpoczynamy nowy rozdział w książce naszego życia – powiedział spoglądając mi głęboko w oczy.

Usiedliśmy na hamaku, który przymocowany był do drzew. Edward pocałował mnie w czoło i przytulił.

- Chcę tu spędzić z tobą całe życie i całą wieczność – popatrzyłam na niego.

- I ja mam się na to zgodzić? – zażartował i uśmiechnął się figlarnie.

Pocałowałam go delikatnie, a on odwzajemnił mój pocałunek. Znów we mnie zawrzało. Te zimne i aksamitnie gładkie usta, ten zapach. Po prostu odpłynęłam.

- Już myślałem, że znów zapomniałaś o oddychaniu – zaśmiał się Edward, gdy otworzyłam oczy.

- Już pamiętam, ale jak ci już mówiłam, nadal mącisz mi w głowie. Nie mogę tego opanować.

- No to się cieszę, że mącę ci w głowie – uśmiechnął się figlarnie.

- Można by powiedzieć, że dziś nasza noc poślubna – puściłam do niego oko.

- Nie wiem o czym mówisz – powiedział Edward z ironią, uśmiechając się .

- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Obiecałeś mi, że kiedyś spróbujemy. No i póki jeszcze jestem człowiekiem, to warto byłoby spróbować – zachęcałam go.

- Ale ja cię mogę zabić, Bello. Przecież o tym wiesz – powiedział lekko podenerwowany. – To nie są żarty. Ja naprawdę nie potrafię być delikatny. Szczególnie pod wpływem emocji, a te niewątpliwie będą.

- Spróbować nie zaszkodzi – upierałam się.

Popatrzył na mnie z przyganą w oczach, przytulił i już nic więcej nie powiedział. Wiedziałam, że boi się o mnie.

Resztę dnia spędziliśmy na rozpakowywaniu walizek, na zapełnianiu szafek i ogólnym urządzaniu domku. Zajęło nam to trochę czasu i nawet nie spostrzegliśmy, że już wieczór. Właściwie, to było już dosyć późno. Byłam zmęczona. Podróż i te porządki całkiem zwaliły mnie z nóg.

Poszłam wziąć gorącą kąpiel. Jak zawsze, pomogła mi się zrelaksować. Doprowadzona do porządku, ubrałam koszulkę nocną, czyli biały T-shirt z nadrukiem i poszłam do Edwarda.

Leżał w sypialni, z rękami pod głową, na naszym małżeńskim łożu.

- Ślicznie wyglądasz – uśmiechnął się.

- Nie śmiej się. Tak czuję się najwygodniej.

Podeszłam i położyłam się obok niego. Byłam tak zmęczona, że oczy same mi się zamykały. Stwierdziłam, że to jednak nie jest odpowiednia chwila na eksperymenty. Chociaż wcześniej myślałam, że moglibyśmy spróbować.

- Wiesz Edward… Lepiej odłóżmy to na później. To musi być odpowiedni moment.

Edward wyraźnie się rozluźnił. Widziałam, że to, co powiedziałam, przyniosło mu ulgę. Naprawdę się bał. Trochę go rozumiałam. W końcu było to dla niego coś nieznanego. Chociaż dla mnie tez. I może dlatego lepiej było, że odłożyliśmy naszą noc poślubną.

- Widzę, że pierwszy dzień w naszym nowym domu dał ci nieźle w kość.

- Tak, jestem wykończona. Marzę tylko o tym, żeby się przespać.

Uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie. Jego ciało było przyjemnie chłodne. Wtuliłam się w jego skórę i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

Gdy obudziłam się rano, Edward leżał obok i przyglądał mi się z delikatnym uśmiechem na twarzy.

- Witaj Bello. Jak się spało?

- Rewelacyjnie, ale jestem trochę głodna.

- Do usług – zaśmiał się.

Na stoliku, obok łóżka, stała tacka ze śniadaniem dla mnie. Mleko, płatki, jabłko, sok pomarańczowy, świeże truskawki.

- Jesteś niesamowity. Mówiłam ci to już kiedyś? – parsknęłam śmiechem.

- Nie, skąd. Nigdy. – Edward również zaśmiał się głośno.

- Ale pyszności przygotowałeś dla mnie. Nie obrazisz się, jak zjem sama i się z tobą nie podzielę? Wiem, że się nie obrazisz.

- Po prostu smacznego – uśmiechnął się słodko.

Wzięłam tackę do łóżka. Usiadłam i położyłam ją sobie na kolanach. Edward leżał obok mnie. Jadłam, a on bawił się moją ręką, kreśląc na niej wzory swoimi zimnymi palcami.

To był najpiękniejszy poranek w moim życiu.

*****

Kolejne dni mijały nam na załatwianiu formalności związanych ze studiami. Jeździliśmy na uczelnię, wypełnialiśmy dokumenty. Zachowywaliśmy się jak zwykła para i gdyby nie to, że większość spraw załatwialiśmy w pochmurne dni lub po zachodzie słońca to moglibyśmy uchodzić za zupełnie normalnych. Na szczęście przez większość czasu nie świeciło tu słońce, więc Edward mógł spokojnie wychodzić i przebywać wśród ludzi.

Teraz byliśmy już studentami University of Alaska. Edward wybrał historię sztuki, a ja fotografię. Tak zafascynowała mnie okolica, moje nowe miejsce zamieszkania, że polubiłam uwieczniać piękno przyrody na zdjęciach. No a Edwardowi sprawiało przyjemność to, że wiedział wszystko na temat różnych dzieł sztuki i nie tylko. W końcu młodziutki to on nie był. A przez te wszystkie lata zdążył przestudiować wiele książek.

Odkąd przyjechaliśmy do Fairbanks, cały czas było pochmurno. Tak, jak mówił Edward, było to dla nas bezpieczne miejsce. Trochę tęskniłam za Forks, a raczej za wszystkimi, którzy tam zostali. Jednak Edward był lekarstwem na wszystko. Gdy tylko on był przy mnie, wszystkie smutki i tęsknoty odchodziły na dalszy plan. Liczył się tylko on.

*****

Był już listopad. Minął miesiąc odkąd przeprowadziliśmy się na Alaskę. Leżałam na bujanym fotelu, czekając aż Edward wróci z polowania, kiedy zadzwonił telefon. Głośna melodia wyrwała mnie z rozmyślań.

- Halo? – odebrałam.

- Witaj Bello! Jak miło cię słyszeć. Tak się za Wami stęskniłam. Wszyscy za wami tęsknimy.

To była Alice. Ja również się ucieszyłam, gdy ją usłyszałam. Brakowało mi mojej nowej, zwariowanej siostry.

- Och, cześć Alice. Ja również bardzo się cieszę, że dzwonisz. Co u was?

- Ach, u nas po staremu. Lepiej opowiadaj, jak wam się mieszka na Alasce.

- Okolica przepiękna, domek również śliczny. Mamy siebie. Czego więcej nam potrzeba? – zaśmiałam się.

- No tak. Zakochani – Alice również się zaśmiała. – Jest tam obok ciebie Edward? Chciałabym z nim chwilę porozmawiać.

W jej głosie wyczulam niepokój. A może tylko mi się wydawało.

- Niestety jest na polowaniu, ale powinien za chwilę wrócić, bo już dosyć długo go nie ma.

Dziwne. Ale poczułam, że Alice coś przede mną ukrywa. Może miałam tylko takie wrażenie, a może faktycznie coś było nie tak. Mniejsza z tym, byłam po prostu przewrażliwiona.

- W sumie to chciałabym was oboje o coś zapytać – powiedziała z wahaniem w głosie.

- O co chodzi Alice?

- Chcielibyśmy was odwiedzić. To znaczy ja z Jasperem, Esme i Carlisle, bo Rose i Emmett wyjechali. Pytam o zdanie, bo tak wypada, ale i tak już widziałam, jak jesteśmy u was – zaśmiała się Alice.

- Oczywiście, że możecie. W każdej chwili jesteście u nas wszyscy mile widziani.

- No to super! Pozdrów Edwarda, jak wróci. Do zobaczenia.

- Ty również pozdrów wszystkich. Do zobaczenia.

Alice się rozłączyła. Odłożyłam telefon i usiadłam wygodniej. W kominku się paliło, więc było przyjemnie ciepło. Chciałam, żeby przyjechali nas odwiedzić. Już tak dawno ich nie widziałam. Edward na pewno też tęsknił.

Jeszcze chwilę siedziałam sama i wrócił.

- Witaj kochanie – uśmiechnął się i wszedł do domu.

Po chwili zmaterializował się u mego boku.

- Nareszcie wróciłeś. Tak za robą tęskniłam.

- Przecież nie było mnie tylko kilka godzin – objął mnie ramionami i uśmiechnął się ciepło.

Patrzyłam na piękną twarz mojego ukochanego. Jego oczy nie były już ciemne. Teraz miały kolor płynnego miodu. Chciałam w nich utonąć.

- Ja tęsknię nawet, gdy cię nie widzę kilka minut – powiedziałam.

Uśmiechnął się delikatnie i mnie pocałował. Krótko, ale czule.

- Dzwoniła Alice, jak cię nie było – powiedziałam wciąż w niego wtulona.

- Naprawdę? – zdziwił się Edward. – I co u nich?

- Wszystko w porządku. Chcą nas odwiedzić, ale nie wszyscy, bo Rosalie i Emmett wyjechali. Alice, Jasper, Esme i Carlisle przylecą za kilka dni.

- To bardzo miło, że nas odwiedzą. Tak dawno się nie widzieliśmy.

To, jak mówił Edward, wydawało mi się trochę podejrzane. Tak, jakby bardzo zainteresował się tym, co powiedziałam, ale też jakby go to trochę zaniepokoiło.

Usiedliśmy na sofie przed kominkiem. Światło i ciepło bijące od Edwarda było bardzo przyjemne. Przytuliłam się do niego, a on mnie objął.

Wszystko było w najlepszym porządku. Tylko trochę nie dawała mi spokoju myśl, że Alice coś przede mną ukrywa. Pytała o Edwarda, chciała z nim rozmawiać, a gdy dowiedziała się, że go nie ma, urwała temat, jakby w ogóle go nie zaczęła.

- Edward? – zapytałam

- Tak?

- Jak dzwoniła Alice to pytała o ciebie i chciała z tobą porozmawiać. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że coś przede mną ukrywa. Chciała ci coś koniecznie przekazać, ale tak, żebym ja się nie dowiedziała.

Popatrzyłam na niego, żeby zobaczyć jak zareaguje. W jego oczach dostrzegłam chwilowe wahanie.

- Może po prostu chciała ze mną porozmawiać – uśmiechnął się.

- Może – odpowiedziałam zamyślona.

Odwróciłam wzrok na tańczące w kominku płomienie. Rzucały blask na twarz Edwarda, przez co wydawała się bardzo tajemnicza i nieziemsko piękna.

Może naprawdę byłam przewrażliwiona, ale trudno się dziwić po tym, co przeżyłam przez ostatnie kilka miesięcy. Jednak cały czas nie dawała mi spokoju rozmowa z Alice. O co chodziło?

Wciąż wtulona w zimne ciało mojego ukochanego, wdychałam słodki zapach jego skóry, a on gładził ręką moje włosy. Czułam się wyjątkowo. Do szczęścia był mi potrzebny tylko on, nic więcej. A może aż on.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin