2
SPIS RZECZY:
Przedmowa tłumaczki 3
Słowo wstępne 4
Regulus w Kartaginie 5
Kto jest młodzieńcem z charakterem? 7
Wychowuj sam siebie! 9
Szlachetne i odważne serce 9
Słowa Epikteta 10
Potęga wielkiego celu 11
Moc czynu 12
Wolność 13
Wielkoduszna młodzież 14
Jaki z ciebie samolub! 15
Czy potrafisz powiedzieć „nie"? 16
Wyjątek z dzienniczka 17
Latawiec w drutach telegraficznych 19
Contra torrentem (Przeciw prądowi) 20
Pojedynek 21
„Victor hostium et sui!" „Zwycięzca wroga i siebie!" 24
Wieża zamkowa, czy chorągiewka na dachu? 25
Niewolnik sumienia 26
Przeszkody do wyrobienia charakteru 27
Spadające liście 28
Krzyż zasługi 29
Osty w zasiewach 30
Walka duszy 30
Bez ofiar 31
Mnich pogromca zwierząt 33
„Wstał lewą nogą" 34
„Nie mam szczęścia!" 35
„Próbowałem, a nie udało się!" 36
Valde velle! Bardzo chcieć! 37
Staw czoło losowi! 38
Słynna trzynastka 39
Niebezpieczeństwo powodzenia 41
Gdzie jest Azja? 41
„Pożycz mi proszę!" 42
Szatan pieniądza 43
Jak chwytają małpy? 45
Wedle stawu grobla 46
Radość pracy 48
„Przepraszam, głowa mnie bolała" 49
Pszczoła i truteń 50
Żuraw bez ogona 51
Chwiejny płomień świecy 52
Ślimak i zając 53
Geniusz czy pilność? 54
W rowach strzeleckich 56
Wychowanie woli 57
Chcę! 58
„Potrafiłbym gdybym chciał!" 59
Młodzieniec o silnej woli 60
Demostenes 61
Godzina wielkiej gimnastyki 63
Czerwonoskóry chłopiec przed zwierzyną 64
„Trudno! nie mam woli!" 65
Abstine! 66
Winne grono pustelnika 67
Diem perdidi 68
Kogut japońskiego malarza 69
Sustine! 71
Cierpieć bez skargi 72
Radosne posłuszeństwo 74
Wytrwać bez kłamstwa 75
Dlaczego chłopcy kłamią? 76
Czy warto kłamać? 77
Słowo dzielnego człowieka 78
„Daję Ci słowo" 80
Aggredere! Bierz się do rzeczy! 82
Potęga drobnostek 83
Skrępowany Guliwer 84
Zepsuty zamek od drzwi 85
Włosy Absaloma 86
Lampka wieczna w katedrze pizańskiej 87
Praca z zapałem 88
Obowiązek 90
„Nie jestem dziś w dobrym usposobieniu" 91
Ten, który się za późno urodził 92
Spóźnił mi się zegarek 94
Ubogi student 95
Ubodzy chłopcy — wielcy ludzie 96
Ile jest wart czas? 97
20 minut — 12.000,000 dolarów 99
Transeunt et imputantur 100
Gdy przyszłość zmienia się w teraźniejszość 100
Non numerantur, sed ponderantur! 102
Ars longa, vita brevis 103
Quieti non otio 104
Co jest najtrudniejsze na świecie? 106
All right! 107
U stóp Pana 110
Gaudeamus igitur 111
Młodości moja, wróć na jedno słówko 113
Kim chcesz zostać 114
Smutna noc sylwestrowa 115
W wigilie mojego ślubu, który życie moje oddawał w służbę narodu węgierskiego, ojciec mój, ś. p. Stanisław hr. Tarnowski, dwukrotny Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego i długoletni Prezes Akademii Umiejętności w Krakowie, przyniósł mi mały odlew dzwonu Zygmuntowskiego ze słowami: „Nie zapomnij nigdy, co jesteś winna Twojej dawnej Ojczyźnie." W sercu, w duszy, w całej mej istocie żyło zawsze to uczucie pełnym życiem, nie nadarzyła mi się jednak sposobność oddania Polsce jakiejś rzeczywistej, prawdziwej usługi. Dziś nadarza się ona. Umożliwienie polskiej młodzieży poznania znakomitego wychowawczego dzieła księdza Dra Tihamera Tóth`a, Rektora Duchownego Seminarium Centralnego w Budapeszcie, a dawnego profesora, oraz przywódcy harcerzy, które tej młodzieży może przynieść prawdziwą duchową korzyść. Może jej być wielką pomocą w wykształceniu, wyrobieniu się na „Młodzieńców z charakterem”, ilości których, zależeć będą przyszłe losy zmartwychwstałej Ojczyzny.
Dając ten drogowskaz w ręce polskiej młodzieży, korzystam ze sposobności, by przypomnieć jej postaci tego najidealniejszego Katolika, Polaka, patrioty, polityka, uczonego, a w życiu domowym syna, brata, męża i ojca rodziny, jakim był ś. p. mój Ojciec.
Był On właśnie tym charakterem, którego żąda od młodzieży ks. Tóth. Był jedną z tych szlachetnych postaci, jedną z tych najczystszych, pełnych zaparcia się siebie chwał narodu, które przez cały ciąg naszych dziejów, w złej i dobrej doli, świeciły przykładem, przekazując coraz to młodszym pokoleniom, skarby duchowe i moralne znojnie nagromadzone w ciągu wieków. Czterdzieści lat życia spędził w pracy nad nauczaniem młodzieży żywym słowem wykładów, piórem w swych dziełach, a przede wszystkim przykładem swojego kryształowego, niezłomnego, nieskazitelnego charakteru. Uczył ją kochać Boga i Kościół katolicki, uczył kochać Ojczyznę dobrze i mądrze, uczył kochać Prawdę, Dobro i Piękno zawarte w nieśmiertelnych utworach piśmiennictwa polskiego. Niech więc świetlana postać Ojca mojego będzie młodzieży polskiej przewodnikiem i wzorem na drodze tego wyrobienia, do którego wzywają ją podniosłe karty niniejszej książki.
Choć nauki poniższe nie z mojej wypływają duszy, choć są dziełem syna mojej nowej Ojczyzny, który także życie swe poświęca wychowaniu świeckiej i duchownej młodzieży, niech otworzą, — na wzór legendy o św. Kindze, — nową kopalnię soli, soli mądrości przeniesionej tym razem z za Karpat, niech wzmacniają między obydwoma narodami pamięć tradycji Królowej Jadwigi, Władysława Warneńczyka, Stefana Batorego, niech w duszach polskiej młodzieży potwierdzą prawdziwość staropolskiego przysłowia, że wtedy dopiero naprawdę dobrem staje się szlachetne wino tokajskie, gdy się do Polski dostanie. Hungariae natum, Poloniae educatum!
Niech więc ten z Węgier dziś podany kordiał, „dla pokrzepienia serc" i wzmocnienia sił mających wykuwać przyszłość narodu, w młodych polskich duszach tysiąckrotny przynosi plon, niech podejmie i do dalszego świetnego rozwoju wiedzie zbożną myśl Autora, niech w dziedzinie ducha sprawdzi się stare przysłowie o doskonałości tego, co jest: Hungariae natum, Poloniae educatum!
Ze względu na czytelników polskich przeważną część cytatów z węgierskich i niemieckich pisarzy, bądź opuszczono, bądz też zastąpiono wyjątkami z polskich autorów i gdzieniegdzie nadano polski koloryt obcymi barwami namalowanym obrazkom.
Kończę zaś jednym życzeniem dla całej polskiej młodzieży.
Gdy mój Ojciec schodził z pola czterdziestoletniej pracy, na uroczystości jubileuszowej w Auli Almae Matris Jagiellońskiej, między innymi Henryk Sienkiewicz składał mu dzięki imieniem Warszawy, Królestwa Polskiego, Wołynia, Podola, Ukrainy, za to, ze: „Przez całe życie strzegł czystości piór Orła Białego!"
Niech do każdego z młodych czytelników, u końca znojnej jego pracy, zwróci się Ojczyzna z tym zaszczytnym uznaniem. Ale jeżeli tak górnej chwili dożyć chcecie, musicie najprzód: Strzec czystości skrzydeł własnej białej duszy!
Nitraujlak, w dzień Przemienienia Pańskiego. Hr. Elżbieta z Tarnowskich Janosława Esterhazy.
Drogi mój chłopcze!
Przy moim biurku często zasiadają u mnie studenci. Ledwo rozpoczął się rok szkolny, a już zaczynają się odwiedziny moich chłopców. Nowi pukają nieśmiało, starzy znajomi z tym śmielszą radością.
Siadają przy moim stole i w ciszy skromnego pokoju otwierają się zamknięte na tysiąc kłódek podwoje skarbca młodej duszy.
Gdy przedstawiają mi swoje troski, — wydają im się one niesłychanie przygnębiające, — gdy wypłakują swój ból, — uważają go za cierń śmiertelnie raniący, — gdy kładą mi na dłonie swe młode dusze z ich wielkimi burzami, głębokimi zagadnieniami, a następnie gdy spragnionymi pociechy, szeroko rozwartymi oczyma mówią mi: „Radź! Co mam robić?" — wtedy to, w tych podniosłych chwilach, doszedłem do zrozumienia, że dusza każdego z tych chłopców jest kopalnią diamentów o niezmiernej wartości, obietnicą kryjącą w sobie nieobliczone możliwości na przyszłość, do dobrego rozwoju których się przyczynić, nietylko jest świętym naszym obowiązkiem, ale także wielkim dla nas dorosłych zaszczytem.
Kto młodzieżą się nie zajmuje, ten nie przypuszcza nawet, ile zagadnień, udręczeń, poślizgnięć, mogących doprowadzić do ostatecznego nawet upadku, — pociąga za sobą rozwój, budzenie się życia, a wskutek tego, jak bardzo potrzebuje wątłe czółenko dusz Waszych pewnej, silnej, sterującej dłoni.
Gdy wtedy usiłowałem wzmacniać Was w walkach, o których mi się uskarżając zwierzacie, gdy starałem się ukoić wzburzone dusze, pomóc radą w zwątpieniu, podać silną dłoń do wydobycia się z oplątujących Was zasadzek i trudności, wydawało mi się, że nie jeden tylko student siedzi tu u mnie, lecz miałem wrażenie, jakby przenikliwy wzrok tysięcy i tysięcy chłopców rozproszonych po całym kraju, wpijał się w mą duszę, wzrok chłopców borykających się z równie poważnymi zagadnieniami, a nie mających do kogo zwrócić się o odpowiedź, radę i pociechę. Samotni i opuszczeni, staczać muszą o własnej sile walki krytycznych lat młodości.
Z tej myśli zrodziły się: „LISTY DO MOICH STUDENTÓW". Z niej wyłonił się plan tej książki.
Wiem dobrze, że martwa drukowana litera traci wiele z siły żywego słowa; może jednak nie będzie zupełnie bezpożyteczne, jeżeli te myśli, które zwykłem z moimi studentami omawiać, zbiorę w tę książkę.
Nie wiem jak się nazywasz, kochany Chłopcze! Nie wiem do jakiej uczęszczasz szkoły: do gimnazjum, do realnego gimnazjum, do realnej, do seminarium nauczycielskiego, do handlowej, do sześcioklasowej miejskiej, do zawodowej, a może już chodzisz na uniwersytet. Jedno tylko o Tobie wiem. To, że jesteś studentem, który nosi w duszy przyszłość narodu, który stoi wobec nader ważnych zagadnień, a którego wątpliwości powinny od nas otrzymać poważną, wyczerpującą odpowiedź. Niema bowiem wyższego w życiu zadania, nad zaspakajanie spragnionych dusz, przez podawanie im prawdy z wiekuistych źródeł. Zakładanie państw nie może być większą zasługą w oczach ludzkości, budowanie kościołów nie może być milszem Bogu, niż uchronienie przez nasze rady od zepsucia, choćby jednej jedynej duszy, tego „Żyjącego Kościoła Bożego”.
Każdą literę tej książki skreśliła wielka miłość ku Tobie, oraz przekonanie, że wieczną wartość zawiera w sobie rozniecenie choćby w jednej duszy wzniosłych ideałów. Ta miłość zasługuje, byś ze swej strony poważnie wziął pod uwagę, to co w tej książce wyczytasz. Następnie zaś, gdy czego dobrze nie zrozumiałeś, gdy niezbędnym ci jest objaśnienie, gdybyś miał jakąś uwagę do zrobienia, a szczególnie, jeżeli zawarte tu myśli dopomogły Ci do powzięcia dobrych postanowień — pomów o tych rzeczach z jakimś rozumnym kapłanem albo i poważnym świeckim człowiekiem, a potem staraj się wyciągnąć praktyczną konkluzję i jej w życiu się trzymać. Największą bowiem nagrodą za moje usiłowania będzie, jeżeli choć jeden jedyny chłopiec rozpozna przez tę książkę dobry kierunek i potrafi utrzymać się na prostej drodze.
Kartagina wysłała do Rzymu poselstwo z prośbą o pokój. Na czele poselstwa wysłano Regulusa, jeńca wojennego rzymskiego, od którego zażądano przysięgi, iż w razie gdyby wysłannictwo jego nie odniosło pomyślnego skutku, wróci do niewoli. Wystawiasz sobie duchową rozterkę Regulusa, gdy znalazł się znów w domu, w ukochanym Rzymie! Gdyby pokój nastał, mógłby w nim pozostać na zawsze. A wiesz co on uczynił? Oto on najusilniej namawiał do dalszej wojny, a gdy mu Senat doradzał, żeby pozostał mimo wojny w Rzymie, gdyż wymuszona przysięga obowiązywać nie może, rzekł: „Czyż chcecie koniecznie, bym się shańbił”? Wiem dobrze że czekają mnie męki i śmierć, lecz jakie to drobnostki w porównaniu ze wstydem bezecnego czynu, w porównaniu z ranami grzesznej duszy! Choć jestem jeńcem Kartaginy, chcę zachować nieskazitelny charakter Rzymianina. Przysiągłem, że wrócę. Muszę spełnić mój obowiązek. Resztę polecajcie bogom". Wrócił do Kartaginy gdzie wśród okrutnych mąk został stracony.
To był charakter rzymski!
A więc, wobec tego, jakim powinien być charakter chrześcijański!
Niepodobna żądać, żeby każdy był bogatym, ani też żeby był mędrcem, lub w jakikolwiek sposób okryty sławą: lecz tego jednego od każdego wymagać można: żeby miał charakter!
Nie każdemu dano podbijać kraje. Na mało czyjej głowie lśni królewska korona, Lecz zdobycie bogatej w skarby krainy ducha, oraz ozdobienie swej skroni koroną męskiego charakteru, oto zadanie, które czeka każdego bez wyjątku. Wielu go nie spełnia. Lecz Ty, mój Chłopcze, wszak prawda, Ty go spełnisz!
Tylko że charakter to nie wielki los, który wygrać można przypadkiem, bez zasługi. Charakter to nie z urodzenia, bez pracy odziedziczone świetne nazwisko. Charakter to wy...
kasiakdk