Cookson_Catherine_-_Obsesja.pdf

(1307 KB) Pobierz
433053633 UNPDF
Cookson Catherine
Obsesja
W małym angielskim miasteczku życie toczy się sennie i powoli. Młody lekarz
John, który rozpoczyna tu praktykę, wie, że wszyscy mieszkańcy mają
wprawdzie mroczne tajemnice, ale starannie dbają o swój wizerunek w oczach
sąsiadów. Rodzina Penrose Steel nie różni się pod tym względem od innych.
Mury wielkiego, pięknego domu strzegą sekretów, które ujawnia dopiero śmierć
ojca. Córki chcą jak najszybciej opuścić rodzinne gniazdo, a najlepszym na to
sposobem jest wyjście za mąż. Najstarsza z sióstr, Beatrice, przeżywa chwile
triumfu. Teraz ona jest panią w rodzinnym domu. To jednak najwyrażniej jej
nie wystarcza. Podstępem i manipulacją wpływa na życie innych. Bo
najważniejszy jest DOM.
Część pierwsza
PRZYJĘCIE W OGRODZIE
Rozdział pierwszy
Szedł pod górę długą aleją wiodącą do dworu, wysadzaną po obydwu stronach sosnami, które rosły
tak gęsto, że tłumiły dochodzące spoza nich odgłosy.
Zbliżanie się do końca alei przypominało wynurzanie się z ciemnego tunelu. Okoliczna roślinność
wyjaśniała nazwę Sosnowego Wzgórza. Widział je teraz po raz pierwszy, ponieważ stanowiło rewir
jego wspólnika. Budynek dworu był długi, lecz nie za niski. Spojrzał w prawo i ujrzał coś, co
wyglądało na dobudowany na końcu skrzydła domek, o oknach - tak jak wszystkie pozostałe -
złożonych z licznych kwadratowych szybek. Na froncie głównego budynku znajdował się taras, z
którego płaskie schody poprzez wysypany żwirem plac wiodły na obszerny trawnik.
Dwór wyglądał przepięknie od podnóża schodów aż do ozdobnych kominów, których - jak zauważył -
było całkiem sporo, a więc gmaszysko musiało być jeszcze większe, niż to się wydawało z zewnątrz.
Dochodzące spoza odległego narożnika rżenie konia zdradzało, że właśnie tam znajdują się stajnie.
Odwrócił się od domu i spojrzał na miejsce, gdzie dwa krzewy, świeżo przycięte w kształcie lwów,
pilnowały niskich kolumn, za którymi cztery stopnie wiodły nie - jak można by oczekiwać - do ogrodu
różanego, lecz na duży trawnik, gdzie
3
Catherine Cookson
pod wielkimi parasolami ustawiono stoły. Kilka osób siedziało już przy stołach, jednak większość
spacerowała w ich pobliżu. Poprawił trzymaną pod ramieniem małą paczuszkę i przypomniał sobie, że
to nie było tylko zwyczajne ogrodowe przyjęcie, ale uroczystość z okazji dwudziestych pierwszych
urodzin panny Beatrice Penrose-Steel.
Spostrzegł, że od jednej z grup odrywa się jakiś mężczyzna i zmierza w jego kierunku. Pomyślał, że to
zapewne „Pan na włościach" - jak określił go stary Cornwallis, nie dający się porównać z jego ojcem,
niedawno zmarłym pułkownikiem.
- A więc znalazł nas pan - powitał go Simon Steel. - Jakże się miewa doktor Cornwallis?
- Niestety, dzisiaj nie czuje się zbyt dobrze. Bardzo boli go noga.
- Chyba nie grozi mu artretyzm, prawda?
- Nie.
- No cóż, chodźmy. Poznam pana z moją córką. Poprowadzono go do stolika, przy którym siedziała
młoda
kobieta. Natychmiast spostrzegł podobieństwo między ojcem i córką: oboje mieli taką samą karnację,
takie same jasno-brązowe włosy, szare oczy, identycznego kształtu usta - szerokie, lecz o cienkich
wargach. Różniły ich jedynie nosy: on miał orli, a ona lekko zadarty.
- Kochanie, to jest doktor Falconer, zastępca doktora Cornwallisa.
John Falconer rzucił gospodarzowi niemiłe spojrzenie. Chciał przywołać go do porządku i
powiedzieć: „Wspólnik", bo przecież tamten wiedział, że teraz on i Cornwallis byli partnerami.
- Dzień dobry. Pozwolę sobie złożyć pani najlepsze życzenia urodzinowe.
- Dziękuję. - Miała delikatny głos. Uśmiechnęła się szeroko.
Wręczył jej paczuszkę.
4
O BSESJA
- Muszę panią poinformować - powiedział ze śmiechem - że to nie ja wybrałem ten upominek. Doktor
Cornwallis powiedział, że pani przepada za czekoladkami.
- Zgadza się. Bardzo panu dziękuję. - Po chwili, gdy do stolika podeszły dwie młode kobiety, wstała. -
To moje siostry. - Wskazała jedną z nich. - To jest Helena... Doktor Falconer.
Spojrzał na dziewczynę o połyskujących, brązowych włosach i ciemnych oczach. Jej skóra
przypominała alabaster, a usta miała pełne i szerokie. Była niemal tak wysoka jak on, a przecież
mierzył ponad sto osiemdziesiąt centymetrów, wiec ona musiała mieć przynajmniej metr
siedemdziesiąt pięć. Jakże śliczną miała figurę... Była piękna. Inaczej niż jej siostra.
- A to jest Marion - powiedziała Beatrice odwracając jego uwagę od Heleny.
Marion również była wysoka, lecz miała bardzo jasne włosy - ładna, jednak nie piękna. Rysy jej
twarzy były łagodne, chociaż w oczach pojawił się żywszy błysk, gdy odezwała się:
- Zapewne zastępuje pan doktora z powodu jego chorej nogi... a nie artretyzmu. Tylko nie artretyzm -
dodała figlarnie, potrząsając głową.
Wykonując podobny ruch odpowiedział jej ze śmiechem
w taki sam sposób:
- Tylko nie artretyzm. Proszę nie wypowiadać tego słowa.
- To powinna być dla pana lekcja, doktorze, że trzeba unikać pewnych rzeczy.
- Tak jest. Ta pierwsza lekcja już za mną, panno... Marion. RoześmieK się wszyscy.
- Heleno, przyjechał Leonard - odezwała się nagle Beatrice.
- Ojej! - zawołała Helena i pospiesznie ruszyła w kierunku wysokiego mężczyzny w średnim wieku,
który stał u szczytu schodów.
- Co do mnie - rzekła Marion - lepiej pójdę zaopiekować się naszym dzielnym wojskiem.
9
Zgłoś jeśli naruszono regulamin